Wczoraj minęły 4 miesiące od tej felernej daty, kiedy moim światem ponownie wstrząsnęło. Nawet nie chcę przypominać sobie tego uczucia i tych mdłości jakie miałam, gdy mąż powiedział: Anusia!.... Marysia nie żyje!. W całym tym szoku miałam odruchy wymiotne i zawroty głowy. To było straszne. Dzisiaj zostały wspomnienia, te okropne i te wspaniałe. Wolę przywoływać chwile, kiedy, po pierwszy po delfinoterapii Marysia szczerze się do nas uśmiechała, a wręcz śmiała na głos. Kiedy patrzyła mi w oczy jakby rozumiejąc co do niej mówię. Są takie dni, że myślę o niej bardzo intensywnie niemal nieprzerwalnie przez wiele godzin, a czasami po prostu kilkanaście razy w ciągu dnia. Nie ma jednak dnia, kiedy nie byłoby jej w mojej pamięci i sercu. Teraz, szczególnie wczoraj, kiedy mijał 4 już miesiąc, prosiłam ją o znak. Powiedziałam do niej jak zwykle, Marysiu: daj proszę jakiś znak, że jesteś duchem przy mnie, że jest Ci tam dobrze i że jesteś blisko Boga otoczona niezwykłą miłością. Trzymając egzemplarz sygnalny książki w ręku tuliłam go i dziękowałam jej za to. Powiedziałam - zobacz Marysiu! Ta książka już jest! Czy widzisz ją? To Twoje dzieło! To Ty doprowadziłaś do tego, że ona powstała, że świat dowie się o Tobie, a przede wszystkim o tym, co chciałaś swoim istnieniem przekazać wielu rodzinom. Wierzę, że dzięki tej książce chciałaś pomóc innym ludziom, wnieść do ich życia jakąś wartościową cząstkę, która być może odkryje ich wewnętrzne wartości. Nawet jeśli to będzie maleńka zmiana w myśleniu, postrzeganiu, świadomości, czy poczuciu szczęścia, to ta książka jest tego warta. Nawet gdyby tylko jedno zdanie w niej zawarte skłoniło czytelnika do refleksji - to jest tego warta, bo z pewnością trafi w ręce osób, do których miała trafić i nie będzie to przypadek. Dlatego dziękuję Ci Marysiu za to, że byłaś i że wciąż jesteś w moim sercu!
Kiedy późnym wieczorem wstałam od stołu by iść spać, zanim zdążyłam zrobić pierwszy krok zatrzymał mnie znak, który rzucił mi się w oczy i to towarzyszące lekko przeszywające uczucie pewności, że to Marysia. Nie odczułam niczego w ciągu dwóch dni, kiedy prosiłam ją o znak, a na sam koniec dnia, w najmniej oczekiwanym momencie, niemal na niego nie weszłam. To skakanka, leżące na podłodze, nawet nie wiem jak się tam znalazła i jej nietypowe ułożenie, w postaci serca, które wysyła mi Marysia;) Wiem, że to było od Niej!:) Dziękuję Marysiu!
Główną bohaterką bloga jest śp. niezwykła Marysia, która pomimo lekoopornej padaczki, małogłowia,licznych naczyniaków,znacznej skoliozy oraz wrodzonej wady przepony i stopy.. była cudownym dzieckiem, który odmienił moje życie. Blog jest poświęcony głównie Marysi, jak również innym ciekawostkom. Celem bloga jest wsparcie psychiczne i merytoryczne dla rodziców zmagających się z traumą choroby dziecka. MARYSIU! Ty nauczyłaś nas kochać w sposób, w jaki kocha tylko BÓG!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz