Kochani, jestem bardzo zabiegana, bo przygotowuję się do premiery książki, planuję zorganizować publiczne spotkanie ze mną może w jakiejś bibliotece.. W związku z tym mam dużo pracy, a wciąż piszą do mnie ludzie, którym staram się chociaż za pomocą kilku słów pomóc. Jestem wdzięczna za to, że osoby, które mnie nie znają zbierają się na odwagę, obdarzają mnie zaufaniem i decydują się do mnie napisać. Dostałam list od młodej kobiety, która niedawno straciła niespełna roczną córeczkę w wypadku samochodowym . Jej ból jest ogromny, bo dziecko było dobrze rozwijającym się maleństwem. Jak pomóc takiej matce, kiedy okrutny los zabiera jej to, co najbardziej kocha?
Jest tyle
słów, które cisną się na usta, że sama nie wiem, od czego zacząć. Doskonale ten
ból rozumiem, bo niestety trwa do dziś i chyba będzie trwał nadal, ale moje
życie, a w zasadzie to, do czego przygotowała mnie moja córeczka, miejsca w
które mnie zaprowadziła i tajemnicę, którą dzięki niej odkryłam, spowodowało, że
jej śmierć i jej ogromny brak przeżywam bardzo dojrzale. Sama jestem zdziwiona,
ale i szczęśliwa, że pomimo bólu straty córeczki, jestem w stanie wspierać
innych i że ludzie w ogóle decydują się do mnie napisać.
Ogromnie mi przykro,
że tej dziewczynki nie ma już z jej rodzicami. Z pewnością moja Marysia się nią zaopiekuje, bo nie
bez przyczyny ta kobieta napisała do mnie. Ja od swojej Marysi dostaję regularnie
znaki miłości oraz tego, że jest tam szczęśliwa. Jestem przekonana, że jej
córeczka bawi się na łąkach z innymi dziećmi. Faktycznie, śmierć dziecka jest
największym bólem, jaki może dotknąć rodziców. Rodzice obwiniają siebie za wypadek, ale przecież sami też mogli zginąć!
Proszę się jednak zastanowić,
czy obwinianie siebie ma sens?, Ja szukałam winnego choroby mojego dziecka przez
ponad 3 lata aż niemal na końcu świata znalazłam na to wszystko odpowiedź. Jest
tak wiele słów, które chciałabym tej mamie przekazać, że nie jestem w stanie
wszystkiego napisać. Z pewnością - Życiowa zwrotnica, wiele wyjaśni. Wydaje mi się, że wybory Boga są dla nas niezrozumiałe, ale jego ścieżki są zawsze
najlepsze. Kiedyś ktoś mi powiedział, że to błogosławieństwo - dla mnie wtedy
było to obłędem, ale dzisiaj wiem, że miał rację, bo inaczej patrzę na życie,
wiem, ze nic nie trwa wiecznie, że wszystko przemija, że wszystko jest zmienne,
dzisiaj przyglądam się światu z większą uwagą i świadomością. Nie
wiem, czy mama tragicznie zmarłej dziewczynki miała kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi od urodzenia i dziećmi
z uszkodzeniami mózgu po wypadkach. W zasadzie trudno jest odróżnić, które z
tych dzieci jest po wypadku, a które chore od urodzenia. Ponieważ ja walczyłam o
choćby jeden normalny dzień bez ataków padaczki mojej córeczki przez niemal 5
lat, niejedno widziałam i niejednego doświadczyłam. Wiem, że cokolwiek, powiem,
nie uśmierzy bólu, ale skoro ta mama do mnie napisała, to wierzę, że podda
moje doświadczenie rozwadze i chwili refleksji. Zastanawiam się, czy pogrążona w bólu mama wie , że często
dzieci, które przeżyją wypadek ale mają stłuczony i w efekcie uszkodzony mózg
potrafią dożyć nawet 20 kilku tal, ale
No właśnie ale.... nigdy nie są takie,
jak wcześniej, ich ciała bardzo często wykręca paraliż, okropnie ciężko się
takie dziecko ubiera, bo nie ma ono właściwego napięcia mięśniowego, dziecko
przestaje mówić, chodzić, siedzieć, robi pod siebie i przez 20 lat nosi pampersy,
często się zdarza, że z powodu uszkodzeń i spastyki nie jest w stanie samo jeść,
więc albo jest karmione sondą przez nos, albo pegiem rurką podłączoną
bezpośrednio przez powłoki brzuszne do żołądka. Dzieci takie często dostają
padaczki, bo mózg nie działa prawidłowo. Moja córeczka cierpiała od urodzenia,
ale kochałam i kocham ją nad życie. Była absolutnie największym dobrem i
szczęściem jakie mnie w życiu spotkało. Zapytałam tę mamę, czy wie, o co ja się modliłam? O to, by
więcej już nie cierpiała. To, że ja spędzałam z nią miesiące w szpitalach, nie
spałam nocami, patrzałam, jak jej ciałkiem targają wstrząsy epilepsji, to nic
wielkiego, ale to, że byłam przy tym wszystkim bezradna, że pomimo iż
przenosiłam góry, nie mogłam zrobić nić więcej, by wyleczyć ją z tej paskudnej
choroby, by ulżyć w cierpieniu, to rozrywało moje serce od wewnątrz. Dlatego
musiałam pożegnać tę dozę egoizmu mojej miłości do córeczki i pozwolić jej
odejść. Przecież o to się modliłam - o to , żeby była szczęśliwa i nie
cierpiała. Proszę się zastanowić - mówiłam do tej mamy, jak wyglądałoby wasze życie, gdyby N.....
przeżyła, ale leżała wykręcona, opluta śliną, zwinięta spastyką i nawet gdyby
rozumiała co Pani do niej mówi, prawdopodobnie nigdy nie byłaby w stanie
wypowiedzieć żadnego słowa. Znam takie dzieci, które po wypadku potrafią mrugać
tylko powiekami i do kónca życia są uwięzione we własnym ciele. Czy potrafi Pani
wyobrazić sobie ten ból codzienności, gdyby miała Pani patrzeć jak niegdyś
zdrowe dziecko leży niczym lalka i cierpi nie mogąc się ruszyć? Ja nie mogłam
tego widoku zosić, bo rozrywało mi serce, a z roku na rok, było coraz gorzej,
pomimo codziennej i bardzo kosztownej rehabilitacji. Pragnęłam jedynie, by Bóg
nie pozwolił jej cierpieć - i ta droga była chyba jedyną... Kiedyś wszyscy się
tam spotkamy, ale ja wierzę, że życie się nie kończy. Rozmawiam z Marysią każdej
nocy, każdego dnia i kiedy czuję się gorzej, ona zawsze wyśle mi z nieba znak.
Proszę ją o to, aby przekazała mi znak, który będę w stanie odczytać i
zrozumieć, że jest jej tam dobrze, że jest szczęśliwa. To, że N..... zginęła to
jest absolutnie Pani ani męża wina! To wybór jej duszy i wyższej siły, która nad
nami czuwa. Wiem, co może sobie Pani myśleć- gdzie w takich wypadkach jest Bóg,
dlaczego zabiera dzieci, - ja tak właśnie myślałam, aż do dnia, w którym
znalazłam odpowiedzi na wszystkie mojej pytania i wtedy moje zapiski
postanowiłam spiąć w całość i tak powstała książka, która opowiada o tym jak być
szczęśliwym mimo wszystko. Dzisiaj jestem szczęśliwa, choć płaczę, kiedy
tęsknota wyciska łzy z oczu, ale to dobrze, bo to oczyszcza duszę, pozwala dać
upust emocjom. Ale wiem, ze to wszystko co przeszłam bardzo mnie wzmocniło,
zmieniło, że odnalazłam swoją życiową misję, a przede wszystkim kochałam w
sposób, w jaki kocha tylko BÓG. Nikogo nie obwiniam, chociaż tez lawiną
napływały do głowy myśli - dlaczego my, dlaczego ona? Marysia zmarła 4 miesiące
temu, a ja do dziś śpię z jej błękitnym misiem, bo to jedyna rzecz, która do tej pory
utrzymuje jej zapach.... Pani ......, jeśli tylko potrzebuje Pani do mnie
napisać, bardzo proszę, może w mailu trudno jest pomóc, ale jeśli chociaż jest
jedno zdanie, które sprawi, że poczuje się Pani lepiej, że spojrzy na wszystko
trochę z innej perspektywy, to jest to tego warte.... łączę się w bólu, Ania
Główną bohaterką bloga jest śp. niezwykła Marysia, która pomimo lekoopornej padaczki, małogłowia,licznych naczyniaków,znacznej skoliozy oraz wrodzonej wady przepony i stopy.. była cudownym dzieckiem, który odmienił moje życie. Blog jest poświęcony głównie Marysi, jak również innym ciekawostkom. Celem bloga jest wsparcie psychiczne i merytoryczne dla rodziców zmagających się z traumą choroby dziecka. MARYSIU! Ty nauczyłaś nas kochać w sposób, w jaki kocha tylko BÓG!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz