poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Lekarstwo zrobione:)

Ach ta wiosna;) Tu  magnolia zrzuca wrzosowe kwiaty, tam jabłoń sypie białym puchem poruszona drganiami wiatru, tu kołyszą się różnobarwne tulipany, krok dalej dywanik usłany bladoróżowymi stokrotkami, obok soczysta zieleń młodej trawy. Krok dalej lśnią w słońcu złote kwiaty mniszka. Tak właśnie wygląda mój ogród. Choć niewielki i skromny, radośnie nęci oko każdego dnia.  Tego kwietniowego popołudnia, dokładnie jak rok temu wybraliśmy się z rodziną na łąkę w poszukiwaniu mniszka lekarskiego. To złote polne kwiaty, znane potocznie jako mlecz, a tak bardzo niedoceniane przez wielu ludzi. To nic innego jak dary natury i naturalne lekarstwo.
W zeszłym roku zrobiłam syropy z mniszka , zwane potocznie miodem z mniszka i dzięki temu, dodając 2 łyżki do dzbanka z herbatę w okresie jesienno-ziowym, uniknęłam podawania dzieciom jakichkolwiek lekarstw. Mniszek mam właściwości uodparniające i jest znakomity na przeziębienia. Zwyczajowo mój młodszy synek choruje jakieś 5 razy w roku na anginę. Stosuje terapie naturalne, jak ziołolecznictwo, kryształy górskie, i siłę ludzkiej energii:) ale o tym więcej już wkrótce. Uwielbiam natomiast prewencję, i dlatego zbieram latem lipę pokrzywę, czarny bez, miętę, mniszek, robię syropy, weki, suszę zioła, mrożę owoce. Od kiedy podaję synkowi syrop z mniszka jako słodzenie herbatki - ani razu nie potrzebował antybiotyku! Dlatego i w tym roku postanowiłam zrobić     ten nie tylko wspaniały w smaku miodowy syrop- naturalny bez konserwantów - które są niestety dodawane do syropów dla dzieci. Dokładny przepis znajdziecie na blogu w zakładce ziołolecznictwo,  a tymczasem zamieszczę kilka zdjęć zebranych  przeze mnie i moich chłopców - mam ich aż 3 :) - mąż i 2 synów - kwiatów mniszka;)





Wracając wstąpiliśmy do wiejskiej gospodyni, gdzie mój mąż często kupuje mleko , swojski twaróg i jajka. I oczywiście kupiliśmy pyszne wyroby ale oczekując na ich przygotowanie podziwialiśmy miniaturkę domu podcieniowego - z 1731 r - dokładnie takiego w jakim mieszkają gospodarze, a która została przygotowana na zeszłoroczne dożynki. Domek zachwycił mnie wykonaniem - ściany z siemienia lnianego, gorczycy, ganek obłożony fasolą - wszystko na drewnianej konstrukcji.
Rękodzieło wykonane przez gospodynie wiejskie - po prostu zachwyca swoim urokiem. zrobiłąm szybko kilka fotek;)






prawda że cudo?;) 
ps. już wkrótce więcej o hmmm , chyba kontrowersyjnej książce "Odbicie" ;)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Posiadłość Marysi...

Tak, Marysia ma już nowy domek. Fachowiec co prawda spartaczył robotę i mój mąż, oraz dziadkowie wydłubywali kostkę wokół grobu i po zakupie przez nas nowej kostki - sami ją ułożyli. Razem z mamą posadziłam kwiatki, wieloletnie skalniaki, które powinny się rozrosnąć i stworzyć w przyszłym roku ładny obraz zielonej łączki obsypanej białym kwiatem. Za grobkiem zasadziłam białe lilie i inne wysokie białe kwiaty, które na razie ukryte są jeszcze w cebulkach pod ziemią. Przy okazji wykarczowałam zielska na grobach obok i teraz też koleżanki Marysi dostały nowe kwiatki:) Za grobkiem wkrótce posadzę nowe tuje i zrobi się zielono i przyjemnie.
Marysia dostała wyjątkowy, zupełnie inny niż wszystkie, skromny, ale zwracający uwagę przechodniów pomniczek- taki , na jaki zasłużyła. Choć kosztował 4 razy więcej niż tradycyjny, i przyjechał z południa Polski - w pełni na to zasłużyła. Jest biały, czysty, anielski i ma typowy dla naszej komunikacji symbol - serduszko. Dodatkowo dostała różowe litery - takie jakie dla małych dziewczynek pasują najbardziej. I chociaż nikt nie robi różowych - jak widać - wszystko się da jak się bardzo chce;)
Marysiu! Wierzę, że podczas codziennych odwiedzin będziesz tam ze mną może jako motyl na kwiatku lub przelatujący obok ptak? Będę czekać!





czwartek, 24 kwietnia 2014

siostra Życiowej zwrotnicy już jest!

Tak, książka "Odbicie" - siostra Życiowej zwrotnicy, a w zasadzie jej następczyni już jest. Jednak wciąż w formie rękopisu. Ach, wydanie książki to długi i skomplikowany proces. Książka trafiła już do kilku wydawnictw. Wiem z poufnych informacji wydawnictwa, że książka im się podoba i przekazuje wartościowe treści, ale wydawnictwo musi zarabiać i wydanie książki to koszt 9.900 zł. Więc średniej klasy samochód. Niestety nie mogę sobie finansowo pozwolić na taką inwestycję. Zycie autora jest ciężkie jeśli nie ma się medialnego nazwiska lub nie należy się do grona celebrytów. Ale wiem, że setki osób na nią czekają - szczególnie ci, którzy przeczytali moją pierwszą książkę - Życiowa zwrotnica. Zastanawiam się co zrobić, bo jest kilka możliwości. Zanim książka nabierze formę papierową "książki" przechodzi skomplikowany proces: najpierw musi przeżyć korektę i redakcję tekstu. Następnie przeprogramowanie całego tekstu w odpowiednich programach graficznych DTP i Adobe in Desing. To praca grafika z tekstem, który go podzieli na odpowiednie grupy, określi style, zadba o odpowiednie marginesy, czcionkę  adjustację i inne czynności, dzięki którym tekst przy łamaniu i składzie nie "ucieknie"...  Książka musi dostać także nową szatę w postaci okładki i jeszcze wprowadzenie do obrotu - numer ISBN z Narodowej Biblioteki. Dopiero potem może nastąpić proces drukarski. To też dosyć skomplikowane, zrobienie matryc, zadbanie o to, by nie uciekał tekst, wybór papieru, grubość, kolor, powlekanie itd.Także jak widzicie, to dosyć skomplikowane. Jest kilka opcji:
albo uda mi się znaleźć sponsora, który obejmie moją książkę medialnym patronatem i sfinansuje koszt wydania książki - blisko 10.000 zł
albo sama znajdę wszystkie niezbędne osoby, którym zapłacę i kto w swoim fachu podejmie się poszczególnych czynności, tupu redakcja i korekta, potem grafik i praca z tekstem, projektant okładki i drukarnia.
Jest jeszcze inna możliwość. Mogę zgłosić książkę do konkursu i jeśli wygram fundacja sfinansuje jej wydanie. Jest tylko jeden problem - nie ma pewności co do wygranej :) a dodatkowo rozstrzygnięcie dopiero późną jesienią.
I jaką tu drogę wybrać???
No cóż, nie ma co siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż ktoś zapuka i zaoferuje pomoc. Trzeba zakasać rękawy i szukać, działać. I to właśnie postanowiłam zrobić:) Dlatego ubiegam się o numer ISBN,  poszukuję  redaktora i osobę do korekty oraz tzw łamacza składu , no i mam też osobę, (na razie to niespodzianka), która już zaczęła pracować nad okładką i do 15 maja obiecała, że projekt będzie gotowy:)
Na bieżąco będę  informować Was o postępach w kolejnych czynnościach , które uda się pokonać, co na bieżąco będzie przybliżać nas do szybkiej realizacji projektu i wydania książki. Co Wy na to?????

środa, 23 kwietnia 2014

23.04. 2013 Pamiętam....

23.04.2013 - Pamiętam jak dziś - ten sam dzień, niemal tak samo ciepły, słoneczny. Dzień, który w mojej pamięci jest wciąż świeży, choć tylko jedna cyfra go różni, od dnia dzisiejszego. Minął dokładnie rok. To dzień, w którym dostałam najgorszą wiadomość życia: Mój mąż zadzwonił i powiedział: Anusia : Marysia nie żyje....
To dzień, który w jednej sekundzie odebrał mi największą miłość mego życia. Odebrał niewinne dziecko, i kazał na zawsze się pożegnać. W pamięci wciąż mam jej dziecięcy zapach  i gładkość jedwabiście miękkich włosków.  Mam to wszytko - w pamięci... To niewiarygodne, że dzisiaj minął rok, odkąd nie ma przy mnie Marysi. Tak dosłownie , namacalnie i fizycznie. Jednak ten rok wielokrotnie mi pokazał, że Ona wciąż jest przy mnie, że nie odeszła na zawsze i tak jak Jezus zmartwychwstał, Ona także żyje, choć w innej postaci. I chociaż czasem wątpiłam - znaki od Niej same wpadały mi w oczy- nie pozwalając mi wątpić. Dlatego z okazji przeżywanego przez nas kresu zmartwychwstania Pańskiego oraz I rocznicy śmierci Marysi - mały prezent.
ps. dziękuję Adamowi- który złożył to wszytko w całość;)

Marysiu, kochana!....

dla Ciebie...

film pod likiem poniżej:




piątek, 18 kwietnia 2014

Wesołego Alleluja!

Kochani!
Przede wszystkim życzę Wam na nadchodzące Święta radości ze zmartwychwstania Pańskiego, ale także świadomego przeżywania tego wydarzenia, dzięki którym jest dla nas miejsce w domu Ojca. życzę wam, abyście spędzili ten weekend z tymi, których kochacie, świadomi i szczęśliwi, że wciąż możecie zasiadać przy wspólnym stole. To niby takie oczywiste, ale czasem zdarza się tak, że to, co tak bardzo oczywiste, w jednej chwili zmienia się w dramat. Dlatego życzę wam radości i świadomości, miłości do ludzi i wdzięczności za możliwość oddychania, smakowania i oglądania.  Te   święta będą wyjątkowe, inne, bo ponownie nie ma Marysi. Ta świadomość pozwala silniej niż cokolwiek innego skłonić do głębokiej refleksji nad życiem i upływem czasu. Dokładnie rok temu, ona była w szpitalu, a my spędziliśmy święta w szpitalnej sali.  Oddział opustoszał, za oknem leżał biały puch i tylko tykanie medycznego sprzętu robiło zamęt.  Serce nadal krwawi, a w głowie rodzi się uświadamiający szok- że za kilka dni minie rok! Cały rok, odkąd Marysi  z nami nie ma. To wciąż wydaje się tak niedawno... Dzisiaj kurier dowiózł z południa Polski Marysi nagrobek. Stoi na zielonej trawie w przydomowym ogrodzie i za każdym razem, gdy przechodzę obok - czuję silną potrzebę by zatrzymać się na chwilę, popatrzeć Marysi w oczy na widniejącej fotografii a serce ściska imadło tęsknoty. Pomniczek jest cudowny - jeśli tak można powiedzieć o nagrobku. Jest dokładnie taki, jaki powinna dostać. To już ostatnia rzecz, którą możemy jej podarować. Jest inny, niepowtarzalny, wyjątkowy, dokładnie taki, jaka była Marysia.... Inna niż przeciętne dziecko. Dzisiaj cały dzień o niej myślałam. W zasadzie każdego dnia , absolutnie każdego dnia o niej myślę, ale dzisiaj te myśli niemal mnie prześladowały - w tym sensie, że nie chciały opuścić mojego umysłu nawet na chwilę. Tęsknota daje o sobie znać. Ale Marysia jak zwykle wie jak mnie pocieszyć, i to w momencie, kiedy kompletnie tego nie oczekiwałam. Mama, która stała w kuchni obok mnie zapytała - jak to się dzieję, ze ja tego nie dostrzegam? tylko ty to widzisz- ale  faktycznie, to niesamowite znaki... Znak był niepodważalny. Zrobiłam zdjęcie, ale zatrzymam go w swojej galerii. To niepodważalny dowód, że Ona jest przy mnie zawsze.
I tak, jesteśmy rok starsi, rok bardziej doświadczeni, rok mocniej świadomi i choć tęsknota wyciska łzy to zrozumienie napełnia pustkę celowością, i rozświetla cierpienie światłem....

wtorek, 15 kwietnia 2014

"Garsonierka" Marysi

Pomniczek Marysi gotowy! Na racie co prawda widziałam go na zdjęciu, bo jedzie właśnie do nas z południa Polski. Jest właśnie taki, jaki chciałam. I jeśli wszystko uda się poskładać w czasie, to juz na Święta, "smutną" mogiłkę Marysi zastąpi kawałek białego kwarcytu, który zwracając na siebie uwagę, będzie skłaniał do refleksji, bo przecież kiedyś każdy z nas - dostanie takie swoje dwa metry kwadratowe na "własność". Nie lubię ogromnych, ciężkich grobowców, dlatego Marysia dostanie coś, co odzwierciedla jej duszę- czystą, lekką, białą, nieskazitelną.
Zdjęcia załączę, jak tylko uporządkujemy nową garsonierkę Marysi. Wiem, że dzięki temu pomnikowi - każdy, kto zapragnie odwiedzić Marysię i pomodlić się nad jej grobem, lub poprosić ją o coś- bez problemu tam trafi.
Szykowałam dla niej pewną niespodziankę, ale dzisiaj już wiem, że nie wszystko się uda, bo jest teraz szczególny okres Świąt Wielkiej Nocy  i kościół ma ściśle wszystko zaplanowane.
Chciałam wygłosić pewną sentencję myśli, które zrodziły się przez ten w mgnieniu oka miniony ROK od jej odejścia. Chciałam opowiedzieć o tym krótko w kościele podczas mszy intencyjnej i upamiętniającej nasza rozłąkę. Chciałam także zaśpiewać pewną pieśń. Niestety w tym szczególnym okresie nie będzie to możliwe. Niemniej jednak wszystkich zapraszam na uroczystość w intencji I rocznicy śmierci Marysi w dniu 19 kwietnia - Wielka Sobota na godz. 20.00 w kościele Św. Brata Alberta w Elblągu.
A Marysia dostanie inną niespodziankę - już wkrótce na blogu...
Kochani! Życzę wam wspaniałych Świąt, pełnych wzajemnej miłości i zrozumienia sensu zmartwychwstanie Jezusa. I jest to chyba dobry czas, aby zastanowić się nad własnym życiem, nad upływającym czasem i nad tym , by chociaż przez chwilę poczuć w sercu wdzięczność za możliwość oddychania, smakowania i oglądania; po prostu za dar życia.

sobota, 12 kwietnia 2014

Alleluja na Alleluja w moim amatorskim wykonaniu:)

Ostatnio zamieszczałam link do pięknej pieśni Hallelujah Leonarda Cohena w wykonaniu pewnego księdza, który w ten sposób zrobił niespodziankę pewnej holenderskiej  młodej parze, podczas ceremonii zaślubin. Zakochałam sie w tym utworze i postanowiłam go sobie zaśpiewać. Od razu pomyślałam, że jest czas Alleluja i także w okresie Świąt Wielkiej Nocy wypada I rocznica odejścia Marysi. Na tę okoliczność szykuję dla niej  i wszystkich, którzy są blisko sercem -  specjalną niespodziankę.
Tymczasem dzisiaj, kiedy siedziałam sobie pijąc popołudniową kawę, obok mnie bawił się mój synek, ja postanowiłam spróbować co prawda po amatorsku zaśpiewać te pieśń, bo jest piękna.  Dlatego dedykuję ja każdemu, kto podobnie jak ja uwielbia ją i proszę wybaczcie za usterki - ale to moje zwyczajne popołudniowe odśpiewanie;)
Życzę Wam udanego weekendu i Palmowej Niedzieli.
Poniżej zamieszczam link dla każdego, kto ma ochotę odsłuchać:)


https://www.youtube.com/watch?v=opqtZ48pIik&feature=youtu.be



środa, 9 kwietnia 2014

to zdjęcie wybraliście:)

Kochani! dziękuję za pomoc  w decyzji co zdjęcia Marysi na pomnik. Głosy były podzielone. Niektórzy głosowali za zdjęciem które mi się szczególnie podoba i ten portret mam w Marysiowym kąciku w domu- to uśmiechnięte.  Jednak zdecydowana większość osób zagłosowała na zdjęcie w kitkach. Ono też bardziej podoba się mojemu mężowi. No i wybrałam to, które uzyskało więcej głosów- czyli "kitki" - pomyślałam, że skoro to drugie mam na co dzień,  to fajnie jak "odwiedzając" Marysię, będę mogła spojrzeć jej w oczy. Pierwotnie miałam zamiar dorobić z innego zdjęcia smoczek, ale moja przyjaciółka mądrze zauważyła, że akie przerabiane zdjęcie nie będzie naturalne. Przyznałam jej rację, bo przecież wcale nie musi Marysia wyglądać jak modelka z pozującym uśmiechem- to zdjęcie jest 100% naturalne i tak będzie najlepiej - bo właśnie taka - była Marysia.  Pomnik jest w 80% ukończony, zdjęcie w porcelanie - także. Mam nadzieję, że uda nam się właśnie w ten sposób uczcić rocznicę jej odejścia.
Dziękuję raz jeszcze kochani:)

piątek, 4 kwietnia 2014

Odnalazłeś już sens w swojej codzienności?

Zaczęłam dzień od mojej ulubionej kawy, którą przywiozłam z Florydy. Jest delikatna a zarazem wyrazista w smaku z nutą wanilii, orzechów i cynamonu. Gdy zaparzam ją w ekspresie, w całym domu unosi się ten niepowtarzalny aromat. Nawet pusta filiżanka jeszcze długo nosi znamiona tego wyrafinowanego smaku. Nie tylko mnie urzekła swoim smakiem, bo znaczna część ludzi zamieszkujących inne rejony Ameryki - jak ma okazję zaopatruje się w tę wyjątkową kawę. Nie wiem co jest w niej takiego, że mogłabym ją pić niemal bez przerwy.
 Do mojej głowy wpada tak dużo myśli, że próbując je uporządkować, zmieniam wątki i tak jak zawsze piszę to, co czuję w danym momencie. Przyglądam się właśnie złotym firanom, które odbijając słoneczne światło od atłasowych złotych kuleczek - oślepiają mi oczy. Dzień zza okna wygląda pięknie i pobudza do życia. Siedzę w salonie przy stole, na moim miejscu pracy - wśród 3 komputerów, kilku książek, jakichś  notatek, w nieładzie rozrzuconych długopisów i luźnych kartek skryptu do poniedziałkowych rekolekcji z młodzieżą, które mam poprowadzić w Tczewie.
W panującej obok mnie ciszy, która wydaje się być żywa, ogarnia mnie wspaniałe poczucie wdzięczności za wszystko co mam. Prowadzę wspaniałe życie- mam udany związek, w którym zarówno mój mąż, jak i ja - możemy swobodnie realizować siebie, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę. Chociaż żyjemy razem, te same troski nas dotyczą, te same radości,  to jednak każde z nas ma jeszcze taki swój mały świat - na robienie rzeczy, które się kocha, czas na swoje prywatne pasje. Ja delektuje się czasem, kiedy siadam na sofie oddając się nowej lekturze, w przerwach między obowiązkami uczę się angielskiego, czerpię z życia, kiedy mam swoją godzinę by ciszy umysłu posłuchać siebie,  kiedy planuję dzień wedle własnych potrzeb i pragnień. Jeśli mam ochotę to sprzątam, piorę, lub gotuję. Jeśli nie mam na coś ochoty - po prostu tego nie robię. Mój mąż także ma swoje, no wiecie hobby samochodowe i takie tam;) Jeśli chce o czymś poczytać, przeprowadzić 10-tą z rzędu rozmowę telefoniczną, wyświadczyć przysługę przyjacielowi - po prostu to robi. To cudowne, kiedy możesz w życiu robić rzeczy, które sprawiają ci radość, bez gderania i krytycyzmu współmałżonka, bez obaw, że zostanie się skrytykowany i rozliczany z marnotrawstwa czasu, bądź braku sensu pewnych działań. To takie ważne, by nie wchodzić butami w osobisty świat  osoby, którą się kocha. Tylko wtedy związek dwojga różnych ludzi może przetrwać lata, otoczony wzajemnym szacunkiem, zaufaniem, zrozumieniem potrzeb drugiego człowieka i miłością.  Tylko w takich warunkach człowiek może wzrastać, rozwijać swój potencjał, mając z jednej strony sprzymierzeńca, przyjaciela i kompana, a z drugiej mając totalną swobodę na swoje pasje i potrzeby, choćby wyjście do fitness, na tańce, na piłkę, na kursy językowe,  na kawę do koleżanki, do kosmetyczki, czy gdziekolwiek indziej. To fajne razem zasypiać i razem się budzić, a potem każdy idzie na kilka godzin w swoją stronę, realizując siebie i dając z siebie wszystko, czym można pomóc innym, zainspirować ich, jednocześnie czerpiąc osobistą satysfakcję. Dlatego wiem, że moje życie jest wspaniałe. Ostatnia podróż do USA dokonała kolejnych tajemniczych zmian, które wciąż próbuję zgłębić i zrozumieć. Już nie mogę się doczekać, aż uporządkuje je na tyle, by dać innym pewne świadectwo. Jedynym logicznym sposobem wydaje się spisanie tego wszystkiego, co miało miejsce, a co jest dziwnie majestatyczne i ekscytujące. Dlatego wzbiera we mnie niepohamowane pragnienie opowiedzenia o tym wszystkim, co jest trudne, ale zarazem piękne i dlatego spisuję wszystkie swoje myśli w formie luźnych wątków, które jak Bóg da - może jeszcze z końcem tego roku przybiorą postać duchowej powieści, popartej dowodami życia pewnej kobiety i moimi doświadczeniami. Myślę, że wkraczamy w erę przebudzenia ludzkiej świadomości, zgłębiania własnych potrzeb i sensu wielu ludzkich historii. Jedno jest pewne -jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni i wzajemnie się od siebie uczymy, rozwijamy i zmieniamy. I to jest piękne. Dlatego ja dziękuję za wszystko, czego nauczyłam się od was, a jest sporo rzeczy, za które mogę dziękować;) Wierzę, że ludzie, którzy wciąż czują się zagubieni, pewnego dnia zrozumieją moc tajemniczych przypadkowych wydarzeń i zaczną się otwierać coraz bardziej nie tylko na rzeczy fizyczne i namacalne, ale także na te bardziej subtelne, które z jakichś powodów nas nie tylko  inspirują , ale też intrygują i zachęcają do "głębszych" poszukiwań.

Specjalnie dla Ciebie!

Hmmm, czy odtańczysz z nami taniec wygibaniec na dobry początek dnia??? Specjalnie dla Was od mojej przyjaciółki żyrafki;) codziennie rano rozpoczynamy razem dzień:)




Mam nadzieję, że uda wam się go otworzyć;)

Dla Was na dobrrrrryyyy humor! :))))

środa, 2 kwietnia 2014

Które lepsze? Pomóżcie wybrać!

Kochani! Mam do Was prośbę. Proszę was o opinię, które zdjęcie Marysi według Was będzie lepsze? Muszę podjąć decyzję, bo jak wiecie, wkrótce zbliża się I rocznica odejścia Marysi  zamówiliśmy jej biały nagrobek. Jak będzie gotowy - oczywiście go pokażę. Na razie nie chcę zdradzać szczegółów, poza tym, że będzie to biały kwarcyt.
Proszę pomóżcie wybrać;) Wy ocenicie to na pewno bardziej obiektywnie niż ja;)
Napiszcie proszę, które zdjęcie według was jest lepsze? - Marysia w kitkach, czy Marysia uśmiechnięta?

Marzenia przychodzą różnymi ścieżkami...

Czy kiedykolwiek w swoim życiu miałeś takie dni, kiedy myślałeś że gorzej już być nie może, że wszystko co robisz jest przeciwko tobie, a każdy kolejny dzień kładzie ci nowe kłody pod nogi? Czy kiedykolwiek powiedziałeś sobie, że to o czym marzysz - nie uda się, że nie dasz rady? Czy czasami uważałeś, że pewne rzeczy są niemożliwe do zrobienia, bo tak ci się po prostu wydawało, a może ktoś tobie to powiedział? - może jedna, a może kilka osób?
Ja kiedyś właśnie tak myślałam, że szczęście w realizacji marzeń jest dziełem przypadku, że niektórzy po prostu rodzą się szczęściarzami, podczas gdy inni są skazani na wiecznego pecha i żyłam w takim przeświadczeniu tak długo, aż pewnego dnia, moje życie wywróciło się do góry nogami i zrozumiałam, że bycie szczęśliwym jest kwestią wyboru, a nie przypadku! Jak powiedział William James : "Kiedy musisz dokonać wyboru i tego nie robisz - to to też jest wybór - twój wybór!"
Wtedy zrozumiałam, jak wiele potrafimy stracić tylko dlatego, że przedwcześnie coś osądzamy, że z góry uznajemy coś za stracone i niemożliwe. I właśnie wtedy nastąpił przełom. Postanowiłam wziąć odpowiedzialność za swoje życie i przeszłam długi proces zmian- które opisałam w skończonej właśnie przeze mnie książce "Odbicie". I wtedy zaczęły dziać się cuda, które dzięki determinacji, mojej pracy, odwadze, którą często musiałam się wykazać, dzięki stawieniu czoła strachowi i przede wszystkim silnemu pragnieniu i mocnej wierze w powodzenie - zaczęłam podejmować działania, przed którymi wcześniej prawdopodobnie bym stchórzyła, lub odłożyła na półkę z napisem: "marzenia". Wtedy też silne pragnienie spowodowało, że uwierzyłam w rzeczy, które wcześniej wydawały mi się niemożliwe i zaczęłam działać. I wtedy pojawiła się pomoc - sprzyjające zbiegi okoliczności ułatwiały realizację celu i potęgowały moją wiarę w jego powodzenie. I tak udało mi się polecieć do Brazylii, do Turcji na delfinoterapię z córeczką, spełniło się moje marzenie o podróży do USA, oraz ponownym pobycie w Brazylii, pragnienie dzielenia się z misją dzieci chorych, niepełnosprawnych, które przychodzą na świat - często na bardzo krótko, by tak wiele nam przekazać - także się zrealizowało w postaci nieplanowanej nigdy wcześniej "Życiowej zwrotnicy". Jest jeszcze wiele innych rzeczy, które po drodze przyszły, udowadniając, że wszystko czego pragniemy jesteśmy w stanie doświadczyć, pod warunkiem, że mamy na ten temat niezachwianą wiarę,  silne w sercu pragnienie i podejmujemy wszystkie niezbędne kroki, często tez te trudne, zniechęcające, tylko po to,  by udowodnić sobie, że jesteśmy w stanie tego dokonać. Dla każdego z nas będą to inne wyzwania i inne trudne sprawy, z którymi przychodzi nam się zmierzyć. Każdy przecież ma inny charakter , inną osobowość i inne sprawy określa mianem łatwych , czy trudnych. Jednak każdy człowiek ma marzenia, do których albo dąży i w nie wierzy, albo przygląda im się z cichą tęsknotą i od czasu do czasu obetrze je z kurzu, przywołując je w pamięci. Jeszcze za życia Marysi, pragnęłam dzielić się z ludźmi tym, czego mnie nauczyła  - choć tak trudno to przedstawić i ubrać w słowa... I stało się to w postaci chociażby moich książek, czy takich chwil jak te- kiedy zadzwoni ktoś i poprosi czy mogę przyjechać i przeprowadzić spotkanie z młodzieżą, by na podstawie mojej historii opowiedzieć im o rozumieniu znaczenia miłości, oraz poczucia szczęścia mimo trudnych życiowych spraw.. Choć zawsze pojawia się stres, w końcu to wystąpienie przed ponad 200 osobami, gdzie trzeba zaciekawić ich opowieścią, sprawić, by zaangażowali się w historię i jej przekaz - co nie jest rzeczą łatwą -to jednak zawsze daje mi to dużą satysfakcję, ponieważ jest to jedno z moich marzeń - dzielić się z innymi miłością, którą przyszło mi poznać i doświadczyć. I choć mogłabym odrzucać takie oferty, zaoszczędzając przy tym swój wolny czas, eliminując strach i stres, omijając czas na przygotowanie się do takiego 2 godzinnego wystąpienia - to jednak wiem, że jest to właśnie jedna z tych ścieżek, która wiedzie do rozwoju i poczucia wypełniania życiowej misji, jednocześnie stanowi mały odłam własnego marzenia. Nie od razu będą to przecież wystąpienia na miarę światowych dyskusji, ale właśnie poprzez małe gesty i czyny - realizujemy siebie... Dlatego wierzę, że każdy człowiek ma swoją własną misję do spełnienia, czasem potrzeba wielu lat, by ją odnaleźć i zidentyfikować, ale kiedy się tego dokona - człowiek czuje się spełniony, czego z całego serca życzę, bo to w końcu my wszyscy wnosimy wkład w życie na Ziemi i my wszyscy tworzymy naszą rzeczywistość.