środa, 30 października 2013

Czy można nauczyć świnie śpiewu?

Wiecie, to takie trudne prowadzić blog... Dlaczego trudne? Bo nie jest to tylko witryna internetowa, ale swoista księga zwierzeń, w której przelewane myśli odkrywają duszę człowieka jak karty. A często zdarza się, że owe karty trafiają w niewłaściwe ręce i wtedy do magicznych odsłon duszy dodają kwasu, który ją wypala. Tak też się stało z rodzicami zaprzyjaźnionego bloga śp. Krzysia, który odszedł w podobnym czasie jak Marysia. I kiedy rodzice Krzysia tak jak ja i wiele innych matek dzieli się na blogu swoimi emocjami, to zawsze znajdzie się ktoś, kto wbije sztylet w serce swoim komentarzem. Ja też padłam ofiarą owego Marcina, który w najbardziej podły sposób nazywając ich śp. chorego synka  "ułomnym potworem" bardzo rani i tak rozdartą już duszę matki po stracie ukochanego dziecka.
Zobaczcie co odpisał tata śp. Krzysia owemu Marcinowi, który nazywa nasze rodziny i nasze dzieci potworami: jest tam też mój komentarz

http://krzysiowemaleconieco.com/2013/10/30/meska-rozmowa-o-smierci-i-ulomnosci/#comments

A  wracając do tego , co chciałam napisać w zadumie towarzyszącej zbilżającym się Świętom Zmarłych...
cytuję fragment mojej kolejnej książki "Odbicie". On chyba odda to, co czuje matka rozłączona od swego dziecka na zawsze...


. Powrót do domu okazał się trudniejszy, niż myślałam. Na stole w salonie stał bukiet białych goździków, otulających dużą fotografię Marysi. Nieopodal tliła się na wpół wypalona biała świeca. Uściskałam męża i nie mogłam opanować łez. Każdy kąt mieszkania przypominał Marysię. Miejsce na sofie, gdzie zawsze leżała, było teraz puste. Pozostał tylko kocyk i poduszka. Gdziekolwiek zajrzałam, wszędzie były jej rzeczy. Kolorowe łyżeczki, miseczki, kaszki, herbatki i kubeczki. Na bieliźniarkach wisiały poprane wcześniej ubranka, w pokoju stało puste łóżeczko, w którym czekały na nią  przytulanki przykryte różową kołderką w szare słoniki. Nad łóżeczkiem wisiały jak zawsze kolorowe drewniane aniołki, z których jeden trzymał napis MARYSIA.  Na stoliku nocnym leżały smoczki i gumeczki z puklami jej ciemnych włosków. Na półce niżej paczki pampersów, butelki. W pokoju stał Marysiowy wózek, mata do rehabilitacji. W kuchni rządek jej leków i wszystko wyglądało jak zawsze, poza jednym szczegółem - nigdzie nie było Marysi. Serce szalało z rozpaczy, kiedy patrzyłam na te wszystkie rzeczy. Wzięłam w dłonie jej piżamkę z pełną świadomością, że już nigdy więcej jej nie ubierze. W szafie z ubraniami, leżał nowiutki szaro-różowy dresik, który czekał na powrót Marysi do domu i miał być Wielkanocnym prezentem. Mogłam przytulić jedynie błękitnego misia, który intensywnie pachniał córeczką. Cokolwiek zrobiłam, sprawiało mi ból, a tęsknota rozrywała serce. W domu panował mrok, a wszystkie komnaty wypełniał silnie wyczuwalny smutek. Pigułka nasenna zdawała się być jedynym rozwiązaniem na przymusowy odpoczynek i pozbycie się tych strasznych emocji. Zostało kilka godzin snu, bo rankiem czekało mnie spotkanie z moim aniołem w prosektorium.
....
Tego dnia czekały nas trudne zakupy. Dzień był słoneczny i w powietrzu dawało się wyczuć nutę wiosny. Ponieważ zbliżał się maj, ludzie ochoczo kręcili się po sklepach planując wymianę garderoby. Pojechałam z mężem, by wybrać dla niej ostatnią sukienkę. Sklep był wypełniony ludźmi, którzy chętnie przebierali w wiosennej kolekcji ubranek dla swoich dzieci. Ekspedientka z uśmiechem spytała czy sukienkę, którą oglądamy potrzebujemy na uroczystość komunijną? Nie miała przecież pojęcia,  że sukienka nie ozdobi żadnego przyjęcia, ale ostatecznie nas  pożegna. W końcu nie są codziennością dziecięce zakupy do trumny. Sukienki były prześliczne. Wisiały w rządkach posortowane rozmiarami w kolorze białym, ecru i bladoróżowym. Gdyby tylko Marysia żyła i potrafiła chodzić, kupiłabym je wszystkie, bo były tak urocze. Wybrałam wyjątkową anielską śnieżnobiałą sukienkę, w połowie ozdobioną pięknymi materiałowymi różyczkami i przepasaną aksamitną wstążką, spod której wyłaniała się lekko plisowana spódniczka na tiulowej podszewce, dodającej sukni objętości. Wierzch sukienki lśnił bielą obsypaną srebrzystym pyłem brokatu. Sukieneczka wyglądała cudnie. Dobraliśmy do niej jeszcze białą bluzeczką z falistymi rękawkami i całość przepięknie się komponowała. Marysia zawsze była wyjątkowa, dlatego pragnęłam aby nawet teraz tak wyglądała. Jej włoski powienien zdobić błyszczący diadem - pomyślałam. Wstąpiliśmy do kilku salonów ślubnych w nadziei, że znajdziemy tam coś właściwego. Ekspedientki pracujące w salonach ślubnych przemiło nas witały pytając, czego potrzebujemy. Na wieść o diademie dla małego dziecka, były przekonane, że chcemy upiększyć włoski na uroczystość chrztu. Niestety, nasza uroczystość w niczym nie przypomiała tego miłego obrzędu i była raczej najgorszą, jaka może spotkać rodziców. Ponieważ Marysia była dzieckiem znacznie mniejszym od równieśników, każdy diadem był zbyt duży na rozmiar jej główki. Znalazłam jednak coś, co przykuło moją uwagę. Były to przepiękne spinki na metalowej klamerce, których prześliczna biała róża opleciona szyfonowym tiulem z mieniącym srebrnym brokatem idelanie komponowała się z treścią sukienki. Marysia miała ciemne włoski, więc  białe i łososiowe różyczki pasowały wręcz idealnie. Zostały nam jeszcze buciki. W sklepie z obuwiem dziecięcym nie było żadnego problemu w wyborze letnich sandałków. Od razu zauważyłam białe skórzane dziewczęce sandałki ozdobione białą różą. Mieliśmy komplet. Będzie wyglądała jak śpiący aniołek. Nie będzie już marzła....

Zbliżał się moment ostatniego pożegnania. Tylko jedna noc dzieliła mnie od tego wyzwania. Rodzina już spała, a ja siedziałam w salonie samotna, próbując zrozumieć to wszystko. Tak wiele chciałam jeszcze wyznać i powiedzieć  Marysi, ale skreśliłam tylko kilka słów, które były sentencją uczuć rodzących się w sercu. Postnowiłam, że nazajutrz odczytam je na uroczystości pogrzebowej.

„Dla mojej kruszynki”...

Czymże jest miłość?

To takie trudne pytanie.

Miłości nie da się zdefiniować, ani wcisnąć w ciasne ramy ludzkiego umysłu.

Miłość to prawdziwy dowód na istnienie Boga.

Miłość nie zna egoizmu, nie dba o własne interesy, nie troszczy się o Ego.

Miłość nawet w bólu niesie ukojenie, bo Bóg jest miłością.

Dziękuję Ci Panie za Marysię. To ona niczym ANIOŁ zstąpiła z Nieba, by obdarzyć nas czymś najpiękniejszym - tchnieniem TWOJEJ! BOSKIEJ miłości!

To Ona naczyła nas kochać prawdziwie, na zawsze, bezwarunkowo i ponad wszystko.

To Ona Była najpiękniejszym darem z niebios, jaki mogliśmy od Ciebie otrzymać.

Choć nigdy nie powiedziała "mamo", tak wiele słów przekazała.

Choć nigdy mnie nie objęła, tak wiele miłości mi dała.

Tak wiele serc rozpaliła i ludzkich istnień zmieniła.

To Ona PANIE, jest wszystkim, ku czemu człowiek zmierza... Bezkresem TWOJEJ miłości...

Dziękuję Ci, że to właśnie mnie wybrałeś na jej matkę”.

 

 



wtorek, 29 października 2013

Ten trudniejszy czas....

Wczorajszej nocy czytałam książkę. W zasadzie każdego dnia coś czytam....Ach nie mam już tyle czasu na czytanie, bo większość każdego dnia poświęcam nad pracą nad swoją kolejną  książką "Odbicie" oraz nad własnym rozwojem wewnętrznym. Przygotowuję dla Was niespodziankę, o której wspominałam. Wczoraj jednak był ten trochę gorszy dzień, kiedy przykre wspomnienia wracają, jest noc, rodzina śpi, a ja czuwam. Często siedziałam z Marysią, gdy wszyscy spali, a ja kończyłam pisać Życiową zwrotnicę i poszukiwałam wydawnictwa. Rozmawiałam wtedy z Marysią i pytałam jej co myśli o tej książce, którą mnie natchnęła i którą stworzyła? Ona jednak nie odpowiadała, patrzała tylko na mnie mądrymi oczkami z powagą i zrozumieniem. I siedziałyśmy tak obie prowadząc dialog bez odpowiedzi z jej strony. Ale jej spojrzenie odpowiadało. Przenikało grube ściany mego umysłu, by wprost w sercu umieścić odpowiedź. Boże do dzisiaj nie wiem, czy rozumiała cokolwiek, co do niej mówiłam. A jeśli tak? to może mówiłam zbyt mało? Jeśli mówiłam czasem zbyt mało, to czułością dopowiadałam resztę. Całowałam ją tysiące razy dziennie i mówiłam: wybacz Marysiu, że cię tak męczę tym całowaniem, ale nie potrafię się powstrzymać, a twój feromon doprowadza mnie do obłędu miłości. Ona cierpliwie to znosiła, nigdy się nie uskarżała. I wczoraj bardzo pragnęłam pocałować ją znowu. Świadomość naszej rozłąki od 6 miesięcy wydaje się być niczym wczorajszy dzień, który się kończy i zaraz przecież będzie nowy, ten lepszy. Ale ten dzień, nie chce się skończyć. Zostawił misia i fotografie.. A ja siedząc na łóżku obserwowałam ciszę. Spokojny oddech śpiącego męża i swoje myśli, które prowadziły monolog z Pisią. Nawet cisza nie była cicha, a przez uchylone w sypialni okno dochodziły odgłosy nocy. Słyszałam jak liście tańczą przesuwane przez wiatr, niczym odgłosy małych stópek biegnących dzieci. Wsłuchiwałam się uważnie w ten rytm, który odbijał życie w tych martwych opadłych liściach. One tańczyły... Czy Marysia lubiła tańczyć pomyślałam? - tańczyła ze mną wtulona w me ciało, jak ptak, nie dotykając stopami ziemi, a teraz? może tańczy jak te liście, sama? dokładnie czując podłoże na którym lekko wznosi się i opada. Może to jej małe stópki słyszałam? Tęskniłam, chociaż wszystko spało, to noc nie była głucha ani cicha... Marysia opowiadałam szmerem wiatru i tańcem liści, powiewem rześkości wlatującym dyskretnie przez okno, tykaniem zegara i lśniącą łzą w oku, która jedna za drugą spadała na poduszkę. I teraz także rozmawiałyśmy, ja mówiłam do niej sercem, a ona słuchała. Ja mówiłam, a ona wiedziała, znała każde słowo, o którym pomyślałam nim zdążyłam je wypowiedzieć. Ona wiedziała. Ucałowałam misia tak czule, a on przypomniał jej zapach...

poniedziałek, 28 października 2013

Po wizycie w Gniewie

W Gniewie,  wcale nie było gniewnie, a wręcz przeciwnie;) Ostatnia niedziela chociaż wyglądała inaczej niż zwykle, była dla mnie naprawdę przemiłym doświadczeniem. Wraz z mężem udaliśmy się do Gniewu do parafii Św. Mikołaja, gdzie dzięki inicjatywie mojej serdecznej koleżance Ani Nowak, zostaliśmy zaproszeni przez proboszcza ks. Zbigniewa Rutkowskiego na spotkanie w celu przekazania parafianom świadectwa naszego życia. Dzień pomimo deszczowej pogody, wypadł fantastycznie. Przemiły i bardzo życzliwy proboszcz owej parafii przyjął nas z otwartym sercem. Niemal cały dzień spędziliśmy na plebanii i tam też poczęstowano nas obiadem i deserem. Ks. proboszcz jest bardzo energicznym i żywiołowym człowiekiem i potrafi robić wiele rzeczy na raz, więc nie ma tam nawet mowy  chwili nudy czy stagnacji. Zawsze się coś ciekawego dzieje, wokół niego kręci się dużo ludzi , a sam kapłan jest jak ojciec - choć młody, to szczery, prawdziwy i otwarty dla wszystkich ludzi. Po kilku mszach świętych miałam możliwość kilkuminutowej opowieści o naszej historii , o Marysi i w sekwencji o tym, że choć nasze drogi często różnią się od dróg, które wyznacza dla nas Bóg, to jednak jego wybory są dla nas zawsze najlepsze. Czasami trzeba dosięgnąć dna, by to zrozumieć. I o tym jest właśnie nasza historia, która potwierdza, że trauma choroby upragnionego dziecka, potem śmierć własnego dziecka jest Bożym przesłaniem dla wielu z nas, którzy wielu spraw w życiu nie rozumieją, a samo takie cudowne dziecko jak Marysia było bożym wysłańcem, nauczycielem, choć zamkniętym w drobnym kalekim ciele, to z krystalicznie czystą duszą, mądrą, świadomą, która wiedziała, że przybywa na ten świat na krótko, ale dokona zmian w życiu tysięcy rodzin. I tak też się stało. W niedzielę 80 książek Życiowej zwrotnicy trafiło do nowych rodzin, tak, że znowu zabrakło książek! Obiecałam parafianom, że doślę egzemplarze, które będą mogli odebrać u księdza proboszcza. Byłam naprawdę wzruszona i przemiło zaskoczona tym, w jaki sposób ludzie mnie przyjęli. To jedno z tych wspaniałych uczuć, kiedy czujesz, że robisz coś dobrego, że pomagasz, że wspierasz, że dzięki tobie, ktoś czuje się lepiej. Były kobiety, które podchodziły do mnie podczas podpisywania książek i mówiły, że już dzisiaj przeczytały, że książka jest piękna i czekają na kolejną. Naprawdę takie słowa, są najpiękniejszym podziękowaniem i uznaniem a dla mnie namacalnym dowodem na to, że życie Marysi i przesłanie jakie ono niosło niczym mgła rozpościera się na coraz szersze obszary, obejmując swym zasięgiem coraz więcej rodzin. Trzymam kciuki za Julkę, Agatę i wiele innych osób, z którymi rozmawiałam i które zwierzały mi się ze swoich utrapień. Wierzę, że nasze spotkanie nie było przypadkowe i całym sercem modlę się, by znalazły w tej książce to, co pomoże im podźwignąć własny ciężar problemów, z którymi się borykają. Dziękuję wszystkim zgormadzonym parafianom, którzy zechcieli mnie wysłuchać i którzy z uśmiechem na twarzy witali mnie. To wspaniałe doświadczenie. Dziękuję ks. proboszczowi za przemiłe przyjęcie i ogromne serce, pozostałym księżom, Mateuszowi i Krzysztofowi za poświęcony czas i sympatię. Dziękuję Ani, bo bez niej to spotkanie nie miałoby miejsca. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z tymi wspaniałymi ludźmi zarządzającymi parafią św. Mikołaja;) DZIĘKUJĘ!!!!
 
A to przed wyjazdem znak od Marysi, że będzie mnie wspierać. Prosiłam ją o to wcześniej i kiedy weszłam do łazienki zakręcić wodę - zobaczyłam to;)
 
A to już w drodze na spotkanie;)
 
A to pyszna kawa, którą nas poczęstowano;)
 
Dziękujemy:)!
 

piątek, 25 października 2013

Już wkróce niespodzianka;)

Tak, jeszcze w październiku postaram się przygotować dla Was małą niespodziankę, nad którą obecnie pracuję. Choć moją głowę zaprząta wiele myśli i pomysłów, które pragnę zrealizować, to jednak one wszystkie krążą wokół tego, by dalej rozwijać siebie, ale i w jak największym stopniu przekazać Wam wszystkie moje doświadczenia i zdobytą wiedzę, by każdy z Was mógł lepiej radzić sobie w różnych trudnych sytuacjach. Kiedy moja codzienność kręciła się wokół Marysi, nie miałam świadomości, że to wszystko stanie się podwaliną moich dzisiejszych działań. Wiele rzeczy jakbym musiała przejść tylko po to, by potrafić je opanować, zrozumieć i dokonać w nich takiej transformacji, która trudną codzienność zmieniałaby na głęboką świadomość, dzięki której będę potrafiła żyć szczęśliwie. Dokonałam tego i resztę mego życia pragnę dzielić się tym ze światem. Choć droga przede mną długa i wyboista, to wierzę, że właśnie to da mi ogromną satysfakcję i spełnienie. Dlatego dołożę wszelkich starań, by przygotować dla Was coś wyjątkowego...
Ale o tym już wkrótce.
Teraz muszę się jeszcze przygotować do spotkania z parafianami z okolic Gniewu, gdzie wyruszam z Życiową zwrotnicą i będę miała przyjemność pochwalić się dokonaniami mojej niezwykłej Marysi oraz świadectwem głoszonym przez Was- odbiorców Marysiowego przesłania. Czuję się zaszczycona, że tak wielu z Was, którzy przeczytali książkę Życiowa zwrotnica, mogę  świadomie nazwać cząstką mojej historii. I to naprawdę jest powód do dumy, za co Wam dziękuję! Relacje ze spotkania umieszczę w poniedziałek na blogu;)
Tymczasem Marysiu! wspieraj mnie proszę, bym zawsze godnie cię reprezentowała;) ...mama....

środa, 23 października 2013

Minęło już 6 miesięcy....

Dzisiaj jest piękny dzień, słoneczny, niemalże wiosenny, dokładnie taki, kiedy 6 miesięcy temu żegnałam swoją kruszynkę. To niebywałe, że to co wydaje się być wczoraj, jest odległe tak bardzo w czasie. Wciąż mam w pamięci jej obraz, dotyk skóry, zapach. Jednak to tylko film zapisany na twardym dysku podświadomości. Bo przecież czym innym jest wyobrażenie o zapachu róży, a czym innym rzeczywiste zanurzenie w jej płatkach swoich nosdrzy. Dlatego ja mogę tylko marzyć o mojej Marysi, której nie przytulałam od tak dawna. Wiem, że dopóki stąpać będę po ziemi, nie spotkam jej, chyba że.... zjawi się w mym śnie tak realna, że chociaż w marzeniu sennym zaznam rzeczywistej chwili. Nie mniej jednak, zostało tylko wspomnienie i wciąż żywe uczucie miłości, które nawet na dźwięk jej imienia przeszywa mnie dogłębnie. Kiedy robiłam pranie, znalazłam jej malutką różową skarpetkę, którą ostatnio nosiła. Rozwieszałam pranie i nawet nie zwróciłam na nią uwagi. Kiedy wiatr kilkakrotnie zrzucił ją z bieliźniarki, dopiero ją dostrzegłam i zrozumiałam, że to jej skarpetka. Nie mam pojęcia skąd się wzięła w praniu i jak tam trafiła.???? Wiem, że to jeden ze znaków, które człowiek otrzymuje, a na które nie zwraca uwagi. Takie dziwne sytuacje uspokajają i głuchym głosem serca mówią: mamusiu, ja jestem tuż obok ciebie, chociaż mnie nie widzisz. Nie płacz za mną, bo ja wciąż  żyję.
W najbliższą niedzielę wybieram się do Gniewu- w okolicach Tczewa, na spotkanie z parafianami, by opowiedzieć o Marysi. Zabiorę także ze sobą Życiową zwrotnicę. Moje marzenie się spełnia - coraz więcej ludzi poznaje niezwykłą Marysię, z dzięki książce wieść o niej może docierać w przeróżne zakątki Ziemi. To niezwykłe uczucie dymy z bycia matką tak wspaniałego dziecka. :) Dziękuję Marysiu!

piątek, 18 października 2013

Kongres kobiet 17.10 2013 panel niepełnosprawność VIDEO


Ponieważ kongres kobiet odbył się w środku dnia o godz. 12 więc spora liczba osób, któa chciałaby uczestniczyć w owym wydarzeniu zwyczajnie nie mogła. Chciałam wczoraj opisać jakie tematy poruszaliśmy i który temat według mnie jest fundamentalny, więc zobaczcie sami... Oczywiście poruszaliśmy w dalszej części rozmowy takie problemy jak budowanie specjalnie przygotowanych domów dla niepełnosprawnych, którzy tracą swoich opiekunów, lub ci opiekunowie- rodzice sami podupadną na zdrowiu i wówczas oni również wymagają opieki medycznej. Pani Elzbieta Gelert powiedziała, że 2 najważniejsze poruszone na kongresie problemy zostaną objęte debatą sejmową - kompleksowość o której mówiłam, i wciąż niejasna sytuacja z zasiłkami oraz budowa takich ośrodków. Oczywiście na rezultaty musimy poczekać, ale najważniejsze, że temat jest dyskutowany i brany poważnie pod rozwagę.









czwartek, 17 października 2013

Regionalny Kongres Kobiet Warmii i Mazur - postulaty

Kochani blogowicze!
Tak jak pisałam wcześniej, zostałam zaproszona na Regionalny Kongres Kobiet Warmii i Mazur , który odbył się dzisiaj 17.10.2013 r w Centrum Spotkań Europejskich Światowid. Gości witała Pani dziennikarka i Rzeczniczka Kongresu Kobiet - Dorota Warakomska.
Brałam udział w I panelu dyskusyjnym - jakże mi bliskim- dotyczącym niepełnosprawności. Moderację nad panelem sprawowała Pani Elżbieta Gelert oraz Anetta Szczepińska z Fundacji Dlaczego pomagam.
Panel dyskusyjny miał na celu wypracowanie postulatów, głównych nurtów problemowych, związanych z niepełnosprawnością i w efekcie przedłożenia ich w Sejmie RP.
Jako pierwsza wypowiadała się Krystyna Piskorz-Ogórek, dyrektorka Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie. Poruszała istotne sprawy dotyczące absurdu dofinansowywania sanatoriów dla seniorów, a braku dofinansowywania rehabilitacji dla dzieci. Przedstawiała statystyki zachorowań , która w zastraszającym tempie niestety wzrasta. Problemem jest także to, że technologia idąca do przodu pozwala na uratowanie dziecka ze skrajnego wcześniactwa, co jest częstą przyczyną wad wrodzonych. Jako druga wypowiadałam się ja. O czym mówiłam? Chciałabym załączyć filmik, w którym moglibyście Państwo sami posłuchać poruszonego przeze mnie problemu, jednakże uda mi się go prawdopodobnie dopiero jutro zgrać. W każdym bądź razie, kiedy zastanawiałam się jaki kluczowy i najbardziej istotny problem powinnam poruszyć, każdy wydawał mi się ważny i kluczowy. Dlatego zadałam pytanie uczestniczącym w kongresie osobom, czy zastanawiali się kiedykolwiek nad tym, z jakim pierwszym problemem zderza się rodzina, w której pojawia się niepełnosprawne dziecko? Bo ja nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, do momentu, kiedy los zdecydował, że to właśnie ja musiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie. W moim odczuciu powinna powstać Grypa wsparcia, która z urzędu powinna zaproponować pomoc rodzinie, w której pojawił się problem niepełnosprawności. Gdyby zrozpaczona matka dostała wędkę w postaci kompleksowej i rzetelnej informacji zebranej w jednym miejscu - w postaci np. profesjonalnych broszur, jakże łatwiejszy byłby start w tę trudną rzeczywistość. Często nie mamy pojęcia, jaki rodzaj pomocy udzielają konkretne instytucje i do kogo możemy zgłosić się po pomoc. Według mojej opinii to fundamentalna pomoc, która powinna zostać udzielona każdej potrzebującej rodzinie. Następnie wypowiadała się wicemarszałek Sejmu RP Wanda Nowicka, która zobrazowała większość ważnych problemów dotyczących niepełnosprawności. Jadwiga Król także dotknęła istotnego problemu dotyczącego pomocy finansowej  ze strony Państwa, a Pani Elżbieta Gelert spisywała poruszane problemy i podsumowała nasze spotkanie.






wtorek, 15 października 2013

Serduszko od Marysi

Dzisiaj, zresztą podobnie jak każdego dnia, każą wolną chwilę poświęcam na czytanie książek, ciekawych artykułów, pisanie, czy inną formę samodoskonalenia. Poza tym jak każda kobieta, sprzątam, gotuję, ale zamiast zajęć fitnessu douczam się j. angielskiego. I tak mija cały dzień, bo zawsze jest coś do zrobienia. Przyszły tydzień planuję poświęcić kontynuowaniu mojej drugiej książki i może jeszcze w październiku uda mi się przygotować dla Was niespodziankę o której pisałam. Dzisiaj odwiedziła mnie moja jedna z przyjaciółek - dziewczyna, na która zawsze mogę liczyć. Basiu - wielki szacunek;) Odwiedził mnie również mój serdeczny kolega ksiądz - tak nie przejęzyczyłam się. Ksiądz:) Znam 3 księży, z którymi jestem na Ty i traktujemy się jak grono znajomych. To ciekawi młodzi ludzie, z poczuciem humoru i pozytywną energią. Mieliśmy dużo tematów do obgadania i na zmianę śmialiśmy się i płakaliśmy. Oczywiście temat Marysi nie mógł zostać pominięty, bo kiedy wypisywałam dedykację w Życiowej zwrotnicy, energia Marysi była obecna. Nasze skupienie na osobie Marysi było tak silne, że Ona znowu dała o sobie znać;) Na kubku kawy koleżanki, po wewnętrznej stronie ustawione niby bokiem, jednak wprost ku mojemu spojrzeniu ujrzałam to;)
I znowu to samo uczucie;)
Już dawno nie dostałam znaku, a dzisiaj, kiedy przez godzinę intensywnie rozmawialiśmy o Marysi, jej energii i przesłaniu jakie niosło jej życie, Ona dała o sobie znać;) Powiedziałam do moich przyjaciół - zobaczcie - Marysia tu jest;) Tematem naszej rozmowy było min to, że wiem, że życie nie kończy się z chwilą śmierci. Pytałam księdza, co myśli na ten temat i generalnie opowiadaliśmy o świadectwach tego, co doświadczyliśmy i właśnie wtedy Marysia potwierdziła wszystko, o czym rozmawialiśmy:)
dziękuję KOCHANIE!

poniedziałek, 14 października 2013

Możesz poprawić życie dzieci niepełnosprawnych - wiesz jak?

Witajcie kochani!
Dziękuję Wam za to, że jesteście blisko mnie myślami i duchem, nawet, kiedy nie było ostatnio żadnego wpisu. Ach w ten weekend sporo się działo. W piątek w nocy wyruszyłam do Warszawy na 2 dniowy międzynarodowy kongres i dopiero dziś w nocy wróciłam. Takie szkolenia są dość kosztowne i kiedyś myślałam, że wydatek kilkuset czy kilku tysięcy złotych na teki samodoskonalenie, to zbędny wydatek. Dziwiło mnie, że ludzie decydują się tak dużo zapłacić za wiedzę. Dzisiaj jednak należę do tamtej grupy ludzi, którzy stawiają na rozwój, na wiedzę, ale nie taką strikte akademicką, bo jest wielu magistrów i inżynierów, którzy nie mają pracy. Ale stawiam na wiedzę praktyczną, na wskazówki, idee, myśli, słowa, które inspirują i potrafią odmieniać życie. Właśnie na ostatnim takim 3 dniowym seminarium, na którym byłam w maju, zainspirowałam się tak mocno, że od tamtej chwili dokładnie wiem, czego chcę od życia, jaka jest moja misja i co sprawia mi radość. A nade wszystko, wiem jak to osiągnąć. I chociaż popełniam błędy, to jednak prę do przodu i z każdym miesiącem zdobywa nową wiedzę, praktykę i mogę celebrować swoje własne,  chociaż na razie drobne sukcesy. I związku z tym, szykuję dla Was pewną niespodziankę, o którą niedługo Wam podaruję.
Ten tydzień zapowiada się bardzo pracowity, a w  najbliższy czwartek cały dzień spędzę na kongresie kobiet, gdzie  będę brała czynny udział w panelu dyskusyjnym dotyczącym problemu niepełnosprawności w kraju. Na kongresie będę dzięki zaproszeniu Anety Szczepińskiej - prezes Fundacji Dlaczego pomagam. Zostaną tam poruszone różne problemy dotyczące także innych spraw, takich jak Kobiety mówią - dość przemocy!, i przedsiębiorczość kobiet.  Uzyskane postulaty przedłożymy na ręce obecnej na kongresie Pani prezydentowej, Pierwszej Damy RP Anny Komorowskiej, która przedłoży postulaty w sejmie. Jest nadzieja, że sprawy dla nas ważne zostaną wzięte pod uwagę i uważnie rozpatrzone. Jest kilka spraw, które od zawsze mnie nurtowały i powinny zostać znalezione rozwiązania problemów,  z którymi zderzają się rodziny osób niepełnosprawnych. Wydawało by  się, że ten temat już mnie nie dotyczy, ale to błędne myślenie, ponieważ właśnie te problemy stanowiły dotychczas całe moje życie i wiem, jak ciężko jest takim rodzinom uzyskać pomoc. Dlatego skoro mam na to wpływ i mogę coś zmienić, albo przynajmniej spróbować, zainicjować taką zmianę, to zrobię wszystko, aby tego dokonać. Jutro będę się do tego solidnie przygotowywać. Jednak chciałam zapytać Was, jako ekspertów od niepełnosprawności. Czy  jest coś, co szczególnie Wam przeszkadza i co chcielibyście zmienić w obecnym systemie? Jestem ciekawa Waszej opinii na ten temat, bo niektórzy z Was, będąc rodzicami takich wyjątkowych dzieci, które wymagają znacznie większej uwagi i opieki  - wiedzą  najlepiej, co należy zmodernizować. Każdy Wasz komentarz wezmę poważnie do serca i będę się starała poruszyć go podczas dyskusji. Zastanówcie się, co was martwi, co kuleje w obecnych przepisach, czego wam brakuje, co trapi? Po kongresie podzielę się z Wami wypracowanymi postulatami.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanego dnia;)

środa, 9 października 2013

Czy warto zazdrościć??

Od wczoraj zastanawia mnie pewna myśl - mianowicie taka, czy warto komukolwiek czegokolwiek zazdrościć? Oczywiście każdy z nas zna to uczucie, bo zapewne nie raz go doświadczył. Często zazdrościmy ludziom różnych rzeczy: lepszej pracy, samochodu, domu, sukcesu, pieniędzy, urody, figury, partnera, zdrowego dziecka, mądrzejszego dziecka, i mnóstwa wielu innych rzeczy. To trudna praktyka w pozbyciu lub może wyzbyciu się typowego uczucia zazdrości. Jednak kiedy zrozumiemy, że tkwiąca w nas zazdrość boli i niszczy tylko nas, to może być to dobrym momentem do tego by wreszcie to zmienić. Kiedyś też zazdrościłam różnym ludziom różnych rzeczy. Pamiętam, że kilka lat temu obiektem mojej zazdrości były zdrowe dzieci, a dokładnie dziewczynki. Nie mogłam zrozumieć, że kiedy ja tak strasznie pragnęłam córeczki - otrzymałam chore dziecko, a kobiety, które nie chcą dzieci, wolą różnego rodzaju używki - rodzą je zdrowe. Ta myśl mnie przygnębiała i sprawiała, że mój nastrój się pogarszał, a dobre samopoczucie znikało. Nastąpił jednak przełom w moim życiu i zrozumiałam, że wszystko jest idealne na pewnym etapie, na którym się znajduje. Tę myśl rozwijam w swojej kolejnej książce "Odbicie". Jednak, aby przybliżyć to, o czym mówię, chcę zobrazować to na przykładzie. Każdego z nas zachwyca nieskazitelna przyroda, może piękny kwiat, jego doskonała struktura i ubarwienie. Ale kwiat był niedawno zwykłą, szaroburą nieatrakcyjną cebulką, na którą nikt nie zwróciłby uwagi. Jednak w tamtym momencie, bycia tą cebulką, tym nasionem, był to etap dla tego kwiata najlepszy do dalszego rozwoju. Często zazdrościmy czegoś, nie mając pojęcia jaką drogę musiał ten ktoś przejść, by być w tym miejscu, w jakim jest dzisiaj. Pamiętam, jak koleżanka ubolewała nad ludzką zawiścią, gdzie stykała się z przykrymi komentarzami i obelgami ludzi, którzy zazdrościli jej udanego biznesu. Nie mieli jednak pojęcia ile kosztowało to ich pracy, wysiłku, poświęcenia, kredytów, rozłąk z dzieckiem i przede wszystkim odwagi, by spełniać marzenia. Tłumaczyłam jej wtedy, żeby spojrzała na to z innej strony. Atak na jej osobę oznaczał w pewnym sensie jej sukces. Bo przecież każdy z nas mam takie same możliwości. Każdy może otworzyć działalność gospodarczą i podobnie jak np. moja koleżanka, otworzyć szkołę tańca.  Ludzie często krytycznie komentują czyjeś zachowanie, działanie, czy osiągnięcia. I zazwyczaj są to ludzie, którzy sami czymś podobnym nie mogą się pochwalić. Którzy nawet nie podjęli próby zmierzenia się z wyzwaniem, którzy nie mieli odwagi stanąć w życiu przed szansą, bo zwyczajnie stchórzyli. Czy warto więc brać do serca rzucane w naszym kierunku obelgi? Chyba nie. Bo tak jak konstruktywna krytyka może być cenną nauką, tak zwyczajna ludzka zazdrość i krytykowanie czegoś, o czym nie ma się pojęcia - nie zasługuje nawet na najmniejszą uwagę. A jedno jest pewne - zżera od wewnątrz osobę, która wypuszcza z siebie jad zazdrości. Dlatego zamiast zazdrościć innym, może powinniśmy brać z nich przykład i zaczerpnąć wskazówek jak dążyć ku swoim marzeniom? Ja zaczęłam tak robić, i odkąd mam takie podejście, że podziwiam zamiast z góry krytykować, więcej rzeczy mi się udaje;) Ale w związku z tym, sama nie pozostaję poza ludzkimi obelgami w moim kierunku. Jedno jest pewne: Jeszcze się taki człowiek nie urodził, co by każdemu dogodził, a nawet Jezus był krytykowany. Dlatego wychodząc z założenia, że wszystko jest czyimś punktem widzenia i postrzegania, a nie obiektywną prawdą, życie zyskuje prawdziwy, niezniekształcony obraz nas samych.
Odnośnie tego o czym napisałam, możecie przeczytać w komentarzach pod artykułem:

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=68487




Marysiu! dziękuję Ci za to zrozumienie.... ;) kocham Cię...

poniedziałek, 7 października 2013

Recenzje czytelników


Kochani, przepraszam, że tak chaotycznie zamieszczam poszczególne fragmenty, ale filmiki bardzo  długo się ściągają. Jestem zobowiązana tym wszystkim, którzy obdarowali mnie pięknymi recenzjami i chociaż kilka postanowiłam odczytać na moim wieczorku autorskim. Bardzo dziękuję!





niedziela, 6 października 2013

Framenty książki "Życiowa zwrotnica" z wieczoru autorskiego debiut liter...

Kochani! Ponieważ nasi blogowi przyjaciele bardzo chcieli uczestniczyć w wieczorze autorskim, jednak dzieląca nas często odległość  - uniemożliwiła to. Dlatego pomyślałam sobie, że dzięki krótkim filmikom, które moja siostra nagrała telefonem, przybliżę przebieg wieczorku tym wszystkim, którzy nie mogli z różnych przyczyn uczestniczyć w spotkaniu. Chociaż takie fragmenty nie oddają całości, to jednak  większości odzwierciedlają to, jak wyglądało spotkanie.
Poniżej jest zamieszczony czytany fragment książki Życiowa zwrotnica.




Rdzeń wieczorku próbuję właśnie przerobić na filmik i jeśli mi się uda, to jutro  go zamieszczę;)

Wieczór autorski na żywo z Życiową zwrotnicą...


Czy zdarza się wam czasami, że o czymś myślicie, jesteście przekonani, że powiedzieliście słowa brzmiące w sposób, w który potraficie powtórzyć, a potem okazuje się, że powiedzieliście tylko część, a reszta pozostała w waszej głowie, była to myśl, która nie została wypowiedziana? No właśnie, mnie się to zdarzyło i ten błąd popełniłam całkiem niedawno, na swoim wieczorku autorskim. Zastanawiam się, ilu z Was by go wychwyciło? Ja go słyszę i mnie poraża, bo to są moje słowa, które zabrzmiały nie tak, jak tego chciałam. No dobrze, nie będę już zrzędzić, tylko powiem co zrobiłam źle: powiedziałam, że wieczór będzie spontaniczny - bo faktycznie taki był...I chciałam, aby taki był. Ale dodałam jeszcze fragment niedokończonej myśli - mianowicie powiedziałam, że się do tego nie przygotowywałam - I tu brakuje dalszej myśli która została w mojej głowie. Ciąg dalszy miał brzmieć, że się nie przygotowywałam, ponieważ nie posiadam żadnego spisanego przemówienia, gdyż słowa, które pragnę Państwu przekazać będą płynęły z mojego serca. Nie wiem, czy popełniłam jeszcze jakiś błąd. Filmik, który zamieszczę jest tylko częścią tego, co mówiłam, ale postaram się Wam moi blogowi przyjaciele zobrazować prawie całość i będę starała się zamieszczą po kolei kolejne fragmenty z wieczorku. Achchch... emocje trzymają mnie do tej pory:) ale jestem szczęśliwa, pomimo błędów, które popełniłam, bo dzięki nim się uczę. Następnym razem wiem, czego nie zrobić, aby nie urazić gości. Bo przecież długo zastanawiałam się nad tym, co powiedzieć, jak najkrócej opisać zawartość książki, a powiedziałam coś zupełnie innego. Ale nie mam do siebie żalu, bo samokrytyka nie jest destruktywna, a wręcz przeciwnie, jest bardzo pouczająca. I prowadzi wciąż naprzód. Popełnione w życiu błędy nigdy nie cofają w rozwoju, a wręcz burzą zastój. Dlatego każde takie doświadczenie jest moim nauczycielem, któremu jestem wdzięczna;) Marysiu! Tobie przede wszystkim... Bo to Ty nauczyłaś mnie życia, a tę naukę teraz kontynuuję Ja. Bardzo się cieszę, że jest tak wiele osób, które naprawdę chciały się ze mną tam spotkać. Dziękuję Wam! ;)))





sobota, 5 października 2013

Dlaczego ludzie płakali na wieczorku autorskim????

Kochani!
Wczoraj odbył się mój wieczór autorski poświęcony książce "Życiowa zwrotnica".
Tyle emocji we mnie tkwiło i zdaje się, że jeszcze mnie nie opuściły. Pragnę zacząć od tego, że dziękuję z całego serca wszystkim przybyłym gościom. Na spotkaniu było blisko 70 osób. Co prawda liczyłam na większą frekwencję, ponieważ wiele osób, które deklarowały przybycie - zwyczajnie nie przyszły. Tym bardziej chciałabym podziękować tym wszystkim, którzy znaleźli te 2 godziny swojego cennego czasu w piątkowe popołudnie, by spotkać się ze mną. Dziękuję Anecie Szczepińskiej - prezes Fundacji Dlaczego pomagam za pomoc w przygotowaniu tego wieczorku. Czułam się zaszczycona, że wiele osób przybyło na to spotkanie. A jak to wszystko wyglądało?? Powiedziałam na początku, że wieczór będzie spontaniczny. Nie miałam w zasadzie żadnego scenariusza, ponieważ trudno było przewidzieć ile osób przybędzie, czy rozwinie się dyskusja i jaka będzie energia zwrotna przybyłych gości. I pod tym względem nie przygotowywałam się do tego, ponieważ uznałam, że słowa, które będą wypływały z serca i myśli, które napłyną do głowy, będą najlepsze. Nie chciałam odczytywać przemówienia i takiego nie miałam. Aczkolwiek wewnętrznie byłam przygotowana na wiele emocji, na słowa, które chciałam przekazać, fragmenty książki, które odczytałam i przepiękne recenzje czytelników. Wieczorek zaczęłam od powitania gości oraz od kilku słów, no może kilkunastu:) na temat książki.. Część oficjalna spotkania trwała ok godzinę czasu. Były łzy wzruszenia i nie tylko ja poddałam się wpływowi emocji. Było skupienie, zaduma i zapewne wiele refleksji, które malowało się na twarzach słuchających mnie gości. Mama i teściowa były pomocne przy wydawaniu książek, które następnie podpisywałam i dedykowałam. Byłam wzruszona i szczęśliwa. Otrzymałam przepiękne kwiaty i drobne cudowne upominki. Ten wieczór napełnił moje serce radością i wdzięcznością, że tak wielu ludzi chciało słuchać tego, co ja pragnęłam przekazać. Teściowa odczytała list - przesłanie, które poczuła wewnętrznie i którym natchnęła ją Marysia w przeddzień uroczystości. Wiele osób szukało w torebkach chusteczek i wiele dyskretnie ocierało z twarzy łzy wzruszenia. Ja też byłam w gronie tych osób. Wieczór był pełen emocji. Otrzymałam tyle ciepłych słów, tyle uśmiechów, tyle kwiatów i podziękowań... Moje marzenie się spełnia. Coraz więcej ludzi poznaje naszą historię - poznaje niezwykłą Marysię, która swoim krótkim życiem niesie przesłanie. I ono niczym mgła dyskretnie opada na serca kolejnych osób, które mówią ;Stop!, zatrzymam się, pomyślę, zastanowię, co jest dla mnie ważne. Coraz więcej osób otwiera zaspane życiem oczy i uśmiecha się. Energia Marysi obecna na kartach "Życiowej zwrotnicy",  dokonuje niezwykłych rzeczy... A  ja czuję przeogromną radość, widząc coraz więcej uśmiechów, łez wzruszenia i tego swoistego wewnętrznego zrozumienia, które odbija się na twarzach wielu ludzi. Jestem szczęśliwa. Dziękuję za to Marysi. Każdego dnia się uczę, rozwijam, poznaję. Każdego dnia rozumiem więcej i osiągam więcej i naprawdę nie wiem, gdzie????? leży granica....
Dziękuję raz jeszcze każdemu z osobna i wszystkim razem, za to, że zechcieli się ze mną spotkać, którzy przyszli, a nawet przyjechali z daleka na to spotkanie. To jest dla mnie naprawdę bardzo cenne.  Dziękuję także mamom  i przyjaciółce Basi za pomoc w pieczeniu ciast, przygotowaniu poczęstunku, oraz firmie gastronomicznej Romantica za udostępnienie zastawy kawowej.  Jestem im bardzo wdzięczna;)!



 



 

Jeśli uda mi się załączyć film z wieczorku, to w najbliższym czasie go załączę;)

czwartek, 3 października 2013

Rozmowa radiowa....

Kochani, życie moje chociaż już bez Marysi, to wciąż krąży wokół niej i to jest to, czego pragnę  w każdej chwili mojego życia, teraz, kiedy fizycznie jej nie ma...
Szukam pocieszenia wszędzie, w każdym imieniu brzmiącym znajomo - Marysia... w zapachu dziecka, w słowach innych ludzi, a szczególnie w chwili, gdy ktoś dziękuje mi za to, że Marysia zmieniła jego życie. Właśnie wtedy, czuję przeogromną wdzięczność i to ja pragnę podziękować tym wszystkim ludziom, którzy zdecydowali się być częścią naszej historii.
Pragnę zaprosić was do odsłuchania krótkiego wywiadu w rozmowie radiowej, której "przez przypadek" udzieliłam, nie planując tego wcześniej;)

http://eswiatowid.pl/Aktualności/tabid/158/ItemId/37488/btab/106/Default.aspx

środa, 2 października 2013

Jej niezwykła moc...

Wczoraj miałam trochę gorszy dzień - jak w życiu... Ale dzisiaj, znowu poprzez słowa innego człowieka, moje życie nabrało blasku. Ktoś znowu pocieszył moje czasem wątpiące serce, żeby nie wątpić, a wierzyć... Żeby słuchać głosu duszy, który na okrągło posyła wiadomość, że życie Marysi niosło przesłanie, że Ona była posłanką. Kiedy mój zwodniczy umysł każe kierować się w stronę przeszłości, ciało doświadcza tego co dzisiaj, serce wątpi, to rozwiązanie zna jedynie dusza - zna przyszłość. I właśnie tego uczyła mnie Marysia. Umysł jest zdolny do zapamiętywania i analizy, ciało do doświadczania i czucia, dusza zaś do obserwacji ale i pełnej świadomości, ona wie....Ponieważ dusza, to ta część Boga, która jest przy nas cały czas. Dlatego nie staram się zapomnieć przeszłości, ale staram się zrozumieć, czego mnie nauczyła, czym mnie obdarzyła i co pokazała. I dlatego ta książka w ogóle powstała. Na początku tego nie wiedziałam. Ale dzisiaj uczę się tego także od was, od moich blogowych przyjaciół, od czytelników Życiowej zwrotnicy, których słowa skłaniają mnie do refleksji, do chwili zadumy i jakby potwierdzają tajemniczy głos mojej duszy.... To wszystko ma sens. Życie Jezusa też niosło naukę. Był doskonały. Tak jak Marysia, która nigdy niczego nie pragnęła, nigdy nic nie powiedziała, uczyła kochać i dawała miłość. Była doskonała. Teraz jej nauki spisane na kartach życiowej zwrotnicy dają nadzieję innym, a mnie ogromne pocieszenie i spokój ducha.
A to przesłanie dociera do wielu rodzin i to jest coś, co potrafi dawać niesamowitą radość;)
Pragnę podzielić się z wami kolejną niezwykłą wypowiedzią poświadczającą tajemnicze działanie Marysi...

Witaj Aniu :) (mam nadzieję że mogę mówić ci po imieniu)
Ja w przeciwieństwie do większości osób przeczytałam Twoją książkę zupełnie inaczej. Kiedy listonosz wręczył mi ją owego dnia, rozpakowałam ją, obejrzałam zdjęcia Marysi, a następnie odstawiłam książkę na szafkę. Kilka dni przyglądałam się jej intensywnie, ponieważ czułam, że gdy wezmę ją znowu w ręce i zacznę czytać, zmieni ona całkowicie moje obecne nastawienie do życia i do tych skrajnych uczuć i emocji które ostatnio przeżywam.
I tak się faktycznie stało...
Czytając płakałam i śmiałam się na zmianę, czułam jak opuszczają mnie dręczące myśli. Zaczęłam inaczej patrzeć na to wszystko co mnie w moim życiu spotkało.
Czytając Twoje życie miałam wrażenie jakbym przeżywała na nowo moje ostatnie sześć lat życia...
Byłam zdumiona jak niesamowicie prosta jest droga do tego by czerpać radość z życia mimo zdarzeń i sytuacji, które niejednokrotnie podcinają nam nogi i powalają na kolana.
Napisałaś że "Bóg nie daje większego krzyża niż ten jaki jesteśmy w stanie udźwignąć". Dziś już to rozumiem...
Ja natomiast powtarzałam sobie zawsze że " Nie trzeba czekać, aż zdejmą krzyż z naszych ramion. Wystarczy się z nim pogodzić, a już jest lżej..."
Książka jest piękna, wzruszająca, oczyszczająca. Uczy niezwykłej, wręcz idealnej miłości.
Dziękuję Ci za wzruszającą opowieść, dającą nadzieję i ukojenie. Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę :)
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
Irena Flet.


Marysiu...., kochana..!

wtorek, 1 października 2013

Dzień następny.....

Dzień minął niespostrzeżenie... Podobne czynności, rankiem świadomość, że jeszcze tyle do zrobienia, wieczorem... że dzień chyli się ku schyłkowi i już październik. Za chwilę święta.. Najpierw te poświęcone zadumie... Mogiłka Marysi zawsze wita mnie ruchem wiatraczków, które witają się ze mną podczas odwiedzin. Umysł każe kierować wzrok i myśli pod ziemię, tam w białym pudełeczku w anielskiej sukience zasnęła tej wiosny.. ale serce każe szukać gdzie indziej. W tchnieniu serca, w emocji ciała, w pięknym wspomnieniu, w puszystej chmurce, w radosnej fotografii.
Nastała już jesień. Wrzosy zdobią jej posesję a mogiłkowe  misie schną w domu po dogłębnej kąpieli, by ponownie być przy niej każdego dnia i nocy.... Choć duszę mą przepełnia radość z miłości, którą poznałam, to serce krwawi łzami tęsknoty... Wiem, że jeszcze trudny czas przede mną, pierwsze zaduszki poświęcone własnemu dziecku... potem pierwsza gwiazdka bez mojego aniołka, bez prezentu, bez zdjęcia przy choince, bez zaplatania warkoczyków i nowej sukienki... Potem Nowy Rok bez wspólnego puszczania lampiona z marzeniem i wspólnego tańca przy trzasku palonego drewna w salonie rodziców...Wiem, że to wyzwania, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć. Wiem też, że życie nigdy się nie kończy i dusza w swej doskonałości cieszy się jednością z Bogiem. To podnosi moje zbolałe serce i nakazuje nadal szukać  - przesłania, nowiny, sensu życia, adresu, pod którym mieszka szczęście... Wiem, że to potrafię, muszę tylko sobie przypomnieć, pobyć sama ze sobą, ze swoją ciszą, z głosem bijącego serca,  z rytmem oddechu. Może tej nocy dane mi będzie spotkać ją, ukochać, przytulić, pocałować???
to bardzo stare zdjecie, gdzie już wtedy podświadomość ustroiła ją w skrzydełka aniołka...