niedziela, 10 lutego 2013

coca cola i jej nieznane możliwośći

NIe mogłam się oprzeć nie zamieścić tego tutaj:) artykuł pochodzi ze strony www.bogatyelblag.pl

Coca cola to dla jednych smaczny, słodki napój , zaś dla dietetyków i dbających o linię wróg numer jeden. Przydatna , jak się okazuje, jest nie tylko do gaszenia naszego pragnienia. Wychwalają ją panie domu , które eksperymentując w codziennych obowiązkach , znalazły zupełnie nowe dla niej zastosowanie. Może i Wam przydadzą się nietypowe zastosowanie coca coli.

W apteczce
Odgazowana cola pomoże na niestrawność i ból brzucha. To ,, lekarstwo‘’ zapewne jest smaczniejsze niż tradycyjne krople żołądkowe. Ponadto cola jest skutecznym środkiem przeciwbólowym na poparzenia przez meduzy. W tej nietypowej okoliczności łatwiej o nią niż medyczne preparaty.
W kuchni
Coca colę można wykorzystać jako marynatę do grillowanych mięs. Wystarczy tylko na kilka godzin zanurzyć w niej mięso. Potem w połączeniu z oliwą i odpowiednimi ziołami uzyskamy nietypowy smak np. żeberek . Dobrze smakuje również szynka gotowana w coli. Natarte solą mięso przetrzymujemy w lodówce dobę. Potem płuczemy i gotujemy w coli przez 2 godziny . Po odcedzeniu dopiekamy przez chwilę w piekarniku do zrumienienia.

Do prania
Radzi sobie z łatwością z trudnymi do usunięcia plamami z krwi , trawy , soków i czekolady . Dodajmy do prania zawartość jednej puszki , by usunąć uporczywy brud. Pomocna jest również w pozbyciu się nieprzyjemnego zapachu z przepoconych ubrań.

Ratunek dla naszych włosów
Odgazowana cola okazuje się świetną odżywką do włosów. Wystarczy obficie je polać , a następnie dokładnie spłukać . Jeśli podczas farbowania włosów nowy kolor okazał się za ciemny wypróbuj colę .Umyte włosy powinny się rozjaśnić . Również ,bez pomocy nożyczek, pozbędziemy się kołtuna z włosów sklejonych gumą do żucia. Musimy tylko polać go colą.

Uniwersalny środek czyszczący
Doskonale sprawdza się jako środek do mycia toalet , szyb i jako odrdzewiacz . Świetnie usuwa spaleniznę z przypalonych garnków. Wystarczy zalać colą naczynie i gotować przez chwilę. Czyścić nią można również biżuterię i stare monety .

W ogrodzie
Podobnie jak piwo , cola może być wykorzystana w walce ze ślimakami. Wystarczy porozstawiać płytkie naczynia z tym napojem . Dodatkowo colą można zakwasić glebę, planując uprawę wrzosów lub rododendronów.

Retusz starych fotografii
Jeśli chcemy, aby nasze stare fotografie zamiast czarno-białych były w sepii, użyjmy coli. Miękki pędzelek zanurzmy w napoju i zwilżmy delikatnie powierzchnię zdjęcia.
I kto by pomyślał iż mała puszka tego napoju ma aż tyle zastosowań. Pewnie dlatego jest napojem znanym na całym świecie.

włosów
Odgazowana cola okazuje się świetną odżywką do włosów. Wystarczy obficie je polać , a następnie dokładnie spłukać . Jeśli podczas farbowania włosów nowy kolor okazał się za ciemny wypróbuj colę .Umyte włosy powinny się rozjaśnić . Również ,bez pomocy nożyczek, pozbędziemy się kołtuna z włosów sklejonych gumą do żucia. Musimy tylko polać go colą.
 

sobota, 9 lutego 2013

II fragment mojej książki


Każda łza uczy nas jakiejś prawdy…

 Pamiętam ten słoneczny, piękny lipcowy dzień, kiedy to po raz pierwszy zdecydowałam się wyjść z Marysią do  ogrodu, aby się odprężyć,  odpocząć i złapać świeżego powietrza. Na chwilę zamknęłam oczy i rozkoszowałam się śpiewem ptaków. Marysia spała w wózeczku, a ja z mamą łapałyśmy ciepłe promienie lipcowego słońca. Upojenie letnią aurą nie trwało długo. Z letargu wyrwał mnie przerażający widok.
Nie wiedząc  jeszcze co to jest, z przerażeniem patrzałam jak oczy mojej kruszynki  wykręciły w stronę czoła, a głowa sztywno odgięła się na bok. Jej  maleńkie usteczka groźnie się wykrzywiły, a  całe ciałko podskakiwało, jakby podłączone do prądu.
 - Boże! Co to takiego??? – krzyknęłam.  Moje serce na moment stanęło.
W histerii chwyciłam Marysię na ręce i próbując ją cucić biegłam do domu. Jej małe ciałko rytmicznie podskakiwało, a  w ustach pieniła się ślina. Marysia  zrobiła się sztywna i sina. Trząchałam nią i krzyczałam, żeby się ocknęła!
- Marysiu!! - wołałam, Boże!, co się stało?? Rozpaczliwie zaczęłam ją  oglądać i oklepywać.
- Może jakiś robak wszedł jej do ucha?? Obejrzyj ją dokładnie! – panikowała mama.
 - Nie zauważyłam jednak nic niepokojącego. Po kilkunastu sekundach objawy samoistnie minęły, a ja odzyskałam córeczkę!
Zaraz potem Marysia zaczęła płakać i dostała czkawki. Strasznie nas to przeraziło. Przytuliłam Marysię i po chwili wszystko wróciło do normy. Nie chciałam rozważać tego incydentu, a raczej potraktować to  jako marginalny epizod.  Po  dwóch dniach zapomniałam o tym zdarzeniu i uspokoiłam się, aż do następnego razu, gdy pewnej nocy scenariusz się powtórzył.
Zerwałam się z łóżka na równe nogi z sercem walącym jak młot. Traumatyczne wspomnienia sprzed kilku dni ponownie ożyły.
- Musi ją zbadać jakiś porządny lekarz – powiedziałam do męża.
Tego samego dnia obdzwoniłam koleżanki z prośbą o telefon do dobrego pediatry  i umówiłam  wizytę. Lekarz  obejrzał dokładnie Marysię i powiedział:
- „Proszę Państwa, wasze  dziecko wymaga szczególnej troski. Ona ma wiele wad wrodzonych.  Dziecko musi być jak najszybciej rehabilitowane. Trzeba zrobić jej USG jamy brzusznej, żeby wykluczyć wewnętrzne naczyniaki, badania wątrobowe, badania krwi, moczu, badania genetyczne, EEG głowy i badania wykluczające naczyniaki w mózgu. Macie na to dwa tygodnie”.
 - Panie doktorze! Jakie wady wrodzone? O czym Pan mówi? – zapytałam.
Doktor dokładnie objaśnił nam i pokazał wszystkie dysfunkcje, które dały się zauważyć gołym okiem.
 - Po pierwsze, Wasza córeczka ma liczne naczyniaki płaskie. Są to źle ukształtowane naczynia krwionośne, które mogą być w przyszłości związane z licznymi chorobami żył. Po drugie, wrodzoną wadę stopy prawej i dysproporcję kończyn. Dziecko ma  jedną nóżkę krótszą od drugiej .
 - Słucham??? Jak to krótszą? – o czym Pan mówi?
 - Proszę zobaczyć – powiedział doktor, po czym wyprostował  obie nóżki Marysi. Pokazał nam, gdzie znajdują się  kolce biodrowe i potwierdził ich prawidłowe usytuowanie.
Wada  wynika więc prawdopodobnie z różnicy w długości kości kończyny, a nie z przesunięcia miednicy – dodał.
Byłam zaszokowana, gdyż rzeczywiście dysproporcja była znacząca,  ok 3 cm na długości kończyny.
 - Panie doktorze, ale ją oglądało przed Panem kilku ortopedów i żaden tego nie zauważył?? – jak to możliwe?
Lekarz tylko skinął głową. Inną wadą, kontynuował, są nisko osadzone uszy oraz fałd skórny na szyi. To sprawia, że szyja jest szeroka i krótka, a w zasadzie w ogóle jej nie ma. Następnie doktor otworzył zaciśnięte piąstki Marysi i pokazał nam jedną linię na wewnętrznej stronie dłoni biegnącą  w poprzek niej.
- To wada charakterystyczna  dla dzieci z zespołem Downa  - dodał. Dziecko ma także wzmożone napięcie mięśniowe. Proszę zobaczyć jak zaciska piąstki i stawia opór, gdy chcę podnieść jej rękę – kontynuował. W takim przypadku niezbędna jest rehabilitacja. Również wielkość głowy mnie niepokoi, ale to powinien ocenić neurolog – dodał. Jak Państwo widzicie, te wszystkie rzeczy składają się na jakiś zespół wad wrodzonych, który mogą  zdiagnozować badania genetyczne.
Doktor przestał mówić. Oszołomiona tym, co usłyszałam, usiadłam zamroczona na  krześle. Łzy bezwiednie  spłynęły mi po policzkach. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie żadnego słowa. Odurzona tym wyrokiem, tkwiłam w zamroczeniu przez kilka minut. Z szoku wybudził mnie krzyk mojego 2 letniego synka, który w tym czasie przebywał na poczekalni. Okazało się, że skacząc  skręcił nogę w kostce. Synek przeraźliwie płakał, ja nie wiedziałam co robić.
Wizyta u doktora uświadomiła mi, że moje dziecko jest dalece niedoskonałe i czeka nas wyboista droga w poszukiwaniu prawdy.

czwartek, 7 lutego 2013

Które suplementy diety są bezpieczne dla dzieci? Dzisiaj o dobrodziejstwach ULA

Ponieważ zawzięcie poszukiwałam supelmentów diety dla mojej córeczki wyniszczonej zabójczymi dawkami antybiotykoterapii, postanowiłam powęszyć i wypróbowałam kilkanście różnych.
Z ręką na sercu polecam produkty aloe vera - link do strony http://www.aloesem.pl/ gdzie można poczytać o tych niezwykłych darach natury. Ponieważ jestem zwolenniczką naturalnych produktów, wiem, że zioła i produkty pszczele jak mleczko pszczele, pyłek, czy propolis to jedne z najczystszych produktów i tak sterylnych żę w niejednym szpitalu brakuje takiej perfekcji. Królowa  ula żyje dziesięciokrotnie dłużej niż pszczoła robotnica, ponieważ żywi się właśnie mleczkiem pszczelim.
Mleczko pszczele jest jednym z najbardziej niezwykłych tworów przyrody i to nie tylko dlatego, że Natura przeznaczyła je na pokarm dla wybrańców losu, czyli jedynie dla królowej ula. Na szczególny podziw zasługuje bogactwo składników odżywczych oraz proporcje pomiędzy nimi.

W swoim czasie nadano mleczku pszczelemu miano „eliksiru życia“, gdyż wykryto, że zawiera ponad dwadzieścia biopierwiastków (m.in. potas, wapń, magnez, cynk, żelazo, miedź i mangan), prawie wszystkie aminokwasy egzogenne i większość endogennych.
Ponadto wolne kwasy tłuszczowe, enzymy oraz niemal kompletny zestaw witamin, głównie z grupy B, wśród których na szczególną uwagę zasługuje kwas pantotenowy, obecny we wszystkich żywych tkankach. Stwierdzono, że kwas ten występuje w mleczku pszczelim w niespotykanej w przyrodzie koncentracji, czym tłumaczono fakt, że żywiona nim królowa ula dożywa nawet siedmiu lat, podczas gdy pszczoła-robotnica żyje zaledwie miesiąc. Wykryte później w mleczku pszczelim kwasy nukleinowe potwierdziły tę teorię, gdyż jak wiadomo, one także wpływają na przedłużenie życia.

U osób regularnie korzystających z tego wspaniałego daru Natury poprawia się stan ogólny, rośnie odporność i powraca zdolność do wysiłku fizycznego i intelektualnego. Nie do przecenienia jest również fakt, że po pewnym czasie zażywania mleczka pszczelego ulega znacznemu polepszeniu odporność, a także wygląd, gdyż zawarte w mleczku składniki działają na skórę regenerująco niejako „od podstaw“.
Drugim moim ulubionym suplementem jest propolis - kit pszczeli.
O produkowanej przez pszczoły żywicowatej substancji, podobnej nieco do bursztynu, pisał już w I wieku naszej ery Dioskuryd Pedanios – nadworny lekarz cesarzy rzymskich, Nerona i Wespazjana – ten sam medyk, który znany jest z opisania wielu właściwości aloesu.
Nic zresztą dziwnego, że zarówno propolis, jak i miazga z liści aloesu znalazły tak duże uznanie u pierwszego z wielkich zielarzy – w tamtych czasach ogromnym problemem była walka z rozmaitymi zakażeniami. Ratunku szukano w Naturze, a na wynalezienie antybiotyków ludzkość musiała poczekać jeszcze prawie dwa tysiące lat.
Dzisiaj, gdy przeróżne substancje syntetyczne o działaniu bakteriobójczym są na wyciągnięcie ręki, coraz chętniej sięgamy jednak po stare, sprawdzone środki. Bogatsi o wiedzę na temat lekooporności i działań ubocznych antybiotyków, odkurzamy stare jak świat przepisy, aby móc zadbać o zdrowie bez naruszania naturalnej równowagi biologicznej naszego organizmu.
Tym bardziej, że substancji właśnie takich jak propolis można używać także profilaktycznie oraz wspomagająco.

Jest tych suplementów znacznie więcej i są rewelacyjne. Postaram się na bieżąco uzupełniać informację. Dodam tylko, że dokonałam zakupów na sporą kwotę, dlatego mam 35 zniżki - najwięcej ile można uzyskać od kwot katalogowych. DLatego, jeśli potrzebujecie któryś suplement - prosze o kontakt, udzielę wam siebie:) do uzyskania rabatu:))))

Czy cierpienie może być szczęściem?

Wiem, że serce matki tęski za zdrowym dzieckiem, ale moja córcia ma 4,5 roku, ciągle mi się wydaje jakby miałą roczek. Poza tym że trochę urosła, wydłużyły jej się nogi, ale niestety jest gorzej niż było. Stany padaczkowe spowodowały, że już nie podnosi rączek, bo zrobiły się spastyczne, nie guga, choć wcześniej to potrafiła , urósł jej garb od skoliozy i leżenia i takie tam  historie.. Ale kocham ją nad życie i jej walka oraz dzielne znoszenie przeciwieństw losu, jest po prostu mistrzostwem świata. Przestałam już rozpaczliwie podążać za poprawą jej zdrowia, oczywiscie nadal ją systematycznie rehabilitujemy, zdrowo odżywiam, kupuję drogie suplementy naturalnego pochodzenia, ale przestałam popadać w  paranoję w tym sensie, że nie walczę za wszelką cenę z jej niepełnosprawnośćią. Zrozumiałam, że będę ją kochać ponad wszystko, bez względu na to jaka będzie. Dzisiaj wiem, że to zdrowe podejście ponieważ ona czuje, że akceptuję ją taką , jaka jest. Nie męczę jej ponad jej siły nadprogramowymi rehabilitacjami, robię tyle co muszę, i  co uważam za produktywne. Jednak pragnę, aby wiedziała i czuła ze jest kochana i to czy będzie w lepszej czy gorszej kondycji nie zmieni mojej miłości. Dotąd, kiedy w popłochu szukałam rozwiązań, męcząc ja wiecznymi badaniami, tomagrafami, rezonansami i innym zbędnym wielokrotnym dowodzeniem jej choroby, nie mając czasu, by skupić się nad rzeczami naprawdę ważnymi, nad szcześciem, że w ogóle ją posiadam. Patrzyłam na nią ze łzami w oczach, i tęsknotą w sercu, żę jest inna od mojej wymarzonej córeczki i że nie mogę jej chwycić za rękę i pójść na łąkę i że nie wiem jaki ma głos, co myśli, co lubi, jaki ma charakter, co jej smakuje, co nie i wiele rzeczy nie wiem... Jednak to nie ma znaczenia, bo jest moja, bo nauczyła mnie tak wiele i to właśnie dzięki niej prawdziwie pokochałam życie. Dzięki niej,  nauczyłam się jak spełniać swoje marzenia, jak czuć szczęście, pomimo wydawałoby się braku powodów  do szczęścia. To zawiłe, a z drugiej strony bardzo proste:) Napisałam o tym książkę, która przechodzi aktualnie proces wydawniczy. Wierzę, za zawarte w niej informacje pomogą rodzicom i ludziom, którzy zetknęli się z chorobą, depresją, osamotnieniem czy inną zyciową traumą zrozumieć i pokonać cierpienie, tak jak zrobilam to ja. To cudowne doświadczenie, które napawa radością i chęcią życia, a problemy stają się jedynie motywacją do osiągnięcia jeszcze więcej.

środa, 6 lutego 2013

Tu znjdziesz pomoc! Cudowne stowarzyszenie SPES

Kiedy rodzi się chore dziecko, sytuacja rodziny diametralnie ulega zmianie. Nagle codzienność napbiera zupełnie innego rytmu, czas zdaje się biec w zdwojonym tempie, a wyobrażenia i plany na przyszłość z miejsca przestają istnieć. Zaczyna się bieganina po lekarzach, szpitalach, nocne serfowanie w Internecie rozpaczliwie poszukując odpowiedzi. Często jedno z rodziców musi zrezygnować z pracy zawodowej, ponieważ opieka nad chorym dzieckiem wymaga 24 h na dobę. Tym bardziej, że niemal błyskawicznie w trybie mega przyśpieszonym rodzic przechodzi domowy kurs pielęgniarstwa i często obsługi aparatury medycznej oraz znajomości jej parametrów.
Ja również byłąm w takiej sytuacji, kiedy moja kariera roziwiajała się jak pąk róży, brnęłam do przodu realizując każdy zaplanowany etap kariery zawodowej ku radosnemu spełnieniu, wtedy pewnego pięknego lipcowego dnia, wszystko runęło. Z dnia na dzień musiałam dowiedzieć się wszytkiego o zdiagnozowanych chorobach mojego dziecka, które brzmiały jak określenia filmu science fiction, nauczyć się czuwać nocami , by dziecko nie udusiło się podczas codziennych napadó padaczkowych, oddsysać ssakiem, inhalować , rehabilitować, mierzyć tętno i monitorować akcję serca, i jeszcze wiele innych czynności. Moja kariera skończyła się szybciej niż się zaczęła. Zdążyłam skończyć studia dokotranckie, jednak moja praca naukowa do tej pory leży na strychu w połowie poprawiona. Marzenie o pracy na uczelni skończyło się z dniem przyjścia na świat mojej cudownej córeczki. Z roku na rok łudziłam się o powrocie do pracy , jednak permanentne infekcje - a dokładnie zapalenia płuc i ciągłe stany padaczkowe  mojego aniołka skutecznie mi to uniemożliwiły. Postanowiłam jednak nie poddać się i znaleźć alternatywę dla swojego życia. Oczywiście cały czas dniem i nocą zajmuję się moim aniołkiem, ale wiele dór przebyłam, wiele gór pokonałam, by móz cnaleźc się tu, gdzie jestem dzisiaj:) ( wszystko opisałam w mojej książce, która wkrótce będize dostępna). Zdaję sobie jednak sprawę, że jest  wiele rodzin, które w rozpaczy tkwią w tej czarnej dziurze bardzo długo. Często finansowy stan rodziny bardzo się pogarsza, niestety cierpią na tym wszyscy jej członkowie, np pozostałe zdrowe dzieci. NIe każdy mąż wytrzymuje psychicznie piętno choroby i odchodzi od żony. Zdesperowana matka, robi wszytko by pomóc dziecku, a ma jedynie zagwarantowane świadczenie i zasiłek pielęgnacyjny w tak żenujących kwotach, że wstyd o nich pisać. Jest to upodlające, ponieważ matka często musi zrezygnować z pracy, którą kocha i która przynosi jej satysfakcję i pożądane pieniądze, na rzecz opieki nad dzieckiem. Dostaje wówczas od Naszego Państwa Polskiego ochłap w postaci zasiłku i jest skazana na walkę w pojedynkę. Dlatego wtedy pomoc indywidualnych ludzi jest niezbędna. Ja doświadczyłam ludzkiej życzliwości i to bardzo często pozwalało mi przetrwać psychicznie i fianansowo w skrajnych sytuacjach.
Dlatego założenia i oferta pomocowa,  którąe oferuje stowarzyszenie bardzo mi się podoba i zachęcam do zapoznania się z warunkami. Ja na szczęście należę do tej grypy osób, gdzie rodzina przetwała, mamy 3 dzieci, mąż pracuje na 2 etaty, ja również staram się jak mogę, więc nie skłądamy wniosku, ponieważ wiem, że istniej bardzo dużó rodzin w gorszej a nawet skrajnej sytuacaji finansowej i to własnie do nich kierowana jest pomocna dłoń. Także kochani! Korzystajcie, składajcie wnioski, a kiedy wy również pomożecie innym. Życzę wam dużó radości i pozytywnych myśli.
http://www.spes.org.pl/?module=tresc&id=555

wtorek, 5 lutego 2013

Gdy rodzi się chore dziecko

Kochami
Ponieważ sporo osób pisze do mnie na maila z wieloma pytaniami, postanowiłam odpisać na blogu, tak aby każdy miał wgląd do mojej opinii. Otóż, gdy rodzi się nam chore dziecko przchodzimy różne fazy od szoku, bo bunt, zaciekłą walkę po zwątpienie. Głowy mamy przepełnione natłokiem inforamcji a każda następna wydaje się być jeszcze gorsza. I wtedy pojawia się pytanie co robić dalej? Kogo słuchać? Ja z własnego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że należy słyuchać przede wszytkim siebie - swojego serca i głosu wewnętrznego. NIe znaczy to , że należy lekceważyć opinię lekarzy, ale proszę mi wierzyć, że to matka zna dziecko najlepiej i często intuicynie wie, co jest dla niego najlepsze. Poza tym wielokronie spotkałam się z różnymi diagnozami odnośnie jesdnego problemu. Także zaufanie  dobre, ale kontrola sytuacji jeszcze lepsza! NIe popadajmy w paranoję! Odpowiedzi trzeba czasami szukać nawet kilka lat...Pytacie, czy wykonywać badania genetyczne, MRI, tomograf i inne badania. Ja jestem tego zdania, aby robić dziecku tylko takie badani, których wynik coś wniesie. Jeżeli badanie ma potwierdzić dane schorzenie, któego lekarze nie wiedzą na przykład jak leczyć - a tak było w przypadku mojej córeczki - podejrzenie zespołu wad wrodzonych klippel - Treunanaya, to po co wykonywać obciążające młody organizm badanie polegające na znieczuleniu ogólnym , pobieraniu wycinków itd. Przecież to nie zmieni faktu. Oczywiście , jezeli takie badanie potwierdzi lub wykluczy schorzenie, co do któego jest naukowe rozwiązanie - wóczas warto je przeprowadzić. Ja osobiście uważam, że należy podejść do problemu na chłodno, ponieważ nasze matczyne emocje często eksplodują i po prostu zadać to pytanie lekarzowi: co wniesie przeprowadznie takiego badania i jego wynik, czy dzięki temu, będzie można podjąć skuteczne leczenie dziecka? Mądry lekarz odpowie szczerze , czy w ogóle jest sens.
Drugą bardzo ważną rzeczą jest filtrowanie opinii lekarzy, ponieważ oni często zabezpieczając się mówią rzeczy najgorsze, których nie chcemy słyszeć. To powoduje, że doznajemy szoku, paraliżuje nas stres, i martiwmy się rzeczamy, które tak naprawdę mogą się NIGDY nie wydarzyć!!! Stres z kolei wytwarza w naszym organizmie toksyczne chemiczne substancje , które to nas powoli zabijają od środka. Dlatego nie bierzmy wszystkich usłyszanych opinii dosłownie. Gdyby tak było , moja córka miała by obecnie 5 pogrzeb, tak swój wałasny pogrzeb. Nic z tych rzeczy się nie stało. a to co przeżyłam, w związku z taką informacją , nie obeszło się bez echa.
Odnośnie szczepień dziecka z problemami neurologicznymi - osobiście jestem przeciwniczką i nie szczepie swoich dzieci w ogóle!!!!! a mam ich trójkę. Znam zbyt wiele dzieci niepełnosprawnych, które z uwagi na powikłania poszczepienne nigdy nie odzyskają sprawności umysłowej i nie tylko. Większość szczepionek zawiera trującą rtęć i nawet mała dawka dla dziecka z nieukształtowanym ukłądem nerwowym, może być zabójcza. To jest oczywiście moja opinia i każdy może mieć inną. Dodam tylko , że świadomi lekarze i neurolodzy także nie szczepią swoich dzieci, jednak z uwagi na ogromne dochody przemysłu faramceutycznego i (jesli nie wiadomo o co chodzi , to wiadomo o co...) skrzętnie ukrywają ten temat przed nieświadomymi rodzicami. To jest wątek bardzo rozległy, dlatego proponuję go rozwinąć osobno i zamieszczę wkrótce - ciekawe informacje i wypowiedzi pani profesorm neurologów oraz przysługujące nam rodizcom prawo -odnośnie odmawiania zaszczepienie naszego dziecka.

Zapytaj mnie!

Kochani rodzice!
Piszcie proszę o swoich problemach odnośnie leczenia, chorób, usprawniania dzieci. Będziemy je poruszać na blogu, ja postaram się w sposób najbardziej szczegółowy odpowiedzieć na dany problem, ewentualnie wskazać gdzie szukać pomocy. Poruszajcie nurtujące was wątki, a dzięki temu, wymieniny się cennymi inforamcjami. :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

I fragment mojej książki- wkrótce będzie w sprzedaży


Zanim to wszystko się zaczęło…

Zanim Marysia przyszła na świat, prowadziłam zwyczajne życie młodej kobiety,  pełne chwil radosnych, czasem przeplatanych smutkiem. Miałam mnóstwo obowiązków z grafikiem wypełnionym po brzegi. Pracowałam w szkole jako nauczyciel. Prowadziłam weekendowe ćwiczenia  na wyższej uczelni. Moja kariera zapowiadała się obiecująco, więc dodatkowo podjęłam  studia doktoranckie. Prowadziłam jeszcze inne szkolenia, a w między czasie zajmowałam się domem i dziećmi - 9 letnim Mariuszkiem  oraz 2 letnim Marcinkiem.   
            Byłam szczęśliwą mężatką, mającą mnóstwo energii, zapału i planów na przyszłość. Jednym z moich marzeń od zawsze,  było urodzenie córeczki. Bardzo kocham dzieci i  córeczka miała być dopełnieniem szczęścia.  Pragnienie było tak silne, że zdecydowaliśmy się z mężem na 3 dziecko w nadziei, że urodzi się dziewczynka.
I wtedy padła obietnica….
Przyrzekłam Matce Boskiej, że jeśli da mi córeczkę – to na Jej cześć nazwę ją MARIA- chociaż to imię wtedy w ogóle mi się nie podobało. To miała być nasza zmowa milczenia i cicha tajemnica.

Tak też się stało….


W końcu doczekaliśmy się Marysi, ale nie tak miało być….
            Córeczka urodziła się o czasie, 2900 kg/53 cm bez powikłań. Szczęście, które wtedy czułam, nie jestem w stanie ubrać  w słowa.
 Pamiętam tylko, że zapytałam położną o płeć dziecka– i gdy potwierdziła: - „ dziewczynka,”– krzyknęłam : Dzięki Ci Boże!!!
Hormony szczęścia eksplodowały ze mnie niczym piłeczki pingpongowe.. Nieopisana radość rozpierała moje zmysły tak mocno, że nie odczuwałam żadnego bólu ani zmęczenia związanego z porodem. Pragnęłam tylko szybko przytulić Marysię. 
Położna jednak zabrała mi córeczkę twierdząc, że mała musi poleżeć pod specjalną lampą. Obiecała także,  że wkrótce ją przyniesie. Mój mąż pamięta  przerażony wzrok położnej, która spojrzała wymownie na koleżankę, po czym bezzwłocznie wybiegła z sali porodowej. Mąż poszedł zobaczyć córeczkę, a ja w euforii spełnienia leżałam na sali porodowej, nie mogąc się jej doczekać.Tatuś wrócił po kilku minutach i powiedział do mnie: „Marysia leży pod lampą, ale ma trochę czerwonych plamek na skórze i wykrzywioną stópkę”.
            - Plamki? -  pewnie od wysiłku. To normalne podczas porodu.  Znikną, pomyślałam, a stópka – to zapewne sprawa ułożenia płodu za życia w łonie,  więc sama na pewno się odkształci – dodałam, w ogóle nie podejrzewając niczego. Przyjęłam tę wiadomość ze spokojem, przepełniona endorfinami szczęścia.  Mijały minuty, a ja wciąż oczekiwałam na córeczkę. Po godzinie zaczęłam się niepokoić i zapytałam lekarza, gdzie jest moje dziecko?
- Chce Pani je zobaczyć? – odpowiedziała doktor.
– Oczywiście! – odrzekłam. Zgramoliłam się z łóżka i niezgrabnie sunęłam korytarzem w kierunku sali, gdzie przebywała Marysia.
            Widok mojej cudownej kruszynki wstrząsnął mną dogłębnie. Stanęłam jak posąg i z niedowierzaniem przyglądałam się dziecku. Widziałam  co prawda śliczną dziewczynkę z mnóstwem czarnych włosków i małym noskiem. Jednak reszta ciała  w niczym nie przypominała zdrowego, „różowego” noworodka.
Moja ukochana córeczka wyglądała jak po ciężkim poparzeniu. Ponad połowa powierzchni ciała Marysi miała bordowy kolor, przypominający rozlane  pod skórą wino. Poza tym, nie dało się nie zauważyć prawej stopy, która wykręcona do góry, sprawiała wrażenie przyklejonej  do piszczeli z okrągłą jak piłka piętą. 
Przeżyłam szok…. 
Przez kilka minut nie mogłam wykrzesać z siebie żadnego słowa.
Łzy bezwiednie pociekły mi po policzkach i rozmyły obraz mojej córeczki. Do głowy spłynęła lawina pytań, na które nie znałam odpowiedzi. To wszystko było niczym zły sen, z którego pragnęłam się obudzić.
 - Boże! To nie może być prawda! Nie moja wymarzona córeczka! Nie ona!
 - Maryjo! Gdzie jesteś? Przecież ona była Tobie powierzona! Dlaczego….??
 - Boże co robić??
Pierwsza diagnoza lekarzy brzmiała:
 - „wrodzona wada stopy - bez operacji się nie obędzie, a jeśli chodzi o naczyniaki na skórze,  to niektóre się wchłoną, ale na pewno nie wszystkie - powiedział lekarz.
            - Cofnięta żuchwa, nisko osadzone uszy - to też jest jakiś niedorozwój - usłyszałam.            
Mój świat się zawalił.
Widziałam jeszcze dziwnie wykrzywione paluszki na rączkach i to wszystko było dla mnie jakimś nieporozumieniem. Nie mogłam uwierzyć w to, co mówili lekarze
Przecież miało być tak pięknie… Cała ciąża przebiegała prawidłowo, tym bardziej niie mogłam zrozumieć, dlaczego mi się to przytrafiło???
Przecież tak jej pragnęłam……..

Jak założyć dziecku sondę?

SONDA SILIKONOWA A ZWYKŁA

Kochani, nie jestem lekarzem, więc nie odpowiem o parametrach jednej i drugiej sondy. Jednak z uwagi na to, że korzystam z niej niemal pernamentnie od zeszłego roku, przekaże wam informacje, które wiem na temat tych dwóch radzajów sond, czyli zgłębników dożołądkowych.
SONDA SILIKONOWA
 Jest to silikonowa rurka o długości ok 1 metra, z zamknięciem na jednym końcu, i z otworami  na drugim,  przez które pokarmy wpływają bezpośrednio do żołądka. Sonda  zwana inaczej zgłębnikiem, posiada także wewnątrz rurki prowadnicę  w postaci cienkiego drutu, który ułatwia wprowadzenie jej przez otwór nosowy i  umieszczenie w żołądku. 
żyby założyć dziekcku taką sondę, należy odmierzyć odległość od żołądka- mniej więcej na wysokości gdzie kończą się żebra i przykłądając rurkę jak centymetr, kierować ją w górę, przykładając do szyi, twarzy aż ku wyjściu dziurki nosowej. Warto wtedy albo zapamiętać nr umieszczony na sondzie, albo zaznaczyć kropką zrobioną długopisem,  jakieś 2 cm dalej.  Następnie umieszczamy jeden koniec gładkiej rurki w nosku i jakby od góry chcąc włożyć ją pionowo w dół kierować rurkę tak, jakby miała spotkać się z drugą dziurką nosową. Dziecko może się trochę krztusić, gdyż to podrażnia przełyk i wywołuje odruch wymiotny. Gdy sonda jest prawidłowo umieszczona w żołądku, czuć wyraźny opór podczas jej wprowadzania.

Jak sprawdzić czy jest tam, gdzie być powinna???

Poprzez otwór z zaworem można po prostu go otworzyć i umieścić otwartą końcówkę z zaworem w kieliszku z wodą, Jelsi nie bąbluje, to znaczy jest wszystko ok.
Innym sposobem jest wpuszczenie strzykawką trochę soli fizjologicznej, lub powietrz przykładając ucho do brzuszka dziecka. Jeżeli będzimy słyszeli bulgotanie przy wpuszczeniu powietrza, to dobry znak, że sonda siedzi w żołądku :) Potem to powietrze warto odciągnąć delikatnie strzykawką, żeby dziecko nie miało dodatkowych wzdęć.

Dlaczego sonda silikonowa?????

Co różni jej od tradycyjnej jednodniowej? Otóż wiele czynników, przede wszystkim::
1. materiał z jakiego jest wykonana, miękki silikon, elastycznie się naddający., a sonda jednodniowa - z gumowej twardej rurki.
2. okres przydatności do użytku. Sodna silikonowa może być umieszczona w żołądku do 6 tygodni, co jest mega wygodne przy przewlekłych infekcjach. Kiedy moja córeczka ma zapalenie płuc i stan padaczkowy nie jest w stanie nic przełknąć i zanim się wyleczy przez miesiąc jest karmiona sondą.  Sonda jednodniowa- jednorazowa , max do 3 dni.
3. SOnda silikonowa - ma wygodne zapięcię, na 2 rodzaje strzykawek tradycyjną i dużą, a ta druga sonda jedno odpinające się zapięcie, co powoduje cofanie treści pokarmowej.
4. sonda silikonowa ma prowadnicę ułątwiającą umieszczenie w żołądku i jednym ruchem ręki usunięcie prowadnicy, a gumowa nie posiada takowej.
jakie wnioski?
POLECAM sondę silikonową, jest mega wygodna, przyjaźnie miękka i bezpieczna dla dziecka!

Plasterkiem papierowym , kupionym w aptece, obklejam szczelnie rurkę i przytwierdzam do policzków po obu stronach twarzy. Resztę długości sondy zawijam za uszkiem i robię na główce aureolę przypinając ją do włosków spinkami:) Jest to ważne, bo dziecko może zachaczyć ręką i wyrwać sobie sondę.
Polecam sondę firmy NUTRICIA, to chyba jedyna firma produkująca włąsnie takie sondy. koszt takiej sondy do między 35-50 zł za sztukę. ]
Sodna ma różne rozmiary. My używamy 10 - córeczka ma 4,5 roku, waży chmmm tylko 11 kg. ale ma mały nosek . ta wielkość jest optymalna dla dzieci. CIeńsze sie zapychają nawet po podaniu np gęstego płynnego leku. a grubsze są po proostu zaordynarne do dziecięcego noska:)
Jeśli macie jakieś pytanie, prosze piszcie, być może pominęłam coś istotnego:) pozdrawiam Ania
NATURALNIE NA PRZEZIĘBIENIE

MNISZEK LEKARSKI

Ponieważ jestem mamą 3 dzieci, w tym niepełnosprawnej Marysi, która od urodzenia bombardowana jest chemicznymi lekami, przynajmniej w takim stopniu jek to możliwe, postanowiłąm leczyć ją naturalnie. Stosuję wiele ziół i darów natury jak syropy z sosny, czasry bez, lipa, soki z malin syropy z mieszanek ziołowych na zapalenie osrzeli, czosnek , nalewkę z propolisu, nalewkę rozgrzewającą z bursztynu, mniszek i inne. Dzisiaj pragnę podzielić się swoimi obserwacjami dotyczącymi naszego rodzimego chwastu - MNISZKA LEKARSKIEGO, popularnie zwanego mleczem. To żółty polny kwiat, z dizeciństwa poamiętamy go jako dmuchawiec, powszechnie uważany za chwast oszpecający trawniki. Jednak to niezwykła rośłina bardzo cenionaą w medycynie naturalnej. Dotąd mniszek był koszony z nadejściem wiosny na moim ogrodzie, aż do chwili, gdy odkryłam jego niebywałą moc!

 Pomaga na przeziębienia, infekcje, oczyszcza organizm z toksyn wzmacnia organizm.

 Jak przygotować syrop, inaczej nazywany miodem z mleczu?

Potrzebne składniki:
- około 250 kwiatów mleczu; duużżaa reklamówka:)
- około 1 litra wody;
- 1 kg cukru;
- sok z 1 cytryny.
Sposób przygotowania:
Domowej roboty miód z mniszka lekarskiego przyda się w każdej domowej apteczce i kuchni, nie tylko ze względu na swoje szerokie właściwości lecznicze ale i  smakowe!
Oprócz wykorzystania go jako syrop przy infekcjach dzieci lub innych domownikó, można również wykorzystać jego walory smakowe, na przykład stując go jako środek zapobiegawczy infekcjom poprzez słodzenie nim herbaty, lub jako dodatek do naleśników, racuszków, wypieków, kaszy mamnny i innych przetworów.
 Najlepszy jest oczywiście  miód (syrop) z mleczu zrobiony samodzielnie, gdyż wiemy skąd pochodzą kwiaty, a często wystarczy rozejrzeć się w  przydomowych ogródkach by znaleźć złoto zdrowia. Należy zebrać około 250 kwiatów mniszka lekarskiego na początku okresu jego kwitnienia. Kwiaty umieszczamy w garnku, zalewamy około litrem wody oraz gotujemy około pięciu minut. Następnie odstawiamy wywar do ostygnięcia i odcedzamy. Gotujemy na wolnym ogniu przez trzy do pięciu godzin. Dodajemy około jednego kilograma cukru oraz sok z cytryny. Przelewamy do butelek np po małych kubusiach - jest wówczas syrop w poręcznych porcjach i  gotowe!
Możęmy podarować taką buteleczkę przyjaciółce, siostrze, rodzicom czy dziadkom. Wspaniały pomysł na prezent, jesli zawiążemy wstążeczkę, a syrop nalejemy do jakiejś ładnej ozdobnej butelki

SYROP MA ZŁOCISTĄ BURSZTYNOWĄ BARWĘ , JEST SŁODKI I UWIELBIANY PRZEZ DZIECI! POLECAM!

 

niedziela, 3 lutego 2013

DELFINOTERAPIA


Kochani bardzo polecam delfinoterapię dla Waszego dziecka. Moja córeczka ma 4,5 roku i od urodzenia jest systematycznie rehabilitowana. Stosowałyśmy wszystkie metody. NDT Bobath, VOojta, Doman, Akupunktura, kynoterapia, basen, aż w końcu w zeszłym roku byłyśmyu w Turcji na terapii z delfinami. Niesamowite przeżycie i wzruszenie obejmowało nas wszystkich podczas obcowania z tymi wspaniałymi ssakami. Terapia polega na 10 sesjach po 30 minut z terapeutą w basenie z cudownym delfinem. Najważniejszą częścią terapii jest sonarowanie, czyli wysyłanie ultradźwięków przez te cudowne zwierzęta wprost do ukłądu nerwowego waszego dziecka. Oczywiście nie słychać tych ultradźwiękó, ale efekty są zdumiewające. Ponieważ moja córeczka jest bardzo uszkodzona i w zasadzie nie robi kompletnie nic, nie potrafi nawet zmienić pozycji ciała ani podnieść ręki lub nogi, nie mówiąć już o innych umiejętnościach jak siedzenie, mówienie, chodzenie, czy nawet gryzienie... to jedynym i namacalnym efektem była poprawa jej zdrowia podczas delfinoterapii. COdziennie uśmiechała się na głos, gdzie dotąd bywało to kilka razy w roku. NIestety kolejne w ciągu pół roku 6 lub 7 krotne zapalenia płuc i stany padaczkowe, cofnęły nabyte umiejętnośći. Jednak byłam świadkiem niezwykłych postępów dzieci, szczególnie autystycznych bądż z porażeniem mózgowym w stopniu umiarkowanym. Stan mózgu dziecka ma znaczenie , ponieważ dziecko kontaktujące łatwiej przechodzi terapię i więcje z niej wynosi. Jednak uważam , żę należy stować wszelkie metody i podejmować wszystkie próby, bo nigdy nie wiemy co pomoże naszemu dziecku. Serdecznie polecam i w tym roku rónież planuje tę terapię z córeczką. Osoby zainteresowane szczegółami odnośnie delfinów, zapraszam do zadawania pytań na blogu - oczywiście chętnie odpowiem i podzielę się informacjami , które posiadam oraz o moich osobistych wrażeniach:)
Blog jest przeznaczony dla rodziców dzieci chorych, uszkodzonych, niepełnosprawnych oraz dzieci zdrowych - prawidłowo rozwijających się. Zachęcam do czynnego udziału i zamieszczania swoich opinii na temat dzieci, w przypadku dzieci chorych metod rehabilitacji, ośrodków medycznych, lekarzy, i innych ciekawych wątków. Na blogu znajdziesz także babciną apteczkę - czyli naturalne i skuteczne metody leczenia przeziębienia, grypy, kaszlu itp. Pytajcie, będziemy odpowiadać!! :)

Jestem mamą niepełnosprawnej dziewczynki Marysi, która wniosła do mojego życia strasznie wiele zmian. Mam bogate doświadczenie w zakresie niepełnosprawności dziecka i chętnie podziele się swoimi obserwacjami a także z przyjemnością wysłucham rad i opinii innych mam. serdecznie zapraszam, blog dopiero powstaje, więc przepraszam za niepełne informacje.

Moja historia zaczęła się 4, 5 roku temu , kiedy kompletnie nieprzygotowana na pasmo traumatycznych zdarzeń, zostałam rzucona w wir piętrzących się problemów spowodowanych narodzinami chorego dziecka.
Wtedy wszystko się zaczęło......
Pierwsz diagnoza lekarzy:
małogłowie, lekooporna padaczka, naczyniaki płaskie, obustronny niedosłuch, wzmożone napięcie mięśniowe, wrodzona wada stopy.


Z kolejnymi miesiącami pojawiały się wciąż nowe problemy. Przez 4 lata tkwiłam przydnieciona głazem cierpienia, aż do punktu zwrotnego w moim życiu, gdy poznałam tajemnicę niesamowitej mocy, którą każdy z nas dysponuje i wtedy moje życie zupełnie się odmieniło.

Dalszy ciąg urodzin Marysi


Urodziny Marysi


06 lipca Marysia skończyła 4 latka
w przeddzień urodzin wybraliśy się do ZOO w Gdańsku – piękny teren oabrzymi, dużo zwierząt. Marysia nigdy nie była w ZOO więc uznaliśmy że będzie to fajny wypad rodiznny na łono natury wsród zwierząt. wszystko super, ale serce mi się ściskało, kiedy widziałam te biedne zwierzęta – choć w warunkach humanitarnych, to jednak często w zbyt małych zagrodach, typu klatki…. chyba wolałabym tego nie oglądać i kosztem tego , że niektórych zwierząt dzieci nigdy nie zobaczą na żywo – po prostu zlikwidować ZOO i puścić zwierzęta na wolność . ale tak to już jest- zależy gdzie się kto urodiz , to bez znaczenia , czy zwierzę, jedne koczuje po śmietniskach inne śpią w pościeli i jedzą cielęcinkę. Niektórzy ludzię jadają kawior i śpią w jedwabiach, inni żebrają pod sklepem… no cóz… taki los… Ale to tak na marginesie, bo chciałam opowiedzieć o urodzinkach Marysi…
to niesamowite jak czas płynie, podczas gdy rozwój dziecka uparcie stoi w miejscu…
Opowiadam Marysi co się dzieje, pokazywałam jej prezenty, bo pewnego dnia przyszła mi myśl , że może ona wszystko rozumie?????? że może tylko nie umie opodwiedzieć, ani wygenerować reakcji zwrotnej..Może ona chce żeby jej opowiadać, więc mówię do niej tak, jakby była zdrowa w nadziei , ze kiedyś będziemy mogły o tym porozmawiać>:)

Urodzinki upłynęły w miłej atmosferze na tarasie balkonowym naszego domku. Była piękna pogoda, więc spędziliśmy czas na dworze. Na urodzinach byli dziadkowie, ciocie, i kilku bliskich nam znajomych. Marysia miała pięknego torta z księżniczką – ach żałuję że go nie sfotografowałąm przed zjedzeniem:) , potem zrobiliśmy grilla , dyskutowaliśmy. Marysia zasnęła na bujawce, więc cześć swojej imprezki przespała.

Zapraszam na moją stronę

Zapraszam do nowej strony Marysi już działającej – możecie zamieszczać swoje opinie .
Na stronce będę starała się regularnie zamieszczać nowe informacje -aktualne – te dotychczasowe oczywiscie na marysiowym blogu.
zapraszam odwiedźcie Marysie na
www.kochammarysie.pl