piątek, 21 lutego 2014

cd. wczorajszego wpisu

Zaczęłam korespondować z Izą - Polką mieszkającą od 13 lat w USA. Jej problem chorobowy wzruszył mnie dogłębnie, ponieważ ta sympatyczna młoda kobieta od 8 lat nie sypia. Cierpi na rzadki syndrom bezsenności powodujący, że nie wpada w fazę głębokiego snu, przez co jej ciało nie jest w stanie się zregenerować. Jest bardzo słaba, wiecznie zmęczona i często nie jest w stanie sama się ubrać, umyć, czy pójść na spacer. Bardzo zrobiło mi się jej żal, bo ma 2 wspaniałych synów i bardzo wspierającego jej męża. Powinni spędzać razem czas na zakupach, zabawach i radowaniu się z życia, a od momentu urodzenia 2 dziecka  - Ona zmaga się ze straszliwą chorobą, na którą nie ma lekarstwa i lekarze nie potrafią już pomóc. To wszystko jest w wielkim skrócie, ale człowiek nie jest nawet w stanie wyobrazić sobie cierpienia tej młodej kobiety, która chociaż zupełnie pełnosprawna, wykształcona, bardzo mądra - jest uwięziona w swoim wycieńczonym ciele. Iza pytała mnie o Brazylię, a ja czułam, że tam może znaleźć pomoc i bardzo pragnęłam jej pomóc. Rzuciłam hasło - że chętnie bym z nią tam pojechała, ponieważ i ja i moja mama z jakiegoś powodu uwielbiamy to miejsce spokoju, zadumy i szczęścia.  To wszystko potoczyło się tak niespodziewanie i w zasadzie w ciągu 3 miesięcy podjęłyśmy życiowe dla nas decyzje. Ona zaproponowała, abym przyleciała do USA po nią i razem wybierzemy się do Brazylii. Nie miałam jeszcze wtedy pomysłu jak to zrobić, skąd wziąć pieniądze, nie miałam wizy i wszystko to wyglądało jak science fiction. Przecież nawet się nie widziałyśmy.  Jednak ponieważ wiem, że bogini szczęśliwości faworyzuje ludzi czynu, postanowiłam zrobić pierwszy krok, który przybliży mnie do mojego pragnienia. Wypełniłyśmy z mamą wnioski o wizę w USA, wpłąciłyśmy w banku po kilkaset złotych za wniosek i umówiłyśmy się na spotkanie w Warszawie w ambasadzie. Oczywiście nie odbyło się bez komplikacji- po drodze na stacji benzynowej zgubiłam 500 zł, potem okazało się, że mamy niewłaściwy wniosek, sprzed dwóch lat i w ciągu godziny musiałyśmy znaleźć sposób na wypisanie on-line nowych wniosków kilkustronicowych -wszystko w języku angielskim. To także nas nie zniechęciło i skorzystałyśmy oczywiście odpłatnie m- kolejne 400 zł z usługi biura, które wypełniało wniosek i wskanowywało zdjęcie. udało nam się dostać do ambasady jeszcze tego samego dnia, co było priorytetem. Inaczej musiałybyśmy całą procedurę powtarzać od początku włącznie z podróżą i związanym z tym kosztem - do Warszawy. Zamiast marudzić na przeciwności losu - byłyśmy wdzięczne, że udało nam się wypełnić poprawny wniosek. Rozmowa z konsulem przebiegła sympatycznie, byłyśmy pozytywnie nastawione, pomimo całego stresu i jak się okazało  - dostałyśmy wizę na 10 lat:)))))
To był pierwszy krok do realizacji marzeń, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, czy w ogóle do tego dojdzie. Jednak bezczynne siedzenie i tylko rozmyślanie o marzeniu z przekonaniem, że pewnie się nie uda - nie doprowadziłoby mnie nigdzie, a już na pewno nie tutaj. Czy było łatwo? Nie, bo nie miałam żadnej gwarancji, że dostanę wizę, a wcześniej trzeba było zainwestować ok 1000 zł na to wszystko. Jednak gdzie jest determinacja - sposób się znajdzie.
Hmm, co było dalej??  o tym już jutro;) Pozdrawiam was kochani i życzę także spełnienia marzeń!

1 komentarz: