środa, 30 października 2013

Czy można nauczyć świnie śpiewu?

Wiecie, to takie trudne prowadzić blog... Dlaczego trudne? Bo nie jest to tylko witryna internetowa, ale swoista księga zwierzeń, w której przelewane myśli odkrywają duszę człowieka jak karty. A często zdarza się, że owe karty trafiają w niewłaściwe ręce i wtedy do magicznych odsłon duszy dodają kwasu, który ją wypala. Tak też się stało z rodzicami zaprzyjaźnionego bloga śp. Krzysia, który odszedł w podobnym czasie jak Marysia. I kiedy rodzice Krzysia tak jak ja i wiele innych matek dzieli się na blogu swoimi emocjami, to zawsze znajdzie się ktoś, kto wbije sztylet w serce swoim komentarzem. Ja też padłam ofiarą owego Marcina, który w najbardziej podły sposób nazywając ich śp. chorego synka  "ułomnym potworem" bardzo rani i tak rozdartą już duszę matki po stracie ukochanego dziecka.
Zobaczcie co odpisał tata śp. Krzysia owemu Marcinowi, który nazywa nasze rodziny i nasze dzieci potworami: jest tam też mój komentarz

http://krzysiowemaleconieco.com/2013/10/30/meska-rozmowa-o-smierci-i-ulomnosci/#comments

A  wracając do tego , co chciałam napisać w zadumie towarzyszącej zbilżającym się Świętom Zmarłych...
cytuję fragment mojej kolejnej książki "Odbicie". On chyba odda to, co czuje matka rozłączona od swego dziecka na zawsze...


. Powrót do domu okazał się trudniejszy, niż myślałam. Na stole w salonie stał bukiet białych goździków, otulających dużą fotografię Marysi. Nieopodal tliła się na wpół wypalona biała świeca. Uściskałam męża i nie mogłam opanować łez. Każdy kąt mieszkania przypominał Marysię. Miejsce na sofie, gdzie zawsze leżała, było teraz puste. Pozostał tylko kocyk i poduszka. Gdziekolwiek zajrzałam, wszędzie były jej rzeczy. Kolorowe łyżeczki, miseczki, kaszki, herbatki i kubeczki. Na bieliźniarkach wisiały poprane wcześniej ubranka, w pokoju stało puste łóżeczko, w którym czekały na nią  przytulanki przykryte różową kołderką w szare słoniki. Nad łóżeczkiem wisiały jak zawsze kolorowe drewniane aniołki, z których jeden trzymał napis MARYSIA.  Na stoliku nocnym leżały smoczki i gumeczki z puklami jej ciemnych włosków. Na półce niżej paczki pampersów, butelki. W pokoju stał Marysiowy wózek, mata do rehabilitacji. W kuchni rządek jej leków i wszystko wyglądało jak zawsze, poza jednym szczegółem - nigdzie nie było Marysi. Serce szalało z rozpaczy, kiedy patrzyłam na te wszystkie rzeczy. Wzięłam w dłonie jej piżamkę z pełną świadomością, że już nigdy więcej jej nie ubierze. W szafie z ubraniami, leżał nowiutki szaro-różowy dresik, który czekał na powrót Marysi do domu i miał być Wielkanocnym prezentem. Mogłam przytulić jedynie błękitnego misia, który intensywnie pachniał córeczką. Cokolwiek zrobiłam, sprawiało mi ból, a tęsknota rozrywała serce. W domu panował mrok, a wszystkie komnaty wypełniał silnie wyczuwalny smutek. Pigułka nasenna zdawała się być jedynym rozwiązaniem na przymusowy odpoczynek i pozbycie się tych strasznych emocji. Zostało kilka godzin snu, bo rankiem czekało mnie spotkanie z moim aniołem w prosektorium.
....
Tego dnia czekały nas trudne zakupy. Dzień był słoneczny i w powietrzu dawało się wyczuć nutę wiosny. Ponieważ zbliżał się maj, ludzie ochoczo kręcili się po sklepach planując wymianę garderoby. Pojechałam z mężem, by wybrać dla niej ostatnią sukienkę. Sklep był wypełniony ludźmi, którzy chętnie przebierali w wiosennej kolekcji ubranek dla swoich dzieci. Ekspedientka z uśmiechem spytała czy sukienkę, którą oglądamy potrzebujemy na uroczystość komunijną? Nie miała przecież pojęcia,  że sukienka nie ozdobi żadnego przyjęcia, ale ostatecznie nas  pożegna. W końcu nie są codziennością dziecięce zakupy do trumny. Sukienki były prześliczne. Wisiały w rządkach posortowane rozmiarami w kolorze białym, ecru i bladoróżowym. Gdyby tylko Marysia żyła i potrafiła chodzić, kupiłabym je wszystkie, bo były tak urocze. Wybrałam wyjątkową anielską śnieżnobiałą sukienkę, w połowie ozdobioną pięknymi materiałowymi różyczkami i przepasaną aksamitną wstążką, spod której wyłaniała się lekko plisowana spódniczka na tiulowej podszewce, dodającej sukni objętości. Wierzch sukienki lśnił bielą obsypaną srebrzystym pyłem brokatu. Sukieneczka wyglądała cudnie. Dobraliśmy do niej jeszcze białą bluzeczką z falistymi rękawkami i całość przepięknie się komponowała. Marysia zawsze była wyjątkowa, dlatego pragnęłam aby nawet teraz tak wyglądała. Jej włoski powienien zdobić błyszczący diadem - pomyślałam. Wstąpiliśmy do kilku salonów ślubnych w nadziei, że znajdziemy tam coś właściwego. Ekspedientki pracujące w salonach ślubnych przemiło nas witały pytając, czego potrzebujemy. Na wieść o diademie dla małego dziecka, były przekonane, że chcemy upiększyć włoski na uroczystość chrztu. Niestety, nasza uroczystość w niczym nie przypomiała tego miłego obrzędu i była raczej najgorszą, jaka może spotkać rodziców. Ponieważ Marysia była dzieckiem znacznie mniejszym od równieśników, każdy diadem był zbyt duży na rozmiar jej główki. Znalazłam jednak coś, co przykuło moją uwagę. Były to przepiękne spinki na metalowej klamerce, których prześliczna biała róża opleciona szyfonowym tiulem z mieniącym srebrnym brokatem idelanie komponowała się z treścią sukienki. Marysia miała ciemne włoski, więc  białe i łososiowe różyczki pasowały wręcz idealnie. Zostały nam jeszcze buciki. W sklepie z obuwiem dziecięcym nie było żadnego problemu w wyborze letnich sandałków. Od razu zauważyłam białe skórzane dziewczęce sandałki ozdobione białą różą. Mieliśmy komplet. Będzie wyglądała jak śpiący aniołek. Nie będzie już marzła....

Zbliżał się moment ostatniego pożegnania. Tylko jedna noc dzieliła mnie od tego wyzwania. Rodzina już spała, a ja siedziałam w salonie samotna, próbując zrozumieć to wszystko. Tak wiele chciałam jeszcze wyznać i powiedzieć  Marysi, ale skreśliłam tylko kilka słów, które były sentencją uczuć rodzących się w sercu. Postnowiłam, że nazajutrz odczytam je na uroczystości pogrzebowej.

„Dla mojej kruszynki”...

Czymże jest miłość?

To takie trudne pytanie.

Miłości nie da się zdefiniować, ani wcisnąć w ciasne ramy ludzkiego umysłu.

Miłość to prawdziwy dowód na istnienie Boga.

Miłość nie zna egoizmu, nie dba o własne interesy, nie troszczy się o Ego.

Miłość nawet w bólu niesie ukojenie, bo Bóg jest miłością.

Dziękuję Ci Panie za Marysię. To ona niczym ANIOŁ zstąpiła z Nieba, by obdarzyć nas czymś najpiękniejszym - tchnieniem TWOJEJ! BOSKIEJ miłości!

To Ona naczyła nas kochać prawdziwie, na zawsze, bezwarunkowo i ponad wszystko.

To Ona Była najpiękniejszym darem z niebios, jaki mogliśmy od Ciebie otrzymać.

Choć nigdy nie powiedziała "mamo", tak wiele słów przekazała.

Choć nigdy mnie nie objęła, tak wiele miłości mi dała.

Tak wiele serc rozpaliła i ludzkich istnień zmieniła.

To Ona PANIE, jest wszystkim, ku czemu człowiek zmierza... Bezkresem TWOJEJ miłości...

Dziękuję Ci, że to właśnie mnie wybrałeś na jej matkę”.

 

 



7 komentarzy:

  1. Dziękuje Aniu za ten wpis, za Twój komentarz i za to wspólne niesienie świadectwa, że w tym całym bólu i tęsknocie, najsilniejsza jest zawsze Miłość. A Tej Miłości nie uczy się łatwo. Trzeba mieć najlepszych Nauczycieli. Jak Marysia, jak Krzyś :-* i niech tej Miłości troszkę wpuszcza do serca niektórych prawdziwych, podlych potworów...
    Mama Krzysia www.krzysiowemaleconieco.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. razem możemy więcej;) nie bez powodu nasze drogi się skrzyżowały;) pozdrawiam Cię Aniu

      Usuń
  2. Pani Aniu ... Piękny, a zarazem wzruszający wpis. Chciałam napisać, że miłość jest silniejsza niż śmierć. I niech tak zostanie. Beata.

    OdpowiedzUsuń
  3. Staram sie nie mowić złe i brzydko o innych ,ale teraz cisną mi sie na usta najgorsze słowa .nie napisze kto tu jest "ułomny potworem".nie potrafię pojąć jak mozna tak mowić o dzieciach,tym bardziej jak nigdy nie wiadomo co jest nam pisane...Nasze dzieci to nasz największy skarb i cud jaki dany jest nam miec ,nieważne czy tu na ziemi czy tam na gorze ,miłość do nich nie da sie w żaden sposób opowiedzieć:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marysiu, śliczny Aniołku, pamiętamy [*] http://www.youtube.com/watch?v=mf52xZjb8ho&feature=share

    Dzień jesienny tak cicho
    Jak liść zżółkły opada;
    Złoto ma z października
    Smutek ma z listopada.

    I w ten smutek złotawy,
    I w ten płomyk zamglony
    Przybrały się Zaduszki
    Jak w przejrzyste welony.

    Płoną świeczek szeregi,
    Płoną świeczek tysiące,
    Powiewają płomyki
    Zamyślone i drżące.

    Więc płomykiem jak dłonią,
    Dłonią ciepłą i jasną,
    Pozdrawiamy tych wszystkich,
    Których życie już zgasło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo współczuję Straty...
    Sama nie wiem czy dałabym radę w takiej sytuacji. Latając ze swoim Bebo po lekarzach niekiedy widzę jak rodzic dziecka nie szanuje. Nie wiem czemu, chyba nie chcę wiedzieć...
    Dziecko to Skarb!

    OdpowiedzUsuń