wtorek, 30 lipca 2013

Sen o niej:)

Wczoraj śniła mi się moja kochana Marysia. Ponieważ śni mi się dość rzadko, zawsze, kiedy mogę spotkać się nią w marzeniach sennych napawa moje serce radością. Widziałam ją taką jak zawsze, co prawda chorą, z chudymi nóżkami, ale uśmiechała się do mnie. Pamiętam, że sprawdzałam wyniki badań, bo znowu dopadła ją infekcja. Dalszy etap snu dotyczył świadomości, że jej nie ma już ze mną, ale szłam doliną, gdzie spotkałam 2 kobiety z małymi dziećmi. Jedna w tym śnie, też straciła niedawno dziecko, jednak zaszła w ciążę po 3 miesiącach i w ten sposób w wózku prowadziła zdrowe dziecko. Była to malutka - roczna i drobna dziewczynka, ubrana w  bawełnianą sukienkę w szaro czarne paski zakończoną falbanką. Zatrzymałam się przy tych kobietach i ona powiedziała, że dziecko to ma także na imię Marysia. Zapytałam więc, czy mogę wziąć ją na ręce- zgodziła się. Dziewczynka byłą bardzo lekka i siedząc na moich kolanach, spojrzała mi głęboko w oczy i powiedziała do mnie: Ja codziennie bawię się z Marysią(tą moją ) - zamilkłam ze zdziwienia. Matka tej dziewczynki również była w szoku, bo dziecko było małe i nie potrafiło jeszcze mówić. Wiedziałam, że chodzi o moją córeczkę, która mieszka teraz w niebie. Ta? - zapytałam, a mogę jutro do was przyjść się pobawić ? zapytałam. Dziewczynka miała szeroko otwarte ciemne oczy i akceptującym skinieniem głowy z aprobatą potwierdziła, że tak. O której godzinie? - zapytałam .... I w tym momencie zerwała się w nocy wichura, to była ta straszna burzowa noc, wiatr wleciał z hukiem do środka i trzasnął oknem. Obudziłam się wyrwana z pięknego snu. Nie wiem, co było dalej i o której godzinie miałam do nich przyjść... Szkoda... ale sen ten ukoił tęsknotę mego serca, bo czułam, że moja córeczka jest bezpieczna, że bawi się z dziećmi, jest radosna i robi to co każda zdrowa dziewczynka, czego wcześniej nie zdołała poznać....Kochani, pozdrawiam Was bardzo serdecznie, wszystkie mamy, które do mnie piszą, życzę Wam wytrwałości w walce o wasze dzieci, miłości i świadomości, że nic nie jest trwałe, a wszystko przemija. Nic nie istnieje bez przyczyny i nic nie zmienia się samoistnie. W zasadzie tej nie ma nic odkrywczego, jednak samo jej   uświadomienie sobie jest ważne, bo decyzja zapoczątkowuje zmianę. Zmiana wywoła niezliczone reakcje zarówno pozytywne jak i negatywne. Bardzo ważna w tym wszystkim jest nasza intencja. Siła dobra podobnie jak huragan ma niewyobrażalną moc. Pociąga to za sobą istnienie łańcucha współzależności, a to pozwala uświadomić człowieka, jak bardzo jest współzależny od innych ludzi, dlatego taż ważna jest odpowiednia intencja płynąca z serca, bo dobro jak bumerang powraca w nieoczekiwanym momencie, ale i zło  - robi to samo. A nasze niewłaściwe często decyzje, wynikające ze strachu, przed tym co może się wydarzyć w konsekwencji naszego kroku, są jak ogromne magnesy, które trzymają nas w miejscu uniemożliwiając rozwój. Tak sobie rozmyślałam nad tym, ile wyzwań każdego dnia pokonuje każdy z nas. Ile przeszkód musi przezwyciężyć, jak często zdać się na odwagę, jak bardzo się czasem zmęczyć, by w ogóle żyć i egzystować. Jak wiele znieść cierpienia i dotyczy to absolutnie każdego człowieka - bo wszyscy jesteśmy tacy sami. Pragniemy szczęścia i znosimy ból. Jedni ból choroby dziecka, śmierć ukochanej osoby, inni znoszą niedostatek finansowy, jeszcze inni martretowanie i bicie, a innym natomiast ludziom żywioł zabiera wszystko. Co więc pozostaje człowiekowi w takich skrajnych sytuacjach, gdy brak sił, a rozpacz rozrywa serce? Bardzo mi się podobają słowa Buddy, który mawiał, że : "Największy skarb, jaki może posiąść człowiek, to wiara w siebie." A co wy o tym myślicie?
J się z tym zgadzam, bo wszystko inne jest nietrwałe i często nieodwracalne. Wiara też jest ulotna i przychodzi oraz odchodzi niczym morska fala. Jednak zawsze można ją w sobie pobudzić i zmotywować się wewnętrznie do działania i chęci dalszego życia. Każdy z musi zapewne sam rozważyć to wewnątrz siebie. Ja wierzę, że choć jest to bardzo trudne, to jednak wiara w samego siebie jest niezwykłym budulcem, który regeneruje w człowieku zgliszcza, które pozostawiło cierpienie. Choć trudno jest każdemu z nas podnieść się po porażce, to tylko wiara, że możemy dać z siebie więcej, że jesteśmy potrzebni innym ludziom, że nasze życie ma głęboki sens, pozwala nam stopniowo uprzątać zgliszcza pozostawione po lawinie cierpienia. Wiara w siebie powoduje, że decydujemy się na coś, co nas przeraża, co wywołuje w nas strach, niepewność. To siła, która pozwala nam robić to, czego inni boją się robić. A kiedy się przełamiemy, kiedy pomimo strachu podejmiemy wyzwanie, nasze życie pnie nas w górę po drabinie rozwoju, możliwości i szczęścia. Gdy będziemy robić w życiu tylko to, co łatwe, nasze życie będzie baaarrrdddzooo trudne, ale gdy zaczniemy robić rzeczy trudne, którym się opieramy, nasze życie będzie łatwe. Dlatego ja podjęłam wyzwanie. Odważyłam się napisać tę książkę, jesienią zaczynam kolejne studia- takie, które mnie pociągają i interesują, czytam, uczę się, chcę szkolić się u najlepszych, tylko po to, by czuć się w życiu szczęśliwą i potrzebną, by moje życie niosło radość i pomoc innym. By dobroć i wsparcie, którą nasza rodzina otrzymywała, gdy Marysia urodziła się chora, potem, gdy każdy dzień był walką o dzień następny, aż w końcu nadszedł czas, gdy ostatni płomień na jej świecy życia zgasł - byli przy nas ludzie o wielkim sercu, byli też tacy ze złymi intencjami, ale to tym wszystkim, którzy pomagali mnie i  Marysi, nie znając nas nawet, to właśnie tym, a może nie tylko tym dokładnie, ale takim ludziom pragnę podziękować z całego serca. I chociaż ich starania nie wskrzeszą już mojej kochanej Marysieńki, chociaż nie cofną czasu, by zacząć wszystko od początku, to z pewnością przyczynią się do nowego zakończenia. A ja zwyczajnie pragnę także być częścią takich dobrych zakończeń w życiu innych ludzi. Jesteśmy przecież dziećmi tego samego Ojca, bez względu na to, czy nazywamy go Bogiem,  Buddą, czy jakkolwiek inaczej. Nasze serca przepełnione tymi samymi uczuciami, tymi samymi pragnieniami i dążeniami świadczą o tym, że ostatecznie zmierzamy w tym samym kierunku.....
Podoba mi się to przesłanie: Każdego ranka budzę się wierząc, że dzisiaj będę niż wczoraj..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz