Jeśli czytaliście "Życiową zwrotnicę", to zapewne pamiętacie o magicznym wodospadzie oraz moim przeżyciu z motylem.....
Dzisiaj po raz pierwszy poszłyśmy od tamtego czasu doliną prowadzącą nad wodospad. Czerwona ziemia skąpana w słońcu, mieniła się kryształkami w różnych odcieniach złota i srebra . Choć droga wymaga wysiłku, jest to przyjemna podróż. Do momentu przekroczenia bramki nie czułam nic. Nie było znanych mi przed dwóch laty motyli, nie było ludzi, nic szczególnego się nie działo - poza znajomym mi miejscem i przyjemnym szumem spadającej wody wodospadu. Wszystko zaczęło się, gdy przekroczyłam bramkę oddzielającą mnie od nadchodzących i oczekujących w kolejce ludzi. Ścieżka taka jak wtedy, te same drzewa, które tym razem nie tylko dotykałam, ale uściskałam pocałowałam w geście wdzięczności za to, że mogę tu być ponownie. To miejsce jest dla mnie szczególne, bo właśnie tu, zaczęła się cała transformacja mojego życia. Idąc dalej, zatrzymałam się przy pierwszym przystanku, gdzie stoi ławeczka, na której można zostawić swoje rzeczy i odzież. Gdy tylko minęłam zakręt zobaczyłam wodospad, ogarnęło mnie ogromne wzruszenie. Wszystkie chwile z Marysią wróciły jak odgrywany film. Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam płakać, jednak moje wzruszenie nie dawało się zatrzymać i łzy kapały wielkimi kroplami na bose stopy. Mój płacz przerodził się w lament. Ogarnęła mnie silna tęsknota za Marysią i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Prosiłam z całego serca Marysię o jej obecność. Prosiłam, że jeśli mnie słyszy i czuje te emocje, zna moje myśli to żeby dała mi znak taki, który będę w stanie zrozumieć i odczytać. Nie rozglądałam się za żadnym znakiem, bo wiedziałam, że jeśli Ona zechce, to ja będę o tym wiedzieć. Ruszyłam w stronę wodospadu. Woda z ogromną siłą spływała od czubka mojej głowy wzdłuż ciała, a jej lodowata temperatura orzeźwiała i czułam jak niesamowita oczyszczająca siła spływa po moim ciele. Po ceremonii wyszłam spod wodospadu. Wracając tę samą ścieżką znalazłam na niebieskim słupku zaczepioną fioletową dziewczęcą gumkę do włosów, taką, jak wiązałam Marysi warkoczyki. Choć było prawie niemożliwym dostrzec to z uwagi na świetny kamufalaż mieszaniny kolorów, to coś we mnie drgnęło. Jednak sama sobie zaprzeczałam, że pewnie sobie wymyślam i wcale nie jest to znak od Marysi. I właśnie wtedy, Marysia dała o sobie znać w niezwykły sposób. Dokładnie w tej chwili, kiedy zwątpiłam, przyleciał jeden jedyny obecny tam motyl, przepięknie ubarwiony w kształcie serca usiadł na mojej lewej dłoni jak niegdyś. W tym momencie odczułam coś, czemu nie mogłam zaprzeczyć. Ogarnęło mnie tak silne uczucie miłości i wzruszenia, oraz nieopisanej pewności, że nie dało się zaprzeczyć, że to był od niej znak. Płakałam ze szczęścia i wracałam do miejsca, gdzie leżała moja odzież na zmianę. Kiedy mama dotarła - widząc mnie zalewająca się łzami, z przerażeniem zapytała co się stało?? Opowiedziałam jej moje przeżycie w tym momencie właśnie ten motyl usiadł naprzeciwko nas prezentując swoje piękno. Siedział na listku tak długo, aż zdążyłyśmy się przebrać i zrobić mu zdjęciowa sesję. Po czym odleciał. To było niezwykłe doświadczenie.
Główną bohaterką bloga jest śp. niezwykła Marysia, która pomimo lekoopornej padaczki, małogłowia,licznych naczyniaków,znacznej skoliozy oraz wrodzonej wady przepony i stopy.. była cudownym dzieckiem, który odmienił moje życie. Blog jest poświęcony głównie Marysi, jak również innym ciekawostkom. Celem bloga jest wsparcie psychiczne i merytoryczne dla rodziców zmagających się z traumą choroby dziecka. MARYSIU! Ty nauczyłaś nas kochać w sposób, w jaki kocha tylko BÓG!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz