sobota, 9 lutego 2013

II fragment mojej książki


Każda łza uczy nas jakiejś prawdy…

 Pamiętam ten słoneczny, piękny lipcowy dzień, kiedy to po raz pierwszy zdecydowałam się wyjść z Marysią do  ogrodu, aby się odprężyć,  odpocząć i złapać świeżego powietrza. Na chwilę zamknęłam oczy i rozkoszowałam się śpiewem ptaków. Marysia spała w wózeczku, a ja z mamą łapałyśmy ciepłe promienie lipcowego słońca. Upojenie letnią aurą nie trwało długo. Z letargu wyrwał mnie przerażający widok.
Nie wiedząc  jeszcze co to jest, z przerażeniem patrzałam jak oczy mojej kruszynki  wykręciły w stronę czoła, a głowa sztywno odgięła się na bok. Jej  maleńkie usteczka groźnie się wykrzywiły, a  całe ciałko podskakiwało, jakby podłączone do prądu.
 - Boże! Co to takiego??? – krzyknęłam.  Moje serce na moment stanęło.
W histerii chwyciłam Marysię na ręce i próbując ją cucić biegłam do domu. Jej małe ciałko rytmicznie podskakiwało, a  w ustach pieniła się ślina. Marysia  zrobiła się sztywna i sina. Trząchałam nią i krzyczałam, żeby się ocknęła!
- Marysiu!! - wołałam, Boże!, co się stało?? Rozpaczliwie zaczęłam ją  oglądać i oklepywać.
- Może jakiś robak wszedł jej do ucha?? Obejrzyj ją dokładnie! – panikowała mama.
 - Nie zauważyłam jednak nic niepokojącego. Po kilkunastu sekundach objawy samoistnie minęły, a ja odzyskałam córeczkę!
Zaraz potem Marysia zaczęła płakać i dostała czkawki. Strasznie nas to przeraziło. Przytuliłam Marysię i po chwili wszystko wróciło do normy. Nie chciałam rozważać tego incydentu, a raczej potraktować to  jako marginalny epizod.  Po  dwóch dniach zapomniałam o tym zdarzeniu i uspokoiłam się, aż do następnego razu, gdy pewnej nocy scenariusz się powtórzył.
Zerwałam się z łóżka na równe nogi z sercem walącym jak młot. Traumatyczne wspomnienia sprzed kilku dni ponownie ożyły.
- Musi ją zbadać jakiś porządny lekarz – powiedziałam do męża.
Tego samego dnia obdzwoniłam koleżanki z prośbą o telefon do dobrego pediatry  i umówiłam  wizytę. Lekarz  obejrzał dokładnie Marysię i powiedział:
- „Proszę Państwa, wasze  dziecko wymaga szczególnej troski. Ona ma wiele wad wrodzonych.  Dziecko musi być jak najszybciej rehabilitowane. Trzeba zrobić jej USG jamy brzusznej, żeby wykluczyć wewnętrzne naczyniaki, badania wątrobowe, badania krwi, moczu, badania genetyczne, EEG głowy i badania wykluczające naczyniaki w mózgu. Macie na to dwa tygodnie”.
 - Panie doktorze! Jakie wady wrodzone? O czym Pan mówi? – zapytałam.
Doktor dokładnie objaśnił nam i pokazał wszystkie dysfunkcje, które dały się zauważyć gołym okiem.
 - Po pierwsze, Wasza córeczka ma liczne naczyniaki płaskie. Są to źle ukształtowane naczynia krwionośne, które mogą być w przyszłości związane z licznymi chorobami żył. Po drugie, wrodzoną wadę stopy prawej i dysproporcję kończyn. Dziecko ma  jedną nóżkę krótszą od drugiej .
 - Słucham??? Jak to krótszą? – o czym Pan mówi?
 - Proszę zobaczyć – powiedział doktor, po czym wyprostował  obie nóżki Marysi. Pokazał nam, gdzie znajdują się  kolce biodrowe i potwierdził ich prawidłowe usytuowanie.
Wada  wynika więc prawdopodobnie z różnicy w długości kości kończyny, a nie z przesunięcia miednicy – dodał.
Byłam zaszokowana, gdyż rzeczywiście dysproporcja była znacząca,  ok 3 cm na długości kończyny.
 - Panie doktorze, ale ją oglądało przed Panem kilku ortopedów i żaden tego nie zauważył?? – jak to możliwe?
Lekarz tylko skinął głową. Inną wadą, kontynuował, są nisko osadzone uszy oraz fałd skórny na szyi. To sprawia, że szyja jest szeroka i krótka, a w zasadzie w ogóle jej nie ma. Następnie doktor otworzył zaciśnięte piąstki Marysi i pokazał nam jedną linię na wewnętrznej stronie dłoni biegnącą  w poprzek niej.
- To wada charakterystyczna  dla dzieci z zespołem Downa  - dodał. Dziecko ma także wzmożone napięcie mięśniowe. Proszę zobaczyć jak zaciska piąstki i stawia opór, gdy chcę podnieść jej rękę – kontynuował. W takim przypadku niezbędna jest rehabilitacja. Również wielkość głowy mnie niepokoi, ale to powinien ocenić neurolog – dodał. Jak Państwo widzicie, te wszystkie rzeczy składają się na jakiś zespół wad wrodzonych, który mogą  zdiagnozować badania genetyczne.
Doktor przestał mówić. Oszołomiona tym, co usłyszałam, usiadłam zamroczona na  krześle. Łzy bezwiednie  spłynęły mi po policzkach. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie żadnego słowa. Odurzona tym wyrokiem, tkwiłam w zamroczeniu przez kilka minut. Z szoku wybudził mnie krzyk mojego 2 letniego synka, który w tym czasie przebywał na poczekalni. Okazało się, że skacząc  skręcił nogę w kostce. Synek przeraźliwie płakał, ja nie wiedziałam co robić.
Wizyta u doktora uświadomiła mi, że moje dziecko jest dalece niedoskonałe i czeka nas wyboista droga w poszukiwaniu prawdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz