poniedziałek, 23 czerwca 2014

Życiowa zwrotnica na językach.

Dostałam wczoraj sms-a.: "Pozdrawiamy z Gniewu, gdzie wspominamy Pani książkę: Życiowa zwrotnica: na klubie książki - ksiądz proboszcz."
Zapewne pamiętacie jak w którymś z postów pisałam o mojej wizycie w parafii. Miałam wtedy swoje 5 minut na to, by streścić życie Marysi, a w zasadzie przesłanie, które ono niosło. Ta historia poruszyła wiele serc i nadal porusza. I chociaż mijają kolejne miesiące, kiedy nie mam jej przy mnie, to nie dnia, bym o niej nie myślała. Nadal jestem jej matką i w sercu będę na wieki. Taka mnie naszła chwila refleksji, kiedy myślę o ludziach, którzy przychodzą na świat. Każdy z nich ma pewną rolę do odegrania. Jedni stają się bandytami, by pokazać innym zło w najczarniejszej postaci, innych skręca choroba, by zdrowi dziękowali za pełnię mocy, którą mają . Jeszcze inni marzą o kromce chleba, podczas gdy bogacze serwują sobie filiżankę kawy za 350 Euro. Czy to źle ? Chyba nie, bo przecież z jakiegoś powodu tak właśnie funkcjonuje świat. To ludzie pokazują nam go z wielu różnych perspektyw, odgrywają swoje role - każdy taką - do jakiej został stworzony. I czasem wiele spraw i lat i niedokonanych rzeczy umyka ludziom przez palce, bo nie mają czasu. Bo są zapracowani, bo wciąż za czymś pędzą. A gdzie chwila dla bliskich? Gdzie odczucie wdzięczności za to, co mają? Każdy ma coś, za co może dziękować,: może to być zdrowie, praca, wygląd, dom, rodzina, dzieci, cokolwiek. Tak rzadko to doceniamy. A dzisiaj, kiedy idę pożegnać kolegę z naprzeciwka, łza kręci się w oku. Młody, 33 letni Kamil- ojciec, mąż, brat, syn, przyjaciel, kolega. Dla wielu znaczył bardzo wiele. Zmagał się z paskudnym rakiem mózgu i chociaż wbrew temu, co mówili lekarze- stanął na nogi, walczył z chorobą jak najodważniejszy wojownik.  Bardzo go za to podziwiam i doceniam. Nie jeden dawno by się poddał, ale Kamil kilka lat walczył i nigdy nie zwątpił. Pamiętam, kiedy jako dzieci bawiliśmy się na wspólnym podwórku, on nosił okulary z jednym zaklejonym szkłem. Był przez to charakterystycznym chłopcem. Wesoły, jako dziecko, i jako mężczyzna. Zakochany w 5 letnim synku i żonie. A tu nagle bramy niebios się otworzyły i zaprosiły go w ostatnią podróż. On jest szczęśliwy. Nie wątpię w to. Ale tych, których zostawił - cierpią. Przeżywają gorycz taką, jaką ja dokładnie pamiętam i nadal odczuwam po stracie Marysi. Tak dobrze znam to uczucie bezsilności, kiedy człowiek po prostu musi zaakceptować fakt, że ten kogo najbardziej kochamy, opuszcza nas. To trudne, bardzo trudne powiedzieć dziecku, że nigdy nie zobaczy taty. Tak jak ja musiałam powiedzieć, ze nigdy moi chłopcy nie zobaczą siostry. Takie chwile uświadamiają jeszcze bardziej, że życie to chwila, która jak motyl jest piękna, barwna, i bardzo delikatna i krucha. I jak motyl pojawia się, by zniknąć nam z oczu. To chwila, która nie trwa wiecznie i chociaż wydaje nam się, że jeszcze tyle lat mamy przed sobą, to przecież nikt nie wie, czy lat, miesięcy, dni godzin, czy chwil. Odejście Marysi zmieniło we mnie właśnie ten pogląd - nawet kiedy jestem bardzo zła na kogoś, to staram się zawsze postępować tak, by nie krzywdzić innych, a przynajmniej im nie szkodzić. I cieszyć się każdą chwilą nudy, radości, zmartwienia, każdym dniem i każdym wyzwaniem. Dlatego kochani, w tej chwili refleksji pomyślcie o tych, których kochacie i pomyślcie za co możecie być dzisiaj wdzięczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz