sobota, 7 listopada 2015

szybki deser z maskarpone na wolne popołudnie;)

Ach, weekend to czas kiedy zawsze po południu chce się coś słodkiego. Ostatnio kupiłam serek maskarpone i zastanawiałam się co zrobić, aby było pysznie, szybko i bez wysiłku;) Namoczyłam w kawie rozpuszczalnej kilka biszkoptów a dla dzieci w kawie inka. Ułożyłam na dnie szklanek. Potem zmiksowałam maskarpone ale nie ze śmietaną kremówką -bo to bomba kaloryczna, a z kilkoma łyżkami jogurtu naturalnego i dodałam 2 łyżki ksylitolu - cukier brzozowy ( zawsze używam do w kuchni) ma 50% mniej kalorii niż cukier i dużo niższy indeks glikemiczny, dzięki czemu wskazany jest także dla cukrzyków no i nie powoduje próchnicy.  Na przemiennie przekładałam biszkopty serkiem oraz musem truskawkowym ( kupione latem truskawki zmiksowałam z cukrem i powstał cudny mus, który zamroziłam). Po odmrożeniu smakują o niebo lepiej niż same truskawki, które kapcieją po odmrożeniu i pachnie latem. potem znowu biszkopty , serek maskarpone i przesypałam jeszcze garścią odmrożonych wczesniej letnich jagód. Hmm, jak się domyślacie - deser zniknął w kilka chwil;)
szybki i pyszny. Polecam:)


piątek, 6 listopada 2015

Marysia wciąż obecna...

Hmmm, znowu nie zaglądałam jakiś czas, kłopoty z netem i takie tam... Kilka dni temu był dzień, w którym spotykałam się z Marysią w miejscu, gdzie oraz ostatni ją widziałam  czyli na cmentarzu.. To dzień jak co dzień, tylko bardziej uroczysty, z większą dawką wspomnień i zadumy. Choć pogoda dopisała, grobek Marysi prezentował się ślicznie. Jak zwykle siedziały dwa białe misie, 3 aniołki, oraz piękne kwiaty i znicze. Teściowa przyniosła jeszcze wiatraczki, bo te także nieodzownie jej towarzyszą. Marysia, moja najukochańsza córeczka - wciąż jest przy mnie  i wciąż w różnych dziwnych miejscach dostaję od niej znaki. Ostatnio w łazience na podłodze dojrzałam serce z włosa - nie mam pojęcia jak sie tam znalazło i w jaki sposób się tak ułożyło - zawsze mnie to zadziwia. Ach, juz nawet przestałam robić zdjęcia, ale zawsze towarzyszy mi to samo uczucie - ta pewność, taki dreszcz i świadomość że to ona.



Innym razem, gdy obierałam cebulę został kawałek łupiny wielkości małego paznokcia, oczywiście jak się domyślacie w kształcie serduszka - tak wyraźnego i precyzyjnie wykrawanego , że pewnie gdybym chciała tak wyciąć, to zwyczajnie by mi to nie wyszło. A tu proszę;) ach, szkoda że nie zrobiłam fotki, bo to naprawdę zdumiewające;)
Jeszcze całkiem niedawno gdy samżyłam naleśniki i po wrzuceniu na talerz z patelni moim oczom ukazało się... :)

w samym środku;)... I jak tu nie wierzyć w życie pozagrobowe????