środa, 7 sierpnia 2013

List od mamy

Kilka dni temu napisała do mnie pewna mama - Marta, jak się okazuje również mama rocznej Marysi:) Napisała do mnie te słowa:
Ps. cytuję za zgodą autorki
Witam Pani Anno
 
Nie pisałam do Pani jeszcze nigdy, bo też i nie wiem, co mogłabym napisać, choć bloga Marysieńki czytałam od dawna.
Czasem sama zastanawiałam się, dlaczego właściwie tak mnie do niego ciągnie, nie jestem urodzoną internautką, ani tego nie lubię ani nie mam na to czasu, jednak już od dawna nie ma prawie dnia abym, nie wchodziła na Pani bloga. Z niecierpliwością zawsze czekałam na kolejne zdjęcia Pani córuni, do tej pory wyszukuję tych, które umieściła Pani już dawno temu.Nie wiem dlaczego zawsze wpatruję się w zdjęcia Marysi tak uważnie... chyba mniej uwagi poświęcam na oglądanie zdjęć moich bliskich. Coś z tych zdjęć przyciąga, może to oczka Marysi, a może jej śliczna buziunia, nie potrafię tego nazwać.
 
Marysia była cudnym dzieciątkiem, Pan Bóg pewnie jest dumny, że ma ją w gronie swoich aniołeczków.
 
Nie mam zielonego pojęcia, co Pani przeszła po stracie Marysieńki. I obym się tego nie dowiedziała, bo jestem mamą. Jedno jest jednak pewne - nie doświadczę nigdy takiej miłości jaka spotkała Panią, i takiej cudnej więzi, choć kocham swoje dziecko nad życie to tego jestem pewna. Czytając Pani bloga to było czasem wyczuwalne, coś ogromnego, nieziemskiego.
 
Przepraszam za moje wypociny, nie wiem sama dlaczego piszę, ani jaki jest sens aby Pani w ogóle zawracała sobie głowę czytając to, ale potrzebowałam komuś to przekazać. Mężowi nawet nie próbuję, bo nie zrozumie, ale Marysia zajmuje w mojej głowie z jakiegoś powodu spory kawałek miejsca. Często o niej rozmyślam, a zrozumienie dla boskiego planu co do jej losu każdego dnia miesza się z tym, że trudno mi się jest pogodzić z tym, co się stało. Mnie - obcej osobie... Tym samym nie potrafię wyrazić żalu jaki mnie ogarnął po śmierci Marysi. Zabrzmi banalnie, ale jest mi naprawdę, naprawdę przykro.
 
Staram się być dobrym człowiekiem, więc jeśli kiedyś będzie mi dane trafić do nieba będę się za Marysieńką uważnie rozglądać:-) I cudnie będzie się z nią spotkać.
 
Życzę Pani dużo zdrówka i jak najwięcej cudownych znaków miłości od córuni
 
Pozdrawiam serdecznie
 
Marta

Tego typu piękne maile dostaję od Was kochani. A Marysia jest czujna i ostatnio daje mi coraz więcej znaków. 
Wiecie, to niesamowite, ale wszędzie daje o sobie znać : Na poniższym zdjęciu widać białe serduszko - ślad przed moim domem, gdzie leżały wysypane kamyczki, które teraz Marysia ma przy grobku. Kamyczki były zrzucone z ciężarówki na jedną kopę. Kiedy mój mąż zabrał wszystkie  - zobaczcie co zostawiła Marysia! To niemożliwe, aby pozostał po nich taki ! ślad:) 
Wczoraj znowu pożegnała mnie typowym dla niej różówym niebem przy moim domu...

To widok serca sprzed bramki wyjściowej z domu. 



widok z okna z domu


A to z dzisiejszej wizyty u Marysi i jej kamyczki:)

a tu zdjęcie Marysi, które mam na szafce w kuchni. 

                                Kochana Marysiu, tak tęsknię i tak bardzo CIę kocham! Dziękuję Marysiu, że odmieniłaś moje życie i dziękuję za to, że odmieniasz życie ludzi, którzy stają na twojej i naszej drodze.... Jesteś prawdziwym Aniołem., Jestem z Ciebie bardzo dumna. Szkoda tylko, że nie mogę Ci tego powiedzieć obcałowując jak zawsze... Przyjdź do mnie znowu córeczko... Czekam na ciebie, mama...

1 komentarz:

  1. Nie tylko Pani Marcie brak Marysi,zapewne jest nas wielu którzy sledzili losy tej istotki tak bardzo kochanej (i mam nadzieje ze dalej czytają bloga),którzy za nia tęsknią ,ja tak....pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń