poniedziałek, 23 lutego 2015

Sztuczki naszych babć i nie tylko… Czy wiecie, że….

Ostatnio przykładam większą wagę do pielęgnacji ciała i duszy przy pomocy naturalnych środków/metod naszych babć. Dlaczego? Ponieważ czas leci nieubłaganie, Pojutrze kończę 37 lat a ciało zaczęło się zmieniać. Pomimo iż jestem szczupła ( zawsze nosiłam rozmiar 36, teraz 36/38) to jednak widzę zmiany związane z czasem.. Staram się sobie pomóc w różnoraki sposób. Otóż nie cierpię pić wody, zwykłej i niegazowanej. Za to uwielbiam kawę i mogę wypić nawet 6 filiżanek dziennie. Zdaję sobie sprawę że wszystko co w nadmiarze szkodzi, dlatego wprowadziłam, zmiany, które od jakiegoś czasu stosuje i jestem zadowolona. Nie widzę pogorszenia utraty jędrności skóry w niepokojącym tempie, ale do rzeczy. Oto co robię, co zmieniałam i z czego jestem zadowolona, a najważniejsze  - co mogę polecić także wam:)
1. Kawę piję w dużych ilościach, z tym, że staram się zastępować kawę rozpuszczalną - moja ulubioną na kawę z ekspresu. Kupiłam sobie zwykły ekspres do kawy - nie taki na kapsułki, ale z filtrem do zaparzania kawy świeżo zmielonej. Jest znacznie zdrowsza niż kawa rozpuszczalna. Jeśli danego dnia wiem, że wypiję dużo kawy ( np pracuję przed komputerem) to zaparzam w ekspresie mix - kawy mielonej np 2 łyżeczki + 2 łyżeczki kawy mielonej bezkofeinowej ( można takie kupić w sklepach, w marketach). To sprawia, że nadal mogę delektować się smakiem, nie odnosząc wrażenia że piję zbożówkę, czy Anatol. Przez to nie mam wyrzutów sumienia, że piję tyle kawy ( staram sie ją mieszać i pić najzdrowiej, dobrej jakości kawę i dodatkowo zabielam ją mlekiem). Zmniejsza to jej kwaśność i jest łagodniejsza dla żołądka. 
Najlepsza z pośród kaw pod względem delikatności w smaku i niskiej zawartości substancji drażniących i związków eterycznych jest kawa Arabica, która drobno zmielimy tuż przed parzeniem. Kawa mielona, parzona cechuje się krótszym i łatwiejszym procesem obróbki niż kawa rozpuszczalna, dlatego uważana jest za zdrowszą. Kawa bezkofeinowa, która może występować w w wersji zmielonej i rozpuszczalnej. Może być pita przez osoby z chorym żołądkiem i nadciśnieniem, ponieważ zawiera bardzo mało substancji drażniących i znikomą ilość kofeiny. Kawa bezkofeinowa nie zawiera kalorii i jest bogata w polifenole.
2. Nie cierpię pic wody, dlatego znalazłam substytut - wodę z cytryną i odrobiną miodu, lub częściej - zaparzam w zaparzaczu rano zioła - zebrane przeze mnie i mojego teścia latem w lesie i innych sprawdzonych miejscach i tworzę mix herbatek ziołowych. Jeśli nie lubicie zbierać ziół, można je kupić w sklepie zielarskim, najlepiej takie sypane a nie zmielone w saszetkach, bo w nich z reguły są odpady. Robię np taki mix: lipa, skrzyp polny, płatki róży, biały bez. Czasem mieszam rumianek,pokrzywę, melisę i lipę. Smakuje wybornie. Jeśli chcę odrobinę słodszą, to dosładzam syropem z mniszka - takim, który robię co roku w maju ( znajdziecie przepis w zakładce ziołolecznictwo na moim blogu). 
3. Zrezygnowałam z kremów do twarzy, chociaż mam bardzo suchą skórę i bez kremowania nie wyobrażam sobie dnia. Co więc robię? Kiedy dwa czy trzy lata temu po raz pierwszy dostałam od siostry pod choinkę w prezencie różne kosmetyczne naturalne olejki, glinki i masło shea, zmieniłam swoje upodobania. Poczytałam na temat olejku arganowego, oleju lnianego, masła shea itp i od tamtej pory tylko tego używam do smarowania.   W sobotę koleżanka spytała co robię, że pomimo iż jestem przed 40-stką, nie mam widocznych zmarszczek - czego używam. Powiedziałam jej właśnie to- mieszam olejek arganowy ( ale nie taki z marketu, który ma tylko jakiś % tego olejku, ale kupiony  olej arganowy BIO tłoczony na zimno, 100% w ciemnej szklanej butelce + zwykły także tłoczony na zimno olej lniany) Największa bomba minerałów i ponad 50% niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych OMEGA 3. Do stosowania w kuchni - np do sałatek - co robię, ale także wewnętrznie do picia i zewnętrznie jako kosmetyk.
Działa łagodząco na pęknięcia skóry, posiada właściwości regenerujące, przeciwzapalne i nawilżające. Jest doskonały do cer: tłustej i trądzikowej skłonnej do zapaleń oraz przeciwzmarszczkowej. Może być stosowany w olejkach do pielęgnacji ciała, oraz w maseczkach dbających o piękny wygląd twarzy i włosów.

4. Zaczełam stosować w kuchni olej kokosowy, jedyny tłuszcz, który nie odłada się w postaci oponek na brzuchu i można go obrabiac w wysokich temperaturach, POza tym jest bardzo zdrowy i pięknie pachnie delikatnie kokosem podczas smażenia - uwaga, potrawy nie przejmują smaku kokosa! Olej można kupić w słoikach i wygląda jak biały smalec. Pisałam nie dawno o nim na blogu - warto poczytać o nim w necie. Używam go także zamiast kremu, bo jest genialny jako kosmetyk! Często wydajemy pieniądze na drogie kosmetyki, które w składzie mają więcej chemii i tylko 0,005 % wartościowych składników. Dlatego naprawdę warto sięgać po naturalne produkty, bo przecież matka Ziemia zatroszczyła się o to, by dostarczyć nam wszystkiego co trzeba. Dzisiaj smażyłam na tym oleju warzywa na patelni,czyli łyżeczka oleju kokosowego i na rozgrzną patelnię wrzuciłam obrane i pokrojone w paski ( podobne do frytek) marchewki, seler i pietruszkę. Można dodać odrobinę morskiej soli,pieprzu posypać delikatnie ( ok łyżeczki ) cukru, który się łagodnie skarmelizuje i wydobędzie naturalną słodycz warzyw. TO danie jest pyszne, bardzo łatwe i dietetyczne. Z powodzeniem zastąpi najlepszą kolację. Wypóbujcie! :)


5. Zsiadłe mleko do oczyszczania twarzy:
Dawniej nie było toniców, ani płynów micelarnych. DO codziennej pielęgnacji nasze babcie ( a może jeszcze wcześniej  np Kleopatra) używały do pielęgnacji skóry zsiadłego mleka. Dziś o nie dosyć trudno, ale można takie kupić np w biedronce w pudełku takim jak śmietana. Kwas mlekowy to naturalny kwas organiczny, który w bezpieczny sposób oczyszcza i nawadnia naskórek. Wacikiem nałóż na 15 minut zsiadłe mleko,następnie zmyj wodą.
Jak to działa?
Kwas mlekowy działa podobnie jak kwas owocowy- delikatnie złuszcza martwy naskórek, a dodatkowo odbudowuje płaszcz lipidowy skóry, przez co chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych.

6. Piękne naturalne  rzęsy :
Teraz jest moda na sztuczne rzęsy i co druga dziewczyna/kobieta takie nosi. Są te, które wyglądają bardzo naturalnie ( norki) oraz takie długie i sztywne drapaki, co sięgają brwi- ale o gustach się nie dyskutuje. Sama skusiłam się na rzęsy ( delikatne norki,o 2 mm dłuższe od moich naturalnych) Rzęsy wyglądają jak wytuszowane i ciężko się domyśleć, że są doklejone;)
Niestety taki luksus niesie za sobą pewne konsekwencje - otóż własne rzęsy słabną, a część zostaje usunięta z resztkami kleju. Jak więc odżywić własne rzęsy i przyspieszyć ich wzrost?
Sięgnij po naturalny olejek rycynowy, który nakładaj na rzęsy za pomocą czystej suchej szczoteczki do rzęs - można ją kupić w każdym sklepie kosmetycznym lub np na stoiskach typu INGLOT. Ewentualny nadmiar olejku usuń chusteczką. Zabieg wykonuj wieczorem, a rano przemyj powieki płynem do demakijażu. Uwaga! Po  2-3 tygodniach rzęsy będą wyraźnie dłuższe! Naturalny olejek trzymaj w lodówce, rafinowany, w łazience na półce. Taki olejek można kupić w każdej aptece za parę złotych;) 
7. Piękne białe zęby? 
Chcesz wybielić zęby? Sięgnij po węgiel aktywny dostępnyw aptece. Rozkrusz go i umyj nim zęby. SKutecznie usunie przebarwienia po kawie, herbaciei papierosach. To psrawdzona sztuczka naszych babć:)!

sobota, 21 lutego 2015

Jogurt nie tylko do jedzenia

Kochani, nie wiem jak wam, ale mi często się zdarza, że w lodówce zostanie mi trochę naturalnego jogurtu, z którym nie bardzo wiedziałam co robić. Aż pewnego dnia wynalazłam w gazecie pewną poradę:)
Gdy zostanie trochę jogurtu naturalnego w lodówce, nie wyrzucaj!
To świetny składnik maseczki!!!
Jogurt zawiera kwas mlekowy, białko,wapn i witaminy B2 i B12, potas i magnez.
Bardzo dobrze się sprawdza do pielęgnacju skóry! odświeżając ja i łagodząc podrażnienia. Naturalne białko zawarte w jogurcie łatwo sie wchłania i sprawia, że skóra staje się miękka i delikatna. Jak zrobić maseczkę?
2 łyżki stołowe jogurtu połącz z 3 łyżkami twarożku ( chodzi o gęstość, inaczej maseczka pod wpływem ciepła ciała spłynie z twarzy) dodaj do tego żółtko i 15 kropel oliwy ( ja dodałam olej lniany, może być arganowy, lub zwykła oliwa z oliwek lub olej np rzepakowy, czy słonecznikowy)
Wszystko dokładnie wymieszaj i nałóż na twarz na 15 min.
Różnica i zadowolenie gwarantowane!;)
do dzieła!

czwartek, 19 lutego 2015

III fragment książki "Odbicie"

Pamiętajmy, że strach jest jedynie niewłaściwie ukierunkowaną wiarą. Wierzymy w rzeczy, których nie chcemy, zamiast w rzeczy, których pragniemy.
Elinor Moody


Przez najbliższych kilka dni stan ogólny Marysi zwyczajnie się ustabilizował. Jednak zaraz potem, zaczęły dawać o sobie znać częstsze napady padaczkowe. Od kilku, aż po kilkadziesiąt dziennie. W mgnieniu oka córeczka straciła swoje napięcie mięśniowe i przypominała raczej szmacianą lalkę. Nieustający stan drgawkowy powodował nadprodukcję wydzieliny, która często nie mając innego ujścia zalewała płuca. Widok wykręconego w konwulsjach dziecięcego ciała, za każdym razem rodził to samo uczucie niemocy i przyśpieszenie rytmu serca, które krzyczało: już starczy! Już więcej tego nie zniosę! Choć rozum wariował z rozpaczy, serce kazało walczyć. Rozwiązania pojawiały się nagle czytając instrukcję zapisaną na kartach podświadomości. Tym razem było tak samo. Ułożyłam córeczkę w pozycji drenażowej główką do dołu, zgodnie z tym, co czułam w sercu, i w takiej pozycji Marysia spędziła noc. Zielona sofa w salonie służyła nam pomocą. Odizolowane od reszty domowników, miałyśmy tam swój szpitalnyazyl, gdzie szklany kawowy stolik niemal zawsze pełnił rolę inną od przeznaczenia, a przepełniony lekami i medycznym sprzętem, mieścił wszystko, co niezbędne. Każda noc była kolejnym wyzwaniem, a spuchnięte ze zmęczenia oczy i nieustanne czuwanie, nie pozwalały mi zapaść w głęboki sen. To rodziło ogromne zmęczenie, silny ból głowy i niemoc, która rankiem pozbawiała mnie sił. I wtedy
jedynym rozwiązaniem zdawał się być kubek mocnej kawy, który wypijany często jeden po drugim, stawiał mnie do pionu. I tak do wieczora, kiedy zbliżała się kolejna noc, a ja na samą myśl bałam się tego, co mnie czeka. Każda kolejna noc była podobna do poprzedniej. Wielokrotnie wstawałam, by odessać nagromadzoną w drogach oddechowych córeczki wydzielinę i kilkakrotnie w ciągu nocy zmieniałam jej totalnie przemoczoną od ślinotoku bieliznę. Moje miejsce było tuż obok niej, na drugim końcu zielonej sofy. Gdy tylko zdążyłam zanurzyć się w miękkości cętkowanego koca i na chwilę zamknąć powieki, rzężenia dochodzące z jej płuc natychmiast stawiały mnie na nogi. Kiedy niemal po raz trzydziesty próbowałam się położyć i gdy tylko zdążyłam się nakryć, konwulsje Marysi za każdym razem skutecznie mi to uniemożliwiały, a ja nie miałam siły, żeby nawet zapłakać z bezsilności. Ogromny księżyc zaglądał przez salonowe okno, rzucając szeroki strumień światła w kierunku dziecka. Panujący w pokoju półmrok pomagał niemal po omacku w wykonywanych czynnościach pielęgnacyjnych. Siedząc na brzegu łóżka, nasłuchiwałam dochodzących zewsząd odgłosów nocy. Nawet cisza nie była głucha. Z pokoju obok dochodziło ciche pochrapywanie męża, gdzieś dalej szum kołowrotka, w którym nasz chomik prowadził nocne wojaże, a tuż obok mnie syczał generator tlenu i pulsoksymetr, który kontrolował dotlenienie organizmu córeczki. Saturacja (procentowe określenie dotlenienia mózgu i organizmu) była niepokojąco niska 41%, podczas gdy prawidłowe dotlenienie oscyluje w granicach 95-100%. Co kilka minut wkładałam silikonową rurkę od ssaka do gardła Marysi, by odessać zgromadzoną w drogach oddechowych wydzielinę. Kiedy nadciągał świt, a niebo zmieniało kolor

z ciemnego granatu, na stalowy błękit, moje zmęczenie sięgało zenitu i organizm sam decydował o przymusowym odpoczynku. Nie wiem kiedy zasnęłam. Ta przespana godzina była wybawieniem, które pozwalało mi chwilę potem otworzyć zapiaskowane oczy, by dalej czuwać. Liczne napady padaczkowe, utrzymujące się drugą dobę, spowodowały, że Marysia nie była w stanie nic przełknąć. Spojrzałam na męża, który właśnie wchodził do pokoju, a on dokładnie wiedział, co trzeba zrobić dalej. Bez słowa poszłam do kuchni, w której mieści się wydzielone pomieszczenie, pełniące funkcję spiżarni. Na wprost wejścia stoi duża szafkanazywana domową apteką – po brzegi wypchana różnymi lekami i innym niezbędnym zaopatrzeniem medycznym. Otworzyłam kartonowe pomarańczowe pudełko, w którym leżakowały zakupione wcześniej sondy tzw. zgłębniki do karmienia dożołądkowego. Odmierzyliśmy jak zawsze długość ok 40 cm na silikonowej rurce, po czym Łukasz wprowadził ją przez malutki nosek Marysi, kończąc w żołądku. Po tym nieprzyjemnym, ale i niezbędnym zabiegu, mogłam podać córeczce leki, płyny i pokarm. Wiedziałam, że muszę działać szybko, by naturalnie wzmocnić jej system immunologiczny. I tu nieoceniony okazał się niedawno zrobiony sok ze świeżych żurawin z czosnkiem i cytryną. Byłam pełna nadziei na szybkie wyleczenie córeczki z infekcji, ponieważ czas biegł nieubłaganie, a do planowanej delfinoterapii zostało zaledwie 2,5 tygodnia. 

poniedziałek, 16 lutego 2015

cd GMO i wyczynów prezydenta….

Kochani, odnośnie ostatniego wpisu i tego co dzieje się w rządzie, ale dotyczy bezpośrednio każdego Polaka, chciałam zwrócić wasza uwage na jeszcze jedną rzecz. Jestem daleka od polityki i szczerze jej nie znoszę, ale kiedy docierają do mnie takie informacje, to mocno się irytuję. Wkrótce wybory, więc może warto skrupulatnie przemyśleć decyzję nad tym, przy jakim nazwisku postawimy krzyżyk. Dlatego cytuję wam maila, którego dostałam od koleżanki,która na stałe przeprowadziła się za ocean, ale często tu bywa i kultywuje polską tradycję, a juz na pewno kuchnię;) 
Ps. jutro postaram sie dołączyć III fragment książki Odbicia". Będę go umieszczać raz w tygodniu. a tymczasem - zapoznajcie się z tym, co nas dotyczy. Ania

"Jestem daleko od karaju,ale i tu dotarla kampania prezydencka.
Z mojego rozeznania wynika,ze brak jest kandydatow dobrych,tzn. takich, ktorym naprawde lezaloby na sercu dobro Polakow i Polski. Od dluzszego czasu, ostatnich kilku lat, przysluchuje sie wypowiedziom Grzegorza Brauna i temu,co robi.
Polecam Waszej uwadze jego osobe i liczne wypowiedzi, udzialy w klubach dyskusyjnych itp. Wszysto dostepne na you tube.
Imponuje mi jego wiedza historyczne,tzn taka, ktorej nigdzie nie uslyszycie oraz umiejetnosc analizowania zdarzen biezacych w naszym kraju i podawania przyczyn obecnego stanu rzeczy.
Wazne jest bysmy znali zyciorys osoby, zanim postawimy krzyzyk przy nazwisku. 
 
Jedno jest pewne  to czas na zmiane!
Ostatnio Komorowski podpisal ustawe dopuszczajaca GMO do obrotu i produkcji w Polsce. Teraz przymierza sie potajemnie sprzedac lasy panstwowe, by miec pieniadze na zaplacenie roszczen spolecznosci zydowskiej ( czy ktos z Was slyszal, ze Polacy zaplaca grube miliony spolecznosci zydowskiej z tytulu roszczen wojennych? a do tego Polska pokryje wszelkie koszty transferow pienieznych w przypadku,gdy konto bankowe jest poza granicami Polski. A kto i kiedy zaplaci Polakom!!! Niemcy maja specjalny fundusz, ale zaden z rzadow nie wystapil z roszczeniami do kraju, ktory nas zlupil i wymordowal! Ustawe te podpisal Komorowski w maju ubieglego roku).
Pokazmy,ze mamy oczy i widzimy,co sie dzieje, ze mamay uszy i slyszymy. Nie ulegajmy temu polskiemu -' a co ja moge zrobic'
Im tylko zalezy na naszej biernosci i bycie biernym, to nic innego jak wskazanie poparcia dla istniejacego stanu rzeczy. A jestescie zadowoleni z kraju w jakim zyjecie Wy i Wasze dzieci?
Obejrzyjcie:
Ja swoje poparcie juz wypelnilam i w jutro laduje w skrzynce pocztowej. Zrob to i Ty, jesli chcesz zmiany.
 
Pozdrawiam
 
Justyna"
 

czwartek, 12 lutego 2015

DRAMAT! :( Zobaczcie co podpisał Komorowski!!!

Pamiętacie jak pisałam o GMO - był link do artykułu na temat koncernu MONSANTO ( w zał. link do artykułu http://cudownedzieci.blogspot.com/2014/12/gigant-monsanto-zabija-ludzkosc.html) , który zniewala ludzkość trującym śmieciowym nawet nie jedzeniem, a najważniejszym - zarodkiem każdej żywności  - czyli ziarna, pasze, gleby. Teraz tak idiotyczną ustawę podpisał nasz kochany pan prezydent . Ciekawe ile za to dostał i co będzie jadł? To może oznaczać o wiele krótsze życie dla każdego Polaka. Cyba już teraz warto kupic nasiona (zgromadzić gdzieś w pudel i samemu w swoim ogródku chodować  chociaż namiastkę zdrowej i normalnej żywności!) Jestem wkurzona, zrozpaczona i wściekła na to co ci "bez komentarza" robią tym świecie!

Preżydent Komorowski właśnie wprowadził do Polski żywność GMO


Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o GMO. Oznacza to, że zawartość naszych talerzy będzie drastycznie bardziej szkodliwa.

a
Ustawa otwiera bowiem nasz rynek na żywność genetycznie modyfikowaną.
Posłowie PiS-u i część organizacji ekologicznych podkreślają, że rząd tą ustawą otworzył nasz rynek na żywność genetycznie modyfikowaną.
Poseł i były minister środowiska Jan Szyszko przestrzega przed fatalnymi skutkami podpisanej przez Komorowskiego ustawy GMO.
Od tego momentu uwalnianiem nie jest sprowadzanie nasion genetycznie modyfikowanych na cele żywnościowe oraz paszowe. W związku z tym można wprowadzać do Polski tony nasion genetycznie modyfikowanych w celach produkcji żywności i pasz. W obowiązującej – do chwili obecnej – ustawie wprowadzanie, a więc obrót, był traktowany jako uwalnianie i za to groziła kara do 12 lat więzienia. W tej chwili została zmieniona definicja uwalniania i obrotu, a więc sprowadzanie do Polski w celach handlowych oraz spożywczych organizmów genetycznie zmodyfikowanych nie jest uwalnianiem.
Warto teraz zapytać prezydenta czy na pewno leży mu na sercu zdrowie Polaków?
Źródło: http://wazne-sprawy.pl/prezydent-komorowski-wlasnie-wprowadzil-do-polski-zywnosc-gmo/
Tags : 

piątek, 6 lutego 2015

Olej kokosowy- niasamowite właściwości -jestem pod wrażeniem!

W zakładce ciekawostki dodałam dzisiaj krótki artykuł, który znalazłam w internecie na temat właścicowości kokosu, a w zasadzie oleju kokosowego, a to wszystko za sprawą mojej mamy, która kupiła słoik takiego białego mazidła - wyglądem pzypominający smalec, ale jakże odżywczy!
Też wybiorę się do sklepu w poszukiwaniu nie taniego, ale za to jakiego cudownego oleju kokosowego:) Przeczytajcie, bo warto:)

czwartek, 5 lutego 2015

Kawa normalna czy bezkofeinowa???

Każdy dzień rozpoczynam od picia kawy. Najbardziej lubię zabieloną mlekiem bez cukru. Potrafię wypić nawet 8 filiżanek. Mogłabym ją pić nieprzerwalnie, a szczególnie taką, jaką zasmakowałam podczas podróży do USA., np FOLERS. Można ją kupić na allegro , ale z przesyłka kosztuje 70 zł za puszkę (325 g). Jest najlepsza jaką w życiu piłam, a próbuję coraz to nowych kaw - nie mam swojej jedynej, bo szybko tracą swój aromat poprzez przyzwyczajenia i dlatego lubię zmieniać kawę. Ta jest wspaniała. Zaczęłam się ostatnio zastanawiać, czy nie dorzucić do swojego manu kawy bezkofeinowej i zaczęłam trochę o tym czytać. Jak się okazuje - bezkofeinowa - zawiera kofeinę, a fit - wcale nie musi być fit:) No cóż, ale i tak chyba warto pić ja naprzemiennie, bo znacznie ograniczymy dzienne dawki kofeiny. A oto co znalazłam w niecie;)

Dekofeinizacja na skalę przemysłową
Dekofeinizacja – tak nazywa się proces, podczas którego kawa pozbawiana jest kofeiny. Pierwszy raz udało się go przeprowadzić w 1820 roku. Ponoć bardzo przyczynił się do tego Goethe, który wypijał wiele filiżanek kawy dziennie i po jakimś czasie zaczął podejrzewać, że ma to coś wspólnego z jego bezsennością. Namówił więc znajomego chemika, by zajął się „problemem”, czyli odseparowaniem kofeiny z kawy.

Obecnie kofeinę odseparowuje się z kawy za pomocą trzech metod. W każdej z nich najpierw spulchnia się ziarenka zielonej kawy. Dzięki temu ich powierzchnia jest większa i łatwiej usunąć z nich kofeinę.
1)    Dekofeinizacja przy wykorzystaniu rozpuszczalników chemicznych polega na użyciu chlorku metylenu lub octanu etylu, które „wypłukują” część kofeiny. Resztę usuwa się poprzez zanurzenie ziaren kawy w strumieniu gorącej pary.
2)    Podczas dekofeinizacji przy użyciu gazów nadkrytycznych wykorzystuje się fakt, że w odpowiednich warunkach gazy zachowują się jak ciecze. Cząsteczki dwutlenku węgla pod bardzo wysokim ciśnieniem wiążą się z cząsteczkami kofeiny, która ulatnia się wraz z gazem po obniżeniu ciśnienia.
3)    Trzeci proces to dekofeinizacja przy wykorzystaniu wody i ekstraktów pozbawionych kofeiny. W tym przypadku kofeina usuwana jest nie z ziaren, ale z ekstraktu związków rozpuszczalnych w wodzie, które otrzymuje się po uprzednim moczeniu ziaren kawy w wodzie. Ekstrakt przepuszczany jest przez filtr zawierający aktywowany węgiel drzewny, który absorbuje kofeinę.  

Czy kawa bezkofeinowa zawiera kofeinę?
Tak. Są to ilości znacznie mniejsze niż w "normalnej" kawie, ale kofeina, nawet jeśli nazwa kawy sugeruje inaczej, nie zostaje usunięta całkowicie. Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej, zawartość kofeiny nie może przekraczać 0,1 proc. w zielonych ziarnach kawy i 0,3 proc. w kawie rozpuszczalnej. Stosowane obecnie metody dekofeinizacji usuwają co najmniej 97 proc. kofeiny naturalnie występującej w ziarnach kawowych. Jedna filiżanka kawy bezkofeinowej zawiera ok 1-5 mg kofeiny. Dla porównania, filiżanka "normalnej" kawy, ma ok. 100-120 mg kofeiny.

Dlaczego w kawie bezkofeinowej wciąż zawarta jest kofeina? Chodzi o walory smakowe i zapachowe. Gdyby kofeiny nie było w ogóle, to, co dla wielu osób w małej czarnej jest najważniejsze, czyli jej smak i zapach, nie byłyby wyczuwalne. Można więc powiedzieć, że gdyby kofeinę usunięto zupełnie, kawa nie byłaby już kawą.
a z Marysiowym serduszkiem;) smakuje jeszcze lepiej..

II fragment książki "Odbicie"

Rozdział nie z tej bajki
Ten rozdział nigdy miał nie powstać. Zupełnie nie pasuje do treści książki. Ale niestety, zawarta w nim teść jest prawdziwa, jak cała reszta, a życie samo zweryfikowało scenariusz.
Rozpoczynający się miesiąc marzec 2013 roku zapowiadał się fascynująco. Moja córeczka Marysia była w świetnej formie. Znacznie lepiej radziła sobie z połykaniem pokarmów, była radosna, częściej się uśmiechała. Zalotnie zerkała na mnie spod gęstwiny rzęs, gdy do niej mówiłam. To były jedne z tych szczęśliwszych dni, kiedy życie rodzinne kwitło, a w domu unosiła się pozytywna energia. I choć minęło 4,5 roku od jej przyjścia na świat, od pewnego czasu miałam w sobie niesamowitą moc i chłonęłam życie pełną piersią.
Z niecierpliwością oczekiwałam dnia, w którym ponownie mieliśmy polecieć do Turcji, w celu uczestnictwa Marysi w delfinoterapii. Niestety wybrany majowy termin z różnych przyczyn nie doszedł do skutku. Zastanawiałam się, dlaczego pojawiają się komplikacje, ale trzymając się zasady, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny, zrobiłam krótki zapis w swoim kalendarzu. Zanotowałam jedynie, że chociaż dzisiaj nie znam powodu owej gmatwaniny, to już wkrótce okaże się, jaka jest tego przyczyna. Nie byłam zła, może bardziej intrygował mnie fakt, że z jakiegoś nieznanego mi powodu, nie udało nam się zarezerwować właśnie tego turnusu. Obiecałam sobie, że jak już poznam powód, wrócę do swoich notatek i uzupełnię zapis. Tymczasem znalazło się wolne miejsce w pierwszym terminie
kwietniowego turnusu. Co prawda woda w akwenie jest w tym czasie dosyć chłodna, ale spodziewane korzyści przeważyły o rezerwacji tego turnusu. Czułam silne podekscytowanie na myśl o ponownym spotkaniu z tymi niesamowitymi zwierzętami, a zarazem ogromną ciekawość, czym zaskoczy nas Marysia.
Delfiny to duże, często 2,5 metrowe, silne zwierzęta, ważące nawet 80 kg. Obdarzone jednak wyjątkową łagodnością, niesamowitą zwinnością i lekkością”. Te niebywałe ssaki, o przyjemnej jedwabistej, lekko tępej skórze w kolorze ciemnego srebra. Stanowią one przyjemny obiekt obserwacji, zachwycając doskonałością natury. Specyficzny wyraz pyszczka delfinów, przypominający łagodny uśmiech sprawia, że samo patrzenie na te ssaki nastraja pozytywnie. Kontakt z delfinem, to nie tylko przeżycie niemal artystyczne, ale też prawdziwa terapia, polegająca na absorbcji przez pacjenta, emitowanych przez sonar delfina ultradźwięków, które działają stymulująco na układ nerwowy człowieka.
Podczas zeszłorocznej terapii, po raz pierwszy zobaczyliśmy i usłyszeliśmy szczery śmiech naszego dziecka, które dotąd szczędziło nam tego widoku. To było dla nas absolutnie niewiarygodne przeżycie, dla którego życie zyskało sens. Marysia nigdy nie wypowiedziała żadnego słowa, więc dźwięki szczerego śmiechu dziecka, brzmiały niczym najpiękniejsza symfonia, rozbrzmiewająca w uszach. To jak wyczekiwanie narodzin, jak pierwsze ruchy płodu noszonego pod sercem matki. To jak pierwszy dotyk maleńkiej istotki, która zrodziła się z ciebie. Tak, właśnie taki był uśmiech Marysi. To była chwila, w której otwarło się niebo, a przepływające światło miłości, zniewalało w ekstazie.
Dlatego zachłanni tych wrażeń i poprawy zdrowia córeczki, zdecydowaliśmy zrobić wszystko, aby zapewnić jej możliwość ponownego uczestnictwa w terapii. Koszt był dość wysoki, jak dla przeciętnego zjadacza chleba i oscylował blisko rocznego dochodu netto, ale owa terapia była dla nas absolutnym priorytetem. Wszystko wydawało się iść we właściwym kierunku, aż do dnia, w którym Marysia zwyczajnie zagorączkowała. Miałam nadzieję, że to zwykła trzydniówka, która przejdzie równie szybko, jak się pojawiła. Podałam jej leki przeciwgorączkowe i zwyczajnie obserwowałam. Wiedziałam, że jeśli będę wyczekiwała symptomów choroby, one na pewno się pojawią. Dlatego przepełniona ufnością, liczyłam na pomyślne zakończenie.
I tylko jedno może unicestwić marzenie strach przed porażką”.
Paulo Coelho
Zapragnęłam zmiany
Wizja siebie pięć lat starszej, tkwiącej wciąż w punkcie wyjścia, nie była pocieszająca. Postawiłam na zmianę. Początki naturalnie nie były łatwe. Zaczęłam od czytania książek, w których poszukiwałam recepty na udane życie. Przeczytałam masę poradników, oglądałam reportaże, uczestniczyłam w szkoleniach doskonalenia umysłu, podjęłam medytację. Zaczęłam rozumieć potęgę ludzkiego umysłu, ale niewiele się zmieniało. Rozumiałam, że ludzkie myśli są twórcze, i że to one materializują niematerialne, jednak nijak nie przekładało się to na rzeczywistość. Dlatego postanowiłam przetestować na sobie wszystko, czego się dowiedziałam, a co mogłoby odmienić moje życie na lepsze. Obiecałam sobie odnieść sukces, cokolwiek miałoby to oznaczać i sprawdzić, co dokładnie się do tego przyczyni.
Zrozumia
łam, że życie to przygoda i tak zaczęłam je traktować!
Tak, zdecydowanie życie to przygoda, to podróż, którą każdy musi przebyć w wybrany przez SIEBIE sposób. Jest wiele możliwości, wiele dróg, mnóstwo rzeczy do odkrycia i ścieżek, na które można wkroczyć. Może to być przyjemna przechadzka po ścieżce usłanej miękką, soczystą trawą, po której z radością się spaceruje, obserwując bogactwo roślinności i przecudnych barw, rozpościerających się wokół
kwiatów. Można spacerować tą ścieżką z lekkością, w podskokach, z rozkoszą stawiając bose stopy na miękkim dywanie natury, pachnącym kwiatami i wonią ziół. Można też, idąc przez życie, podziwiać motyle, owady i rozśpiewane ptactwo lub śpiewać w rytm muzyki własnej duszy i napawać serce radością z przeżywanej chwili, zupełnie nie zważając na to, co czeka dalej.
Jest możliwość wybrania innej ścieżki, która również doprowadzi do celu na skraj życia. Można wybrać ścieżkę kamienistą, betonową, która w rozgrzanym słońcu będzie palić nasze stopy lub wędrować po bruku, potykając się i raniąc nogi. Można widzieć wokół odległy horyzont lub ogromne skaliste góry, które z każdym krokiem wydawać się będą coraz większe wrastając niemal w chmury.
Można wybrać jeszcze inną ścieżkę albo obie na raz. Wędrować przez soczyste łąki, a mimo to, wypatrywać chwastów, które poranią nam stopy. Odganiać owady w obawie, że użądli pszczoła, a obserwując niebo wypatrywać chmur i zastanawiać się, gdzie znaleźć schronienie podczas burzy?
Jest jeszcze inna droga życia. Przemierzając brukiem, można z radością podziwiać napotkane źdźbło trawy, której udało się przedrzeć przez ściskające ją kamienie. Radować się słońcem, które ogrzewa i choć wędrując, potyka się, wystarczy zamknąć oczy, by wsłuchać się w odgłosy otaczającej natury. Można napełnić piersi powietrzem i wędrować dalej z pewnością w sercu, że następny odcinek ścieżki zachwyci czymś większym, aniżeli źdźbło trawy. Widząc kwiat, poczuć jego zapach rozkosznie pieszczący zmysły.
Zawsze mamy wyb
ór!

Ale która z tych dróg jest tą właściwą? Według mnie – żadna nie jest lepsza od drugiej. Ponieważ, nie ma słusznej drogi, którą należy kroczyć. Jest tylko droga, którą samodzielnie w życiu się wybiera i rolą człowieka jest sprawić, aby to właśnie ona stała się tą właściwą. Jak powiedział William James: Gdy musisz dokonać wyboru i tego nie robisz, to to też jest wybór, Twój wybór. Dlatego niezależnie od tego, na której z dróg się jest, tylko ty decydujesz, w jaki sposób ją przemierzysz. Tylko ty decydujesz o tym, co piękne, co wartościowe, o tym, z czego czerpać radość. Nie należy nieustannie myśleć, co będzie jutro, bo jutro może nigdy nie nadejść! Trzeba żyć, cieszyć się, wybierać dla siebie tylko najlepsze z wachlarza życia. W każdej sekundzie istnienia, dawać z siebie więcej, niż wydaje się, że można dać. Wspinać się coraz wyżej, bo wszystkie marzenia są tuż obok! Wszystkie odpowiedzi zależą od ciebie! Zobaczysz kwiat, czy ujrzysz w nim chwast? Weź więc życie w swoje ręce, nie mów, że już taki los! Nawet, kiedy wszystkie drzwi zatrzasną się przed tobą, nawet wtedy, gdy zagubisz się w labiryncie życia, gdy nie będziesz widział nic prócz skał, to pamiętaj, że we wszystkim jest szczelina, przez którą zawsze przedostaje się światło, a ono ponownie oświetli ci drogę