piątek, 30 sierpnia 2013

Jak pomóc matce w tęsknocie za dzieckiem???

Kochani, jestem bardzo zabiegana, bo przygotowuję się do premiery książki, planuję zorganizować publiczne spotkanie ze mną może w jakiejś bibliotece.. W związku z tym mam dużo pracy, a wciąż piszą do mnie ludzie, którym staram się chociaż za pomocą kilku słów pomóc. Jestem wdzięczna za to, że osoby, które mnie nie znają zbierają się na odwagę, obdarzają mnie zaufaniem i decydują się  do mnie napisać. Dostałam list od młodej kobiety, która niedawno straciła niespełna roczną córeczkę w wypadku samochodowym . Jej ból jest ogromny, bo dziecko było dobrze rozwijającym się maleństwem. Jak pomóc takiej matce, kiedy okrutny los zabiera jej to, co najbardziej kocha?
Jest tyle słów, które cisną się na usta, że sama nie wiem, od czego zacząć. Doskonale ten ból rozumiem, bo niestety trwa do dziś i chyba będzie trwał nadal, ale moje życie, a w zasadzie to, do czego przygotowała mnie moja córeczka, miejsca w które mnie zaprowadziła i tajemnicę, którą dzięki niej odkryłam, spowodowało, że jej śmierć i jej ogromny brak przeżywam bardzo dojrzale. Sama jestem zdziwiona, ale i szczęśliwa, że pomimo bólu straty córeczki, jestem w stanie wspierać innych i że ludzie w ogóle decydują się do mnie napisać.
Ogromnie mi przykro, że tej dziewczynki nie ma już z jej rodzicami.  Z pewnością moja Marysia się nią zaopiekuje, bo nie bez przyczyny ta kobieta napisała do mnie. Ja od swojej Marysi dostaję regularnie znaki miłości oraz tego, że jest tam szczęśliwa. Jestem przekonana, że jej córeczka bawi się na łąkach z innymi dziećmi. Faktycznie, śmierć dziecka jest największym bólem, jaki może dotknąć rodziców. Rodzice obwiniają siebie za wypadek, ale przecież sami też mogli zginąć!
Proszę się jednak zastanowić, czy obwinianie siebie ma sens?, Ja szukałam winnego choroby mojego dziecka przez ponad 3 lata aż niemal na końcu świata znalazłam na to wszystko odpowiedź. Jest tak wiele słów, które chciałabym tej mamie przekazać, że nie jestem w stanie wszystkiego napisać. Z pewnością   - Życiowa zwrotnica,  wiele wyjaśni. Wydaje mi się, że wybory Boga są dla nas niezrozumiałe, ale jego ścieżki są zawsze najlepsze. Kiedyś ktoś mi powiedział, że to błogosławieństwo - dla mnie wtedy było to obłędem, ale dzisiaj wiem, że miał rację, bo inaczej patrzę na życie, wiem, ze nic nie trwa wiecznie, że wszystko przemija, że wszystko jest zmienne, dzisiaj przyglądam się światu z większą uwagą i świadomością. Nie wiem, czy mama tragicznie zmarłej dziewczynki miała kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi od urodzenia i dziećmi z uszkodzeniami mózgu po wypadkach. W zasadzie trudno jest odróżnić, które z tych dzieci jest po wypadku, a które chore od urodzenia. Ponieważ ja walczyłam o choćby jeden normalny dzień bez ataków padaczki mojej córeczki przez niemal 5 lat, niejedno widziałam i niejednego doświadczyłam. Wiem, że cokolwiek, powiem, nie uśmierzy bólu, ale skoro ta mama do mnie napisała, to wierzę, że podda  moje doświadczenie rozwadze i chwili refleksji. Zastanawiam się, czy pogrążona w bólu mama wie , że często dzieci, które przeżyją wypadek ale mają stłuczony i w efekcie uszkodzony mózg potrafią dożyć nawet 20 kilku tal, ale
No właśnie ale.... nigdy nie są takie, jak wcześniej, ich ciała bardzo często wykręca paraliż, okropnie ciężko się takie dziecko ubiera, bo nie ma ono właściwego napięcia mięśniowego, dziecko przestaje mówić, chodzić, siedzieć, robi pod siebie i przez 20 lat nosi pampersy, często się zdarza, że z powodu uszkodzeń i spastyki nie jest w stanie samo jeść, więc albo jest karmione sondą przez nos, albo pegiem  rurką podłączoną bezpośrednio przez powłoki brzuszne do żołądka. Dzieci takie często dostają padaczki, bo mózg nie działa prawidłowo. Moja córeczka cierpiała od urodzenia, ale kochałam i kocham ją nad życie. Była absolutnie największym dobrem i szczęściem jakie mnie w życiu spotkało. Zapytałam tę mamę, czy wie,  o co ja się modliłam? O to, by więcej już nie cierpiała. To, że ja spędzałam z nią miesiące w szpitalach, nie spałam nocami, patrzałam, jak jej ciałkiem targają wstrząsy epilepsji, to nic wielkiego, ale to, że byłam przy tym wszystkim bezradna, że pomimo iż przenosiłam góry, nie mogłam zrobić nić więcej, by wyleczyć ją z tej paskudnej choroby, by ulżyć w cierpieniu, to rozrywało moje serce od wewnątrz. Dlatego musiałam  pożegnać tę dozę egoizmu mojej miłości do córeczki i pozwolić jej odejść. Przecież o to się modliłam - o to , żeby była szczęśliwa i nie cierpiała. Proszę się zastanowić   - mówiłam do tej mamy, jak wyglądałoby wasze życie, gdyby N..... przeżyła, ale leżała wykręcona, opluta śliną, zwinięta spastyką i nawet gdyby rozumiała co Pani do niej mówi, prawdopodobnie nigdy nie byłaby w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Znam takie dzieci, które po wypadku potrafią mrugać tylko powiekami i do kónca życia są uwięzione we własnym ciele. Czy potrafi Pani wyobrazić sobie ten ból codzienności, gdyby miała Pani patrzeć jak niegdyś zdrowe dziecko leży niczym lalka i cierpi nie mogąc się ruszyć? Ja nie mogłam tego widoku zosić, bo rozrywało mi serce, a z roku na rok, było coraz gorzej, pomimo codziennej i bardzo kosztownej rehabilitacji. Pragnęłam jedynie, by Bóg nie pozwolił jej cierpieć - i ta droga była chyba jedyną... Kiedyś wszyscy się tam spotkamy, ale ja wierzę, że życie się nie kończy. Rozmawiam z Marysią każdej nocy, każdego dnia i kiedy czuję się gorzej, ona zawsze wyśle mi z nieba znak. Proszę ją o to, aby przekazała mi znak, który będę w stanie odczytać i zrozumieć, że jest jej tam dobrze, że jest szczęśliwa. To, że N..... zginęła to jest absolutnie Pani ani męża wina! To wybór jej duszy i wyższej siły, która nad nami czuwa. Wiem, co może sobie Pani myśleć- gdzie w takich wypadkach jest Bóg, dlaczego zabiera dzieci,  - ja tak właśnie myślałam, aż do dnia, w którym znalazłam odpowiedzi na wszystkie mojej pytania i wtedy moje zapiski postanowiłam spiąć w całość i tak powstała książka, która opowiada o tym jak być szczęśliwym mimo wszystko. Dzisiaj jestem szczęśliwa, choć płaczę, kiedy tęsknota wyciska łzy z oczu, ale to dobrze, bo to oczyszcza duszę, pozwala dać upust emocjom. Ale wiem, ze to wszystko co przeszłam bardzo mnie wzmocniło, zmieniło, że odnalazłam swoją życiową misję, a przede wszystkim kochałam w sposób, w jaki kocha tylko BÓG. Nikogo nie obwiniam, chociaż tez lawiną napływały do głowy myśli - dlaczego my, dlaczego ona? Marysia zmarła 4 miesiące temu, a ja do dziś śpię z jej błękitnym misiem, bo to jedyna rzecz, która do tej pory utrzymuje jej zapach.... Pani ......, jeśli tylko potrzebuje Pani do mnie napisać, bardzo proszę, może w mailu trudno jest pomóc, ale jeśli chociaż jest jedno zdanie, które sprawi, że poczuje się Pani lepiej, że spojrzy na wszystko trochę z innej perspektywy, to jest to tego warte.... łączę się w bólu, Ania


wtorek, 27 sierpnia 2013

Trudne pytania...

Kochani, ponieważ dostaję od Was dużo maili z pytaniami na różne tematy, problemy osobiste, postanowiłam do niektórych z nich odnieść się na blogu nie wymieniając oczywiście żadnych danych personalnych osób, które ze mną korespondują. Szczegóły zachowuję tylko dla siebie, ale z uwagi na to, iż jest to powszechny problem i dotyczy wielu rodzin, postanowiłam poruszyć go na blogu. Pytacie o kilka spraw, jak układa i układało się moje życie z mężem, gdy urodziła nam się chora córeczka, potem jak radziłam sobie ze stresem pobytu w szpitalach, jak radzę sobie po śmierci Marysi i skąd brałam czas na różne rzeczy. Otóż jeśli chodzi o pierwsze pytanie: Za pewne gdy przeczytacie książkę, na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi, jednak to co mogę dodać, to to, iż na szczęście moje małżeństwo przetrwało próbę goryczy chorego dziecka. Znam osobiście rodziny, którym to się nie udało. To trudny okres i z reguły szok choroby dotyka całą rodzinę, nie tylko rodziców dziecka, ale i rodzeństwa, dziadków, ciocie i najbliższe otoczenie. Jak sięgam pamięcią, faktycznie wielu z naszych znajomych oddaliło się, nasze kontakty stały się znacznie rzadsze i gromady przyjaciół i znajomych została garstka. Nie mam absolutnie pretensji, bo doskonale rozumiem tych ludzi - często oni odwracają się od nas, bo zwyczajnie nie wiedzą jak się zachować, nie chcą ingerować, nie wiedzą co powiedzieć, jak pocieszyć, zdają sobie chyba sprawę, że życie takiej rodziny wywraca się do góry nogami. I trzeba im to wybaczyć, bo my sami także nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w obliczu trudnej dla nas sytuacji. Dlatego właśnie tak ważne jest wzajemne wsparcie małżonków. Sytuacja, jaka się zdarza dotyka przecież nie tylko matki chorych dzieci, ale także i ich ojców. Mój mąż szukał ucieczki w pracy zawodowej. Pracował od rana do wieczora i tam odpoczywał psychicznie od całej tej sytuacji. Gdy wracał do domu, pomagał mi przy dzieciach i gdy ja łapałam doły, on mnie pocieszał i dawał nadzieję. Był zawsze ze mną, gdy zwiedzaliśmy Polskę w poszukiwaniu lekarzy specjalistów, by zdiagnozowali Marysię. To było dla mnie bardzo ważne. Zdarzały się oczywiście chwile, że to on miał wszystkiego dość, to wówczas we mnie wstępowała niebywała siła, by się nie poddawać i podnieść męża na duchu. Mówiłam wtedy, że i tak ją przecież kochamy, że robimy wszystko, ale na wszystko nie mamy wpływu, że musimy być cierpliwi i czas pokaże co będzie dalej. Zostaliśmy obdarzeni wyjątkowym dzieckiem, które zasługuje na naszą miłość, a nie walkowera, bo jest inne niż reszta dzieci. Myślę, że rzeczą bardzo ważną jest wspólna, szczera rozmowa. Jeśli trzeba było, razem płakaliśmy i razem się śmialiśmy. To rozładowywało napięcie, oczyszczało atmosferę i pozwalało iść naprzód. Ważne jest chyba także to, aby się dziecka nie wstydzić i starać się prowadzić normalne życie. My byliśmy z Marysią nawet w Egipcie, Anglii, i w Turcji, a także w magicznym miejscu na drugim kontynencie, które opisałam w książce. Zawsze byłam dumna z Marysi i nigdy się jej nie wstydziłam. Myślę, że to pomagało mi żyć radośniej. Nawet, kiedy była chora, po zapaleniu płuc a byliśmy w Turcji na delfinoterapii i strasznie charczała, musiałam przy kilkuset osobowej grupie ludzi w restauracyjnej stołówce odsysać jej  wydzielinę z buzi fridą! Wyobrażacie sobie ten odrażający odgłos charczącej wydzieliny, którą musiałam z niej wyciągnąć? I tak było codziennie po kilkadziesiąt nawet razy w ciągu jednego karmienia. Ludzie patrzeli na nas - niektórzy pewnie z przerażeniem, inni ze zdziwieniem, a inni jeszcze z brakiem zrozumienia. Ale mnie to nie przeszkadzało. Ponieważ wokół nas byli ludzie różnej narodowości, nie byłam w stanie wstać, wszystkich przeprosić i wyjaśnić co robię. Jedynie Polakom, którzy siedzieli z nami przy stoliku wszystko wyjaśniłam i przeprosiłam za nieprzyjemne wrażenia podczas posiłku. Marysia zawsze w niewytłumaczalny sposób jednoczyła ludzi i nikomu to nie przeszkadzało, bo każdy ją uwielbiał:) Myślę, że takie trudne sytuacje, pozwalały mi zdobywać siłę i robić swoje, walczyć o dziecko i jej dobro, nie uzależniając go jednocześnie od opinii innych ludzi. To mnie wzmocniło i dawało poczucie bezpieczeństwa, że zawsze sobie poradzę. Pamiętam także, jak byliśmy w Egipcie i podczas posiłków na stołówce Marysię łapały ataki padaczki. Wykręcało ją wtedy strasznie i aby nie robić sensacji, chwytałam ją na ręce i wybiegałam na dwór, klepiąc ją po pleckach, co skutecznie skracało czas trwania ataku. Po wszystkim wracałyśmy. Ach było mnóstwo takich sytuacji, ale zawsze kiedy udało Marysi się przełknąć pokarm bez trudy byłam z niej dumna i nie ukrywałam swojej radości. W szpitalach było podobnie, jeśli trzeba było, byłam stanowcza i nie godziłam się na wszystko co zlecali lekarze, ale rozmawiałam z pielęgniarkami, a pobyt szpitalny i związany z tym stres traktowałam jako konieczność, dzięki której mogłam poznać nowych ludzi, zdobyć nowe doświadczenie i przede wszystkim pomóc Marysi, bo ona była najważniejsza. Jestem pewna, że na taki i podobne pytanie znajdziecie odpowiedzi w książce Życiowa zwrotnica, bo tu nie sposób na nie wszystkie  odpowiedzieć tak, jakbym tego chciała.
Ps. znowu przypadkiem wczoraj z pęczka rzodkiewek spadł na podłogę w kuchni listek - zupełnie przeze mnie nie zauważony i kiedy skończyłam rozmawiać z moim teściem o Marysi zrobiłam krok i moim oczom ukazało się śliczne serduszko:)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jeszcze jeden prezent do książki!

Kochani!
Bardzo Wam dziękuję za ciepłe słowa, które płyną od Was do mnie. Mam ogromną nadzieję, że ta książka dla każdego z Was będzie stanowiła swoistą wartość, bo przecież każdy z Was czego innego od niej oczekuje i dla każdego może być cenny zupełnie inny jej fragment.
Dlatego moi czytelnicy, blogowi przyjaciele i każdy, kto zechce ją mieć, otrzyma ode mnie także zakładkę do książki! Pierwsze 39 osób, które do końca sierpnia zarejestrują się na książkę, otrzyma dodatkowo "zwykły - niezwykły" kamyczek szczęścia.
Książkę będzie można kupić w cenie 24 zł na wiele sposobów i w wielu miejscach, jednak każdy egzemplarz, który zostanie kupiony bezpośrednio ode mnie, będzie wzbogacony zakładką, autografem  oraz specjalną dedykacją  dla osoby zainteresowanej!
 Ponieważ niektórzy z Was kupują książkę np. dla przyjaciół, którzy mają różne osobiste problemy, w prezencie, oczywiście dedykacja będzie dla tej osoby, dla której będzie przeznaczona książka!
Będzie możliwość także w ramach jej premiery - spotkanie się ze mną;) , na które to spotkanie oczywiście serdecznie WSZYSTKICH! zapraszam. Co do terminu, powiadomię Was na blogu i fb, jak tylko ustalę szczegóły z Wydawnictwem Novae Res.


niedziela, 25 sierpnia 2013

Dlaczego nękają nas problemy?

Rozmawiałam niedawno z koleżanką, która także w zeszłym roku straciła dziecko. Jej ból był ogromny, a ja uświadomiłam sobie, że chociaż cierpię z powodu straty najukochańszej córeczki, to doświadczenia, które nabyłam przez te kilka lat, a które opisałam w książce, dały mi niebywałą siłę. Nawet nie przypuszczałam, że będę w stanie tak sobie z tym radzić. Nie oznacza to, że cierpię mniej, ale inaczej, kroczę przez życie bardziej świadomie, bo wiem, że przeszłości nie możemy w żaden sposób zmienić. Wiem, że nasze przeszłe doświadczenia nie są przypadkowe i służą naszemu rozwojowi wewnętrznemu. Jestem tego bardziej niż pewna, bo moje życie niegdyś, chociaż zdawało się być szczęśliwe, nie było tak pełne i świadome jak jest obecnie. W życiu nic nie jest pewne oprócz tego, że wciąż się zmienia. Chociaż nie rozumiemy wielu rzeczy, przede wszystkim tego, dlaczego wciąż borykamy się z różnymi problemami, to kiedy się zastanowimy głębiej i cofniemy wstecz, łatwo zauważymy, że jesteśmy z każdym pokonanym problemem bardziej dojrzalsi, że lepiej radzimy sobie z rzeczami, które niegdyś były dla nas bardzo trudne. Każdy z nas zapewne tego doświadczył. Jeśli nasze życie byłoby różowe i moglibyśmy mieć wszystko, absolutnie wszystko, czego pragniemy, nie wkładając w to żadnego wysiłku, szybko byśmy się takim życiem znudzili. Wyobraź sobie, że gdybyś powiedział chcę dzisiaj mieć złotego Lexusa, a jutro sportowego Mercedesa, a jeszcze  jutro tego faceta, a dzisiaj chcę być w Ameryce, a jutro w Chinach, dzisiaj będę jadł to, a jutro tamto. Chcę żeby ten człowiek mnie lubił, a tamten kochał. Łatwo sobie wyobrazić, że nasycilibyśmy się naszymi pragnieniami szybciej, niż nam się zdaje, a żadne uczucie, komplement, radość z posiadanej rzeczy nie była by szczera, prawdziwa i nie pochodziła z serca. O ile bardziej cenimy sobie szczery komplement, niż udawaną miłość. Po kilku latach leżenia na plaży i nic nie robienia, marzylibyśmy o jakimkolwiek wyzwaniu. Dlaczego więc każdy chce mieć tego mercedesa, polecieć do Ameryki, mieć mnóstwo  pieniędzy, jeść najlepsze jedzenie, nosić najlepsze ubrania? Czy to źle? - absolutnie nie! Wręcz przeciwnie - to wspaniałe, że człowiek dąży do dobrobytu w swoim życiu, że chce mieć więcej miłości, pieniędzy, szczęścia. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest nie efekt końcowy w postaci osiągniętego celu, a droga, którą przemierzamy, aby go osiągnąć. Bo tylko w taki sposób możemy się rozwijać, tylko wtedy stajemy się silniejsi, mądrzejsi, poznajemy nowych ludzi, zdobywamy nową wiedzę, rozwijamy się umysłowo, a przede wszystkim duchowo. W życiu nic nie dzieje się w sposób łatwy i bez komplikacji. Kiedy drzewo rośnie, traci czasem liście, ale za każdym razem wyrasta więcej nowych. Rezultat jest taki, że drzewo się rozrasta, przy czym nie rośnie nigdy bez walki i strat. Podobnie jest z człowiekiem, który podobnie jak drzewo się rozrasta, on się rozwija, i chociaż musi zapłacić za to jakąś cenę, to dzięki tej walce, jest silniejszy i bardziej świadomy. Tak już jest na tym świecie, że komplikacje są nieodłączną częścią planu. A to Co dostajemy w efekcie naszej walki, naszego życia nie jest tak ważne jak to, kim się dzięki temu stajemy! Dzięki problemom jesteśmy wystawiani na próbę. Jak powiedział Horacy: "Przeciwności losu ujawniają geniusz, dobrobyt go skrywa."

sobota, 24 sierpnia 2013

Serce od Marysi:)

Wczoraj minęły 4 miesiące od tej felernej daty, kiedy moim światem ponownie wstrząsnęło. Nawet nie chcę przypominać sobie tego uczucia i tych mdłości jakie miałam, gdy mąż powiedział: Anusia!.... Marysia nie żyje!. W całym tym  szoku miałam odruchy wymiotne i zawroty głowy. To było straszne. Dzisiaj zostały wspomnienia, te okropne i te wspaniałe. Wolę przywoływać chwile, kiedy, po pierwszy po delfinoterapii Marysia szczerze się do nas uśmiechała, a wręcz śmiała na głos. Kiedy patrzyła mi w oczy jakby rozumiejąc co do niej mówię. Są takie dni, że myślę o niej bardzo intensywnie niemal nieprzerwalnie przez wiele godzin, a czasami po prostu kilkanaście razy w ciągu dnia. Nie ma jednak dnia, kiedy nie byłoby jej w mojej pamięci i sercu. Teraz, szczególnie wczoraj, kiedy mijał 4 już miesiąc, prosiłam ją o znak. Powiedziałam do niej jak zwykle, Marysiu: daj proszę jakiś znak, że jesteś duchem przy mnie, że jest Ci tam dobrze i że jesteś blisko Boga otoczona niezwykłą miłością. Trzymając egzemplarz sygnalny książki w ręku tuliłam go i dziękowałam jej za to. Powiedziałam  - zobacz Marysiu! Ta książka już jest! Czy widzisz ją? To Twoje dzieło! To Ty doprowadziłaś do tego, że ona powstała, że świat dowie się o Tobie, a przede wszystkim o tym, co chciałaś swoim istnieniem przekazać wielu rodzinom. Wierzę, że dzięki tej książce chciałaś pomóc innym ludziom, wnieść do ich życia jakąś wartościową cząstkę, która być może odkryje ich wewnętrzne wartości. Nawet jeśli to będzie maleńka zmiana w myśleniu, postrzeganiu, świadomości, czy poczuciu szczęścia, to ta książka jest tego warta. Nawet gdyby tylko jedno zdanie w niej zawarte skłoniło czytelnika do refleksji - to jest tego warta, bo z pewnością trafi w ręce osób, do których miała trafić i nie będzie to przypadek. Dlatego dziękuję Ci Marysiu za to, że byłaś i że wciąż jesteś w moim sercu!
Kiedy późnym wieczorem wstałam od stołu by iść spać, zanim zdążyłam zrobić pierwszy krok zatrzymał mnie znak, który rzucił mi się w oczy i to towarzyszące lekko przeszywające uczucie pewności, że to Marysia. Nie odczułam niczego w ciągu dwóch dni, kiedy prosiłam ją o znak, a na sam koniec dnia, w najmniej oczekiwanym momencie, niemal na niego nie weszłam. To skakanka, leżące na podłodze, nawet nie wiem jak się tam znalazła i jej nietypowe ułożenie, w postaci serca, które wysyła mi Marysia;) Wiem, że to było od Niej!:) Dziękuję Marysiu!

piątek, 23 sierpnia 2013

Podoba Wam się plakat?

Kochani!

Dzisiaj mijają 4 miesiące od śmierci Marysi. Niesamowite, że to już 4 miesiące. Mam w pamięci tamten dzień tak wyraźny, jakby to było wczoraj. Wczoraj oglądałam Marysi zdjęcia i jest kilka takich, które za każdym razem ściskają mnie za serce. Wtedy wspominam różne nasze wspólne chwile, te wesołe, kiedy Marysia się do mnie uśmiechała, gdy ją całowałam, karmiłam, tuliłam. Kiedy siedziała w wózeczku w kuchni, gdy gotowałam, gdy przytulałyśmy się, jak zasypiała. Strasznie pragnęłam ją ucałować, jeszcze raz choćby przez krótką chwilkę poczuć jej dziecięcy zapach skóry i jedwabistość dotyku. Jeszcze raz poczuć jej ciężar ciałka, kiedy nosiłam ją na rękach. Jeszcze raz spojrzeć w oczka i powiedzieć, że kocham.... Ach trudne są takie chwile, kiedy mam świadomość, że to nie rozłąka na chwilę, nie pobyt w szpitalu, tylko wieczna przepaść, która będzie trwać tak długo, jak długo będę stąpać po Ziemi. Wiem także, że był to jej wybór i że jej powołanie dobiegło końca. Ale tylko w pewnym sensie, bo dzięki tej małej istotce, życie wielu ludzi nabrało i nabiera nadal nowych barw. Wielu z Was pisze, że Marysia pozwoliła świeżym spojrzeniem patrzeć na  świat, życie, jego sens, stosunek do rodziny, dzieci, a nawet na wartości i  priorytety. To bardzo pomaga mi w zmaganiu się z cierpieniem po jej odejściu. Ma ono głębszy wymiar, to dziwne uczucie, które poprzez ból daje radość, że jej życie nie było puste, przypadkowe, bezsensowne, a wręcz przeciwnie, niosło i nadal niesie tyle dobrego, tyle miłości, zrozumienia i sensu. Ta książka jest trwałą pamiątką o Niej. Tak, jakby to wszystko zaplanowała, by za jej pomocą nadal pocieszać strapionych i nieść ideę miłości. Dziękuję jej za to:)

Zobaczcie, tak wygląda plakat książki, który ukaże się niebawem w Internecie na zapowiedziach Życiowej zwrotnicy.

Chciałam jeszcze poinformować, że nadal można dokonać rejestracji na wyjątkowy egzemplarz książki „Życiowa zwrotnica”, którą otrzymasz z dedykacją i autografem autorki specjalnie dla Ciebie!

Dla pierwszych 39 osób, które dokonają wpłaty za książkę do dnia 31 sierpnia 2013  dodatkowo  kamyk szczęścia dołączony do książki gratis!

Ten  wyjątkowy kamyk, który został przywieziony z daleka  ma energetyczną moc i przynosi szczęście!  Każdy kamyk  jest inny i niepowtarzalny. Kamyczki dołączane są losowo. 

Jak dokonać rejestracji?

Po prostu wpisz swoje dane i wyślij na mojego maila rybcia303@o2.pl

Imię i nazwisko + (Imię lub pseudonim do dedykacji)

Adres na jaki książka ma być dostarczona

Nr kontaktowy

Otrzymasz maila zwrotnego z numerem konta i danymi do przelewu.
 

Cena książki  -  24 zł.

W wypadku wysyłki Pocztą Polską, należy doliczyć koszt przesyłki - 9,80 zł ( za przesyłkę od 1 do 5 egzemplarzy )

Możliwy jest  także odbiór osobisty!

 

Śniła mi się Marysia

Sen dzisiejszej nocy był trochę przerażający, bo realistyczny. W tym śnie wiedziałam, że jest przeddzień przed 4 miesiącem od śmierci Marysi, a nadal miałam ją w domu na łóżku. Był to dom mojej babci, a Marysia leżała na boczku przykryta kocykiem. Wiedziałam, że jej ciałko jest zimne i że nie żyje, ale chciałam ją mieć blisko. Marysia w tym śnie przeciągała się, otwierała piąstki i uśmiechała do mnie, po czym znowu była w wyjściowej pozycji. Kiedy zauważyłam, że już czas, aby ją pochować, przyjechał ksiądz z pielęgniarką i zabrał ją, aby ją pochować. Powiedziałam księdzu, że jutro mija 4 miesiące, kiedy Marysia zmarła, a ja miałam ją cały czas przy sobie, ale jej ciałko potrzebuje już pochówku. Przeraził mnie ten sen, bo wiedziałam, że skoro przychodzę na cmentarz a tam jest tylko jej trumienka, to gdzie ten ksiądz pochowa ją/ Gdzie będę ją odwiedzać? Obudziłam się i kiedy zorientowałam się, że to sen, spojrzałam na datę i faktycznie, jutro mijają 4 miesiące. Nie wiem, co znaczy ten sen, ale pamiętam jej szczery uśmiech i wiem, że jest spokojna i szczęśliwa. Niewiarygodne, że to już 4 miesiąc. Wydaje mi się jakby to było wczoraj.

Ps. chciałam Wam podziękować za przepiękne maile które dostaję od Was. Jestem szczęśliwa, że Marysia pozytywnie wpłynęła na Wasze życie i zmieniła priorytety, a także pozwoliła inaczej spojrzeć na wasze dzieci. To bardzo cenne i myślę, że właśnie taką rolę miała odegrać i jej krótkie życie przeplatane chorobą i cierpieniem, pomogło choćby w niewielkim stopniu wielu z was. Ja jestem jej absolutnie wdzięczna za to doświadczenie, bo patrzę na życie zupełnie inaczej, niż przedtem.

środa, 21 sierpnia 2013

Wierzycie wróżkom?

Często analizuję swoją przeszłość i coraz częściej zauważam istotne wątki z mojego życia, które wzajemnie się zazębiają. Przypomniałam sobie kilka sytuacji, kiedy korzystałam z pomocy wróżki w różnych trudnych momentach, gdy stałam na rozdrożu i nie byłam pewna decyzji. Może intuicyjnie czułam co powinnam zrobić, ale widocznie potrzebowałam potwierdzenia. Pamiętam, jak kiedyś Marysi po raz kolejny zmieniono leki przeciwpadaczkowe, i według mnie po jednym z nich Marysia strasznie źle się czuła, była wiotka, nie reagowała nawet w stopniu w jakim potrafiła to robić. Rehabilitacja była utrudniona a ja miałam wrażenie, że robię źle podając jej lek. Wtedy właśnie skorzystałam  z pomocy tej wróżki. To kobieta, która interesuje się wróżbiarstwem od zawsze, a w zasadzie przepływem energii, bo rozmawiałam z nią na kilka tematów. To szczera osoba, która nie nadinterpretowuje faktów i nie mówi tego, co ktoś chce usłyszeć. Sama byłam świadkiem, kiedy moja koleżanka miała małżeńskie problemy i wróżka potwierdziła jej obawy. Ona chciał usłyszeć co innego, że będzie dobrze, jednak okazało się inaczej. Potem wróciła do tej wróżki dziękując jej za szczerość i poradę, dzięki której, koleżanka poukładała swoje życie na nowo i dzisiaj jest szczęśliwa z innym mężczyzną. Ze mną było podobnie, kiedy miałam dylemat co do leków Marysi. Ewidentnie karty wskazały, że tego leku nie powinnam jej podawać, bo jej nie służy. Odstawiłam go powoli, a Marysia odzyskiwała dawne siły. Podobnie było z pracą. Dzisiaj jestem szczęśliwa, choć czasami mam różne dylematy, myślę, że jak każdy z nas. Pamiętam jeszcze inną sytuację, sprzed wielu lat, kiedy nie było na świecie Marysi, a kiedy chciałam rozpocząć studia doktoranckie. Było to dla mnie dużym wyzwaniem i zaspokojeniem żądzy aspiracji. Wróżka ta powiedziała mi wtedy, że poświęcę swoją karierę dla dziecka, bo bardzo mnie zaabsorbuje.  Nie wiedziałam wtedy jeszcze co to znaczy, ale kiedy urodziła się Marysia i nie zdążyłam się obronić, to połączyłam ten fakt. Dlatego, jeśli potrzebujecie kogoś, kto pomoże wam odkryć wasze intencje i pragnienia, z których często nie zdajemy sobie sprawy, warto spróbować. Ona mieszka w moim miejscu zamieszkania, ale wiem, że robi także sesje  - emailowe. Mówiła, że jest to trudniejsze i wymaga większego skupienia energii, ale na chęć osoby zainteresowanej - poświęca się temu.  Jeśli będziecie potrzebowali skorzystać z pomocy takiej osoby, podaję wam kontakt do niej:  email pulerka7@o2.pl., bo nie wiem, czy mogę udostępnić jej telefon. Wiem, że każdy może mieć inne zdanie na ten temat. Każdy z nas inaczej to postrzega, a niektórzy nawet boją się kart. Ja uważam, że jeśli zachowamy zdrowy rozsądek i słuchamy głosu serca, nie możemy się mylić. Ale po prostu tak sobie pomyślałam, że może ktoś potrzebować takiego spotkania, które mnie przed laty pomogło. Ale decyzję pozostawiam oczywiście Wam. Każdy powinien kierować się głosem serca.

ps. Bardzo wam dziękuje za tak duże zainteresowanie moją książką. Bardzo bym chciała, aby wniosła ona w wasze życie coś wartościowego, może zainspirowała,  może pocieszyła, może pozwoliła na chwilę zadumy... To moje marzenie i przesłanie, jakie ma nieść ta książka.
Marysia na pewno jest teraz szczęśliwa:)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Już dzisiaj możesz się zarejestrować, aby otrzymać wyjątkowy egzemplarz mojej książki!

Drodzy przyjaciele!

Nie sądzicie, że  na świat przychodzi zbyt  dużo chorych dzieci.? Że jest tak wiele rodzin,  które w obliczu osobistego nieszczęścia, nie potrafią wyrwać się z jego macek. Życie pisze wciąż nowe scenariusze ludzkich dramatów, a ich „odtwórcy”, na skutek tragedii, jaka ich w życiu dotknęła, tracą nadzieję. Nie wiedzą jak wybrnąć, gdzie znaleźć odpowiedź, jak wytłumaczyć, jak zmienić bieg wydarzeń i na przekór losowi odczuwać   radość.

Wierzę,  że książka będzie inspiracją dla ludzi chorych i cierpiących, do świadomej zmiany w myśleniu i postrzeganiu życia z innej perspektywy. Jestem przykładem tego, że można być szczęśliwą osobą, pomimo piętna choroby, czy dźwiganego bagażu traumatycznych wydarzeń. Moje życie jest pełniejsze niż dotychczas i z roli ofiary, stałam się kreatorem własnego szczęścia. Przeczytaj tę książkę, a zobaczysz, jak zmieni się Twój sposób myślenia.



UWAGA!!!

Już dzisiaj możesz dokonać rejestracji na wyjątkowy egzemplarz książki „Życiowa zwrotnica”, którą otrzymasz z dedykacją i autografem autorki specjalnie dla Ciebie!

Ilość wyjątkowych egzemplarzy ograniczona!

Dla pierwszych 39 osób, które dokonają wpłaty za książkę do dnia 31 sierpnia 2013  dodatkowo  kamyk szczęścia dołączony do książki gratis!

Ten  wyjątkowy naturalny kamyk, który został przywieziony z daleka  ma energetyczną moc i przynosi szczęście!  Każdy kamyk  jest inny i niepowtarzalny. Kamyczki dołączane są losowo. 

Jak dokonać rejestracji?

Po prostu wpisz swoje dane i wyślij na mojego maila rybcia303@o2.pl

Imię i nazwisko + (Imię lub pseudonim do dedykacji)

Adres na jaki książka ma być dostarczona

Nr kontaktowy

Otrzymasz maila zwrotnego z numerem konta i danymi do przelewu.

 

Cena książki  -  24 zł.

W wypadku wysyłki Pocztą Polską, należy doliczyć koszt przesyłki - 9,80 zł ( za przesyłkę od 1 do 5 egzemplarzy )

Możliwy jest  także odbiór osobisty!

Książki otrzymają Państwo w połowie  września 2013 r, gdyż w tym terminie wydawnictwo wprowadza je do obrotu. O wysyłce powiadomię mailowo.
 

 

Piękno polskiej wsi:)

Wróciłam wczoraj wieczorem z kilkudniowego pobytu na wsi u rodziny mojego męża. Nie byliśmy tam od urodzin Marysi. Miło było zobaczyć się ze wszystkimi, porozmawiać, odpocząć i zobaczyć, jak rosną dzieci. Dopiero po nich widać, jak czas leci nieubłaganie i chociaż nam wydaje się , że się nie starzejemy, to jednak z każdą chwilą naszego życia czas posuwa się do przodu. Już wjeżdzając na wieś, rozmyślałam o Marysi, kiedy byliśmy tam razem z nią poraz ostatni. Oczywiście przypadkowo dostrzegłam na niebie serce , ale tym razem zdawało się, że serduszko to ma skrzydełka. Z uwagi na robione zdjęcie podczas jazdy, nie wyszło ono najlepiej, a chwile potem chmury rozmyły się.
 
Spędziliśmy czas bardzo miło, starszy syn był zachwycony, bo wujek pozwolił mu poprowadzić ciągnik. Młodszy razem ze mną był świadkiem narodzin malutkich prosiaczków i wykluwania kaczuszek. Pierwszy raz mogłam zobaczyć, jak przychodzą na świat wiejskie zwierzęta. Pomimo, iż zapach w oborze był typowy dla tych zwierząt, nie przeszkadzało mi to, aby 2 godziny obserwować, jak na świat przychodzą małe świnki. udało mi się wszystko dokładnie sfotografować. Moge powiedzieć, że mam udokumentowany cały przebieg porodu włącznie z etapami wydostawania się na świat zwierząt. Nie będę załączać dkładnych zdjęć, bo nie każdy może mieć ochotę to wiedzieć.


Miałam także okazję obserwować jak wykluwały się malenkie kaczuszki. Już po kilkunastu minutach, gdy wyschły, miały żółciutkie, puszyste upierzenie i słodko piszczały.
 
 
 

A wieczorem prawdziwe ognisko:)
 

 
Było cudownie:)
 
ps. później zamieszczę obiecaną informację na temat sposobu otrzymania specjalego egzemplarza książki:)
Pozdrawiam Was gorąco!
 
 
 
 
 

środa, 14 sierpnia 2013

Śmieszny znak od Marysi;)

Kochani!
Książkę przeczytałam, zaakceptowałam i odesłałam informację zwrotną do wydawnictwa Novae Res, które wydaje książkę. Dostałam informację o tym, że planowo książka będzie w sprzedaży już w pierwszym tygodniu września.
Zanim powiem więcej szczegółów chciałabym się z Wami czymś podzielić;)
Przez kilka godzin - nie wiem dokładnie czy 3 czy 4 czytałam ją ciurkiem. Niektóre fragmenty wywołały we mnie wzruszenie. Ale czytałam, przez ten cały czas silnie myślałam o Marysi, bo nie dało się inaczej i kiedy skończyłam czytać, musiałam w końcu iść do toalety siusiu:) Wiecie, to śmieszne i aż sama się z tego śmieję, ale ta moja Maryśka jest niesamowita. Zgadnijcie jaki dała mi znak!???? Kiedy spuściłam wodę, spienione bąbelki - od kostki barwiącej wodę, którą wrzuca się do części spłukującej - ułożyły się za pomocą bąbelków w wyraźnie zarysowane serce!!!!!! Zaczęłam się śmiać, bo gdzie jak gdzie, ale w toalecie się tego nie spodziewałam:) Serce było wyraźnie zarysowane i miało piękny kształt - środek woda a na zewnątrz bąbelki Zrobiłam oczywiście zdjęcie, ale z uwagi na to iż jest to toaleta, nie będę się z nim upubliczniać. Chciałam tylko, żebyście wiedzieli, że sposoby na komunikację z duszami z zaświatów są różne i w najmniej oczekiwanym momencie widzę coś, znak, który od razu wywołuje we mnie uczucie i wspomnienie o Marysi. Wiem wtedy, że to od niej:) Ale to tak na marginesie;)
Kochani, chciałabym wam podziękować za te cieple słowa i komentarze. Jest mi bardzo miło, że z taką niecierpliwością oczekujecie tej książki. Chociaż to moje dzieło, to dziękuje za nie właśnie Marysi, bo gdyby nie ona- ta książka nigdy by nie powstała. A jednak... Jak wiecie, piszę kolejną, która będzie zawierała wątek odejścia Marysi i moich przemyśleń, a także tego wszystkiego, co robię, co działa i co jest skuteczne w dążeniu do szczęśliwego życia. Myślę, że będzie znakomitą kontynuacją tej pierwszej.
Ale najbardziej jestem ciekawa Waszej opinii! Dlatego chcę Was prosić, abyście po przeczytaniu wyrazili swoje emocje, swoje zdanie i opinię na temat tej książki. Wasza szczera opinia będzie dla mnie niezwykle cenna i wartościowa. Będzie wskazówką do tego co muszę jeszcze poprawić, a co jest dobrze. Bardzo chciałabym, aby książka spełniła cel, w którym ją pisałam i aby jej treść zaprowadziła Was chociaż o krok dalej od miejsca, w którym jesteście dzisiaj.
Ponieważ jutro wyjeżdżam na kilka dni do rodziny na wieś  - ostatnio byliśmy tam 5 lat temu, zaraz po urodzeniu Marysi, razem z nią. Dlatego bardzo się cieszę, że mogę ponownie wszystkich odwiedzić i porozmawiać. W związku z tym, po powrocie  - może nawet jeszcze w niedzielę, zamieszczę na blogu informację, o tym, w jaki sposób będziecie mogli dokonać rejestracji na książkę a przede wszystkim na wyjątkowe egzemplarze specjalnie dla Was!:) Także proszę o jeszcze kilka dni cierpliwości , a otrzymacie egzemplarz inny, niż wszystkie:)
Bardzo serdecznie Was pozdrawiam i ściskam, życząc jednocześnie pogody ducha i miłego dnia:)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

książka jest w drodze...

Kochani! Dostałam już egzemplarz sygnalny książki, czyli pierwszy, który muszę przejrzeć, przeczytać, czy się wszystko zgadza i zaakceptować. Dzisiaj to zrobię, myślę, że w ciągu kilku godzin łyknę książkę i prześlę stosowne informacje do wydawnictwa.
W przyszłym tygodniu będę już mogła zdradzić wam w końcu konkrety. Na razie powiem, że książka zawiera 152 strony tekstu + galerię zdjęć i nosi nazwę Życiowa zwrotnica.
Jeszcze nie można jej nabyć, gdyż muszę najpierw zaakceptować jej zawartość. Ale mam już pierwszy egzemplarz w ręku:) Wam jako pierwszym - moim blogowym przyjaciołom zdradzę, jak wygląda okładka, a resztę informacji co do ceny i sposobu nabycia, zamieszczę jeszcze w tym lub na początku przyszłego tygodnia, jak otrzymam stosowne informacje po urlopie redaktor technicznej.
Oto książka, na którą czekacie:)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Pomoc dla braci Petelczyc

Kochani, chciałabym was zachęcić do odwiedzenia aukcji charytatywnych braci Pelelczyc - dwóch autystycznych chłopców, którzy otrzymali rękodzieła od ludzi dobrego serca z przeznaczeniem na aukcje charytatywne. Chłopaki zbierają na delfinoterapię , na którą pragną pojechać w przyszłym roku. A wiecie że koszt jest ogromny, bo to ok 23 tyś na dziecko. Monika, mama chłopców jest naszą blogową przyjaciółką, która jest z nami od początku istnienia bloga czyli na 2 miesiące przed śmiercią Marysi, a mimo to wciąż jest stałą czytelniczką. Dlatego zajrzyjcie proszę na te aukcje, a być może znajdziecie coś dla was interesującego :) Bardzo serdecznie Was pozdrawiam. Ps. WIerzę, że chłopakom uda się uzbierać wymaganą kwotę, podobnie jak innej mamie, która też się przymierza polecieć ze swoją córeczką i ze mną na delfinki. Będzie mi bardzo miło wam towarzyszyć i pomagać przy rehabilitacji dzieci:)
oto link do aukcji

http://www.facebook.com/l/JAQHROj3AAQGbTzHUBLbmfPrlBqHNO1Ks9u2d03tnp079Hg/allegro.pl/show_user.php?uid=29270712


Oto przykładowa aukcja - drewniana krówka;)



sobota, 10 sierpnia 2013

Znowu serduszko:)))

Wiecie, to niesamowite, gdyby mi to ktoś opowiadał to nie wiem, czy bym uwierzyła, ale teraz kiedy sama tego doświadczam, to wiem na milion % że życie w innym wymiarze istnieje i że możemy komunikować się z osobami, które opuściły już swoje ciało. Tak jest z moją Marysią. Dzisiejszego ranka, a w zasadzie już od wczoraj miałam melancholijny nastrój i bardzo tęskniłam za Marysią. Dużo o niej myślę każdego dnia, często bardzo pozytywnie, dziękując za to, że mogłam ją mieć przez te kilka lat i tak wiele się nauczyć o życiu i miłości. Dzisiaj, kiedy pozostają tylko wspomnienia, mogę jedynie prowadzić z nią monolog, ale Ona zawsze odpowiada. I właśnie, kiedy piłam przed chwilą kawę, zwyczajnie o niej myślałam. Oglądałam telewizję i gdy odstawiałam kubek "przez przypadek" rzuciło mi się o czy serduszko. Ktoś może pomyśleć, że sama tego wyszukuję, ale wierzcie mi - nie da się! Tak jak się nie da sfabrykować serca na niebie, naleśniku, w kamieniu, czy tego na kawie;) Ona po prostu dała mi znak,  że jest szczęśliwa. Rankiem ja o to prosiłam, a teraz o 16.00 dostałam znak;)Dziękuję kochanie! Jestem szczęśliwa, że jest ci dobrze w niebie. I wierzę, że następnym moim szczęściem będzie dzień, kiedy się tam spotkamy!


Tylko to zostało....


Są takie dni, że świadomość tego, że Marysia jest w najlepszym miejscu otoczona miłością i czystymi duszami - czuję spokój. Ale są też dni, kiedy uświadamiam sobie, że moje pożegnanie było ostateczne, trwało tak krótko. Trzymałam ją za rączkę podczas ostatniej mszy św i wyglądała tak cudnie, spała ze smoczkiem w ustach tuląc swoją lalę. Dzisiaj oglądam zdjęcia, przytulam kocyk i czuję straszną tęsknotę. Tak pragnę ją przytulić, pocałować, poczuć zapach, wziąć na rączki i spojrzeć w oczka. Wiem, że już nigdy nie będzie to możliwe. Zostało mi po niej trochę przedmiotów, gorset, który nosiła, kilka ubranek, aniołki znad łóżeczka gipsowy kozaczek z okresu leczenia wady stópki, i te odciski rączek. Odlewy były robione dokładnie wtedy, gdy Marysia miała 1,4 miesiące. Takie malutkie rączki..... Bransoletki z kryształów,(te, które ma na rączce), a które kupiłyśmy w Brazylii - Marysia zabrała ze sobą...Kochana Marysiu, jesteś TAM ? córeczko????? Daj mi tylko znak, że jest ci dobrze. Na zawsze Twoja - mama...


czwartek, 8 sierpnia 2013

Szczepienia i tajemnice korporacji farmaceutycznych! SZOK !

Wracając jeszcze do tematu szczepień - jak wiecie ja jestem absolutną przeciwniczką szczepień, ale szanuję i nie neguję osób, które to robią, w końcu każdy człowiek ma prawo decydować o sobie i swoich dzieciach. Mam jednak dobrą wiadomość dla tych, którzy się obawiają kar za nie zaszczepienie dziecka - otóż Naczelny Sąd Administracyjny niedawno wydał wyrok mówiący o tym, że sanepid nie ma prawa karać grzywnami rodziców, którzy odmówili zaszczepienia dzieci. To wspaniała wiadomość , prawda Moniko:)?
Nie tylko Sanepid nie może już nakładać kar finansowych, ale ponadto powinien zwrócić rodzicom wszystkie kary, które nałożył wcześniej przed ukazaniem się wyroku NSA.
To dobra wiadomość dla każdego! - ponieważ wiem, że wielu z was szczepiło tylko dlatego z obawy przed sankcjami i sprawami sądowymi , czyli dla świętego spokoju, chociaż wewnątrz serca czuliście inaczej. Dzisiaj każdy może podjąć własną i świadomą decyzję!  - nie musząc się obawiać o groźby ze strony Sanepidu. Jeśli więc ktoś został poszkodowany przez Sanepid, na teraz prawo wystąpić do niego z wnioskiem o zwrot kosztów poniesionych na zapłatę grzywny.
Uśmiech ciśnie mi się na usta, bo wczoraj późnym wieczorem na TVN Style oglądałam program dotyczący przekrętów korporacji farmaceutycznych. Wypowiadali się ludzie, którzy ponieśli poważne uszczerbki na zdrowiu, a niektórzy w efekcie późniejszą śmierć, z powodu tego, iż przyjmowali leki, które miały tragiczne w konsekwencjach środki uboczne! W dokumentalnym programie :"Tajemnice korporacji", mówiono głównie o leku na osteoporozę, czyli chorobę kruchości kości i w konsekwencji częstych złamań. Firmy farmaceutyczne są do tego stopnia bezwzględne, że przeprowadzają publiczne tzw dni leczenia , zapobiegania osteoporozie - gdzie ciężarówka z lekarzem, plakaty skłaniają przechodniów, głównie ludzi w wieku średnim po 50 rż do bezpłatnego badania gęstości kości. WIększość ludzi się na to kusi, bo chcąc stosować profilaktykę, chętnie wykonują takie badania. CO się okazuje? Ze komputer wskazuje na  nieprawidłową gęstość kości u pacjenta. ALe nikt nie informuje przed, w trakcie ani po badaniu, że odpowiednikiem - czyli progiem gęstości kości, firma farmaceutyczna przyjęła gęstość 30 letniej kobiety. Tak, że każdy kto jest powyżej tego wieku naturalnie będzie miał inną gęstość kości. Nawet ja:) bo leci mi 36 rok:) Podejrzewam, że gdybym wykonała takie badanie miałabym odchylenia od normy i aż strach pomyśleć co byłoby dalej! Kobieta, która była zdrowa, aktywna, miała 50 kilka lat wykonała owe badanie, a lekarz zalecił przyjmowanie leku na osteoporozę. Kobieta brała lek 8 lat, a stan jej zdrowia z roku na rok znacznie się pogarszał, tak, że z powodu ogromnego jak opisywała bólu szczęki - nie mogła mówić. Skutkiem ubocznym przyjmowania leku była martwica żuchwy. Mało tego - Firmy farmaceutyczne przeprowadziły badania, że lek zmniejsza ryzyko złamań o 50 &, ale nikt nie zaznaczył że owe ryzyko wynosi - zgadnijcie ile?????????
2%
Tak!!!! Tylko marne 2 %, , a więc skuteczność leku- czyli zmniejszenie ryzyka złamań kości działa na 1% populacji!!!!
Żenujące! Wypowiadał się jeden profesor oburzony tym faktem, który bardzo trafnie to skomentował, iż starzenie się kości, a więc zmiana ich gęstości jest rzeczą naturalną - której nie trzeba leczyć! Przecież skóra też się starzeje i wszyscy mamy zmarszczki i nie bierzemy na to żadnych leków! To proces naturalny związany z wiekiem i starzeniem się organizmu. Żałuje, że nie obejrzałam całego programu, bo było już bardzo późno, ale to co widziałam i słyszałam podtrzymuje jedynie moje wątpliwości co do wielu rekomendowanych leków, i utwierdza mnie w przekonaniu, że leczenie które stosuję - czyli zioła i naturalne mixtury naszych babć - zioła i inne produkty pszczele są niezastąpione!
Kochani! jeżeli ktoś z waszej rodziny bierze ten chłam na osteoporozę - proszę ostrzeżcie go! bo nie uratuje kości, a wręcz przeciwnie nabawi się ich martwicy! 

Pamiętacie batonik i puszkę?

Niedawno odebrałam gotowe obklejone puszki skarbonki, do których miały być zbierane pieniądze na delfinoterapię dla Marysi. Na pewno pamiętacie sondaż na blogu, które zdjęcie ładniejsze? Przez nagłą śmierć Marysi zapomniałam napisać, że wygrała niebieska naklejka. Teraz, kiedy się jej przyglądam, dostrzegam tę zależność, że jakoś często towarzyszyły jej chmurki. Nawet na tych puszkach są one widoczne. Zupełnie tak jakby wiedziała, że niedługo znajdzie się wśród nich. Mam 30 takich puszek z Marysią. Dzieci moje mają je jako skarbonkę, a ja również wrzucam tam moniaki, w nadziei, że się rozmnożą;)
Jestem wam winna zdjęcia tej puszki. Ponieważ już nigdy ich nie wykorzystam, jestem w stanie oddać je osobie, która np ma chore dziecko lub zamierza przeprowadzić zbiórkę publiczną na dowolny cel. Puszki są nowe nie używane. Kupiłam je w kwietniu przed śmiercią Marysi, a zaraz po niej, były gotowe do odebrania.... Jeśli ktoś z Was chciałby mieć taką puszkę z Marysią to dajcie znać - chętnie ją wyślę. Trzeba będzie ponieść jedynie koszt przesyłki paczki pocztowej. Może ktoś ma ochotę mieć taką skarbonkę. Może to brzmi intrygująco, ale wiem, że niektórzy z was czują wyjątkową bliskość z Marysią - dlatego tak pomyślałam. Do puszek mam metalowe plomby, także nowe. Jeśli ktoś chciałby wykorzystać puszki w innym celu, wystarczy nakleić na nie nową inną naklejkę. Pozdrawiam Was kochani!
Acha, pytacie o książkę. Już odpowiadam. Dostałam dzisiaj wiadomość na maila, że zostałą do mnie wysłana książka do przejrzenia i akceptacji. Po powrocie redaktor naczelnej z urlopu, dostanę okładkę, którą będę mogła już upublicznić i informację o dokładnym terminie emisji. Nieoficjalnie wiem, że będzie to na pewno początek września. Ale jeszcze w sierpniu będziemy znali wszystkie szczegóły. Będę oczywiście na bieżąco informować wszystkich zainteresowanych na blogu i fb:)
Pozdrawiam was gorąco i dziękuję, że jesteście ze mną!




środa, 7 sierpnia 2013

List od mamy

Kilka dni temu napisała do mnie pewna mama - Marta, jak się okazuje również mama rocznej Marysi:) Napisała do mnie te słowa:
Ps. cytuję za zgodą autorki
Witam Pani Anno
 
Nie pisałam do Pani jeszcze nigdy, bo też i nie wiem, co mogłabym napisać, choć bloga Marysieńki czytałam od dawna.
Czasem sama zastanawiałam się, dlaczego właściwie tak mnie do niego ciągnie, nie jestem urodzoną internautką, ani tego nie lubię ani nie mam na to czasu, jednak już od dawna nie ma prawie dnia abym, nie wchodziła na Pani bloga. Z niecierpliwością zawsze czekałam na kolejne zdjęcia Pani córuni, do tej pory wyszukuję tych, które umieściła Pani już dawno temu.Nie wiem dlaczego zawsze wpatruję się w zdjęcia Marysi tak uważnie... chyba mniej uwagi poświęcam na oglądanie zdjęć moich bliskich. Coś z tych zdjęć przyciąga, może to oczka Marysi, a może jej śliczna buziunia, nie potrafię tego nazwać.
 
Marysia była cudnym dzieciątkiem, Pan Bóg pewnie jest dumny, że ma ją w gronie swoich aniołeczków.
 
Nie mam zielonego pojęcia, co Pani przeszła po stracie Marysieńki. I obym się tego nie dowiedziała, bo jestem mamą. Jedno jest jednak pewne - nie doświadczę nigdy takiej miłości jaka spotkała Panią, i takiej cudnej więzi, choć kocham swoje dziecko nad życie to tego jestem pewna. Czytając Pani bloga to było czasem wyczuwalne, coś ogromnego, nieziemskiego.
 
Przepraszam za moje wypociny, nie wiem sama dlaczego piszę, ani jaki jest sens aby Pani w ogóle zawracała sobie głowę czytając to, ale potrzebowałam komuś to przekazać. Mężowi nawet nie próbuję, bo nie zrozumie, ale Marysia zajmuje w mojej głowie z jakiegoś powodu spory kawałek miejsca. Często o niej rozmyślam, a zrozumienie dla boskiego planu co do jej losu każdego dnia miesza się z tym, że trudno mi się jest pogodzić z tym, co się stało. Mnie - obcej osobie... Tym samym nie potrafię wyrazić żalu jaki mnie ogarnął po śmierci Marysi. Zabrzmi banalnie, ale jest mi naprawdę, naprawdę przykro.
 
Staram się być dobrym człowiekiem, więc jeśli kiedyś będzie mi dane trafić do nieba będę się za Marysieńką uważnie rozglądać:-) I cudnie będzie się z nią spotkać.
 
Życzę Pani dużo zdrówka i jak najwięcej cudownych znaków miłości od córuni
 
Pozdrawiam serdecznie
 
Marta

Tego typu piękne maile dostaję od Was kochani. A Marysia jest czujna i ostatnio daje mi coraz więcej znaków. 
Wiecie, to niesamowite, ale wszędzie daje o sobie znać : Na poniższym zdjęciu widać białe serduszko - ślad przed moim domem, gdzie leżały wysypane kamyczki, które teraz Marysia ma przy grobku. Kamyczki były zrzucone z ciężarówki na jedną kopę. Kiedy mój mąż zabrał wszystkie  - zobaczcie co zostawiła Marysia! To niemożliwe, aby pozostał po nich taki ! ślad:) 
Wczoraj znowu pożegnała mnie typowym dla niej różówym niebem przy moim domu...

To widok serca sprzed bramki wyjściowej z domu. 



widok z okna z domu


A to z dzisiejszej wizyty u Marysi i jej kamyczki:)

a tu zdjęcie Marysi, które mam na szafce w kuchni. 

                                Kochana Marysiu, tak tęsknię i tak bardzo CIę kocham! Dziękuję Marysiu, że odmieniłaś moje życie i dziękuję za to, że odmieniasz życie ludzi, którzy stają na twojej i naszej drodze.... Jesteś prawdziwym Aniołem., Jestem z Ciebie bardzo dumna. Szkoda tylko, że nie mogę Ci tego powiedzieć obcałowując jak zawsze... Przyjdź do mnie znowu córeczko... Czekam na ciebie, mama...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Znak od Marysi

Ostatnio, zresztą jak co dzień, myślę o mojej kochanej Marysieńce. Pomimo iż w domu jest mnóstwo obowiązków, prania, sprzątania, to jednak nie ma dnia i godziny żebym nie myślała o mojej córeczce, którą mam jedynie w sercu, we wspomnieniach i na fotografiach. Dzisiaj smażyłam naleśniki z twarogiem i świeżą miętą oraz borówkami. Z reguły raz w tygodniu robię naleśniki, bo dzieci je lubią, a warto wykorzystać owoce sezonowe i zrobić pachnące latem i wanilią naleśniki. Nigdy przedtem, a wierzcie że w swoim życiu usmażyłam tysiące naleśników, nie zdarzyło mi się zobaczyć czegoś takiego:) od razu wiedziałam, że to znak od niej:), tym bardziej, że dzisiaj nawet mój młodszy synek czuł jej obecność w naszym domu.

 
To zdjęcie zrobiłam szybko, bo na patelni smażył się naleśnik i kiedy powinnam go już zdjąć - zobaczyłam bardzo bardzo wyraźne serce!
Wcześniej bym pomyślała że to przypadek lub zbieg okoliczności, ale dzisiaj wiem, że takie nie istnieją, to po prostu sygnały duszy, które odbieramy telepatycznie, czujemy sercem i często umysł nie jest w stanie tego wyjaśnić. Poza tym, mój synek także dzisiaj, ale kilka godzin wcześniej, rankiem po przebudzeniu, wybiegł z pokoju i zawołał: Mamo, mamo, Marysia tu była! Wiesz, była pięknym brązowo-złotym motylem zrobiła kółeczko po pokoju i wyleciała przez uchylone okno. To dziwne, bo być może ten sam motyl, lub podobny - brązowy w bursztynowe wzorki próbował wczoraj wlecieć mi do domu i kilkakrotnie go wyganiałam tak, że uderzał o moją rękę, i nadal próbował, więc znowu go odgoniłam tak, jak pszczołę, gdzie po raz drugi zderzył się z moją dłonią i tak trzy razy, aż w końcu odleciał. Wtedy mnie to zastanowiło i trochę skłoniło do refleksji. Myślałam wczoraj o tym motylku, bo to raczej rzadkie, aby motyl lgnął do człowieka i pomimo kilku prób odganiani go wciąż powracał. ...
Marysiu, kocham i tęsknię.....
 
 
 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Marysia


W nocy dostałam znak od Marysi, a w zasadzie dwa:). Z uwagi na intymność tych znaków nie będę ich opisywać, ale to cudowne, bo kiedy nie mogłam spać nocą, Marysia była blisko i dała mi dwa cudowne znaki:)
Dzisiaj od rana sprzątam całe mieszkanie. Dostałam Powera i nie mogę przestać. Wciąż myślę o Marysi i jak pojawiam się w kuchni podchodzę do jej zdjęcia i cmokam . Kiedy jestem w salonie, robię to samo... Brakuje mi jej, ale dostając tak cudowne maile od was, od osób, które nas nie znają, a z jakiegoś powodu kochają Marysię, to czuję, że moje marzenia się spełniły. Zawsze chciałam dać jej więcej, niż mogłam dać, chciałam, aby za jej dzielność, odwagę, cierpliwość, waleczność, wynagrodzić jej w jakiś sposób pasma cierpień które tak dzielnie znosiła. Byłam z niej zawsze ogromnie dumna i dzisiaj jestem także dumna, że miałam tak cudowne dziecko. Tak się cieszę, że Marysia za życia rozsiewała miłość i że robi to teraz. Marysiu! Opiekuj się każdym, kto ciepło o Tobie myśli i kto potrzebuje twojego wsparcia. Pomagaj rodzinom chorych dzieci, by najłagodniej jak to możliwe znosili traumę choroby dziecka.  Marysiu, obiecuję, że zrobię wszystko co muszę zrobić, że postaram się z całych sił, by wspierać rodziny takie jak nasza. Wierzę, że sprostam wyzwaniu, by móc przekazać cierpiącym ludziom radość i tajemnicę, którą Ty mnie obdarowałaś....