niedziela, 30 marca 2014

Burza w szklance wody...

Nasz anonimowy komentator zapewne jako pierwsze po odpaleniu komputera otwiera mojego bloga, by "nakarmić" swą przesiąkniętą nienawiścią dusz - a tu coś, czego się zupełnie nie spodziewał - mój komentarz mówiący o spokoju i wybaczeniu. Więc wściekły anonimowiec rozszalał się na dobre, i sypnął 3 obraźliwe komentarze w kierunku moim i Marysi:

"Nowy komentarz do posta "Ludzki jad gorszy od żmiji?" dodany przez Anonimowy :
O Boze Cud w postaci skrzeczacej wrony bez mozgu i swiadomosi .Wiec trzymaj ja sobie pisz bzdury .Ja takiego CUDU nie chce. Ale dobrze sie bawimy czyajac te zwrotnice naszej medytatorki szamanki....Jak taki podly babsztyl moze sie wypowiadac na temat bardzo waznych spraw nie majac o tym zielonego pojecia.Na pewno zyska pani grupe kretynek co zamiast do lekarza pojda do uzdrowiciela czy babki zielarki.Taka baba medrzec to nic innego jak potworny szkodnik."

To tylko część obraźliwej treści. Postanowiłam ostatni raz do tego nawiązać, aby przedstawić istniejący w świecie kontrast- ludzi empatycznych, posiadających serce, emocje i uczucia i ludzi "pijawki" jak nasz anonimowiec, który obraża moją nieżyjącą córeczkę. Nie pozwolę obrażać Marysi, dlatego tego rodzaju docinki będą od razu wrzucane do kosza, a Ty anonimowcu po raz ostatni jesteś na "podium" mojego bloga. Widać bardzo Ci on pasuje, skoro z taką dokładnością czytasz wszystkie wpisy - nawet te sprzed wielu miesięcy. Widzisz, piszesz że : " nie chcesz takiego CUDU w postaci skrzeczącej wrony bez mózgu i świadomości" i zapewne go nie dostaniesz- bo nie zasługujesz na taką wyjątkową miłość. Wiem, że po drugiej stronie - kiedy dołączysz do mojej Marysi - będzie ci wstyd, że tak ją nazwałeś. Zapewne przyjdzie ci za to odpokutować, ale to już nie moja rola. Widzisz, takie dzieci "potworki" - jak je nazywasz -  nie trafiają w ręce  rodziców potworów, bo nie miały szansy spełniać swojej roli na ziemi i uczyć ludzi uczuć i emocji, których Ty niestety jesteś pozbawiony. Pamiętaj jednak, że los jest przewrotny i nigdy nie wiesz, czy nie spotka Cię taki lub podobny los - bo może będzie chciał, że to właśnie Ty ulegniesz jakiemuś wypadkowi i usiądziesz na wózek i w jednej chwili staniesz się "potworkiem". Zadaj sobie pytanie, czy znajdzie się ktoś, kto całym sercem będzie chciał ci poświęcić resztę swojego życia? Dlatego zanim oskarżysz jakiegokolwiek człowieka na podstawie wyglądu, bądź jego dysfunkcji - pamiętaj, że nikt z nas nie zna dnia ani godziny i zawsze możesz być na czyimś miejscu... Może właśnie to Ty sam/a potrzebujesz pomocy specjalisty - bo ja nie  mam pojęcia jaka jest przyczyna gotującej się w tobie nienawiści do mnie i mojej śp. córeczki. Życzę CI, byś odnalazł/a drogę i choć przez moment doznał/a takiej miłości jaką mi było dane poznać, a już nigdy więcej nie rzuciłbyś żadnego oszczerstwa w kierunku chorych i słabych. Niech Bóg - lub to w co wierzysz, ma Cię w swojej opiece...

piątek, 28 marca 2014

Ludzki jad gorszy od żmiji?

Nawet nie targnęła mną złość, ani zawiść, ni wściekłość. Jedynym uczuciem, gdy to czytałam był żal. Żal do autora tychże słów. Żal i politowanie do kogoś, kto z takim jadem rzuca oszczerstwa nie mając pojęcia o tym co pisze. I tak jak mawiał Jezus: "Ojcze wybacz im, bo nie wiedzą co czynią" , tak ja wybaczam autorowi tych jadowitych oszczerstw. Widzisz anonimowy autorze, który systematycznie obrzucasz mnie błotem- ja mam odwagę pisać ze świadomością, że nie zostanę zrozumiana  i wcale się nie dziwię, bo kiedyś też brzmiało to dla mnie jak fikcja, ale Ty w przeciwieństwie do mnie - nie potrafisz się ujawnić, nawet podać swojego imienia. Nie zależy mi na tym, bo już ci wybaczyłam, pomimo iż nazwałeś/łaś moją śp. cudowną córeczkę skrzeczącym potworkiem, to i tak Ci wybaczam, bo nie masz pojęcia o czym mówisz. Zanim odpowiem na resztę twoich zarzutów - pozwól, że zacytuję ostatnią twoją wypowiedź, bo prowadząc bloga nie ma się tylko przyjaciół - ale taka już moja misja;) to życie...
więc, nawiązując do twoich słów:
"
kiedy ty kobieto przestaniesz bredzic bziola medytacje pierscienie Atlantow wiosenny deszczyk skojarzy ci sie z siusianiem Marysi w niebie gusla czry zabobony delfinoterapie ktorych rezultatem byl wroni skrzek potworka.Zajmij sie pozostala 2ka dzieci i mezem no i oczywiscie mogilka przyozdobiona jak na jarmarku i zamknij tego bloga.Tym samym ocalisz glupcow co kupia twoja ksiazke
 
powiem Ci, że jestem szczęśliwa, prawdopodobnie zupełnie odwrotnie jak Ty , który/a całą swoją złość wylewasz anonimowo w Internecie. Nie muszę posłuchać Twoich rad, tak jak Ty, nie musisz kupić mojej książki - choć biorąc pod uwagę fakt, że oglądasz z zaciekawioną nienawiścią wszystkie moje zdjęcia - i mogiłkę Marysi "przyozdobioną jak na jarmarku "- jak się domyślam  chodziło ci o urodzinowe baloniki, i oglądasz wszystkie moje video na youtube - i ten, gdzie po delfinoterapii Marysia podarowała nam najpiękniejszy dla naszych serc szczery uśmiech miłości, którym nazywasz "wronim skrzekiem potworka" - to wbrew twoim poradom o zamknięciu bloga - nie uczynię tego, bo czym będzie się karmić twoja spragnione krwi jadowite zęby? Moja książka będzie kontrowersyjna - choć jeszcze długa droga do wydania i może być dla Ciebie świetną pożywką. Ale wiesz, dzięki takim ludziom jak Ty - jeszcze bardziej doceniam to, co mam i to czego mogłam doświadczyć dzięki mojemu najsłodszemu "potworkowi", który był najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała! Marysiu jestem ci wdzięczną i dzięki Tobie z radością wybaczam takim ludziom jak ten przesiąknięty nienawiścią do Ciebie i do mnie anonimowy komentator. Powtórzę raz jeszcze: Wybaczam Ci i dziękuję, że ja jestem świadoma cudu, który doświadczyłam, a czego Ty niestety nie potrafisz objąć umysłem. Dziękuję za to zrozumienie....

Jak w to uwierzyć? ....

Tak wiele ostatnio dzieje się w moim życiu... Pozorny spokój, ale wewnątrz wciąż dokonują się zmiany. Długo zastanawiałam się, czy w ogóle o tym pisać. To taki trudny temat. Moje życie przypomina trochę życie  bohatera książki - "Chata", który stracił 6 letnią córkę Missy. Przez kilka lat nie mógł pozbierać myśli i zaakceptować owej sytuacji. Nie mógł zrozumieć- jak Bóg mógł na to pozwolić????!
To samo pytanie zadawałam sobie ja, kiedy moja córeczka - Marysia przyszła na świat- jako nieuleczalnie chore dziecko. Podobnie jak ojciec Missy - pytałam - dlaczego Bóg na to pozwolił? Czemu winne jest dziecko?  Potem po 5 latach walki, kiedy z niewyobrażalną siłą pokochałam Marysię - Bóg ponownie postanowił zadać cios i mi ją odebrał. Ponownie zadałam pytanie - dlaczego? Dlaczego zabrał ją wtedy, kiedy nauczyłam się kochać bezwarunkowo i ponad wszystko? Dlaczego pozwolił by umarła? to samo pytanie zadawał ojciec dziewczynki.
Pewnego dnia ojciec Missy dostał krótki list od Boga, zapraszający go do spotkania. Cała historia, która się wydarzyła  jest nieprawdopodobna i pewnie większość ludzi uzna ją za fikcję. Nie wiem, co myślałabym o tym kiedyś. Dzisiaj jednak tak bardzo wydaje mi się to rzeczywiste, bo doświadczyłam ostatnio namiastkę czegoś podobnego.
 Ojciec Missy także nie wiedział jak to wszystko wytłumaczyć i czy w ogóle ktokolwiek mu uwierzy? Wiedział jednak, że jego historia niesie ogromne przesłanie dla wielu rodzin na świecie, że jego ból nie był bezsensowny a jego cierpienie na zawsze go odmieniło. Znam to uczucie bardzo dobrze, to takie niewytłumaczalne zrozumienie, jakby nagłe olśnienie bez wypowiedzianych słów. To tak, jakby nagle potrafić mówić biegle w 20 językach świata - nie mając pojęcia skąd się owa wiedza wzięła. I kiedy przejęty i zachwycony człowiek opowiada o swojej nadzwyczajnej nagłej umiejętności - inni patrzą na niego jak na wariata. No bo kto uwierzy że bez racjonalnej przyczyny nagle mówi w 20 różnych językach? A to nic innego jak pewnego rodzaju tchnienie boskości, nie dające się objąć ludzkim rozumem - zrozumienie tego, co nie zrozumiałe. To takie zawiłe - wiem, ale też tak bardzo cudowne. Tak jak ojciec Missy tęsknił do tych przeżyć -  tak ja tęsknię do tego, co wydarzyło się podczas mojej podróży do Brazylii. Historia dziewczyny - Izabeli, którą poznałam wirtualnie, po którą poleciałam i z którą spędziłam 3 niesamowite tygodnie życiowych przemian - sprawiło, że nasze więzi zacieśniły się do więzi niemal rodzinnych, a jej historia jest kolejnym dowodem na to, iż Bóg poprzez ogromne cierpienie pozwala  nam dotknąć Nieba i już nigdy, przenigdy - człowiek nie będzie tym, kim był wcześniej. Historia Izy - tak trudna  zarazem tak piękna - zasługuje na to, by ją opisać. Teraz, kiedy właśnie skończyłam pracę nad moją drugą książką "Odbicie" - i przekazałam ją w ręce wydawnictwa, jeszcze tego lata, pragnę zasiąść, by opisać historię niezwykłej kobiety- która podobnie jak ojciec Missy miała spotkanie z Bogiem, która podobnie jak ja- posiadała to nie dające się wytłumaczyć zrozumienie, a co najważniejsze  - świadomość, że Bóg to zupełnie ktoś inny, niż starzec z siwą brodą - o którym uczono nas w szkole. Może właśnie z tego powodu ale z wielu innych moja książka "Odbicie" będzie dla jednych kontrowersyjna, dla innych ucząca nowego spojrzenia, a dla jeszcze innych przewodnikiem ku życiowej przemianie....

czwartek, 20 marca 2014

Siła medytacji...

Medytacja - cóż to takiego ? Większość ludzi kojarzy to słowo, niewiele jednak więcej wiedząc. Jeszcze kilka lat temu należałam do właśnie takiej grupy ludzi. To nic złego. Dzisiaj jednak potrafię docenić moc medytacji i jestem wdzięczna, że mogłam ją poznać, próbować, uczyć się jej, by po kilku latach niecodziennej praktyki dojść do miejsca, do którego udało m się dotrzeć. Medytacja to złożone zagadnienie, ale szczegółowo opisuję ten wątek w swojej drugiej książce "Odbicie". Dlaczego? - bo właśnie ten rodzaj zgłębiania się wewnątrz siebie, poznawania swojej niewidzialnej duchowej części, pozwolił mi dokonać w życiu niezwykłych rzeczy. Ale o tym co dokładnie się zadziało - już niedługo w książce "Odbicie".
Podczas ostatniego pobytu na Florydzie po raz pierwszy w życiu podczas godzinnej medytacji doświadczyłam czegoś zupełnie innego niż dotychczas. Spotkałam się ze swoim "Spirit guid" - czyli opiekunem duchowym, od którego otrzymałam wyraźne i konkretne wskazówki na dręczący mnie temat. To było niezwykłe doświadczenie. Umiałam medytować i często udawało mi się po zaledwie kilku minutach wpadać w głęboki relaks, gdzie czułam wyraźne wibracje w dłoniach, a ciało było w takim stopniu rozluźnienia, że niemal go nie czułam. Jednak to, co zadziało się na FLorydzie, a potem dwukrotnie w Brazylii w Abadianii, podczas kolejnych 2 godzinnych medytacji - sprowadziło mnie w zupełnie inne miejsce. Aż trudno m to opisać, ponieważ doświadczyłam tak wyraźnego przekazu, którego nie sposób opisać ludzkim słowami. To było najwspanialsze uczucie, za którym tęsknię,  ponieważ zupełnie nie mając władzy nad własnym ciałem i umysłem, dostałam wskazówki  konkretne odpowiedzi na konkretne pytania. To niewiarygodne! Dla osób, którym udało się to uzyskać podczas medytacji - niewątpliwie jest to także jedno z najwspanialszych doznań naszego ducha. Inni, którzy nie doświadczyli jeszcze tego - cóż, nie będzie im łatwo to zrozumieć. Jedno jest pewne - medytacja to wspaniały sposób na kontakt z naszą duszą, która zawsze wie najlepiej, co jest dla nas dobre. Dlatego wiele życiowych spraw można rozwiązywać właśnie poprzez  medytację. Oczywiście nie jest to aż tak proste, że wystarczy się położyć na godzinę lub dwie, spotkać się ze swoim przewodnikiem duchowym i otrzymać wszystkie wskazówki. Czasami przekaz jest niejasny. czasem go nie rozumiemy. Czasem nie udaje się uzyskać odpowiedzi w taki sposób, w jaki oczekujemy. Ale jedno jest pewne - jest to absolutnie dostępny, naturalny  prawdziwy sposób na kontakt z naszą podświadomością, naszą intuicją- tzw ":trzecim okiem" , na kontakt po prostu z naszą duszą. Za każdym razem jest to przyjemne doświadczenie, które rozwija naszego ducha, przez co zyskujemy inny poziom świadomości. Za to, jestem bardzo wdzięczna. To wzmacnia energię miłości nie tylko do rodziny, ale do ludzi i świata. To cudowne uczucie! ;)
Dlaczego o tym piszę - ponieważ sama tego doświadczyłam i chociaż musiałam czekać ok 3 lat na to doznanie, to było warto! teraz moje medytacje są znacznie głębsze  bardziej przeżywam je duchowo. Jeszcze kilka lat temu byłam zupełnym  laikiem, a dzisiaj wznoszę się na wyżyny mojej świadomości. I choć nadal się uczę, trenuję i doświadczam, wciąż jestem ciekawa i otwarta na nowe doznania. Dlatego jestem przykładem na to, że absolutnie każdy - to będzie tego pragnął - może tego doświadczyć, może uzyskać wiele odpowiedzi na dręczące go życiowe pytania i lepiej poznać samego siebie. W książce, którą jeszcze w marcu chcę przekazać do wydawnictwa - poruszam min.  ten temat i przedstawiam jakie były moje początki, co i jak robiłam, by każdy początkujący miał gotową receptę na udaną medytację. Piszę o tym także dlatego, że dzięki niej naprawdę dzieją się cuda w wielu ludzkich historiach... Pamiętacie, jak pisałam o Izabeli - młodej dziewczynie, którą poznałam przez mojego bloga, z którą się zaprzyjaźniłam i po którą poleciałam do USA, by razem odbyć podróż do Brazylii  - do miejsca cudów. Iza, od 8 lat zmęczona ciężką chorobą- dziś jest zupełnie zdrową kobietą, która pełną piersią chłonie życie. I nie jest to tania opowiastka, ponieważ ja , moja mam, która ze mną była, rodzina Izy, jej znajomi, i ona sama - jest niepodważalnym dowodem na cud uzdrowień, min. właśnie poprzez otrzymane wskazówki i odpowiedzi podczas medytacji.
Zacytuję teraz jej osobiste przemyślenia na temat Abadianii, current room i tego, co się tam wydarzyło. Jeśli zainteresuje Was jej historia - odsyłam na powstałego w tym celu bloga. Jedno jest pewne - jej historia miała i ma głębszy sens. Tak jak życie Marysi spowite chorobą- niesie przesłanie, o czym powstała książka "Życiowa zwrotnica", tak kontynuacją jest "Odbicie". A trzecią książką, będzie już nasze wspólne z Izą dzieło - historia ostatnich 10 lat jej życia - niebywałe i trudne do zrozumienia dziejące się rzeczy, po to, by nieść dobrą nowinę innym , by nauczać, by wspierać i pomagać. Bo każdy ma jakiś cel i wszystko jest po coś nie bez przyczyny. Jeszcze tego lata rozpoczynam pisanie 3 książki - "Metamorfoza".
Zobaczcie , co Iza pisze o swoich przeżyciach....

Przemyślenia ...
Czym dłużej jestem w Abadianii, tym bardziej wierzę w niesamowitą ENERGIĘ tego miejsca. W głównych pomieszczeniach Casy energia jest wyraźnie wyczuwalna, ale najbardziej niesamowita jest w current room, gdzie stoją ogromne kryształy i jednocześnie medytuje kilkadziesiąt osób.
Niestety coraz więcej zastrzeżeń mam do całej "biznesowej" otoczki tego miejsca i zupełnie nie wiem, co sądzić o samym Joao. Dzisiaj ponownie miałam okazję z bliska oglądać fizyczne operacje. Jest to widok niezwykły. Dzisiaj Jan od Boga zrobił między innymi swoją klasyczną operację, gdzie nożem "skrobie" oko. Jak na mój gust, te operacje są "dla popisu" i nie rozumiem ich celu. Z drugiej zaś strony, ludzie sami się ich domagają. Dzisiaj jeden mężczyzna wszedł na scenę i błagalnie prosił Entity o fizyczną operację. Gdy Entity po raz kolejny się nie zgodził, ten mężczyzna po prostu się rozpłakał idąc na duchową operację. Nigdy nie widziałam tradycyjnej operacji w szpitalu i nie mogę w żaden sposób ocenić tutejszych zabiegów. Mam mętlik w głowie.
Ludzi, którzy tutaj przyjeżdżają, można podzielić głównie na dwie kategorie: bardzo chorych, zrozpaczonych ludzi, którzy przyjeżdżają z nadzieją, że zostaną uzdrowieni z chorób nowotworowych, kalectwa, wszelkiego rodzaju upośledzeń. W ich oczach widać jednocześnie nadzieję, desperację i rozpacz. Nie wiem, ilu z nich zostaje uzdrowionych. Nie ma statystyk. Poza tym wszyscy dostają instrukcje, aby nie przerywać tradycyjnego leczenia.
Druga grupa, to ludzie, którzy przyjeżdżają tutaj, aby duchowo się rozwijać, uczyć głębokiej medytacji i rozwiązać problemy emocjonalne. Osoby, które same nad sobą pracują w current room, uzyskują najwięcej. Teraz rozumiem, dlaczego niektórzy mówili mi, że dwa tygodnie to za krótko i aby nie marnować czasu na spotkania z Janem od Boga, tylko chodzić medytować do Current Room, bo to jest miejsce, gdzie ludzie przechodzą transformację i gdzie dokonuje się najwięcej uzdrowień. Osoby z tej grupy w większości otrzymują to, po co przyjechali, wracają ponownie i im nie jest potrzebny Jan od Boga, ale ta niezwykła energia i kilkadziesiąt jednocześnie medytujących osób.
Dzisiaj rano według reguł Casy, miałam się udać do Entity, ponieważ minęło 7 dni od mojej duchowej operacji. Zrobiłam tak, ponieważ od początku postanowiłam przestrzegać tutejszych reguł. Niestety, nie dojrzałam dzisiaj w Joao Entity, nie dostałam odpowiedzi na moje pytania, a tłumacz nie przetłumaczył moich próśb. Nie przejmuję się tym, bo jeżeli prawdą jest, że Entities nam chcą pomóc, to wierzę, że nie potrzebują tłumaczenia i doskonale wiedzą czego potrzebuję i w odpowiednim dla mnie czasie, otrzymam odpowiedź.
Jednak pozostaje dla mnie tajemnicą, kim tak naprawdę jest Joao i jaka jest jego rola w tym wszystkim. Przyjeżdżając tutaj miałam nadzieję, że poznam odpowiedź na to pytanie. Wyjeżdżając będę miała chyba jeszcze więcej pytań i wątpliwości.
Najważniejsze jest jednak to, że teraz wiem, iż moją drogą ku zdrowiu i szczęściu jest medytacja, podczas której dowiaduję się, co i jak robić, odzyskuję spokój i równowagę.
Teraz też wiem, jak silnie można odczuwać energię przechodzącą z atmosfery (? Kosmosu? Wszechświata?) do ciała i wychodzącą z ciała z jeszcze większą siłą. Jestem wdzięczna, że mogłam tego doznać!
(ps. adres do bloga Izy - znajduje się na mojej stronie głównej w zakładce blog przyjaciół  - po lewej stronie. blog zatytułowany energia-i-ja)



 

wtorek, 18 marca 2014

Zostały wspomnienia...

Czas biegnie nieubłaganie. Tak niedawno to było, gdy Ją żegnałam. Wciąż jeszcze pamięć tak świeża stawia przede mną Jej żywy obraz. Niedługo znowu białe róże zakwitną, by wonią swą drażnić me zmysły. "Wczoraj" Dzień Kobiet - już nie tulipany, a bukiet goździków, jak przy pożegnaniu córeczka dostała. A teraz wraz z wiosną przychodzą wspomnienia. Wtedy stroiłam w ostatnią sukienkę, dzisiaj ustrajam mogiłkę. Jak uczcić tę smutną rocznicę, co znowu Wielkanoc przyniesie? Kawałek białej skały ozdobi jej nowe mieszkanie, i serce na nim postawi, by oddać najczulej uczucia, których nie sposób wymówić.

czwartek, 13 marca 2014

Podekscytowanie wciąż trwa

Wciąż żyję jeszcze wspomnieniami z Brazylii. Choć działy się różne rzeczy, nawet miałam epizod z omdleniem,  to jednak podróż ta wzbogaciła moją świadomość. Kilkakrotnie wyraźnie czułam swoją duszę. To trudne do opowiedzenia, ale niewątpliwie jest to niezwykłe przeżycie. Wymagało to czasem nawet 2 godzinnej głębokiej relaksacji, by pozbyć się z głowy bałaganu napływających myśli. Wciąż myślę  o tych niezwykłych rzeczach, jakie ludzie tam doświadczają. Przeglądam zdjęcia i wspominam przeżycia. Każde miejsce wydaje się takie znajome. Marysi ławeczka, niegdyś zajęta przez nią, teraz stała pusta. Jednak Ona, była tam ze mną. Czułam to, a na ukojenie bólu, wysyłała mi cudowne znaki. Zobaczcie proszę, jak wspaniale można relaksować się w ogrodzie słuchając śpiewu ptaków i podziwiając otaczające człowieka piękno natury:
 
 

 serduszko, niestety nie chciało czekać, aż je sfotografuje. Ono się pojawia, uraduje serce i znika, jakby nie chciało być przez innych zauważone...
 A to w drodze do Casy, wieczorem, po deszczowym dniu. Na mokrej ziemi  - sucha plama pod moimi stopami, oczywiście Marysia:)

środa, 12 marca 2014

No i stał się cud;)

Iza - kobieta, którą poznałam przez mojego bloga, Polka, mieszkająca ok kilkunastu lat w USA. Od 8 lat cierpiąca na Chronic fatigue syndrome , czyli skrajną  bezsenność, nie pozwalająca wpadać w głęboki sen, co powodowało, że młoda kobieta mająca 2 małych dzieci przez niemal 2 lata nie wychodziła z łóżka. Jeśli udało jej się umyć zęby   -  to było już dużo, co potrafiła zrobić. Jak na ironię losu - mąż lekarz, wspaniały człowiek, który całym sercem oddany jest żonie i dzieciom. Wytrwale znosił przeciwności losu. Przestawiał góry, spod ziemi znajdował najlepszych specjalistów, by pomóc żonie - żadne leki, nasenne, przeciwdepresyjne, żadne terapie nie pomagały. Zdesperowana kobieta napisała do mnie, by zapytać o Brazylię, delfinoterapię. Tak się zaczęła nasza znajomość, która w przeciągu 6 miesięcy doprowadziła nas do spotkania i przyjaźni. Tak wiele się działo, że nie jestem w stanie tego opisać. Zresztą i tak wielu by nie uwierzyło!
jedno jest pewne! Stał się cud! Iza jest zdrowa. Uśmiecha się, spaceruje, jak twierdzi  - odnalazła swój cel i wyższą świadomość. Teraz może być nauczycielem i przewodnikiem duchowym. Wiem, że planuje razem z mężem ponowny pobyt w Abadianii - by jej mąż mógł także doświadczyć tego, czego nie da się opowiedzieć!
Ja także wierzę, że jeszcze to miejsce odwiedzę. Jeszcze w marcu, przekażę swoją drugą książkę "Odbicie" do wydawnictwa;)
Kolejna będzie i niezwykłej historii Izabeli - uzdolnionej młodej kobiecie, która niemal 8 najlepszych lat życia spędziła w łóżku  o cudzie, który się wydarzył.
Niemożliwe - jest możliwe! Skoda, że nie każdy ma tego świadomość i możliwość doświadczenia i ujrzenia cudu....
Oto kilka zdjęć z mojej niezwykłej podróży.
 widok z Ogrodu

zostawione przez uzdrowionych pielgrzymów wózki inwalidzkie i laski


ORBS - zobaczcie jaka tam jest niezwykła energia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Ogród

poniedziałek, 3 marca 2014

Dziejące się cuda.

Ach, uwielbiam to miejsce, choć brudne i biedne, to jednak tutaj - w Abadiani, małej wiosce położonej z Brazylii 100 km od stolicy, Joao - zwany Janem od Boga, od wielu lat przyjmuje pielgrzymów z całego świata, którzy przybywają tu z różnymi osobistymi sprawami. Poznałam kilkoro  Polaków mieszkających w USA, i jedna z kobiet - Elżbieta została cudownie uzdrowiona. Wiem, że wielu ludzi nie wierzy w tego rodzaju energię, ale to nic innego jak własna energia, którą każdy człowiek dysponuje bez względu na to czy w to wierzy, czy nie, oraz pragnienie i wiara w powodzenie płynąca z serca. Joao jest medium, w którego ciało wstępują tzw. entities - duchy świętych, którzy na prośbę chorego i za pośrednictwem Jana, leczą chorych. Sam Jan objaśnia otwarcie, że to nie on leczy, a robi to Jezus. On jest tylko pośrednikiem. Dzieją się tu tak niesamowite rzeczy, że pewnie sama będąc jedynie słuchaczem nie uwierzyłabym. A jednak widziałam, słyszałam, rozmawiałam. Oczywiście nie wszyscy zostają uzdrowieni - ale nawet sam Jezus nie uzdrawiał wszystkich, bo przecież czasami człowiek niby chce wyzdrowieć, ale jego dusza już nie. Dlatego to takie trudne. Czasami ktoś ma po prostu taką misję i choroba ma czegoś go nauczyć. To temat rzeka i na pewno nie da się tego streścić w tym poście. Jednakże kobieta z którą dzisiaj rozmawiałam - przyjechała z 4 bardzo dużymi guzami raka w okolicy brzucha. Jest tu od miesiąca i już pierwszego dnia Joao zlecił jej operację mentalną - duchową. Polega ona na tym, że 24 h należy leżeć w łóżku i w tym czasie dokonują się niezwykłe rzeczy. Większość ludzi jest w trakcie tych 24 h otumaniona i bardzo senna. Wiele osób także gorzej się czuje, co jest związane z przeprowadzaną operacją. Kobieta opowiadała, że w jej takcie tak się okropnie czuła, tak bardzo bolał ją brzuch, że zjadła w ciągu nocy opakowanie proszków nasennych. Guzy były dobrze wyczuwalne gołą ręką. Nieprzespana noc minęła w bólu. Elżbieta opowiadała, że kiedy doszła nocą do toalety, ogarnęło ją zwątpienie, czy oby na pewno duchy świętych takich jak patron tego miejsca -  święty Iancio de Loyola,  św. Augusto, pomogą jej uleczyć raka, dla którego lekarze nie widzieli ratunku? Kobieta ze łzami w oczach opowiadała, jak w toalecie ukazała jej się przepiękna postać kobiety ubranej w białą szatę, która miała cudnie śliczną twarz, a na głowie miała jakby ułożona w plisach niebieską hustę, opadającą jej na ramiona. Była pewna że to matka Boska. Nie była w stanie się odezwać, ale sama w myślach mówiła do siebie, żę przecież stoi, patrzy trzeźwymi oczami  i nit jest to sen. To stało się następnego dnia - zszokowało Elżbietę  dogłębnie. Po guzach nie było śladu! 7 dnia, kiedy święci przychodzą zdejmować "szwy" trzeba ponownie zastosować się do obowiązujących reguł. Czyli spędzić noc w białej odzieży  rano wypić szklankę błogosławionej wody. Kobieta zrobiła to wszystko i kiedy wstała z łóżka wyczuła na brzuchy dziwne zgubienie. Był to zabliźniony szew pooperacyjny, zagojony na którym widać było ślady nici  różowy odcień skóry. A przecież nikt jej nie ciął! Kobieta jest całkowicie zdrowa, szczęśliwa i mówi, że czuje się o niebo lepiej. Może już normalnie jeść, bo wcześniej guz żołądka powodował, że wszystko co zjadła wymiotowała. Joao potwierdził jej ,że jest całkowicie zdrowa i nie musi już tutaj wracać. Niektórym osobom zleca czasami nawet kilkakrotną lub kilkunastokrotną wizytę i faktycznie ludzie ci za każdym pobytem - czują się lepiej i odzyskują siły. Zapewne niektórzy z was w to nie uwierzą, ale nie mam o to żalu. Pewnie wcześniej też byłoby mi trudno w to uwierzyć, gdybym tu nie byłą, nie rozmawiała z tymi ludźmi i nie widziała na własne oczy. Moja mama też została uleczona z tego, o co prosiła! Nie mogła od roku podnieść prawej ręki, leżeć na brzuchu, na prawym boku i do tego stopnia ją bolało, że nie była w stanie sama zapiąć biustonosza, a czasem nawet się ubrać. podczas pobytu na kryształowym łóżku całą prawa storna strasznie mamę bolała, aż się w pewnym momencie wystraszyła. Poddała się jednak temu co się działo i powiedziała sama do siebie - że skoro tak jest - to widocznie tak ma być i jej aniołowie wiedzą co mają robić. Po kilku godzinach kiedy szykowałyśmy się do snu, leżąc w łóżku - nagle i przypadkowo mama zorientowała się, że leży na wznak i prawą rękę ma pod głową! Przeżyła szok i radość, bo nawet nie zauważyła kiedy została uleczona. Wcześniej ręka drętwiała i nie było mowy żeby  na nią położyć głowę. Ze łzami w oczach zaczęła dziękować i pierwsze co zrobiła - sama - bez mojej pomocy rozpięła biustonosz;)  Tu dzieją się naprawdę niezwykłe rzeczy.....
 


sobota, 1 marca 2014

Prawdziwa Abadania

To miejsce naprawdę jest magiczne... Przeżywam tu tak wiele wzruszeń. Nie mam pojęcia o czym mówią gazety, ale jestem wdzięczna za internet, bo dzięki niemu mogę podzielić się swoimi myślami...
Po raz pierwszy nagrałam krótkie video o tym niezwykłym miejscu. Zobaczcie proszę;)