Wiem, że bardzo dużo osób jest wiernymi czytelnikami mojego bloga, a przecież właśnie minęły 3 lata, odkąd Marysia - główna bohaterka tego bloga odeszła... Miałam w ogóle przerwać dodawanie wpisów, ale wiem, ze ten blog jest jedyną drogą komunikacji i przekazu informacji dla moich stałych czytelników. Dlatego postanowiłam, że będę pisać, ale rzadko, dlatego że miał to być blog Marysi, a wpisując różne inne aktualności, jego przesłanie przestaje istnieć. Od dnia 2 maja jestem ponownie mamą. Szczęśliwą;) Modliłam się o to dziecko - o jego poczęcie 1,5 roku. I mam cudownego synka. Mam nadzieję, że będzie rozwijąl się prawidłowo i da nam to, czego nigdy nie mogliśmy oczekiwać od Marysi - słowo , mama, świadomy uśmiech, chwytanie w rączki, podnoszenie główki, raczkowanie, siedzenie, gryzienie i chodzenie i takie tam niby zwykłe czynności, które przyprawiają o łzy w oczach rodziców, którzy całe lata czekają choćby na jeden taki gest. Marysi już nie ma, ale wiem, że modlitwa do niej o zdrowe dziecko przyniosła efekt i za jej wstawiennictwem mam dzisiaj Mareczka. Jak to u nas rodzinnie wszyscy sa na Mar... Mariusz, Marcin, była Marysia i jest Marek.
:)) Macierzynstwo to piękny choć trudny czas. Nic nie jest już tak jak dawniej, nie możesz wyjść kiedy chcesz, nawet zjeść kiedy chcesz, tylko wtedy, gdy potrzeby dziecka zostaną najpierw zaspokojone. Karmię piersią i to jest najcudowniejsze uczucie dla matki -które chce się zatrzymać jak najdłużej, bo podczas karmienia ulatnia się nade mną feromon małego człowieczka, na piersi leży maleńka rączka a przy przełykaniu słychać rozkoszne postękiwania. Cudowny dar natury. Noce są trudniejsze, bo trzeba przyzwyczaić się do nie spania, ale daję radę;) Najgorsze jest to, że mały ma chyba niedojrzały układ pokarmowy, bo robi bardzo dużo kleksów, nawet nie kupek - tylko takie małe kleksy, które w kilka minut odparzają mu dupkę, i chociaż myję je woda i mydełkiem, odstawiłam chusteczki nawilżane, wietrzymy się non stop, używamy przeróżnych nowych smarowideł z nanocząsteczkami srebra na odparzenia, to okazuje się że najtańsze - np linomag , czy alantan - tłuste maści przynoszą najlepsze efekty. Miałam chwile załamania, kiedy dziennie było kleksów np 50 ( nie przesadzam z ilością) i paczka pamperów rozchodziła się w moment, dlatego zaczęłam podkładać delikatne chusteczki jednorazowe i po każdym kleksie na mokro przemywać pupcie i osuszać, dzięki czemu dziennie zużywam 20 pampersów, a nie 50. Juz zaczęłam odstawiać mleko - piję tylko te bez laktozy, ale sama nie wiem czy to jest przyczyną, bo kleksy nadal są, choć ilość jest troszkę mniejsza - może jakieś do 20- 30 dziennie. Może macie jakieś doświadcznia w tym zakresie, i podobne przeżycia z noworodkowymi kupkami, to piszcie proszę - bedę rozważać każdą opinię i napiszę co poskutkowało;)
całuski od Marczka;)
Główną bohaterką bloga jest śp. niezwykła Marysia, która pomimo lekoopornej padaczki, małogłowia,licznych naczyniaków,znacznej skoliozy oraz wrodzonej wady przepony i stopy.. była cudownym dzieckiem, który odmienił moje życie. Blog jest poświęcony głównie Marysi, jak również innym ciekawostkom. Celem bloga jest wsparcie psychiczne i merytoryczne dla rodziców zmagających się z traumą choroby dziecka. MARYSIU! Ty nauczyłaś nas kochać w sposób, w jaki kocha tylko BÓG!
poniedziałek, 30 maja 2016
czwartek, 12 maja 2016
Już jest;))))
1 maja - niedziela, tego dnia postanowiliśmy rozpocząć sezon i razem z rodzicami przygotowaliśmy pierwszego w tym roku grilla na świeżym powietrzu u nas na tarasie; ) Obiad był pyszny, dużo warzyw, grillowane cukinie, papryki, karkówka, boczek, kiełbaski, skrzydełka itp.
Siedzieliśmy na tarasie do wieczora, bo pogoda sprzyjała a wokół rozprzestrzeniał się cudowny zapach paleniska. Ja nadal z brzuchem, choć termin porodu miałam na 2 maja - od dłuższego czasu wyczekiwałam narodzin synka, bo już od lutego miałam częste skórcze, a tym samym zagrożoną ciąże. Przeleżałam plackiem te dwa miesiące, przez co kilka kg przytyłam więcej niż planowałam. Zależało mi także na tym, by mały podrósł, liczył się każdy dzień w brzuchu - więc trochę więcej jadłam. I zamiast do 12 kg przytyłam prawie 15. Jednak to już nie miało znaczenia, bo mały wytrwał, pomimo rozwarcia i zgładzonej szyjki, z którą chodziłam;) Ostatnie dni były ciężkie, brzuch znacząco mi się obniżył, malutki miał miało miejsca, więc zamiast mocnych kopniaków, czułam przeciąganie i rozciąganie, bo ewidentnie było mu po prostu ciasno. Chciałam już urodzić, bo 8 maja mieliśmy komunię młodszego synka i zostało niewiele czasu, a nie chciałam tak ważnej uroczystości mojego dziecka spędzić sama w szpitalu. Więc po kolacji zaczęłam chodzić po schodach, w górę w dół. Towarzyszyła mi mama, rozmawiałyśmy i wchodziłyśmy i schodziłyśmy - jeśli widzieli to sąsiedzi - to z pewnością wyglądało to co najmniej dziwnie;) Ja chodziłam, by przyśpieszyć poród, mama dla zdrowia i towarzystwa. Weszłyśmy chyba z 50 razy, z przerwami oczywiście. Dzień dobiegł końca, nastał wieczór. Wieczorem jeszcze razem obejrzeliśmy fajną komedię i już wtedy czułam ruchy główki dziecka, które powodowały przeszywające miednicę prądy. Czułam, że poród może nastąpić w ciągu dwóch - trzech najbliższych dni. Trochę się stresowałam bo właśnie konczyła się niedziela, a moja doktor powiedziała, że jeśli to poniedziałku nie urodzę - to mam się do niej zgłosić i będzie umawiać mnie do szpitala. Bałam się wywoływanego porodu, bo już to wcześniej przeszłam i pod wpływem dużych dawek oksytocyny, które aplikowano mi co drugi dzień 5 razy z rzędu - poród był bardzo bolesny( choć wtedy było to moje drugie dziecko). Dlatego bardzo chciałam, by wszystko zaczęło się naturalnie. Szczerze zastanawiałam się o której godzinie mały sie urodzi bo 3 moich dzieci - wszystkie - Mariusz, Marcina i Marysię urodziłam o tej samej godzinie 16.40. Domyślacie się jakie to było zdziwienie, gdy po porodzie położna mówi godzinę 16.40 przy drugim dziecku , a potem także przy trzecim - 16.40. Wiedziałam że jeśli i tym razem mały urodził by się o tej godzinie - to chyba mamy rekord ginesa. Gdy film się skończył, jak zwykle położyliśmy się spać. W nocy ok 2 obudził mnie silny ból - podobny do miesiączkowego. Poprzebierałam trochę nogami w łózko, a gdy ból minął zasnęłam. O godzinie 3 w nocy ponowny skurcz i leżąc postękiwałam cicho, by nie obudzić męża, nagle poczułam że pode mną robi się mokro - odeszły mi wody płodowe. Wstałam i z sączącymi się wodami dotarłam do łazienki. Umyłam się, ale stękając trochę, bo ból się nasilał. Mój mąż się obudził i zapytał co się stało. Gdy powiedziałam, że odeszły mi wody, zerwał się z łóżka i powiedział - jedziemy!
Spokojnie powiedziałam. Powoli się ubrałam, zadzwoniliśmy do mamy przy przyszła do nas na górę w razie jak obudzi się Marcinek, aby się nie wystraszył, że nas nie ma. Minęło może ok poł godziny i wyruszyliśmy do szpitala. Po przyjeździe, położna mnie zbadała, powiedziała, że mam rozwarcie na 4 cm i zrobiła mi jeszcze badanie KTG, które trwało ok 35 minut, między czasie spisała wywiad;) a ja leżąc na ktg miałam już całkiem pokaźne skurcze i jedynie co chciałam, to wstać i móc pochodzić, bo pozycja leżąca wcale mi nie pomagała w łagodzeniu bólu, zaczęłam głęboko oddychać gdy trwał skurcz. Po skończonym KTG, znowu badanie i tym razem rozwarcie już na 8 cm. Od razu poszliśmy na salę porodową. Miałam jeszcze może z 10 silnych skurczy. Stałam przy przewijaku i kołysałam biodrami, cały czas oddychając i trochę stękając, bo ból był silny. Widziałam kątem oka męża, który był tak zestresowany, ze sam się wachlował i mówił, ze zaraz zemdleje - nie dlatego, że był ze mna przy porodzie - bo był wcześniej przy dzieciach, ale dlatego , że czekała nas niewiadoma, a po doświadczeniu z chorą Marysią, strach był potężny, czy wszystko pójdzie dobrze, czy mały urodzi się zdrowy i bez komplikacji. Gdy poczułam parcie ledwo zdążyłam na fotel - położna mówiła mi jak mam oddychać i kiedy przeć. Powiedziała mi tylko, nie przetrzymuj go. Więc wzięłam to sobie do serca. Jedno parcie i po chwili słyszę - główka już jest, jeszcze jedno parcie i po sekundzie miałam już małego na swoim brzuchu. Zerknęłam na niego , na jego główkę - czy nie ma małogłowia -wyglądał ślicznie i bardzo głośno płakał, z czego bardzo się cieszyłam, bo to oznaka zdrowego dziecka;) O godzinie 4.50 rano przyszedł na świat nasz cudowny zdrowy synek Mareczek;)))
To była wspaniała chwila móc trzymać już go w ramionach. To niesamowity cud narodzin, kiedy w jednej chwili człowieczek, który mieszkał w moim brzuchu, czułam jego ruchy, wiedziałam kiedy śpi i kiedy ma czkawkę, w jednej chwili jest już po drugiej strony przystawiony do piersi. To wspaniałe;)
Teraz pochłania mnie macierzyństwo, nie przesypiam nocy, bo mały jest na piersi, czasem ma wzdęcia, pobolewa go brzuszek to płacze, ale i tak jestem szczęśliwa. Dziękuję Marysi, do której modliłam się 1,5 roku aby wstawiła się u Boga z moim błaganiem o możliwość zostania ponownie matką zdrowego dziecka - i udało się po 1,5 roku codziennych modlitw, wiary, nadziei i zaufania - moje marzenie się spełniło;)
Oto nasz uroczy kochany syneczek:)
Siedzieliśmy na tarasie do wieczora, bo pogoda sprzyjała a wokół rozprzestrzeniał się cudowny zapach paleniska. Ja nadal z brzuchem, choć termin porodu miałam na 2 maja - od dłuższego czasu wyczekiwałam narodzin synka, bo już od lutego miałam częste skórcze, a tym samym zagrożoną ciąże. Przeleżałam plackiem te dwa miesiące, przez co kilka kg przytyłam więcej niż planowałam. Zależało mi także na tym, by mały podrósł, liczył się każdy dzień w brzuchu - więc trochę więcej jadłam. I zamiast do 12 kg przytyłam prawie 15. Jednak to już nie miało znaczenia, bo mały wytrwał, pomimo rozwarcia i zgładzonej szyjki, z którą chodziłam;) Ostatnie dni były ciężkie, brzuch znacząco mi się obniżył, malutki miał miało miejsca, więc zamiast mocnych kopniaków, czułam przeciąganie i rozciąganie, bo ewidentnie było mu po prostu ciasno. Chciałam już urodzić, bo 8 maja mieliśmy komunię młodszego synka i zostało niewiele czasu, a nie chciałam tak ważnej uroczystości mojego dziecka spędzić sama w szpitalu. Więc po kolacji zaczęłam chodzić po schodach, w górę w dół. Towarzyszyła mi mama, rozmawiałyśmy i wchodziłyśmy i schodziłyśmy - jeśli widzieli to sąsiedzi - to z pewnością wyglądało to co najmniej dziwnie;) Ja chodziłam, by przyśpieszyć poród, mama dla zdrowia i towarzystwa. Weszłyśmy chyba z 50 razy, z przerwami oczywiście. Dzień dobiegł końca, nastał wieczór. Wieczorem jeszcze razem obejrzeliśmy fajną komedię i już wtedy czułam ruchy główki dziecka, które powodowały przeszywające miednicę prądy. Czułam, że poród może nastąpić w ciągu dwóch - trzech najbliższych dni. Trochę się stresowałam bo właśnie konczyła się niedziela, a moja doktor powiedziała, że jeśli to poniedziałku nie urodzę - to mam się do niej zgłosić i będzie umawiać mnie do szpitala. Bałam się wywoływanego porodu, bo już to wcześniej przeszłam i pod wpływem dużych dawek oksytocyny, które aplikowano mi co drugi dzień 5 razy z rzędu - poród był bardzo bolesny( choć wtedy było to moje drugie dziecko). Dlatego bardzo chciałam, by wszystko zaczęło się naturalnie. Szczerze zastanawiałam się o której godzinie mały sie urodzi bo 3 moich dzieci - wszystkie - Mariusz, Marcina i Marysię urodziłam o tej samej godzinie 16.40. Domyślacie się jakie to było zdziwienie, gdy po porodzie położna mówi godzinę 16.40 przy drugim dziecku , a potem także przy trzecim - 16.40. Wiedziałam że jeśli i tym razem mały urodził by się o tej godzinie - to chyba mamy rekord ginesa. Gdy film się skończył, jak zwykle położyliśmy się spać. W nocy ok 2 obudził mnie silny ból - podobny do miesiączkowego. Poprzebierałam trochę nogami w łózko, a gdy ból minął zasnęłam. O godzinie 3 w nocy ponowny skurcz i leżąc postękiwałam cicho, by nie obudzić męża, nagle poczułam że pode mną robi się mokro - odeszły mi wody płodowe. Wstałam i z sączącymi się wodami dotarłam do łazienki. Umyłam się, ale stękając trochę, bo ból się nasilał. Mój mąż się obudził i zapytał co się stało. Gdy powiedziałam, że odeszły mi wody, zerwał się z łóżka i powiedział - jedziemy!
Spokojnie powiedziałam. Powoli się ubrałam, zadzwoniliśmy do mamy przy przyszła do nas na górę w razie jak obudzi się Marcinek, aby się nie wystraszył, że nas nie ma. Minęło może ok poł godziny i wyruszyliśmy do szpitala. Po przyjeździe, położna mnie zbadała, powiedziała, że mam rozwarcie na 4 cm i zrobiła mi jeszcze badanie KTG, które trwało ok 35 minut, między czasie spisała wywiad;) a ja leżąc na ktg miałam już całkiem pokaźne skurcze i jedynie co chciałam, to wstać i móc pochodzić, bo pozycja leżąca wcale mi nie pomagała w łagodzeniu bólu, zaczęłam głęboko oddychać gdy trwał skurcz. Po skończonym KTG, znowu badanie i tym razem rozwarcie już na 8 cm. Od razu poszliśmy na salę porodową. Miałam jeszcze może z 10 silnych skurczy. Stałam przy przewijaku i kołysałam biodrami, cały czas oddychając i trochę stękając, bo ból był silny. Widziałam kątem oka męża, który był tak zestresowany, ze sam się wachlował i mówił, ze zaraz zemdleje - nie dlatego, że był ze mna przy porodzie - bo był wcześniej przy dzieciach, ale dlatego , że czekała nas niewiadoma, a po doświadczeniu z chorą Marysią, strach był potężny, czy wszystko pójdzie dobrze, czy mały urodzi się zdrowy i bez komplikacji. Gdy poczułam parcie ledwo zdążyłam na fotel - położna mówiła mi jak mam oddychać i kiedy przeć. Powiedziała mi tylko, nie przetrzymuj go. Więc wzięłam to sobie do serca. Jedno parcie i po chwili słyszę - główka już jest, jeszcze jedno parcie i po sekundzie miałam już małego na swoim brzuchu. Zerknęłam na niego , na jego główkę - czy nie ma małogłowia -wyglądał ślicznie i bardzo głośno płakał, z czego bardzo się cieszyłam, bo to oznaka zdrowego dziecka;) O godzinie 4.50 rano przyszedł na świat nasz cudowny zdrowy synek Mareczek;)))
To była wspaniała chwila móc trzymać już go w ramionach. To niesamowity cud narodzin, kiedy w jednej chwili człowieczek, który mieszkał w moim brzuchu, czułam jego ruchy, wiedziałam kiedy śpi i kiedy ma czkawkę, w jednej chwili jest już po drugiej strony przystawiony do piersi. To wspaniałe;)
Teraz pochłania mnie macierzyństwo, nie przesypiam nocy, bo mały jest na piersi, czasem ma wzdęcia, pobolewa go brzuszek to płacze, ale i tak jestem szczęśliwa. Dziękuję Marysi, do której modliłam się 1,5 roku aby wstawiła się u Boga z moim błaganiem o możliwość zostania ponownie matką zdrowego dziecka - i udało się po 1,5 roku codziennych modlitw, wiary, nadziei i zaufania - moje marzenie się spełniło;)
Oto nasz uroczy kochany syneczek:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)