sobota, 7 listopada 2015

szybki deser z maskarpone na wolne popołudnie;)

Ach, weekend to czas kiedy zawsze po południu chce się coś słodkiego. Ostatnio kupiłam serek maskarpone i zastanawiałam się co zrobić, aby było pysznie, szybko i bez wysiłku;) Namoczyłam w kawie rozpuszczalnej kilka biszkoptów a dla dzieci w kawie inka. Ułożyłam na dnie szklanek. Potem zmiksowałam maskarpone ale nie ze śmietaną kremówką -bo to bomba kaloryczna, a z kilkoma łyżkami jogurtu naturalnego i dodałam 2 łyżki ksylitolu - cukier brzozowy ( zawsze używam do w kuchni) ma 50% mniej kalorii niż cukier i dużo niższy indeks glikemiczny, dzięki czemu wskazany jest także dla cukrzyków no i nie powoduje próchnicy.  Na przemiennie przekładałam biszkopty serkiem oraz musem truskawkowym ( kupione latem truskawki zmiksowałam z cukrem i powstał cudny mus, który zamroziłam). Po odmrożeniu smakują o niebo lepiej niż same truskawki, które kapcieją po odmrożeniu i pachnie latem. potem znowu biszkopty , serek maskarpone i przesypałam jeszcze garścią odmrożonych wczesniej letnich jagód. Hmm, jak się domyślacie - deser zniknął w kilka chwil;)
szybki i pyszny. Polecam:)


piątek, 6 listopada 2015

Marysia wciąż obecna...

Hmmm, znowu nie zaglądałam jakiś czas, kłopoty z netem i takie tam... Kilka dni temu był dzień, w którym spotykałam się z Marysią w miejscu, gdzie oraz ostatni ją widziałam  czyli na cmentarzu.. To dzień jak co dzień, tylko bardziej uroczysty, z większą dawką wspomnień i zadumy. Choć pogoda dopisała, grobek Marysi prezentował się ślicznie. Jak zwykle siedziały dwa białe misie, 3 aniołki, oraz piękne kwiaty i znicze. Teściowa przyniosła jeszcze wiatraczki, bo te także nieodzownie jej towarzyszą. Marysia, moja najukochańsza córeczka - wciąż jest przy mnie  i wciąż w różnych dziwnych miejscach dostaję od niej znaki. Ostatnio w łazience na podłodze dojrzałam serce z włosa - nie mam pojęcia jak sie tam znalazło i w jaki sposób się tak ułożyło - zawsze mnie to zadziwia. Ach, juz nawet przestałam robić zdjęcia, ale zawsze towarzyszy mi to samo uczucie - ta pewność, taki dreszcz i świadomość że to ona.



Innym razem, gdy obierałam cebulę został kawałek łupiny wielkości małego paznokcia, oczywiście jak się domyślacie w kształcie serduszka - tak wyraźnego i precyzyjnie wykrawanego , że pewnie gdybym chciała tak wyciąć, to zwyczajnie by mi to nie wyszło. A tu proszę;) ach, szkoda że nie zrobiłam fotki, bo to naprawdę zdumiewające;)
Jeszcze całkiem niedawno gdy samżyłam naleśniki i po wrzuceniu na talerz z patelni moim oczom ukazało się... :)

w samym środku;)... I jak tu nie wierzyć w życie pozagrobowe????

czwartek, 8 października 2015

No i jestem;)

Wiem, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, no może jedynie to, że nie pisałam, bo oddałam komputer do czyszczenia, wyczyścili mi wszystko wraz z zapamietanymi przez komputer hasłami, a jest ich trochę bo do konta inne, do poczty inne i po prostu zapomniałam jakie mam hasło i kilka prób niestety było chybione.
Zaczęła się jesień i to pełną parą. Zaraz Święto Zmarłych - znowu melancholijny czas wspomnień... Kiedyś, gdy Marysia się urodziła, szukałam pomocy na forach i o dziwo tyle lat te wpisy się utrzymują bo wciąż dostaję pytania od rodziców odnośnie choroby ich dzieci. WIem, jaką katorgę przeżywają. To smutne, że rodzą się chore dzieci, ale no cóż, jak widać, każdego może to spotkać - jak na loterii. I dobrze że można poradzić się innych rodziców, którzy mają te trudne początki już za sobą. Sama potrzebowałam takiej pomocy. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pewna myśl. NIe mogłam się wcześniej z nią podzielić, bo dopiero dzisiaj odzyskałam hasło do mojego bloga;) Pamiętam, gdy leżałam w szpitalu z Marysią na hematologii w Gdańsku, bo jakby problemów było mało podejrzewali u niej jeszcze białaczkę- to był właśnie okres późnej jesieni - zimy - zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Robiliśmy dekoracje świąteczne, na holu była Wigilia, a każda mama dostała dla dziecka niespodziankę - przychodzili wolontariusze i rozdawali od sposorów jakiś książeczki, kredki, maskotki. To był miły gest i było to bardzo przyjemne uczucie, że ktoś pamięta o dzieciach spędzających święta w szpitalu. Dlatego teraz ja chciałabym być takim Mikołajem.
Z uwagi na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia chciałabym dać coś rodzicom chorych dzieci - by ich wesprzeć. Zastanawiam się co mogę zrobić, bo przecież jestem zwykła Anią, która nie jest w stanie zasponsorować kilku szpitali. Ale ma coś, czym mogę się podzielić- doświadczenie spisane na kartach książki. No cóż, Życiowej Zwrotnicy nie mogę w żaden sposób przekazać, bo nie jestem wydawcą i sama muszę kupić swoją książkę u wydawcy, co prawda troszkę taniej, ale przecież zapłaciłam kilka tysięcy za jej wydanie i teraz kupować każdy egzemplarz. Wem, absurd, ale takie sa realia wydawnicze... Ale mogę podziałać z moją druga książką - Odbicie. Bo chociaż znalazłam wydawnictwo , to rzekomo wydawcą jestem ja i za wydrukowanie egzemplarza w tej chwili, po opłaceniu już wcześniej przeze mnie pierwszego zlecenia (nakładu), teraz płacę symboliczne 5 zł za sztukę.
Fajnie, jakby chociaż 400-500 egzemplarzy trafiło do potrzebujących.
Wspaniale byłoby znaleźć firmę, lub osobę, która chciałaby ten pomysł objąć patronatem medialnym i umieszczając jakąś wkładkę w książce - reklamującą firmę sponsora - wykupić np 400 książek po 5 zł. To daje sumę 2000 zł, i książki mogłyby być przekazane matkom chorych dzieci do kilku szpitali, np w Olsztynie, Gdańsku, Warszawie, Krakowie itp. Na razie szukam osoby chętnej do współpracy. Jeśli nikt się nie znajdzie - może uda mi się wygospodarować chociaż część tej kwoty by pokryć koszta i przekazać książki mimo wszystko;) Jeśli znacie kogoś kto ma to jakiś pomysł i chciałby się przyłączyć - chętnie podejmę współpracę;) Będę czekać na kontakt. To jest przedsięwzięcie wymagające działań logistycznych, ale wszystko jest do ustalenia. Ja mam na to pomysł i chętnie wysłucham pomysłów i propozycji innych;) Ania

środa, 2 września 2015

Marysia wciąż jest obecna;)

Jestem jestem… Wiem, nie było mnie tu całe wieki. Szczerze, to nawet myślałam że blog umrze śmiercią naturalną i tak jak odeszła Marysia, wraz z nią odeszły newsy.
Jednak widzę, że to nie takie proste, ponieważ są stali czytelnicy, którym jestem to winna i dlatego blog musi wrócić do życia.Chociaż jest to trudne, bo przecież nie ma głównej bohaterki. Nie ma i jest. Bo jeśli chodzi o znaki, to wciąż je dostaję. Oczywiście nie codziennie i wcale ich nie wypatruję.   Wiem, że gro osób wcale w to nie uwierzy, a wręcz przeciwnie uzna to za jakąś fanaberię, ale szczerze mówiąc zupełnie mnie to nie obchodzi, bo wiem i czuję swoje. Fajnie, że mogę się tym podzielić z wami. Sa bowiem też takie osoby, które wciąż pamiętają, wspominają Marysię i wierzą w jej znaki, bo niektórzy z was sami przecież tego doświadczyliście, kiedy w trudnych chwilach zwróciliście się do Marysi z prośbą, modlitwą o pomoc. Pisałam o tym kiedyś.
Ze mną jest podobnie. Oczywiście myślę o niej codziennie, odwiedzam na cmentarzu, ale kiedy mam problem, modlę się i ONA zawsze jest przy mnie.
Jakieś 3 dni temu miałam duży problem i strasznie stresującą sytuację - tak, że idąc ulica serce waliło mi jak młot i wewnątrz wszystko dygotało. Był upalny dzień, słońce grzało niemiłosiernie, a ja szłam i się modliłam. Powiedziałam coś w tym stylu: Marysiu, proszę cię  - jeśli (ten mój problem) wszystko będzie dobrze daj mi proszę jakiś znak, bo zwariuję. Długo nie musiałam czekać. Myślałam że może za kilka godzin coś poczuję lub po prostu Marysia da o sobie znak. A tu, kilkanaście kroków dalej dostałam jak zwykle serce. Dodam, że tą drogą chodziłam milion razy - niemal codziennie do sklepu i nigdy tego wcześniej nie zauważyłam.


To serce się po prostu na mnie napatoczyło. Jest z kamienia w kamieniu. Piękny kształt i wyrazisty kolor. Poniżej plamy po oleju silnikowym, bo to miejsce parkingowe przy sklepie. Od razu poczułam ulgę. Uśmiech na mojej twarzy pojawił się błyskawicznie i zdążyłam jej tylko podziękować. Aby spotęgować to uczucie i prawdopodobnie rozwiać jakiekolwiek wątpliwości w moim sercu w drodze powrotnej dostałam ponowne serce. Plama z wody, nie wiem skąd się wzięła, bo skwar był niesamowity i każda plama wysychała w mgnieniu oka. Ta zdecydowała poczekać, aż będę wracać ze sklepu by powielić odpowiedź. Będzie dobrze mamusi, nie martw się;)


To mówi samo za siebie i jak tu nie wierzyć w cuda:)

sobota, 18 lipca 2015

Ale sobie wybrał miejsce na toaletę...

Dzisiaj mocno się wkurzyłam. Jak nie hieny cmentarne, to liście, ptaki i inne historie. Wybrałam się z moim synkiem i rodzicami na spacer do Marysi. Bardzo się ucieszył, że idzie odwiedzić siostrę, bo był 10 dni nad morzem, więc zdążył się stęsknić;) Wzięliśmy ze sobą także Milkę - pieska rodziców. Pogoda była wspaniała, więc spacer sprawił nam dużo przyjemności - przyjemne z pożytecznym. Jednak to co ujrzałam - nieźle mną wstrząsnęło - otóż na Marysiowym serduszku równolegle po przeciwnej stronie - wyschnięta kupa jakiegoś ptaka. Z pewnością wiecie jaki kwas to ustrojstwo posiada i jak np skutecznie potrafi się weżreć na przykład w lakier samochodu itp. Oczywiście po jej usunięciu został brzydki żółty ślad. Próbowaliśmy czyścić to na różne sposoby - najpierw wodą, potem delikatnie piaskiem, ale ślad i tak został. Jutro pobiegnę z mleczkiem do czyszczenia i jeszcze raz spóbuję, ale nie wiem naprawdę jak to usunąć, w końcu pomnik zrobiony jest z kamienia - białego kwarcytu. Może macie pomysły czym to usunąć? Jeśli nie zejdzie musze pomyśleć co tam umieścić - bo wygląda fatalnie.



poniedziałek, 6 lipca 2015

jestem;)

Z wyrzutami sumienia zaglądam dzisiaj na tę stronę, do tego stopnia, że zapomniałam hasła, by się tu zalogować i chwilę to trwało. Ponad miesiąc mnie nie było. Ale cóż, o czym pisać, jeśli bohaterki bloga nie ma. Nie jestem zwolenniczką obnażania się z codziennych czynności typu zdjęcie kawy lub ciastka i napis na fb - moje śniadanie. Potem selfi i znowu jakiś wpis. WIem, że nie niektórzy to lubią  i nie schodzą ze stron facebooka. Ja zaglądam tam sporadycznie. ALe do rzeczy. Zawsze znajdzie się coś, o czym można pisać. A chociażby znalazłam sobie nowe zajęcie - nowy rodzaj biznesu,którym się teraz zajmuje, który bardzo lubię , sprawia mi dużo przyjemności i daje satysfakcję finansową. Jestem niezależna godzinowo i pracuję tyle ile mam ochotę i kiedy ją mam, a że mam codziennie, więc pracuję. Na szczęście nie mam parcia nad głową, że muszę biec w pocie czoła na 7 rano do roboty i siedzieć przykuta do biurka w jednym miejscu. O co to , to nie dla mnie;)
Co jeszcze dzieje się w moim życiu ?
Codziennie myślę o Marysi i modlę się do niej, by wróciła. Jeśli nie jej duszyczka, to inna, gotowa zamieszkać pod moim sercem, a potem w moim domu. Pragnę tego ponad wszystko, ale to nie takie proste, bo zawsze jest to ale i są obawy, które ciężko przezwyciężyc jest mojemu mężowi. On nie chce ryzykować. Ja z kolei jestem otwarta na przyszłość i pewna, że jeśli Bóg dałby nam dziecko, tym razem byłoby zdrowe. Dzisiaj jest szczególny dzień
06 lipca - urodziny Marysi
06-07-08
to magiczna data, kiedy ona przyszła na świat. Dzisiaj miałaby tort z siedmioma świeczkami, koleżanki i prezenty. A dostała 7 baloników, bo pamiętam ten dzień i tę radość przeplataną rozpaczą. Dzisiaj padał deszcz, tak jak wtedy, gdy na świat przyszła Marysia. Może to anioły płakały, że przede mną stało wyzwanie, o którym nie miałam pojęcia. Dzisiaj mam w pamięci moją niespełna 5 letnią córeczkę, której twarz tak dobrze pamiętam, która wciaz była mała ( 92 cm ) pomimo wieku i wciąż była moją kochaną kruszynką. Dzisiaj serce z białego kwarcytu przykryło ten widok na zawsze. Dzisiaj mogłam zanieść jej misia i baloniki. Choć tylko tak moge uczcić jej urodzinki, to jednak w sercu gości ona codziennie, bez niepotrzebnej demonstracji. Nie ma dnia w moim życiu, bym choć przez chwilę o niej nie pomyślała. To dziwne. To tak naturalne jak zrobienie rano siku. Po prostu tak trzeba i już i tak jest w mojej głowie, Marysia jest w mojej pamięci i moim sercu nieprzerwalnie silnie i wyraźnie. Z wciąż tak samo wielką miłością i tęsknotą. NIc się nie zmieniło. Jedynie tylko to, że nigdy przenigdy jej już nie przytulę, nie dotknę , nie zobaczę i nie pocałuję.
Reszta uczuć jest wciąż taka jak dawniej, a świeca miłości wciąż pali się ogromnym płomieniem..

sobota, 30 maja 2015

Gdzie na urlop???

No właśnie, kochani, wiem, że pisuję ostatnio coraz rzadziej, ale jak wiecie przeznaczeniem bloga było wsparcie merytoryczne dla rodziców mających chore dzieci, a główną bohaterką bloga miała być MARYSIA - i jej codzienne zmagania i sposoby pokonywania przeszkód życiowych. Trudno pisać jest o kimś, kogo fizycznie nie ma z nami od dwóch lat. Ale znaki od Marysi dostaję regularnie. I nie są to wymyślone czy wyczekiwane znaki. Ostatnio nawet przestałam robić im zdjęcia, bo niczego nikomu nie muszę udowadniać. Czuję to całym sercem i to wystarczy.
Wciąż poznaję ludzi, którzy wynoszą nauki wskazówki z życia Marysi i to jest bardzo budujące. Bo jaki sens miałaby śmierć, która nie pozwoliłaby zostawić żadnego śladu po człowieku. Chyba dlatego o to w tym wszystkim chodzi - żyć tak, by inni kroczyli naszymi śladami dochodząc dalej niż my…
Ps. Już wkrótce kończę ten syrop sosnowy - więc napiszę co wyszło;)
A wracając do tematu, właśnie wróciłam z urlopu. Tydzień z last minute w Egipcie. Wszystko byłoby fantastycznie, gdyby nie to, że każdego z mojej rodziny po kolei dopadła egipska przypadłość "zemsta Faraona" - czyli objawy chorobowe spowodowane nieprzystosowaniem organizmu do tamtejszej flory bakteryjnej. I ja z moją mamą przeleżałam jeden dzień plackiem w łóżku z okropnymi bólami mięśni, głowy gardła - wszystkiego. Egipskie specyfiki ( tamtejsze leki) pomogły, ale wycierpieć trzeba było. Moich synów i to w dniu wyjazdu dopadło także, ale z innej strony - biegunka i wymioty. Na lotnisku młodszy synek wymiotował dosłownie wszędzie - nawet do koszy na śmieć, bo w takim wypadku nie ma szansy by dobiec do WC, jeśli jest daleko. To był koszmar. I jeszcze jedno, mój mąż i ja wróciliśmy z bolącym uchem. Bez antybiotyku się nie obyło. To pierwszy nasz urlop z przejściami, ale i tak trzeba się cieszyć tym, że nie przechodzimy tego za każdym razem jak niektórzy. Polecam urlop za granicą. Murowana pogada, było 45 stopni w cieniu , 52 na słońcu. Nic tylko siedzieć cały dzień w basenach, a było ich sporo, fajne zjeżdżalnie, sztuczna fala, pontony, brodziki, cebula, dla każdego coś fajnego;) W opcji all inclusive ( już za ok 1500 zł od osoby) full opcja z wyżywieniem, przelotem, między posiłkami przekąski w barach przy plaży, lody, kawa z pianką, lokalne alkohole ile się chce i ile da się przetrawić. U nas w kraju nie spędzi się wakacji w luksusowym hotelu z taką full opcją wyżywieniowo- alkoholową + atrakcje: baseny, cowieczorne show w amfiteatrze no i gwarantowana pogoda. ;) Dlatego warto zaoszczędzić w ciągu roku by wybrać się na taki urlop;) Zobaczcie kilka zdjęć;)

Powyżej ja i mój starszy przystojny synek;)


Moi synkowie w basenie przyhotelowym

 

Babcia z Marcinkiem w sklepie z pamiątkami;) 



Basen ze sztuczną falą


Przejażdzki w centrum deptaku w mieście na wielbłądzie;)


skoki do basenu 

pontonowe zjeżdzalnie;) pojedyńcze lub dwuosobowe - super sprawa!

sobota, 16 maja 2015

co dla dziecka na Dzien Dziecka???? :)

Kochani, zastanawiacie się jaki prezent zrobić swojemu dziecku na Dzień Dziecka?
Otóż w Gdańsku jest największa w Polsce wystawa klocków lego. Trwać będzie do 21 czerwca. Mój synek właśnie zaliczył wystawę ze swoją ciocią. Z pewnością jest zachwycony tak jak chyba wszyscy zwiedzający. Jest nawet replika  TITANICA 11 metrowa!

Link do wystawy:

http://www.wystawaklockow.pl/gdansk.php

 Zobaczcie kilka zdjęć;)




niedziela, 3 maja 2015

Wiem, wiem, dawno mnie tu nie było. 23 kwietnia minęła druga rocznica śmierci 

Marysi.  Miałam napisać elaborat o mojej tęsknocie i o tym, jak te dwa lata mineły 

w mgnieniu oka.  Jednak nie mogłam się za to zabrać. Odkąd Marysia odeszła nie 

ma dnia ( naprawdę - to niebywałe, ale nie ma takiego dnia, abym o niej nie 

myślała). Nie przypuszczałam, że miłość może trwać i trwać, a pamięć i 

wspomnienia są obecne i tak naturalne jak codzienne mycie zebów. Często nie 

pamiętam co wczoraj jadłam na obiad, ale o niej nigdy nie zapominam. Wciąż w 

głowie przewijają się obrazy i dźwięki. Łzy wciąż ciekną po policzkach a serce 

przebija sztylet tęsknoty. 


Chciałam tak wiele powiedzieć, ale ból jest zbyt duży, nawet wtedy, kiedy 

rozumiem, czuję i wiem, że tam gdzie jest, jest jej lepiej. Marysia wciąż się ze mną 

komunikuje. Czuję że jest. To mnie pociesza i nadaje sens. Pamiętam, że jak 

umarła, miałam takie dziwne przeświadczenie, że ona jeszcze do mnie wróci. Jej

dusza, w jakiś sposób, może wcieli się w ciało nowego dziecka, może wnuka, a 

może wyśle do mnie duszyczkę, w której oczach zobaczę Marysie. Nie wiem skąd 

przyszły mi do głowy takie myśli, ale po prostu przyszły i wciąż są obecne. Wciąż 

na nią czekam. Czekam na to, czego razem nie mogłyśmy robić, chodzić za rączkę, 

wariować, turlać po łóżku, skakać, chodzić do sklepu i kupić lizaka, przymierzyć 

buciki, w których zatańczy i porozmawiać choćby o tym, co lubi co jej smakuje, a 

co nie. Takie przyziemne sprawy, które były dla nas nieosiągalne. 

Kiedy Marysia odeszła, czułam bunt i nie chciałam nawet myśleć o żadnych 

dzieciach. Patrzenie na młode matki z małymi dziećmi sprawiało mi ogromny ból. 

Od jakiegoś czasu jest inaczej. Rok temu pojawiło się pierwsze pragnienie bycia znowu matką. To pragnienie było analizowane bardzo dogłębnie jak trudne równanie z fizyki kwantowej, by upewnić się, czy jest ono prawdziwe. Dzisiaj nie mam wątpliwości. Jest najprawdziwsze na świecie. Pranienie rośnie  a moje myśl krażą wokół ciąży. Niby nic takiego, ale graniczy to z cudem. Mój mąż bardzo się boi i nie chce ryzykować. Rozumiem go, bo też czułam ten strach.A co jeśli.
Jednak dzisiaj wiem, i czuję głęboko w sercu, że gdyby w naszym życiu pojawiło się jeszcze dziecko, byłoby zdrowe. Zupełnie zdrowe. Czuję to sercem i modlę się o to każdego dnia. Wierzę w opatrzność Boską i pokładam w Bogu moje pragnienie. Jeśli Bóg uzna, że powinnam byc jeszcze matką- zatroszczy się o to. Nie wiem, jak to się stanie, bo wbrew pozorom wcale nie tak łatwo zajść w ciążę przypadkowo. Jesteśmy dorośli i dojrzali oraz świadomi wielu rzeczy. Stąd ta przesadzona ostrożność. Ale ufam. Mąż zna moje pragnienie. Ale chyba nie ma pojęcia o jego sile. Ja ufam i wierzę. To napawa mnie radością i wytrwałym wyczekiwaniem. 

Wierzę i czekam….

Majówkę spędziliśmy nad morzem. Spacery, podziwianie przepięknych wiosennych kwiatów, i ten wspaniały zapach budzącego się do życia lasu. Śpiew ptaków i bogactwo kolorów. Oczywiście udało mi się w tym roku zebrać młode pędy sosny w lesie i będe przygotowwywac wspaiały syrop na kaszel i przeziębienie. Kiedyś taki miałam i jest naprawdę bardzo bardzo skuteczny! 
Jak go zrobić napiszę może już jutro  i przedstawię zdjęcia z przygotowań. 

Tak jak co roku robię wspaniały syrop z mniszka lekarskiego - który całą zimę profilaktycznie podaję mojej rodzinie zamiast cukru do herbatki, tak w tym roku zrobię ten wspaniały dar i cud natury. Jego zbawienne działanie odczuwane jest niemal natychmiast. :) 
A teraz kilka zdjęć z naszej majówki:))

To też była majówka, na dwa miesiące przed narodzinami Marysi...


A to wczorajsza majówka… 7 lat później.






A to rzucone z noża płatki czosnku, które niechlujnie ułożyły się w dobrze mi znane serduszko;) Choć byłam zaabsorbowana kolacją, nie sposób było tego nie zauważyć;))) Dziękuję Marysiu!
Dodaj napis


niedziela, 12 kwietnia 2015

To już druga rocznica...

Tak za 11 dni minie druga rocznica śmierci Marysi. Miałaby już teraz prawie 7 lat. Wciąż pozostanie moim maleństwem, noszącym pampersy, i mimo 4,5 lat ( jak ostatnio ją tuliłam i widziałam) w sukience na 92 cm. Teraz odwiedzam jej metr kwadratowy na cmentarzu, całuję zdjęcie i zastanawiam się gdzie ona jest? Nie chcę myśleć, że jest tuż pode mną, metr pod moimi stopami, tak blisko i jednocześnie dzieli nas otchłań. Nie ma dnia bez myśli o niej, bez łzy kręcącej się w oku, bez próby przypomnienia sobie jej zapachu , brzmienia uśmiechu, który słyszałam zaledwie dwa razy, pamiętam jedwab jej włosów i miękkość delikatnej skóry. 
W domu zostało kilka pamiątek. Fotografie, kocyk, odcisk jej dłoni w masie solnej no i gipsowy kozaczek, który w wieku noworodkowym założono jej w Poznaniu w klinice ortopedii w celu leczenia wady wrodzonej stopy. Resztę rzeczy oddałam siostrom zakonnym, prowadzącym dom porzuconych przez rodziców niepełnosprawnych dzieci. W tym domu dzięki wózkom, ubrankom, zabawkom - część Marysi jest tam obecna i mam nadzieję pomocna. 
Taki żal ogarnia serce matki, która musiała pożegnać własne dziecko. Nie prawdą jest, że czas leczy rany, bo takiej nie da się po prostu wyleczyć. Nic i nikt nie zmieni straty i nie przywróci życia. Tylko wspomnienia są śladem po istnieniu człowieka. Widuję nowe wpisy na facebooku z czarną kokardką, znowu ktoś pożegnał własne dziecko. Ktoś na to spojrzy, wstrząśnie nim przez chwilę i idzie dalej. A serce matki krwawi nieustannie. To rana, z której sączy się rozpacz do końca dni. I pozostaje tylko nadzieja, że jest drugi świat, lepszy, niewidzialny i że wszystko ma sens, i że każda decyzja Boga jest doskonała. Tak trudno to zaakceptować, ale wydaje się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Wiem, że kiedyś, gdy moja dusza opuści ciało, Marysia będzie gdzieś blisko i będzie czekać z uśmiechem na ustach i wyciągniętą rączką na moje powitanie. Wiem, że ona ma czas i jest cierpliwa. Wiem, że jest blisko, dzięki sile miłości, która nigdy nie gaśnie, nie wypala się. I tak jak sącząca się gorycz po stracie, tak tętniąca miłość idą razem w parze. Czasem wygrywa miłość, a czasem góruje żal i rozpacz. Jak w przyrodzie, raz deszczowe łzy raz słoneczny uśmiech. 
Tak trudno jest prowadzić bloga, bo mijają już dwa lata, odkąd nie ma blogowej bohaterki. Mija dzień za dniem, a wspomnienie duszy utkwiło w jednym punkcie, wzrok zatrzymał się na śpiących powiekach, zimnej skórze, śnieżno-białej sukience, zaplecionych warkoczach i kilku różowych goździkach zaciśniętych w maleńkiej dłoni. 

przed przyjściem Marysi na świat


pożegnanie Marysi...



wciąż napataczające się na mnie serduszka ( buraczek wypadł z miseczki) 

rozlana kropla wody na blacie
 ukrojona kromka chleba...






dzisiaj…



środa, 25 marca 2015

Refleksje...

Wybrałam się w poniedziałek z mamą do kina na zaległe wyjście, które miałyśmy zrealizować na Dzień Kobiet;) na film "Bóg nie umarł". Film opowiada o studencie, który podążając za swoją wiarą i odczuciami serca musiał udowodnić przed całą grupą studentów, a w zasadzie przekonać ich, a przede wszystkim przekonać profesora ateistę, że Bóg istnieje. Wydawało się, ze chłopak jest z góry skazany na niepowodzenie, jednak wątki, które toczą się jednocześnie w filmie, zawracają bieg wydarzeń. Warto obejrzeć ten film. Spłakałam się, ale ze mnie jest już taka beksa;)
Najbardziej podobał mi się zwrot, że "Bez doświadczenia cierpienia, nie jesteśmy w stanie zrozumieć szczęścia"
Coś w tym jest, bo to jedyne logiczne wytłumaczenie wobec tego, co nas w życiu spotyka;) Każdy, ale to absolutnie każdy ma swój krzyż. Jedni ogromny, ciężki zbity z pokaźnych bali, inni z gałązek bukowych, a jeszcze inni ze sklejki. Nie ważne kto jaki ma krzyż. Każdy dostaje taki, na jaki jego dusza decyduje się wcielając w ciało ludzkie i jaki będzie w stanie udźwignąć oraz taki, który jest jej potrzebny do duchowego wzrostu. Tego jestem absolutnie pewna, ponieważ moje życie było przeciętne, rzekłabym normalne, jak wiele innych żyć i nagle pojawienie się Marysi wstrząsnęło absolutnie wszystkim. To było coś, na co nigdy nie byłam gotowa i czego nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. Blisko 5 lat walki, nadziei, wiary, zwątpienia, rozpaczy, radości z drobnych sukcesów, i potem znowu niemocy, depresji, przeplatanej pragnieniem i nadzieją, ze będzie lepiej. Potem przyszedł czas najważniejszy - czas akceptacji zaistniałego stanu rzeczy. Akceptacji tego, że mam nieuleczalnie chore dziecko, które  jest dla mnie całym światem. Ten moment pamiętam jak żaden inny. Marysia leżała jak zwykle na zielonej sofie w salonie skierowana twarzyczką w stronę pokoju, tak by widziała wszystko , co dzieje się wokół niej. Dzień był pogodny, a promienie słońca nieśmiale wkradały się do pokoju przebijając zielone kółka firanek. Wtedy też jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dosłownie w jednej sekundzie zrozumiałam coś bardzo ważnego. Zrozumiałam, że kocham tę istotkę najbardziej na świecie,tak mocno, aż trudno objąć to rozumem, tak, jak nigdy wcześniej nie umiałam kochać nikogo i niczego na świecie, choć myślałam że potrafię kochać jak szalona. Szaloną miłość poznałam dopiero przy Marysi. Zrozumiałam, że wcale nie potrzebuję by ona była inna, by chodziła, mówiła, sama jadła, umiała się podrapać, czy chwycić zabawkę. Zrozumiałam, że moja miłość do niej jest tak silna, że przeszła kres samej siebie i nie można kochać już bardziej. Zrozumiałam, że gdyby nagle cudownie wyzdrowiała - nie byłaby już tym samym dzieckiem, które znam i kocham bez względu na wszystko. Zrozumiałam że dostałam ją w darze, by nauczyć się kochać prawdziwie - jak Bóg, bezwarunkowo , nie stawiając żadnych warunków, nie mając żadnych oczekiwań. Kochać, za to że jest, nawet jeśli jest dalece niedoskonała. Dla mnie była wszystkim - boską doskonałością. Dlatego dziękuję Bogu za jej dar. Moje serce wciąż płonie nieprzebraną miłością, choć nie ma jej fizycznie przy mnie prawie 2 lata. Jestem pewna, że Bóg istnieje i jest dobry, zawsze. Nawet, jeśli przez jakiś moment życia wydaje nam się, że jest inaczej.
Dziękuję...

sobota, 21 marca 2015

Wspaniały wykład o rodzinie i zagrożeniach - dla każdego!!!!

Poświęćcie prosze trochę czasu, by odsłuchać ten wspaniały wykład na temat zagrożeń panujących w rodzinie. W mojej opinii bardzo mądra kobieta - Wanda Półtawska. Dostałam ten link od koleżanki Justyny J. Zawsze każdy materiał, który mi podeśle jest godny uwagi. Polecam Wam ten materiał bo skłania do refleksji.
zajrzyjcie pod link:


Aktualne zagrożenia rodziny



Owocnego słuchania:)


ps. kolejne serduszko od Marysi ( zaczynałam smażyć racuszki i łyżką stołową nałożyłam ze słoika olej kokosowy - teraz na nim smażę, bo jest bogaty w bardzo wiele składników odżywczych ) i podczas topienia - sami zobaczcie, zakręciła mi się łezka w oku;) Tak tęsknię za Nią…:(
Dziękuję Marysiu!



środa, 18 marca 2015

pyszne ciasto czekoladowe z kokosem;)

Miałam straszną ochotę na czekoladę i kokos ( kokos jest bardzo zdrowy i zawiera mnóstwo wartościosych przeciwutleniaczy, działa antuywirusowo i przeciwbakteryjnie)
Przepis znalazłam w internecie a ciasto jest po prostu pyszne;)

SKŁADNIKI

25 dag margaryny
1 i 1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki wody
3 łyżki kakao
2 szklanki mąki
cukier waniliowy
3 jajka
1,5 łyżki proszku do pieczenia
marmolada lub dżem (najlepszy z
czarnej porzeczki)
2 białka
10 dag wiórków kokosowych

1. Zagotować wodę z margaryną, 
szklanką cukru, cukrem waniliowym i 
kakao. Odstawić do wystudzenia.
2. Jajka należy ubić z 1 łyżeczką cukru i 
dodać do masy. Przesiać mąkę z 
proszkiem i wymieszać składniki. 
Ciasto wylać na wyłożoną pergaminem 
blachę.
3. Ubić sztywną pianę z białek, pod 
koniec ubijania dodać 1/2 szklanki 
cukru. Wymieszać pianę z wiórkami 
kokosowymi.
4. Na cieście układać łyżką co kilka 
centymetrów porcje marmolady lub 
dżemu, a na wierzchu pianę z kokosem.
5. Piec ok. 40 minut w temperaturze 
180 stopni.



IV fragment "Odbicia"

Zamieszczam poniżej kolejny  fragment mojej książki "Odbicie"
Wszystkie nasze marzenia mogą się spełnić, jeśli mamy odwagę do nich dążyć”.
Walt Disney
Zanim odkryję konkretne czynności, które mogą wyraźnie odmienić życie, pozwól, że coś opowiem.
Mówi się, że to, co uda się osiągnąć w przeciągu następnych dziesięciu lat, będzie wynikiem tego, co zrobi się teraz. To bardzo ważne zdanie. Trzeba je raz jeszcze przeczytać, zapamiętać i wcielić w życie.
Jeśli ciągle robi się to samo, co robi dzisiaj, myśli w ten sposób, w jaki myśli dzisiaj, będzie się dokładnie w tym samym miejscu za 10 lat, gdyż dostanie się więcej tego, co się dzisiaj ma. Jeśli zatem posiada się średniej klasy samochód, prawdopodobnie również za lat 10 nic się nie zmieni. Jeśli stać na zagraniczne wczasy, prawdopodobnie będzie stać również 10 lat później, ale jeśli są marzenia o czymś, co obecnie pozostaje jedynie w sferze marzeń, to trzeba zmienić coś dzisiaj, aby to osiągnąć. Wade Cook powiedział: Jeśli przez najbliższych kilka lat będziesz robić to, czego większość ludzi nie chce robić, przez resztę życia będziesz mógł robić to, czego większość ludzi nie będzie mogła robić”. To bardzo mądre, chociaż trudne zdanie, dlatego warto przeczytać je raz jeszcze: Jeśli przez najbliższych kilka lat będziesz robić to, czego większość ludzi nie chce robić, przez resztę życia będziesz mógł robić to, czego większość ludzi nie będzie mogła robić”. Gdy analizowałam to zdanie, nasunęła mi się konkluzja, że żyje się według równania najpierw sukces, potem szczęście. Tymczasem to działa zupełnie odwrotnie! Ja nauczyłam się, jak być szczęśliwą, a dopiero wtedy moje
życie zaczęło się odmieniać. Często zastanawiałam się nad tym, dlaczego nie dostaje się w życiu tego, czego się pragnie? Jak myślisz, dlaczego? Otóż z braku wiedzy na temat tego, czego się chce! Udzielając odpowiedzi na pytanie: Co byś zrobił dzisiaj, gdybyś mógł mieć wszystko i być kimkolwiek chcesz?, nie wie się, co odpowiedzieć. Zaczyna się zastanawianie, myślenie, rozważanie i w krótkim czasie wielokrotnie potrafi się zmieniać zdanie. Zwyczajnie nie wie się, czego tak naprawdę się pragnie. Dlatego też nie otrzymuje się tego. Ale przecież posiadasz w sobie moc, aby dokonać takich zmian, jakich pragniesz! Należy zrobić tylko jedną rzecz: Wyrazić intencję...
Zatem do dzieła!
Wszystko, czego naprawd
ę w życiu potrzeba, to
jasnych intencji, czyli klarownie i konkretnie sformułowanych celów, do których trzeba dążyć. One są przejawem całego wszechświata, a człowiek jest komplementarną częścią. Intencja, to nie tylko przemyślne, ale z wielką starannością i dokładnością wyrażone pragnienie. To jak ziarno rzucone w glebę, które pozostawione samotnie posiada wszystko do samospełnienia. I chociaż dzisiaj jest w zarodku, to przy odpowiednich warunkach, ma szansę osiągnąć szczyt swojej doskonałości. Można się zastanawiać dlaczego w takim razie nie wszystkie pragnienia i wygłaszane prośby się nie ziszczają? Otóż dlatego, że często robi się to w niewłaściwy sposób! Klarowna intencja daje ogromne możliwości do takiego kreowania życia, jakiego się pragnie. Każdy ma wiele marzeń. Zapewne wielu uszczęśliwi potężny zastrzyk niespodziewanej gotówki. Często marzy się o bogactwie i życiu w dostatku. Pragnienie bycia bogatym, może okazać się
niewystarczające, gdyż takie ogólne niesprecyzowane pragnienie jest jak słaba tęsknota. Pragnienie określonej kwoty, np. 10 000 złotych, jest już konkretnym celem. Podświadomość musi dostać konkretne wytyczne. Poza tym spisane, utrwalone słowo ma władczą moc, o czym przekonałam się wielokrotnie. I chociaż nie wiem, jak to dokładne działa, to wiem, że działa, więc dlaczego to odrzucać? Często prawdziwe głębokie JA, zostaje przykryte ciemną chmurą EGO. Ten cichy głos stale zniechęca do działania, wywołując strach, że coś pójdzie nie tak i popełni się błąd. Jeśli zaś wsłuchać się w głos wewnętrzny i odrzucić EGO, intencje same się spełnią.
Jak tego dokonać? Dlaczego intencja jest aż tak istotna? Ponieważ wyrażona jasno i konkretnie przynosi właśnie takie rezultaty. Jak więc wyrażać intencję? Zakładając, że pragnie się schudnąć, można wyrazić intencję mówiąc: Chcę schudnąć 5 kilogramów, zamiast: Chciałabym schudnąć”. Różnica niby niewielka, ale jakże dla wszechświata istotna! Niewłaściwie wypowiedziana intencja oznacza, że można schudnąć 300 gram i według wszechświata to osiągnięcie celu! Dlatego tak istotne jest klarowne formułowanie intencji. Po jej wyrażeniu, okoliczności losu zaczną układać się jak puzzle, przyciągając do życia konkretne osoby, zdarzenia, sytuacje czy rzeczy, które są niezbędne do osiągnięcia zamierzonego w intencji rezultatu. Nie ma konieczności angażowania się w szczegółowe zaplanowanie sposobu realizacji planu. Tak, jak nie poświęca się uwagi w sprawowanie kontroli nad tym, w jaki sposób i co po kolei jest trawione w żołądku. Takie procesy są niezależne od człowieka i jednocześnie doskonałe w robieniu tego, co do nich należy. Dlatego rozmyślanie i zastanawianie się, w jaki sposób intencje
się spełnią, może mieć czasami odwrotny skutek. Tak jak w moim przypadku, kiedy szukałam łatwego sposobu, aby zarobić swój pierwszy milion. Zbytni wysiłek, może wywołać odwrotny efekt. Intencja działa jak siła grawitacji, utrzymująca kulę ziemską w kosmosie. Po prostu jest, czy się w to wierzy, czy nie, rozumie, czy też nie. Rolą jest tylko klarowne sformułowanie intencji, czyli marzenia głębokiego, płynącego z serca pragnienia. Dlatego zamiast powiedzieć chcę być bogata, wyraziłam ją klarownie: zobowiązuję się zarobić jeden milion lub więcej w ciągu 5 lat.
Aby intencje nie były zlepkiem zmiennych myśli, które codziennie napływają do głowy i stale zmieniają swoje położenie, jak w kalejdoskopie, powinno się nad nimi spokojnie zastanowić. Pierwszym krokiem do sprecyzowania intencji jest ich odnalezienie za pomocą spisywania ich na papierze. Ta czynność może wydawać się trywialna i niepotrzebna, jednak gdy zacznie się to praktykować, intencje zaczną się spełniać. Lekceważy się ten niezwykle istotny aspekt. Ja sama niegdyś także go pomijałam. W rezultacie takie intencje zostają niesprecyzowane, nie wypływają z głębi serca, a co za tym idzie nie spełniają się. Kiedy natomiast zaczęłam je spisywać, zaczęły się one odkrywać przede mną jak karty.
W jaki sposób wyrażać intencje?
Wyrażając intencje, dąży się do tego samego szczęścia, ale dla każdego szczęście inaczej się przejawia i co innego znaczy. Jedni pragną więcej pieniędzy, bo uważają, że to da im prawdziwe szczęście. Inni natomiast poszukują życiowego partnera. Jeszcze inni pragną lepszego zdrowia. Ja pragnęłam odnaleźć w sobie swoją pasję. Lubiłam robić różne rzeczy, ale zastanawiałam się w czym jestem najlepsza? Jak mogę
rozwinąć swój potencjał? Podziwiałam ludzi z pasją: tancerzy, sportowców, dziennikarzy, wspaniałych kucharzy, piosenkarzy, aktorów i tym silniej pragnęłam odnaleźć pasję w sobie. Zrobiłam pewną rzecz, która pomogła mi wskazać rzeczy, o których nawet sama myśl powodowała ekscytację i pragnienie więcej. To z kolei nasyciło mnie świadomością, co jest dla mnie naprawdę ważne i robienie czego sprawia mi w życiu największą radość. Odnalazłam swoją pasję. Zanim jednak pomogę odnaleźć ją również tobie, zastanawiam się, czego pragniesz w różnych sferach swojego życia? Dobrze jest wiedzieć, jaką ma się pasję, prawda? Być może znasz ją doskonale, wiesz jakie działanie wzbudza w tobie dreszcz emocji, ekscytacji, przyśpiesza bicie twego serca. Wiesz dokładnie, co nigdy cię nie znudzi i nie zmęczy? Jednak jeśli podobnie jak niegdyś ja, nie możesz jej określić, to proszę, usiądź wygodnie, weź kartkę papieru lub notes czy kalendarz i poświęć sobie kilka minut w absolutnej ciszy, aby sprecyzować swoje intencje. To marzenie osób, które nie odnalazły powołania. Ja zawsze z lekką zazdrością oraz z jeszcze większym podziwem przyglądam się ludziom z pasją. Każdy ma talenty, predyspozycje do wykonywania różnych czynności. Jedni są utalentowani manualnie, inni mają świetną pamięć, ktoś może zachwyca głosem, ktoś inny ma zmysł do języków obcych. Ciekawiło mnie, co może stanowić moją pasję? Postanowiłam ją odnaleźć. Także możesz to zrobić. Jeśli chcesz, możesz zacząć teraz, odpowiadając na pytania: co chcę mieć, czego pragnę, kim chcę być? Zapisz to.
Proszę, zapisz wszystko czego pragniesz, jednak z jednym zastrzeżeniem. Nie zastanawiaj się nawet przez sekundę czy jest to realne, czy nie. Chcesz mieć
przyjaciela kosmitę? zapisz to. Niech będzie to lawina słów wypływająca z twojej głowy. Nie zastanawiaj się nad formą spisywanych intencji, po prostu notuj wszystko, co przyjdzie ci do głowy. Niech będzie to nie tylko burza myśli, ale lawina, huragan myśli, pragnień ze szczytu twoich marzeń. Weź pod rozwagę wszystkie sfery życia: zawodowego, rozwojowego, uczuciowego, materialnego, sfery zaspokajania swoich zmysłów, zachcianek. Spisuj wszystko, co przyjdzie ci na myśl. Kim chciałbyś być, co robić, gdzie mieszkać, jak wyglądać. Jeśli potrzebujesz na to więcej czasu podaruj go sobie. Zamknij oczy i wyobraź sobie jakie miejsca, wykonywane przez ciebie czynności przyprawiają cię o dreszczyk emocji. Zastanów się jak się czujesz, gdy myślisz o tym wszystkim, jakie towarzyszą ci emocje? To, co jest bardzo ważne zapisuj tak, jakbyś wiedział, że nie możesz ponieść porażki. To niezwykle istotne, bo jedynie w taki sposób, wyłuskasz drzemiący w Tobie potencjał!
Jeśli nie masz przy sobie kartki do pisania, możesz skorzystać z przygotowanych do tego celu poniższych linijek. Kiedy przyjdzie moment, że zaczniesz zastanawiać się nad tym, co napisać dalej, po prostu przerwij pisanie. .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .........
Przeczytaj proszę to, co napisałeś. A teraz pomyśl jakby to było, gdyby wszystkie twoje marzenia się ziściły? Wyobraź sobie, że jesteś tym, kim napisałeś, robisz to, czego pragniesz, że stać cię absolutnie na wszystko. Pomyśl jak wyglądałoby Twoje życie? Zobacz to! Co byś zmienił? Od czego zaczął? Rzuciłbyś pracę, wziął rozwód, udał się w podróż, a może nadal robiłbyś to, co robisz dzisiaj i byłbyś tym, kim jesteś dzisiaj? Która z tych rzeczy przyprawia cię o dreszcz podniecenia? Co chciałbyś spróbować, co zmienić? Co cię intryguje? Zobacz siebie w tej roli, poczuj jakie towarzyszą ci teraz emocje? Przecież możesz mieć wszystko! Czyż to nie wspaniałe? Możesz mieć wszystko i robić absolutnie wszystko czego zapragniesz! Widzisz to? Czy uśmiechasz się teraz? Czujesz radość, może ekscytację? Co zrobiłbyś teraz, kiedy wszystko to, co zapisałeś już by istniało?
Przychodzą ci do głowy kolejne myśli? zapisz je, niech lawina słów zapełni tę kartę intencji. Spisuj tak długo, nie odrywając ołówka od kartki, aż twoje pomysły się wyczerpią. Napisz, co sprawi, że zapłaczesz ze szczęścia. .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... ........ .......................................................................................... ..........................................................................................
Przeczytaj wszystko jeszcze raz. Dziękuję.
A teraz odpowiedz na drugie bardzo ważne pytanie. Jest tylko jeden warunek, musisz odpowiedzieć na nie szczerze, nawet jeśli odpowiedzi cię zadziwią.
Co by
ś zrobił, wiedząc, że zostało ci kilka lat życia? Tak, dostałeś dzisiaj wiadomość o nieuleczalnej i postępującej chorobie i masz maksymalnie kilka lat życia, może mniej. Zastanów się głęboko i wypisz w punktach rzeczy, które byś zrobił, wiedząc, że masz tylko parę lat. .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... ...
Spisa
łeś wszystko? Wspaniale, dziękuję. Ja też to zrobiłam i wiesz, jakie padły odpowiedzi?
Przeprosić wszystkich, których skrzywdziłam.
Głośno i wyraźnie wyrażać ludziom miłość.
Budzić się i zasypiać, błogosławiąc każdy dzień.
Dać siebie, jak najwięcej innym, spędzać więcej czasu z rodziną i robić rzeczy, które kocham, które sprawiają mi radość.
Zobaczyć Nowy Jork, zwiedzić Tybet i Taj Mahal.
Nie stresować się, codziennie się uśmiechać i robić wszystko na co mam szczerą ochotę!
Zjeść homara, tort z prawdziwym złotem, wykwintny deser z szafranem i prawdziwe białe trufle.
A Ty, co zapisa
łeś?
Przeczytałam swoje notatki i zdziwiło mnie, że nie zapisałam żadnej rzeczy typu: kupić luksusowe auto, czy
dom z basenem. Nie zapisałam nawet tego, że chcę zostać milionerem, tak jakbym już nim była, albo jakby wcale to nie było, aż takie ważne. A ty co zapisałeś?
Być może odpowiedzi bardzo się różnią. Jednak spisane słowa uświadamiają, że posiadanie tylko symboli luksusu, bogactw materialnych, nie czynią spełnionymi. Dopiero wartości, które kierują życiem, przeżywając każdy dzień i dążenie do odkrycia sensu życia, stanowią zwierciadło najskrytszych marzeń.
Spośród listy, którą sporządziłeś, wybierz proszę trzy spisane przez rzeczy czy wartości, które są dla ciebie najważniejsze. Pamiętaj, że każda materialna rzecz, skrywa się pod płaszczem emocji, które ją wyrażają. Jeśli wybrałeś np. roztrwonienie wszystkich pieniędzy na zabawę i rozrywkę, odpowiedz na dodatkowe pytanie: co zapewniają ci te przyjemności i dlaczego są dla ciebie takie ważne? Jeśli wybrałeś dom z basenem dlaczego chciałbyś go mieć, jakie potrzeby zostaną wtedy zaspokojone? Może zapewni ci to poczucie bezpieczeństwa, a może zupełnie coś innego? Wsłuchaj się w swoje emocje, zastanów się dlaczego sprawiłoby ci to radość? Zastanów się chwilę, po czym zapisz to, co przychodzi ci na myśl. .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... .......................................................................................... ..........................................................................................
Cokolwiek wybrałeś, jest to ściśle związane z zaspokojeniem stanu duchowego. Ja, wybierając podróż do Ameryki, Chin oraz Indii, wybrałam towarzyszące tej okoliczności uczucie spełnienia,
wzbogacenia zasobu wiedzy, odpoczynku, relaksu wśród pięknej przyrody, zgłębienia innych fascynujących kultur. To ćwiczenie ma ogromne znaczenie, ponieważ
zdejmuje skorupę dóbr materialnych, odsłaniając prawdziwe JA oraz wartości, którymi człowiek kieruje się w życiu i cele, do których dąży. Próbując chociaż przez kilka dni żyć tymi wartościami, które wybrałeś, to byłbyś zdziwiony, jak bardzo podniesie się poziom twojej energii, a tym samym to, czego doznasz. W rzeczach które zapisałeś, kryje się pasja. Jestem pewna, że nawet jeśli teraz nie wiesz, co dokładnie nią jest, to kolejne ćwiczenia i treść, którą skrywa ta książka, pomoże ci ją wyłuskać.
Umysł, twoje myśli, EGO, to ta część ciebie, którą uważasz za swoje prawdziwe JA. I nie ma w tym nic złego. Choć nie mają postaci materialnej, a jedynie są przejawem energii i informacji, to uznaje się to za coś bardzo osobistego. Ja też tak uważałam do chwili, kiedy wykonałam ćwiczenie.
Pewnego dnia chciałam przejąć kontrolę nad chaotycznym umysłem i będąc sama w domu usiadłam wygodnie z kartką w ręku i w absolutnej ciszy, przez 10 minut, zapisywałam wszystkie myśli, które napływały mi do głowy. Nawet te głupie, wyrwane z kontekstu i zupełnie niezwiązane z poprzednią myślą. Pisałam wszystko, co w tym czasie wpadało mi do głowy. Czasami skrótami, hasłami, tak by przelać na kartkę każdą myśl. Po tej czynności odłożyłam kartkę i przez następne 10 minut zajęłam się czymś zupełnie innym. Zmyłam naczynia i poskładałam pranie. Po tym czasie ponownie spojrzałam na kartkę i przeczytałam wszystko, co wcześniej zapisałam. Ilość treści dogłębnie mnie zszokowała. Nawet nie przypuszczałam, że zaledwie w ciągu 10 minut, mogę mieć tak wiele różnych myśli. To potwierdziło tezę,
że umysł człowieka jest chaotyczny. Chciałam go okiełznać i postanowiłam przez kolejne 10 minut obserwować swoje myśli. Usiadłam i wsłuchiwałam się w to, co przychodzi mi do głowy. Tym razem niczego nie spisywałam. Pozwalałam myślom swobodnie płynąć i przeglądałam jak slajdy, nie oceniając ich. To trudne ćwiczenie, ale w ciągu 10 minut uważnej obserwacji, wychwyciłam dwukrotne sekundowe przerywniki, kiedy do mojej głowy nie napływały myśli. Wtedy poczułam się faktycznie jak ktoś obcy spoza mnie, jak obserwator, jak słuchacz tego wewnętrznego dialogu. To niesamowite wrażenie, kiedy uświadamiasz sobie, że twoje myśli nie pochodzą od ciebie, są spoza ciebie i wcale nie musisz ich słuchać. To niewiarygodne odkrycie. Wierzyłam, że człowiek jest istotą troistą, która składa się z ciała, ducha i umysłu, ale myślałam, że to jedna całość, której nie da się rozdzielić za życia. Ludzie odbierają przecież świat pięcioma zmysłami, ale dodatkowo wykorzystuje się do tego duchową naturę, tzw. szósty zmysł, który pozwala odczuwać zbiorową energię. Polega ona np. na sytuacji, kiedy, wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdowali się inni ludzie, nawet jeśli panowała tam absolutna cisza, to czasami atmosfera była tak gęsta, że od razu psuł się nastrój? Albo też w zupełnie innym miejscu, takim jak sanktuarium czy kościół, gdzie atmosfera wydawała się tak lekka, że obejmowało cię dziwne uczucie uniesienia bądź błogości? Trudno jest zrozumieć ową ideę. Jednak może to potwierdzać tezę, że ludzie posiadają duchowy potencjał, który wykracza poza granice umysłu. Dlatego, jeśli chce się naprawdę wyrwać z przyziemnego świata, należy dać sobie tę możliwość i nauczyć się myśleć i wyobrażać sobie rzeczy niemożliwe. A dzięki powtarzaniu słów, myśli i wyobrażeń, niematerialne może
się zmaterializować, gdyż to, na czym skupia się największą uwagę – rośnie!
Na czym ja skupiałam swoją uwagę? Odkąd zrozumiałam przesłanie, jakie niosło życie mojej niepełnosprawnej córeczki, odtąd pragnęłam się nią szczycić! Wiedziałam, że jest niezwykła i wyjątkowa. Aniołem w ludzkim kalekim ciele. Dlatego pragnęłam pochwalić się moim cudownym dzieckiem i marzyłam o tym, by zabrać ją do Warszawy do TVN, by wystąpić razem z nią w porannym programie Dzień Dobry TVN. Czy moje marzenia się spełnią? Zapewne czas, odpowie na to pytanie. Dlatego tak ważne jest sięgać po to, co wydaje się niemożliwe, bo wtedy udaje się to, co osiągalne. Jedno z takich moich marzeń się sprawdziło. Kiedy spisywałam notatki z życia Marysi, nawet nie przypuszczałam, że powstanie z tego książka. Kiedy jednak znienacka po kilku latach przyszła taka myśl, byłam gotowa by spiąć je w całość, nadając treści formę książki. I chociaż do dzisiaj nie udało mi się wystąpić z Marysią w programie telewizyjnym, to książka „Życiowa zwrotnicajest uwieńczeniem moich pragnień, bo właśnie za jej pomocą trafiam do setek rodzin, które czerpią z niej inspirację i odnajdują różne wartości wzbogacające życie. Tę sytuację można by przyrównać do przypowieści o trzech drzewach, które miały swoje marzenia. Marzenie każdego drzewa spełniło się, choć nie w identyczny sposób, w jaki sobie to wyobrażały. Podobnie jest ze mną. Historia Marysi trafiła do setek, a może już do tysięcy rodzin za pomocą mojej książki. Wydanie „Życiowej zwrotnicyw postaci fizycznej, było dla mnie niegdyś jakimś magicznym zdarzeniem, które przytrafia się tylko poetom. A jednak się myliłam. Pragnienie wydania książki było tak silne, że to, co niegdyś uważałam za niemożliwe
stało się namacalne. I kiedy książka ukazała się na rynku, kiedy wzięłam ją fizycznie do ręki, przewertowałam kartki, poczułam zapach druku, zobaczyłam swoje nazwisko na jej grzbiecie, to wówczas zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz: dokonałam tego, co jeszcze do niedawna wydawało mi się niemożliwe! Zrozumiałam, że nasze marzenia wcale nie muszą być zgodne z naszym wyobrażeniem, aby odczuwać ogromną radość z ich spełnienia. I wtedy zaczęło dziać się coś bardzo ważnego w moim życiu. Pokonałam swój lęk, strach oraz tremę i odważyłam się zorganizować wieczorek autorski, na którym przemawiałam do zgromadzonych blisko 80 osób. Zrozumiałam, że są momenty w życiu, kiedy nie można sobie pozwolić na lęk, bo inni na ciebie liczą, potrzebują cię i zrobisz to dla tych, którzy w ciebie wierzą. Dlatego każde ludzkie działanie przynosi więcej tego, na czym człowiek się koncentruje. Dotyczy to zarówno rzeczy pozytywnych, jak i tych negatywnych, których doświadcza się w życiu. Dzieje się tak dlatego, że umysł nie odróżnia tego, co jest dobre, a co złe. To człowiek nadaje danej rzeczy czy sytuacji wartości, które określa, jako pozytywne bądź negatywne. Działa na podstawie własnych doświadczeń, skojarzeń, utartych schematów, przekazanych od rodziców, czy otoczenia, w którym się dorastało. To powtarzane wielokrotnie czynności, stały się nawykami, a rutynowe reakcje zakodowane w podświadomości, po prostu się zautomatyzowały. Może właśnie dlatego wielokrotnie podobnie reaguje się na różne sytuacje mające miejsce w życiu. To przekonania, uważane za prawdziwe, bo takie jest zdanie lub tak po prostu się wydaje. Ale przecież inny człowiek może zupełnie odmiennie postrzegać ten sam problem. Dlatego przekonanie może być czymś dobrym pozytywnym,

albo niedobrym negatywnym. Wszystko zależy od kierunku, w którym podążają indywidualne przekonania, czyli poglądy, które uważasz za słuszne. Zawsze będziesz działał zgodnie z dominującymi przekonaniami i to właśnie one tworzą określone rezultaty! Bo najpierw pojawia się myśl, która prowadzi do uczucia. Rodzące się uczucie jest drogowskazem i kierunkiem działania, a ono z kolei przynosi określone rezultaty. Jeśli myślisz, że masz ochotę coś zjeść, to pojawia się uczucie głodu, które zniknie, jeśli podejmiesz działanie i zjesz coś. I tak jest ze wszystkim, z każdą decyzją, jaką podejmiesz na podstawie myśli, która pojawiła się w związku z nią jako pierwsza.
Podstawową rzeczą, która sprawia, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli to przekonania. Co gorsza, nie wynikają one z rzeczywistych doświadczeń, ale raczej z osobistych interpretacji lub błędnych interpretacji tych doświadczeń. Każde wydarzenie w życiu człowieka samo w sobie nie ma swojego znaczenia, dopiero człowiek mu je nadaje. Bo wszystko, co się dostrzega, stanowi odbicie. Jeśli zwierciadło życia wskazuje zniekształcony obraz, to tylko dlatego, że właśnie w taki sposób postrzegasz siebie, własne możliwości i w taki sposób nakreślasz ramy tego, co według Ciebie jest możliwe, bądź niemożliwe.

ps. Oto kolejne Marysiowe serduszka;)
rozlana woda podczas gdy nalwałam do szklanki ( serce jak odmalowane) aż samą mnie to zadziwia


kromka chleba;)