piątek, 28 lutego 2014

Niezwykły znak od Marysi

Jeśli czytaliście "Życiową zwrotnicę", to zapewne pamiętacie o magicznym wodospadzie oraz moim przeżyciu z motylem.....
Dzisiaj po raz pierwszy poszłyśmy od tamtego czasu doliną prowadzącą nad wodospad. Czerwona ziemia skąpana w słońcu, mieniła się kryształkami w różnych odcieniach złota i srebra . Choć droga wymaga wysiłku, jest to przyjemna podróż. Do momentu przekroczenia bramki nie czułam nic. Nie było znanych mi przed dwóch laty motyli, nie było ludzi, nic szczególnego się nie działo - poza znajomym mi miejscem i przyjemnym szumem spadającej wody wodospadu. Wszystko zaczęło się, gdy przekroczyłam bramkę oddzielającą mnie od nadchodzących i oczekujących w kolejce ludzi. Ścieżka taka jak wtedy, te same drzewa, które tym razem nie tylko dotykałam, ale uściskałam  pocałowałam w geście wdzięczności za to, że mogę tu być ponownie. To miejsce jest dla mnie szczególne, bo właśnie tu, zaczęła się cała transformacja mojego życia. Idąc dalej, zatrzymałam się przy pierwszym przystanku,  gdzie stoi ławeczka, na której można zostawić swoje rzeczy i odzież. Gdy tylko minęłam zakręt  zobaczyłam wodospad, ogarnęło mnie ogromne wzruszenie. Wszystkie chwile z Marysią wróciły jak odgrywany film. Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam płakać, jednak moje wzruszenie nie dawało się zatrzymać i łzy kapały wielkimi kroplami na bose stopy. Mój płacz przerodził się w lament. Ogarnęła mnie silna tęsknota za Marysią i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Prosiłam z całego serca Marysię o jej obecność. Prosiłam, że jeśli mnie słyszy i czuje te emocje, zna moje myśli to żeby dała mi znak taki, który będę w stanie zrozumieć i odczytać. Nie rozglądałam się za żadnym znakiem, bo wiedziałam, że jeśli Ona zechce, to ja będę o tym wiedzieć. Ruszyłam w stronę wodospadu. Woda z ogromną siłą spływała od czubka mojej głowy wzdłuż ciała, a jej lodowata temperatura orzeźwiała i czułam jak niesamowita oczyszczająca siła spływa po moim ciele. Po ceremonii wyszłam spod wodospadu. Wracając tę samą ścieżką znalazłam na niebieskim słupku zaczepioną fioletową dziewczęcą gumkę do włosów, taką, jak wiązałam Marysi warkoczyki. Choć było prawie niemożliwym dostrzec to z uwagi na świetny kamufalaż mieszaniny kolorów, to coś we mnie drgnęło. Jednak sama sobie zaprzeczałam, że pewnie sobie wymyślam i wcale nie jest to znak od Marysi. I właśnie wtedy, Marysia dała o sobie znać w niezwykły sposób. Dokładnie w tej chwili, kiedy zwątpiłam, przyleciał jeden jedyny obecny tam motyl, przepięknie ubarwiony w kształcie serca  usiadł na mojej lewej dłoni jak niegdyś. W tym momencie odczułam coś, czemu nie mogłam zaprzeczyć. Ogarnęło mnie tak silne uczucie miłości i wzruszenia, oraz nieopisanej pewności, że nie dało się zaprzeczyć, że to był od niej znak. Płakałam ze szczęścia i wracałam do miejsca, gdzie leżała moja odzież na zmianę. Kiedy mama dotarła  - widząc mnie zalewająca się łzami,  z przerażeniem zapytała co się stało?? Opowiedziałam jej moje przeżycie  w tym momencie właśnie ten motyl usiadł naprzeciwko nas prezentując swoje piękno. Siedział na listku tak długo, aż zdążyłyśmy się przebrać i zrobić mu zdjęciowa sesję. Po czym odleciał. To było niezwykłe doświadczenie.


czwartek, 27 lutego 2014

W końcu w Brazylii

Dotarłam do Brazylii. To miejsce ma dla mnie szczególne znaczenie, bo tu w Abadianii dokonała się moja transformacja. Wszystko kojarzy mi się z Marysią. Pierwszego dnia Joao zlecił mi i mamie mentalną operację. NIe byłam zachwycona, bo trzeba po niej 24 h leżeć w łóżku. A z moją energią to wręcz kara... Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny i poddałam się zaleceniom. Leżałam, medytowałam, i spałam jak zabita. Mam nadzieję, że moje prośby się spełnią. Jeśli tak się stanie - w co wierzę - Na pewno o tym napiszę. Dzisiaj rano, podczas modlitwy w Casa, czułam silną energię spokoju i błogości. Jest tu bardzo dużo ludzi różnej narodowości. Miałam także trochę czasu by popracować nad książką. Poświęcam na to dużo czasu, bo pragnę, aby zawierała wszystko, co pragnę przekazać. Iza, moja do niedawna wirtualna przyjaciółka - odczuwa na sobie bardzo silną energię  jestem strasznie ciekawa, jak wpłynie na nią proces zdrowienia u Joao. Mnóstwo czasu poświęcamy na modlitwę w medytacji, dziękując i prosząc. To wspaniałe narzędzie, które często daje odpowiedzi , których człowiek potrzebuje. O tym także będę pisać. To zastanawiające, ale napisała do mnie kobieta, która znalazła mój email na forum sprzed ponad 2 lat, kiedy to ja poszukiwałam informacji o Brazylii  i marzyłam by zabrać tu Marysię. Wtedy wszystko było jak film i dla większości ludzi jest takie do tej pory. Odpisałam tej kobiecie, że właśnie jestem tu ponownie  była zdziwiona, że napisała akurat w tym czasie  jest pewna, podobnie jak ja - że to nie jest przypadek. Jeśli osoba chora w imieniu której pisze wyrazi swoją wolę - wyśle mi jej zdjęcie i prośby, a ja zaniosę je do Joao, bo jest tu kafejka internetowa z możliwością wydrukowania zdjęcia.
To zadziwiające jak wszystko ma swoją przyczynę i skutek. Dzisiaj siedząc w ogrodzie w Casie - zadziwiły mnie dwa cudowne ptaszki, które siedziały na wprost mnie i mamy i cudownie ćwierkały. Dodatkowo były wyjątkowo piękne. Nie wiem, co mogły symbolizować, nie mniej jednak, był to cudowny dla oka  widok ;)
Pozdrawiam Was serdecznie z magicznej Brazylii...

poniedziałek, 24 lutego 2014

Co nieco o Florydzie....

Floryda, półwysep w Ameryce północnej, kraj wiecznego słońca - sun shane state., Teraz w lutym jest zima, więc jest zaledwie ok 30 stopni Celcjusza;) To stan w USA bagienny, który niegdyś był dziki i zamieszkiwali go Indianie i aligatory. Tereny zostały osuszone przez ludzi i są jeszcze zachowane dziewicze miejsca, w których żyją aligatory. Wczoraj oglądałam cudowne i bardzo niesamowite drzewo, które wypuszcza z gałęzi korzenie i opadając na dół  - one się zakorzeniają i wyrasta z nich kolejny połączony pień drzewa. To był niesamowity widok. Na razie tak króciutko, bo za 30 min wylatuję do Brazylii, ale załączę kilka ciekawych zdjęć tutejszej przyrody;)










sobota, 22 lutego 2014

Zbieg okoliczności czy przeznaczenie???

To pytanie które stawia sobie każdy z nas. Ja jestem pewna, że owe zbiegi okoliczności są po prostu kanałami, które doprowadzają nas do źródła. Czyli są fizycznymi odpowiednikami naszych najgłębszych pragnień. Zdaję sobie sprawę, że ciężko to ogarnąć i jasno zrozumieć, ale kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać i łączyć różne okoliczności - wszystko stało się jasne. Mój pobyt w USA jest marzeniem, które jeszcze do niedawna było nieosiągalne. Wczoraj rozmawiałyśmy o tym z Izą i same nie mogłyśmy uwierzyć, że nasze marzenia się spełniły. Ona pragnęła polecieć do Brazylii, ale jest za słaba, by w pojedynkę odbyć podróż, a ja pragnęłam odwiedzić USA i ponownie znaleźć się w Brazylii. CO jest niesamowite - czujemy bardzo bliską więź, a przecież jeszcze tydzień temu, znałyśmy się jedynie poprzez konwersację email. Nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, a teraz rozmawiamy do późnych godzin nocnych i z każdym dniem czujemy, że nie tylko odbieramy na tych samych falach ale rozumiemy się bez słów. Iza jest niezwykłą kobietą. Uczymy się od siebie wzajemnie i poznajemy coraz bardziej zakamarki ludzkiej duszy. To niezwykłe przeżycia. W obecności jej rodziny czujemy się jak u siebie. Jestem podekscytowana tym, co wydarzy się w Brazylii i przekonana, że ta podróż jeszcze bardziej otworzy nasze umysły. To niewiarygodne, że jedno niewinne słowo w korespondencji mailowej tak bardzo nas do siebie zbliżyło, a prawo przyciągania działające we wszechświecie zatroszczyło się jak zawsze - o obupólne korzyści.
Dzisiaj wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, chociaż zapewne większość z nich dzisiaj pokryte jest kurzem i wydaje się bardzo bardzo daleko. Myślę, że dokładnie wyjaśnię to w aktualnej książce  - bo tam wylot do USA, był zapisanym marzeniem, dzisiaj jest rzeczywistością. Historia Izy, to bardzo traumatyczna, przewlekła, choć bardzo piękna historia, pokazująca jak wiele człowiek jest w stanie znieść, jak wiele pokonać i pomimo ogólnej beznadziei wzrastać duchowo i szukać chociaż oznaki sensu w czymś, co wydaje się być totalnie bez sensu. Wierzę, że Iza wyzdrowieje i będzie nauczycielem duchowym dla osób, które zmagają się z podobnymi problemami i nie widzą sensu życia. Choroba bardzo zmieniła ją i jej rodzinę oraz była powodem jej duchowego rozwoju. Bardzo się cieszę, że ją poznałam. Wierzę także, że będę miała jeszcze okazję zobaczyć  Nowy York i Chicago, oraz spotkać się z Gosią,  która podobnie jak Iza nawiązała ze mną kontakt. W poniedziałek lecimy do Brazylii. Jutro opowiem co pięknego widziałam na Florydzie i zamieszczę kilka zdjęć. ;)

piątek, 21 lutego 2014

cd. wczorajszego wpisu

Zaczęłam korespondować z Izą - Polką mieszkającą od 13 lat w USA. Jej problem chorobowy wzruszył mnie dogłębnie, ponieważ ta sympatyczna młoda kobieta od 8 lat nie sypia. Cierpi na rzadki syndrom bezsenności powodujący, że nie wpada w fazę głębokiego snu, przez co jej ciało nie jest w stanie się zregenerować. Jest bardzo słaba, wiecznie zmęczona i często nie jest w stanie sama się ubrać, umyć, czy pójść na spacer. Bardzo zrobiło mi się jej żal, bo ma 2 wspaniałych synów i bardzo wspierającego jej męża. Powinni spędzać razem czas na zakupach, zabawach i radowaniu się z życia, a od momentu urodzenia 2 dziecka  - Ona zmaga się ze straszliwą chorobą, na którą nie ma lekarstwa i lekarze nie potrafią już pomóc. To wszystko jest w wielkim skrócie, ale człowiek nie jest nawet w stanie wyobrazić sobie cierpienia tej młodej kobiety, która chociaż zupełnie pełnosprawna, wykształcona, bardzo mądra - jest uwięziona w swoim wycieńczonym ciele. Iza pytała mnie o Brazylię, a ja czułam, że tam może znaleźć pomoc i bardzo pragnęłam jej pomóc. Rzuciłam hasło - że chętnie bym z nią tam pojechała, ponieważ i ja i moja mama z jakiegoś powodu uwielbiamy to miejsce spokoju, zadumy i szczęścia.  To wszystko potoczyło się tak niespodziewanie i w zasadzie w ciągu 3 miesięcy podjęłyśmy życiowe dla nas decyzje. Ona zaproponowała, abym przyleciała do USA po nią i razem wybierzemy się do Brazylii. Nie miałam jeszcze wtedy pomysłu jak to zrobić, skąd wziąć pieniądze, nie miałam wizy i wszystko to wyglądało jak science fiction. Przecież nawet się nie widziałyśmy.  Jednak ponieważ wiem, że bogini szczęśliwości faworyzuje ludzi czynu, postanowiłam zrobić pierwszy krok, który przybliży mnie do mojego pragnienia. Wypełniłyśmy z mamą wnioski o wizę w USA, wpłąciłyśmy w banku po kilkaset złotych za wniosek i umówiłyśmy się na spotkanie w Warszawie w ambasadzie. Oczywiście nie odbyło się bez komplikacji- po drodze na stacji benzynowej zgubiłam 500 zł, potem okazało się, że mamy niewłaściwy wniosek, sprzed dwóch lat i w ciągu godziny musiałyśmy znaleźć sposób na wypisanie on-line nowych wniosków kilkustronicowych -wszystko w języku angielskim. To także nas nie zniechęciło i skorzystałyśmy oczywiście odpłatnie m- kolejne 400 zł z usługi biura, które wypełniało wniosek i wskanowywało zdjęcie. udało nam się dostać do ambasady jeszcze tego samego dnia, co było priorytetem. Inaczej musiałybyśmy całą procedurę powtarzać od początku włącznie z podróżą i związanym z tym kosztem - do Warszawy. Zamiast marudzić na przeciwności losu - byłyśmy wdzięczne, że udało nam się wypełnić poprawny wniosek. Rozmowa z konsulem przebiegła sympatycznie, byłyśmy pozytywnie nastawione, pomimo całego stresu i jak się okazało  - dostałyśmy wizę na 10 lat:)))))
To był pierwszy krok do realizacji marzeń, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, czy w ogóle do tego dojdzie. Jednak bezczynne siedzenie i tylko rozmyślanie o marzeniu z przekonaniem, że pewnie się nie uda - nie doprowadziłoby mnie nigdzie, a już na pewno nie tutaj. Czy było łatwo? Nie, bo nie miałam żadnej gwarancji, że dostanę wizę, a wcześniej trzeba było zainwestować ok 1000 zł na to wszystko. Jednak gdzie jest determinacja - sposób się znajdzie.
Hmm, co było dalej??  o tym już jutro;) Pozdrawiam was kochani i życzę także spełnienia marzeń!

czwartek, 20 lutego 2014

Tajemnica spełniających się marzeń

Niedawno poruszyłam temat o książce, która mnie zainspirowała i dotyczyła gospodarowania pieniędzmi. Choć temat jest rozpoczęty, będę go kontynuować po powrocie z USA. No właśnie - chciałam Wam opowiedzieć jak i dlaczego się tutaj znalazłam. Nie mogłam podzielić się tym wcześniej, ponieważ nie wiedziałam, czy osoba u której jestem wyrazi na to zgodę. Teraz mogę podzielić się z wami tym niesamowitym - jakby to większość osób nazwała - zbiegiem okoliczności. Teraz w lutym mija pierwsza rocznica, odkąd prowadzę tego bloga. To trochę jak skarbnica myśli, uczuć, emocji, trochę jak konfesjonał. Ponieważ właśnie tu mówię o rzeczach, o których często nie wiedzą nawet moi znajomi. Tu dzielę się z Wami moimi sekretami:) We wrześniu, może to był październik napisała do mnie maila dziewczyna o imieniu Iza. To nic nadzwyczajnego - bo często otrzymuję od was maile. Ale ten mail był zupełnie inny i kiedy go otrzymałam, poczułam coś dziwnego   - uczucie, które w niewytłumaczalny sposób było mi dziwnie bliskie. To zastanawiające, ale czy Wam także zdarzyło się kiedyś poznać kogoś po raz pierwszy, kto wydał Wam się dziwnie bliski? - z nie wiadomo jakiego powodu? Mnie zdarzyło się to kilka razy w życiu, ale ten raz był wyjątkowy, ponieważ wszystko odbywało się poprzez email. Iza napisała, że nie miała odwagi napisać do mnie wcześniej, ale przypadkowo szukała w necie informacji o Janie od Boga oraz delfinoterapii i trafiła właśnie na mojego bloga- a ona mieszka w USA. Zaczęła czytać i ..... to był początek. zwierzyła mi się ze swoich problemów, a ja bardzo emocjonalnie je przeżywałam. Dużo o niej myślałam w jaki sposób mogę jej pomóc - w końcu dzieli nas ocean. Potem wysłałam jej moją książkę Życiowa zwrotnica  i wtedy poznała mnie jeszcze lepiej. Z każdym naszym mailem - nasza więź się zacieśniała, i było to dziwne, choć bardzo miłe uczucie. Powiedziałam jej, że chętnie poleciałabym z nią do Brazylii, bo wierzę, że tam może uzyskać pomoc.
Jutro część dalsza tej niezwykłej historii.

wtorek, 18 lutego 2014

Marzenia się spełniają...

Czy wierzycie, że marzenia mogą się kiedykolwiek spełnić? Ja tak. Chociaż kiedyś myślałam że są rzeczy realne i nierealne. Dzisiaj rozróżniam to pod kątem 2 aspektów  - te realne, w które każdy wierzy oraz te - w które ciężko nam uwierzyć i wydają się niemożliwe, ale się spełniają.  Oczywiście to też jest bardzo indywidualna kwestia, ponieważ dla jednego zarobienie 10 000 miesięcznie jest niemożliwe, podczas gdy dla innych może to być rzeczą tak naturalną jak szklanka wody i nawet nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Tymczasem wszystko, co wydaje się być możliwe lub niemożliwe, czyli często nasze marzenia potrafią się spełnić, kiedy bardzo w nie wierzymy i nie poddajemy się i jesteśmy skłonni zrobić rzeczy, które chociaż są dla nas trudne i wymagają pewnych wyrzeczeń - to jednak zbliżają nas do naszego marzenia.
Moje właśnie się spełniło. Jestem teraz w Ameryce północnej na Florydzie. Jest pięknie. Co prawda nie ma drapaczy chmur, bo z uwagi na gorący klimat i częste huragany, oraz podmokłe tereny - wszystkie domy są parterowe. Teraz jest pora zimowa - czyli 25-30 stopni Celcjusza podczas dnia a nocą spada do ok 15. Dla mieszkańców to zima, dla nas lato:) Jest cudownie, wokół domu w którym mieszkam rośnie krzaczek cytryn i palma z papayą. Moje marzenie wydawało się jeszcze do niedawna niemożliwe - a jednak silne pragnienie powoduje, że okoliczności losu w najmniej oczekiwanym momencie składają się jak puzzle i człowiek sobie uświadamia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Powód mojego przylotu tutaj jest niewiarygodny i wynikał z potrzeby serca, dzięki czemu, marzenie to mogło się spełnić. Chciałabym Wam to zobrazować, ale najpierw muszę zapytać o zgodę osobę, która pojawiła się w moim życiu, dzięki której i dla której tutaj jestem. To misja. Ponieważ coraz więcej osób pyta o cd Życiowej zwrotnicy, to już odpowiadam kochani, że za tydzień lecę ponowie do Brazylii, by tam naładować swoje akumulatory pozytywną energią i dokończyć moją drugą książkę "Odbicie", na którą wielu z was tak bardzo czeka. Mam nadzieję, że znajdę tam właściwą inspirację. Oczywiście mam jeszcze kilka innych marzeń, ale wierzę głęboko, że kiedyś się zrealizują. Co prawda nie jestem w Nowym Yorku tak jak marzyłam, ale to wcale nie oznacza, że ubolewam z tego powodu, a wręcz przeciwnie jestem wdzięczna, że mogę tu być i że zrealizowałam coś na co nie miałam wcześniej sposobu, ani szans - tak mi się przynajmniej kiedyś wydawało. Życie to ewolucja. Dzisiaj może wyglądać szaro, a jutro nabiera barw. Życie to świadomość, zrozumienie i ciągły nieustanny rozwój ducha. Życie to najpiękniejszy dar, kiedy zrozumiemy w jakim celu my - konkretnie każdy z nas pojawia się na świecie i jakie zadanie ma do wykonania. Ja chyba zaczynam rozumieć swoje powołanie, co napawa mnie ogromną radością pomimo wielu przeszkód, z którymi przyszło mi się w życiu zmierzyć i z którymi zmierzam się wciąż, oraz z tymi, które zapewne wciąż są przede mną. Mimo to, jestem szczęśliwa i wdzięczna za każdy dzień mojego życia. Potrafię kochać i cieszyć się z każdej chwili. To niesamowite uczucie, kiedy serce wypełnia właśnie to uczucie. Postaram się dzielić z wami swoimi wrażeniami, a jeśli tylko będę mogła, opowiem wam niesamowitą historię realizacji tego marzenia i dodam tylko, że Marysia i ten blog - jest pośrednio tego powodem. To zaskakujące, jak człowiek jest potrzebny człowiekowi i jak wiele możemy się uczyć od siebie wzajemnie. To cudownie przebywać wśród ludzi, którzy odbierają na podobnych "falach" co my:) Wiem, to wszystko jest może zawiłe i skomplikowane, ale dopóki nie otrzymam wyraźniej zgody na opowiedzenie wam tej niezwykłej historii - nie mogę dodać nic więcej. Pozdrawiam Was kochani ze słonecznej Florydy z Cape Coral i postaram się wkrótce załączyć kilka zdjęć. Dziękuję Wam, ze jesteście ze mną i czytacie mojego bloga oraz za to, że mogę się z wami tym wszystkim podzielić, a Tobie Gosiu - odpowiadam, że skoro wierzysz w nasze spotkanie - to na pewno do niego dojdzie, nawet jeśli będzie to miało być w NY. ;)))

sobota, 15 lutego 2014

Recepta I

Wracając do naszego tematu - cd o bogaceniu się.

 

Zacznij tuczyć swój portfel!


Pozwól, że zadam Ci pytanie: Czym zajmujesz się na co dzień? A czym zajmuje się twój mąż, partner? A teraz zastanów się i pomyśl o swojej rodzinie. W jaki sposób zarabia na życie twoja mama, tata, rodzeństwo. Pomyśl teraz proszę o 3 twoich najbliższych znajomych - jakie oni wykonują zawody? Zapewne możesz dostrzec, jak bardzo ci ludzie się różnią i zupełnie inne rzeczy ich fascynują. Teraz na pewno sobie uświadamiasz, jak wiele jest prac i zawodów, w których ludzie mogą zarabiać pieniądze. Każdy sposób zarabiania to strumień złota, z którego pracujący wydziela część do swojego portfela.
Ale to co jest najważniejsze , aby zacząć tuczyć swój portfel –to :  odkładaj część tego, co zarabiasz!
Jeśli codziennie rano włożysz 10 zł do swojego portfela, a do wieczora wydasz  tylko 9 zł, to co się stanie? Po jakimś czasie portfel będzie pełen. Dlaczego? Ponieważ każdego dnia więcej wkładasz niż bierzesz.
Z każdych 10 złotych, które wkładasz, wydaj tylko dziewięć. Twój portfel zacznie puchnąć od razu, a jego waga przyjemna będzie dla Twoich rąk i sprawi satysfakcję twojej  duszy:)
Arkad mówił, że i taki był i jego początek. Kiedy nosił pusty mieszek – dzisiejszy portfel, przeklinał go, bo nigdy nie spełniał jego pożądań. Ale kiedy zaczął wyjmować z niego tylko dziewięć dziesiątych tego, co zarobił, portfel zaczął rosnąć. A co dziwniejsze –  kiedy nie wydawał więcej niż 9/10 swoich pieniędzy, uczył się z tym żyć w zgodzie. Nie żył gorzej, niż poprzednio! Także w dziwny sposób pieniądze przychodziły mu łatwiej niż poprzednio.
MONETY, KTÓRE WYJMUJESZ ZE SWOJEGO PORTFELA PRZYNOSZĄ SWOJĄ RÓWNOWARTOŚĆ, MONETY, KTÓRE TAM POZOSTAWIASZ – PRZYCIĄGAJĄ NASTĘPNE.
Taka była pierwsza recepta, którą Arkad odkrył dla swojego chudego mieszka.
Z każdych 10 miedziaków wydawać tylko 9. Czyli z każdych 10 złotówek wydawać tylko 9.
I to właśnie zaczęłam robić. Ponieważ prowadzę wspólnie z moim mężem gospodarstwo domowe, gospodarujemy razem. Dlatego z każdej kwoty pieniędzy, którą zarobiliśmy wspólnie z mężem – odkładamy 10%. Te odkładane pieniądze mają zapewnić nam wolność finansową i nie wolno nam ich ruszać! Nigdy! To będzie dobre zabezpieczenie dla nasze starsze lata, lub jeśli tak zdecydujemy - przekażemy je dzieciom.
W tym celu przygotowaliśmy puszkę skarbonkę, do której zaczęliśmy odkładać 1/10 naszych dochodów. Zgromadzone pieniądze raz w miesiącu wpłacamy na wybrany przez nas fundusz finansowy, aby nie tylko nie straciły na wartości, a wręcz przeciwnie -  w przyszłości zwielokrotniły swoją wartość. Ta zasada wydaje się być oczywista. Dla mnie też taka była, ale co dziwniejsze, choć wiedziałam o tym wcześniej, nigdy konsekwentnie z niej nie korzystałam. Dopiero teraz, kiedy po blisko 9 miesiącach stosowania - pilnuję jej regularnie i konsekwentnie - w końcu zauważam, że stać mnie na to, aby oszczędzać, nie pogarszając przy tym swojego statusu życia. Ta zasada jest pierwszą, którą należy zrobić i można zacząć ją stosować bez względu na to, jakie ma się dochody. Kiedy mieliśmy chudsze miesiące i było to zaledwie parę złotych - i tak odkładaliśmy. Miesiąc miesiącowi nie równy - a pieniądze rosną jak pączki:) Hmmm, no cóż - spróbuj a sam się przekonasz - jak szybko twój portfel zacznie puchnąć;)
 

piątek, 14 lutego 2014

Córeczka Bartłomieja Bonka odeszła....

Na pewno wiecie, kim jest Bartłomiej Bonk, poruszyła mnie jego historia, kiedy na świat przyszły jego dwie córki bliźniaczki  - jedna z nich Julia z powodu lekarskiego błędu - urodziła się z dużym niedotlenieniem w związku z czym była niepełnosprawna. Pomimo iż rodzice świetnie radzą sobie finansowo - to nie zmienia to faktu, że cierpią w takim samym stopniu jak pozostałe rodziny. Dzisiejsza wiadomość ścisnęła mi serce, ponieważ rankiem zmarła jego córeczka Julia. Choć nie znam Państwa Bonk osobiście - kilka miesięcy temu wysyłam ich moją książkę Życiowa zwrotnica. Pewnie nie był to przypadek. Kiedy pomyślę sobie o uczuciach, które ja przeżywałam, gdy odeszła Marysia - dreszcz oblewa me ciało , bo z pewnością oni czują się podobnie. Nie ma chyba gorszej tragedii dla rodziców pogrzebać własne, tym bardziej małe dziecko. Do głowy napływają retoryczne pytania, nic nie ma sensu, nic się nie składa, a człowiek czuje się osaczony przez ciąg trudnych sytuacji. Bardzo im współczuje i już prosiłam Marysię, by zaopiekowała się małą Julką. Wiem, że żadne słowa nie ukoją ich bólu - on po prostu musi przyjść, trwać i stopniowo przechodzić wtedy, kiedy człowiek zrozumie, że śmierć też jest wyborem ducha i nie jest przypadkowa. Julia na pewno zrobiła to, co miała do zrobienia na Ziemi, i odeszła tam, gdzie będzie szczęśliwsza, bez ograniczającego ją ciała. Wiem że to trudne, ale za pewno to doświadczenie wzbogaci chociaż ich duchowe życie, czego im życzę! Julia, niech Bóg ma cię w swojej opiece. A Ty, Marysiu, opiekuj się swoją młodszą koleżanką. takie chwile skłaniają do refleksji i uświadamiają, co jest w życiu ważne - w końcu wszyscy odejdziemy kiedyś tam, gdzie przedwcześnie odeszły nasze dzieci.... Kochane aniołki: Marysiu, Maju, Julio, Krzysiu i Szymku, wysyłamy wam gorące i ogromne serca wypełnione światłem boskiej miłości.

czwartek, 13 lutego 2014

Inspirująca historia

Wiecie, to zastanawiające. Teraz w lutym mija rok odkąd prowadzę tego bloga. Kiedy pisałam pierwsze posty, do głowy mi nie przyszło, że Marysia i wszystko co chciałam o niej napisać - będzie trwało tak krótko, bo zaledwie 2 miesiące. Tyle czasu mi dała na to, by zamieszczać informacje o niej - potem odeszła. Odeszła cichutko, ale pozostawiła po sobie niezmywalny ślad.  - ZMIANĘ.
Zmianę absolutnie wszystkiego. Czasami wydaje mi się, a nawet jestem wręcz pewna, że to nie był przypadek. I chociaż chciałam pisać o dzieciach - o Niej, o troskach i radościach, to dzisiaj - pomimo iż nigdy nie zamieszczę jej aktualnego zdjęcia, nie powiem co słychać, to jednak wciąż przekazuję to, czego mnie nauczyła i czego dzięki niej wciąż się uczę.
Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, dlaczego jedni ludzi opływają pieniędzmi, podczas gdy inni klepią biedę. Wiem, wpływa na to wiele czynników - począwszy od statusu urodzenia, wykształcenia, predyspozycji, umiejętności, cech osobowości i wiele innych. Ale zastanawiałam się jaka jest różnica między ludźmi pracującymi w tej samej branży, mających takie samo wykształcenie, pracujących tyle samo godzin dziennie - dlaczego jedni zarabiają 3-4 więcej od innych?  I wiecie co znalazłam? - badania przeprowadzone na tych dwóch grypach ludzi - dowodzą, że jest to silne wewnętrzne przekonanie o mocy bądź niemocy - to o czym pisałam wczoraj, ale i umiejętność gospodarowania - czyli znajomość kilku zasad prowadzących do bogactwa. Ja stosuję te zasady od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że efekty są zadowalające;) Oczywiście nie jest to jakaś magia na rozmnażanie pieniędzy, ale kiedy człowiek zaczyna wdrażać w swoje życie to ,czego się nauczył, dowiedział - to już w krótkim czasie - w ciągu 4-6 miesięcy zauważa pozytywne zmiany.
Większość ludzi słyszy, czyta, uczy się, dowiaduje o tym jak postępują ci, którym się udaje - ba, często nawet dostają gotową receptę, ale to co ich różni - oni nigdy nie zaczynają tego stosować. Po czym narzekają na złą koniunkturę, na pecha, na miejsce zamieszkania, itd. itd. Oczywiście wszystko należy brać pod uwagę, ale pierwszą najważniejszą według mnie rzeczą   - jest podjęcie działania i sprawdzenie na sobie tego co działa, a co nie działa. Wiem, wiem, to wymaga wysiłku - oczywiście! Niektórzy ludzie wolą swoje stare przyzwyczajenia i nie chcą podejmować wyzwań i działań, które wymagałyby od nich postępowania innego niż takie, wobec jakiego działali dotychczas. Ale tak naprawdę tylko zmiana, próba, podjęcie takiego działania - może nas zaprowadzić w nowe nieznane nam i być może ciekawsze miejsce, niż to , w którym czujemy się bezpiecznie, swojsko i po staremu.
Ale to oczywiście moje zdanie - Ty możesz mieć zupełnie inne. Jednak powinniśmy się wypowiadać wówczas, kiedy sami tego doświadczymy i sprawdzimy. Ja to zrobiłam. I zanim podzielę się z wami tym, co zauważyłam, chciałam opowiedzieć wam pewną historię, która mnie zainspirowała.

 
10 przykazań najbogatszych ludzi świata:
Torbę ciężką od złota, lub mądrość ludzi sukcesu – co byście wybrali? Większość wybrałoby złoto. Ale nie wiedzą oni, że aby to udźwignąć, najpierw trzeba znać przykazania sukcesu!  
Inaczej złoto rozpłynie się jak poranna mgła, pozostawiając po sobie rosę długów!

Krótka historia:
W dawnym Babilonie żył sobie pewien bardzo bogaty człowiek imieniem Arkad. Był sławny ze swego bogactwa. Był wspaniałomyślny i wiele rozdawał. Był szczodry dla swojej rodziny. Nie liczył się z pieniędzmi. Pomimo to, jego bogactwo z roku na rok rosło szybciej niż wydatki. Miał wielu przyjaciół z lat dziecinnych, którzy przyszli do niego i rzekli. Ty Arkadzie, jesteś szczęśliwszy od nas. Zostałeś najbogatszym człowiekiem w Babilonie, podczas gdy my ciężko walczymy o byt. Możesz nosić najlepsze stroje i cieszyć się najlepszym jedzeniem, podczas gdy my musimy się zadowalać ubieraniem naszych rodzin w najlepsze na co nas stać i żywić je najlepiej jak umiemy. Wszyscy jesteśmy równi. Uczyliśmy się u tych samych nauczycieli. Ani nauka, ani zabawa nie wyróżniały cię spośród nas. W dawnych latach nie byłeś bardziej od nas poważany. Nie pracowałeś ani ciężej, ani z większą wiarą niż my. Jakimż to kapryśnym zrządzeniem losu możesz teraz cieszyć się wszystkimi radościami życia, lekceważąc nas, którzy wcale nie zasługujemy na mniej?
Arkad odrzekł: Jeśli od lat naszej młodości nie osiągnęliście nic więcej niż skromna egzystencja, to znaczy, że nie nauczyliście się praw rządzących wzrastaniem bogactwa albo nie zauważyliście ich działania. Kaprys losu to zmienna bogini, która nikomu nie zapewni trwałego szczęścia.
Przyjaciele Arkada błagali , aby wyjaśnił im, jak uzyskał taką pomyślność.
Arkad kontynuował:
W młodości rozglądałem się wokół siebie i zobaczyłem wiele dobrych rzeczy przynoszących szczęście i zadowolenie. Uświadomiłem sobie, ze bogactwo wzmaga ich moc. Bogactwo daje siłę. Wiele rzeczy jest możliwych dzięki bogactwu. Dzięki niemu można wystawnie urządzić dom. Można daleko podróżować. Można ucztować przy najlepszych zamorskich potrawach. Można kupić ozdoby ze złota i szlachetnych kamieni. Można robić wszystkie te rzeczy i wiele innych, przynoszących rozkosz zmysłom i satysfakcję duszy. Kiedy uświadomiłem sobie to wszystko, zdecydowałem, że chciałbym mieć swój udział w radościach życia. Nie chciałem być jednym z tych, którzy z dala zazdrośnie śledzą radość innych. Nie chciałem chodzić w najtańszych ubraniach, które jeszcze przyzwoicie wyglądają. Nie chciałem dzielić losu z biedakami. Przeciwnie, chciałem być gościem na wielkim bankiecie życia. Jak wiecie – jestem synem skromnego kupca, jednym z dzieci licznej rodziny, bez nadziei na spadek. Nie wspomagała mnie w mojej drodze żadna tajemna wiedza. Zdecydowałem, że jeśli chcę osiągnąć to, czego pragnę, potrzebuję czasu i nauki..
Każdy człowiek ma obfitość czasu. Każdy z was zmarnował czas, w którym mógłby stworzyć swoje bogactwo. A teraz przyznajcie, że nie macie nic, prócz swych rodzin, o których los stale drżycie. Czyż wasi nauczyciele nie uczyli was , że nauka jest dwojakiego rodzaju? Uczymy się albo rzeczy, które potem pamiętamy, albo uczymy się jak się czegoś nauczyć.  Dlatego zdecydowałem się dowiedzieć jak można zgromadzić bogactwo a kiedy się tego dowiem , uczynić to moim głównym zajęciem i robić to dobrze.
- Pewnego dnia król rządzący krajem wezwał Arkada i zapytał go jak stał się bogaty, skoro nie miał nic na początku ????
- tylko ogromne pragnienie bogactwa, poza tym nic – odrzekł Arkad.
- czy istnieje jakiś sekret zdobywania bogactwa? Czy można się tego nauczyć- spytał znowu król.
- Oczywiście wasza dostojność. Tego co wie jeden człowiek, może nauczyć innych- odrzekł Arkad. Król więc wyraził życzenie, aby Arkad podzielił się swoją wiedzą z mieszkańcami miasta.
I tak Arkad znalazł 7 metod na osiągnięcie tego, co sam osiągnął, czyli 7 lekarstw dla chudego portfela.
Już jutro I zasada bogactwa - niezwykle ważna i wartościowa:)

środa, 12 lutego 2014

Tajemnica bogactwa najbogatszych ludzi

Czy chciałbyś mieć więcej pieniędzy? Oczywiście, że tak! - Tak przynajmniej myślę :) bo pieniądze to przecież nie tylko banknoty i monety, a przeciwnie - pieniądze to nośnik do  życia takiego, jakiego człowiek pragnie. Bez nich życie nie jest pełne. Kiedy człowiek ma pieniądze, może realizować marzenia, podróżować, smakować wykwintnych potraw, nosić wysokiej jakości odzież, może korzystać z dostojeństw techniki i technologii i przede wszystkim może się tym dzielić z innymi. To nieprawda, że bogaci są chciwi. To przekonanie, które zostało jakby zaprogramowane i wepchnięte nam w głowę od wczesnych lat dzieciństwa. Często tak jest, że jeśli czegoś nie mamy, to po prostu zazdrościmy innym sukcesu - zazdrościmy tego, że są oni posiadaczami czegoś, czego i my pragniemy. Czasami jest to zazdrość chorobliwa, czasami przepełniona goryczą i złością, a czasami zazdrość pozytywna - taka, która potrafi nas zmotywować i skłonić od poszukiwań i do działania, które może poprawić także i  nasze życie. I właśnie z takiej "pozytywnej" zazdrości staram się zawsze korzystać. Czyli jeśli ktoś osiągnął to, czego i ja pragnę, zaczynam patrzeć, obserwować, szukać. Jeśli mam okazję - zadaję pytanie - jak mu się to udało? I wiecie co - nikomu nie leci manna z nieba. Ludzie bogaci, którzy osiągnęli sukces stopniowo - często pracowali wiele godzin dziennie i robili rzeczy trudne, takie, które wymagały od nich wysiłku nie tylko fizycznego, ale i psychicznego, takie, które na samą myśl potrafią skutecznie zniechęcić. Musieli wykonać wiele telefonów, przeprowadzić wiele rozmów, które nie są wygodne i zamiast leżeć wieczorem na kanapie - siadali przed komputer i pracowali. Obmyślali plan swojego marzenia, układali strategię działania, sporządzali listę potrzebnych kroków i przede wszystkim nie rezygnowali pomimo pojawiających się  na drodze przeszkód. Ludzie ci korzystali z fundamentalnych zasad znanych już w starożytnym Babilonie, aby zrealizować marzenia. Ponieważ pragnę poprawić jakość swojego życia, postanowiłam kiedyś, że dokonam tego i zaczęłam uczyć się od ludzi, którym się udało. Czytałam wartościowe książki napisane przez ludzi sukcesu, uczestniczyłam w seminariach, rozmawiałam ale co najważniejsze - zaczęłam wdrażać te zasady w życie. I wiecie co - zauważam pierwsze zmiany! ale o tym później. Tak naprawdę bogatych od biednych różni tylko nastawienie umysłu. Bogaci wierzą, że mogą i podejmują często trudne działania, podczas gdy biedni wierzą, że nigdy im się nie uda i nawet nie zaczynają próbować. Ja nie chciałam należeć do tych drugich, którzy narzekają i z cichą zazdrością obserwują życie innych. Postanowiłam, że także wzbogacę swoje życie o wartości niematerialne i materialne, których pragnę i potem podzielę się tym z innymi   - jak to zrobiłam . Do tej pory sporo rzeczy mi się  udało, ale i sporo poniosłam porażek, jednak nie opuszcza mnie determinacja w działaniu - bo to fundament ,bez którego nie można uczynić kolejnego kroku. Chociaż nie jestem jeszcze w tym miejscu mojego życia, w którym chciałabym być, to wiem, że jeśli będę odpowiednio zaangażowana i zdeterminowana oraz gotowa na niepowodzenia i świadoma przeszkód, to przyjdzie czas, gdy pojawiające się przeszkody zaczną być coraz mniejsze i mniejsze, a moje zadowolenie coraz większe. Bo jeśli decydujemy się w życiu robić rzeczy trudne, takie, których większość ludzi nie chce robić - to życie zaczyna być łatwe i można robić rzeczy, których inni nie mogą robić. A jeśli robimy w życiu tylko rzeczy łatwe, nie opuszczając naszej znanej nam strefy k9omfortu - to życie często jest trudne i przez wiele lat grzęźniemy w tym co mamy i nic się zmienia, poza tym że leci czas i jesteśmy coraz starsi i starsi...Dlatego robię rzeczy, które często wymagają ode mnie odwagi, często powodują rozczarowanie, nie zawsze uzyskuję pożądany efekt, ale widzę, że działanie przybliża mnie do mojego celu i coraz łatwiej jest mi przyjąć na klatę porażkę, bo wiem, że po niej jest to, do czego zmierzam!
A jeśli chodzi o to - jak zarządzają pieniędzmi ludzie bogaci, ludzie sukcesu?? - to podzielę się z wami w kolejnym poście. Dodam tylko, że to naprawdę działa i przynosi rezultaty! Ja odkąd zaczęłam stosować te zasady - widzę znaczące zmiany;)

poniedziałek, 10 lutego 2014

Czy wierzysz, że niemożliwe jest możliwe?

Kiedyś byłam pewna, że niektóre rzeczy są niemożliwe do zrobienia - wierzyłam, ze innym się udaje, ale na pewno nie mnie. Czy Ci się kiedyś myśleć, że pragnienie, które nosisz w sercu, Twoje wielkie marzenie pozostanie zawsze tylko marzeniem? Ja myślałam tak wielokrotnie, do czasu, kiedy wszystko się powywracało, a moje poukładane życie zostało tylko wspomnieniem. Znasz tę opowieść na pewno z Życiowej zwrotnicy. Jednak od tamtej chwili upłynęło  kilka ładnych lat, a ja przeszłam proces rozwoju wewnętrznego, który odmienił mnie na zawsze. Gdyby nie wydarzenia z tamtego czasu, nie byłoby możliwe to, co udało mi się zrozumieć i osiągnąć. Dzisiaj w zupełnie niezwykły sposób rozumiem ludzkie cierpienie i chociaż kiedyś myślałam, że rozumiem, to dzisiaj jestem pewna, że wtedy mi się tylko wydawało, że to rozumiem. To nierównowaga związana z chorobą Marysi sprowadziła mnie wgłąb mego wnętrza. Skutki życia Marysi będą trwały jeszcze wiele lat, wywierając wpływ na świat fizyczny. Tak jak odcisk dłoni na szybie - pozostanie znacznie dłużej niż samo dotknięcie...
Zrozumienie, które dzisiaj posiadam, jest najcenniejszym darem, który odkryłam w życiu, a może raczej jako dusza wieczna  - przypomniałam sobie.  Zrozumienie jaki jest cel owego życia, wydaje się najwartościowszą lekcją. Zrozumienie rozświetla cierpienie światłem, a dawna pustka, przepełnia się celowością. W tym, co niegdyś osądzałam  - bol, cierpienie, przemoc, choroby, uzależnienia, morderstwa) - dziś widzę boski porządek. On jest we wszystkim i wszędzie. Wiem, że trudno to zrozumieć, bo sama niegdyś tego nie rozumiałam i wciąż się uczę, ale kiedy doświadczysz takiego zrozumienia, ze nic nie dzieje się przypadkiem i wszelkie życiowe wydarzenia służą naszemu wzrostowi, to to jest to odkrycie, która pozwala prawdziwie żyć w jedności nie tylko z ciałem, tym co powierzchowne i zewnętrzne, ale przede wszystkim z pragnieniami naszej duszy i serca.
Gdy spotykam ludzi, którzy znają mnie bezpośrednio lub poprzez historię mojego życia - zawsze padają słowa - że są pełni podziwu. Często mnie to zastanawia- bo przecież wszystko przez co przeszłam uczyniło mnie szczęśliwą - ponieważ właśnie w obliczu własnej tragedii poznałam i doświadczyłam tak wielkiej miłości do mojego niedoskonałego dziecka, którego to uczucia żadne najbardziej wzniosłe słowa nie są w stanie opisać. Jestem pewna - że było to doświadczenie, które czeka nas po drugiej stronie, gdy porzucimy nasze ciała. Jakże byłabym uboga duchowo nie mogąc tego doświadczyć. To bardzo trudne w wytłumaczeniu, czym ta miłość różni się od miłości do innych członków rodziny - choć kocham bardzo mocno każdego z nich. To cos zupełnie innego, to wyższa siłą wtajemniczenia, niezrozumiała dla ludzkiego umysłu. Sądzę, że wyjaśni to książka, którą kończę pisać -" Odbicie". Niewątpliwie będzie ona dopełnieniem Życiowej zwrotnicy, ale  i uwieńczeniem moich poszukiwań na pytanie dlaczego w życiu spotyka nas to, co nas spotyka i jak czerpać radość z każdego wydarzenia w życiu. Jak zrozumieć i z uśmiechem przyjąć rzeczy dla nas trudne, oraz jaką niosą dla nas naukę. Bo nic, absolutnie nic nie jest bez sensu i przypadkiem. I zapewne doświadczyłeś w swoim życiu przeróżnych zbiegów okoliczności, które nie są przypadkami, a jedynie sprzyjającymi warunkami do naszego własnego i osobistego rozwoju, to po prostu sygnały naszej duszy, która nas prowadzi.
No dobrze, ale co z pytaniem, czy niemożliwe jest możliwe? Ja twierdzę, że tak. Wszystko jest możliwe, pod warunkiem, że bardzo tego pragniemy, ale nie żądzą posiadania, wywyższania, czy jakąkolwiek inną żądzą - ale wtedy, gdy pragniemy tego całym naszym sercem, wtedy, gdy jest ono przepełnione wiarą i wdzięcznością. Wtedy, gdy podejmujemy  czynności, które mogą przybliżyć nas do spełnienia. Wtedy, gdy się nie wahamy, gdy nie tchórzymy, gdy nie odkładamy na później. Wtedy, gdy pragnienie jest tak silne, że serce wypełnia wzruszenie. Wtedy, dzieją się niezwykłe rzeczy!
Tak  też było ze mną, gdy poleciałam z Marysią do Turcji na delfinoterapię, a jeszcze kilka lat wcześniej było to dla mnie nieosiągalne. Tak było wtedy, gdy napisałam książkę, i wtedy, gdy fizycznie trzymałam ją w dłoni. To wykraczało wszelkie moje wyobrażenie. Tak też było wtedy, gdy opinie czytelników wzruszały mnie do łez, a serce pękało z wdzięczności za to niezwykłe uczucie. Tak było wtedy, gdy moje serce przepełnione pragnieniem zebrało się na odwagę i przeleciałam ocean, by zawieść Marysię do niezwykłego miejsca w sercu Brazylii. Tak też jest teraz, kiedy moja obietnica jej dana - się spełnia, a wieść o jej niezwykłej roli roznosi się coraz większym echem. Tak też jest teraz, kiedy kolejne z moich marzeń się spełnia i za kilka dni wylatuję do USA i ponownie do Brazylii, by tam w ukojeniu najwyższą energią miłości, spokoju i zrozumienia - dokończyć książkę. Wiem, ze kobieta, z którą mam odbyć podróż, wniesie wiele wartości w moje życie i że dzięki Marysi ją poznałam. Wydarzenia, które musiały zaistnieć, aby doszło do naszego spotkania, są niewiarygodne i jestem przekonana, że to także nie był przypadek, że akurat ja, moja historia, życie i śmierć Marysi spowodowały - że ponownie realizuję coś, co przez wiele lat istniało jedynie w mojej wyobraźni.  I choć zapis ten widnieje już od roku w mojej nieukończonej jeszcze książce - dzisiaj staje się namacalny i w pełni rozkwitu do realizacji. Jeśli tylko będę miała taką możliwość, prześlę video z tych niezwykłych miejsc i opowiem jakim to zrządzeniem losu doszło do realizacji marzenia. Dlatego wiem, że inne, jeszcze większe moje marzenie kiedyś także się spełni, jeśli będę wystarczająco otwarta i gotowa na niezachwianą wiarę w jego realizację. Twoje marzenie także może się zrealizować- wystarczy, że tylko , a może aż - uwierzysz, czego życzę Ci z całego serca!

niedziela, 2 lutego 2014

Osiagamy sukces tam, gdzie kierujemy nasze największe wysiłki!

Te słowa prowadziły ludzi wszelkich epok od kłopotów do sukcesów i będą tak prowadzić każdego, kto zdoła zrozumieć ich magiczną moc. Będzie użyteczne dla każdego człowieka, który zrozumie to zdanie:
Gdzie jest determinacja – sposób się znajdzie.!
I te słowa  od jakiegoś czasu są i moją inspiracją. Kiedy przeglądam karty księgi swojego życia, zauważam wiele różnych historii. Część z nich jakby nie była moja, jest taka obca, niektóre takie trywialne, inne owiane smutkiem, przykryte kurzem popełnionych w życiu błędów, sytuacji, które krwawią bólem wstydu i rozpaczy. Inne zaś przepełnione mocą ambicji, miłością i sercem pełnym wzruszenia. Za pewne każdy z nas ma taką swoją księgę życia, z której część chciałby wymazać, o części zapomnieć a jeszcze inne fragmenty przeżyć ponownie. Cóż, życie jak zmieniające się pory roku - nie dają się zatrzymać. Choć każdego roku przychodzi kolejna wiosna to jednak zawsze jest ona inna. Niesie nowe wyzwania, zmienia poglądy, rodzi nowe idee i choć przeżywamy ją każdego roku - to zawsze inaczej. Życie to ewolucja, choć czasem wydaje się, że nie wiele się zmienia, że jesteśmy tym, kim byliśmy 10 lat temu, tylko trochę starsi, bardziej doświadczeni, ale to nie prawda. Kiedyś zdarzało się nam robić rzeczy, które dzisiaj nas krępują, kiedyś uzależnialiśmy wizję siebie od tego, co inni o nas myślą- dzisiaj, świadomie kreujemy siebie. kiedyś my byliśmy pępkiem świata, dzisiaj są nasze rodziny, dzieci. Kiedyś wiele rzeczy wydawało się niemożliwych, dzisiaj część z nich dokonaliśmy. Niczym włochate gąsienice, które wiedzą, że życie jest ewolucją. I choć dzisiaj skrępowane kokonem, wkrótce rozwiną skrzydła by wzbić się ponad ograniczające ich życie. Wciąż jest wielu takich, którzy miotają się zaplątani w swoich kokonach, nie wiedząc, że wystarczy użyć skrzydeł. Ale wierzę, że dla każdego przyjdzie dzień własnej świadomości życia i jego celu. A wtedy życie staje się wolnością i piękną przygodą. Takim życiem w kokonie było przyjście na świat Marysi. Ja wtedy nie wiedziałam, że ten etap jest niezbędny, abym kiedyś mogła być gdzie indziej. Ona jednak doskonale wiedziała, dlaczego przyszła na świat, dlaczego wtedy, kiedy miałam lat 30 a nie 20. Ona wiedziała, że wcześniej mogłabym tego nie zrozumieć. Dzisiaj jest moją muzą, moją inspiracją, natchnieniem i moim aniołem. To ona prowadzi mnie przez życie  zapisując kolejne karty jej księgi. Jedna maleńka Marysia, która dotarła do tysięcy polskich i nie tylko polskich rodzin. Jedna istotka, które pomogła rozwikłać zagadkę kokonu życia. Jedna dziewczynka, dzięki której dokonałam niezwykłych rzeczy a życie wciąż mnie zaskakuje udowadniając, że niemożliwe jest możliwe. Za dwa tygodnie wybieram się w podróż. To niesamowite, jak okoliczności niczym najdokładniejsze puzzle układają się w czasie i przestrzeni tylko po to, by temu kto wierzy i nie ustaje w działaniach- dać to, o czym marzy. Bo tam, gdzie jest determinacja - sposób się znajdzie! Ponieważ Brazylia była miejscem zwrotnego biegu wydarzeń w moim życiu, a samo miejsce jest skarbnicą wszechobecnej miłości - zapragnęłam jeszcze raz odwiedzić to miejsce, by tam dokończyć to co zaczęłam - część dalszą niezwykłej historii Marysi i jej przesłania, drugiej książki - "Odbicie". Znajdziecie w tej książce zapisek, jedno z moich marzeń, które spisałam rok temu, a które właśnie teraz się spełnia. Zanim wyruszę do Brazylii, odwiedzę miejsce, o którym marzyłam, a którego realizacja wydawała się kiedyś niemożliwa a już na pewno trudna w spełnieniu. Dzisiaj wiem, że jestem w stanie osiągnąć to, czego bardzo pragnę. A pragnę jak każdy - wielu rzeczy. Począwszy od zdrowia, miłości, powodzenia, po obfitość. Dlatego zainspirowana pewną niezwykłą książką, oraz ludźmi, którym się udało, ja zaczęłam realizować siebie. I zaczęło mi to wychodzić. Wiem, że to jest moim powołaniem, które w sobie odkryłam, które sprawia, że każdego dnia z przyjemnością pracuję i tworzę nowe projekty, pomysły na to, by za pomocą seminarium podzielić się wszystkim co wiem, umiem i co pomogło mi osiągnąć w życiu mniejsze i większe sukcesy. Wiem, że jest to początek drogi po której zaczęłam stąpać i że za kilka lat dojdę o wiele dalej, ale już dzisiaj pomimo wielu przeszkód, nieodłącznie towarzyszy mi determinacja. A gdzie ona jest - tam i sposób na realizację marzeń się znajdzie, czego i Wam serdecznie życzę! Więcej już wkrótce;)