Kochani, nie chcę być monotematyczna, ale czuję się zobowiązana wobec Marysi i wobec tego, co czyni za sprawą książki, która dzięki niej powstała. Recenzje, które do mnie napływają są najlepsze, jakie mogłam sobie wymarzyć. I nie dlatego, że ludzie wspaniale oceniają książkę (chociaż nie ukrywam bardzo mnie to cieszy), ale z uwagi na to, że odczytuję między słowami cudowną energię wdzięczności, zadumy i głębokiej refleksji ze strony czytelników. Powiem szczerze, że zanim książka trafiła na rynek, targamy mną skrajne emocje i zastanawiałam się, czy dobrze robię. Ogromna siła wewnątrz nakazywała mi podzielić się z paradoksem moich uczuć ze światem. Wiecie, to niesamowite, ale jedna z czytelniczek, zasugerowała, że ktoś musi się tym zająć i powinni nagrać film na podstawie tej książki. Zupełnie nie wiem, kto mógłby się tym zająć, ale wierzę, że jeśli i taką formę wybrała Marysia na przekazanie przesłania, które niosło jej życie, to zapewne tak się kiedyś stanie. Bardzo wam dziękuję za te chwile wzruszenia, kiedy przeżywam każdego dnia, czytając kolejne recenzje. Dzisiaj także chciałabym przytoczyć jedne z nich. Zanim to zrobię, odpowiem jeszcze na pytanie, które ostatnio dość często pada - otóż tak, kolejna książka jest w drodze. Zaczęłam ją pisać, kiedy oddałam do wydawnictwa tę pierwszą, ale kiedy Marysia odeszła, kolejne myśli, zbiegi okoliczności i kolejne wartości, których doświadczyłam i którymi chciałabym się z wami podzielić. Kiedy będzie kolejna książka??? Jeszcze nie wiem. chciałabym ją skończyć jeszcze w tym roku. tak jak postanowiłam z pierwszą i z końcem roku udało mi się ją złożyć, tak samo teraz mam nadzieję, że wykonam plan:)
Kiedy czytam takie recenzje, moje serce mniej krwawi. Niebieski miś Marysi przestał pachnieć, ale nastał kolejny etap pocieszenia. Kiedy feromon Marysi uwieczniony przez 4 miesiąca na błękitnym misiu ocierał łzy, teraz robią to Wasze słowa. Dzięki temu wiem, że Marysia jest obecna energetycznie w wielu domach polskich rodzin. Wiem także, że niektórzy się do niej modlą i proszą o wsparcie, tak jak robię to ja;) Wiem, ze Marysia zmieniła dotąd wiele ludzkich istnień i wciąż to robi! Chociaż matczyne serce rozrywa żal tęsknoty i świadomość, że nigdy więcej jej nie dotknę, nie pocałuję, nie poczuję zapachu, nie przytulę i nie spojrzę w jej oczka, to wiem także, że ona jest wciąż żywa , chociaż fizycznie nieobecna i nie będzie mi dane jej dotknąć. Wiem to, bo gości w sercach innych ludzi i sprawia, że ich życie nabiera innego, głębszego wymiaru....
Oto kolejne recenzje:
Rozmowa Boga z
Aniołem (str.13 książki) dokładnie to opisuje! Zawsze tak myślałam o matkach
dzieci „dalekich od doskonałości”, Wasz upór w dążeniu do celu, intuicja, wiara
w siłę swoich dzieci i przede wszystkim bezkresna miłość do nich! Chociaż chwil
i dni beznadziei nie brakuje. Jest Pani wspaniałym człowiekiem, który daje
ludziom promyk nadziei, że końcu będzie
lepiej. Marysia była tylko (a raczej aż) przyczyną, takim bodźcem, który odkrył
Pani piękną duszę! Nie każdy może tego doświadczyć, nie każdemu jest to pisane.
Marysię widzę jako Aniołka Miłości, który zszedł na ziemię, aby spowodować
zmiany w myśleniu i postrzeganiu świata wielu, wielu osób J Ona nie była zwykła
dziewczynką! Więź między Wami była ogromna i wyczuwalna w książce, od momentu
jak potwierdził lekarz, że to dziewczynka-której tak bardzo Pani pragnęła- do
znaków, które do dziś Marysia daje z Nieba J
„Bóg nie daje
ludziom krzyża większego, aniżeli ten, który są w stanie sami udźwignąć.” I to
jest prawda, Pani ten krzyż uniosła! Odnajdując w swym ogromnym matczynym
cierpieniu - wielką mądrość i miłość. Jestem też matką i często żalę się (z
uśmiechem na twarzy :) ) na moją córeczkę, a że to brój jest, że wchodzi
wszędzie, otwiera szafki, nie chce siedzieć w wózku, grymasi przy jedzeniu… J aż mi kiedyś tata
powiedział: „ciesz się, że nie leży jak kłoda, jak warzywko, wtedy miałabyś
problem” i miał rację! Ja nie udźwignęłabym większego krzyża, ale staram się
cieszyć każdym dniem, choć problemów życiu nie brakuje. To Pani książka
pozwoliła mi spojrzeć inaczej na moje życie, na codzienność. Cenne nauki
płynące z niej wzięłam sobie do serca, mam tylko nadzieję, że nie na dzień czy
dwa ale znacznie dłużej J
Wystarczy myśleć pozytywnie, „porażka może okazać się sukcesem” to będę sobie
powtarzała w gorszych chwilach!
Nic nie dzieje się bez przyczyny… ! J
Mało, mało J
czuję też niedosyt jak większość czytelniczek J
Tyle jeszcze pytań…
Malwina Wilma
Cóż mogę napisać?: przeczytałam książkę błyskawicznie, mam wrażenie, że
każdy rodzic niepełnosprawnego dziecka czytając Pani historię ma wrażenie jakby
czytał swoje życie, przynajmniej ja tak miałam. Teraz już wiem, skąd w Pani
taka siła i wiara. Książka wyciska łzy z oczu ale daje też ogromną radość.
Już wiem, że żyjąc z dzieckiem niepełnosprawnym, trzeba przestać być
ofiarą. Ja już jakiś czas temu zaakceptowałam inność mojego
dziecka, po przeczytaniu Pani historii głęboko wierzę w to, że stanę się
jeszcze lepszą matką dla mojego dziecka.
Uważam też, że Pani książka powinna trafić do mam zdrowych dzieci aby
doceniły i zrozumiały swoje szczęście bycia rodzicem zdrowego dziecka.
Ja też nauczyłam się być szczęśliwą mamą niepełnosprawnego dziecka a
Pani książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że właściwie nikt, tylko ja sama
jestem odpowiedzialna za swoje życie i za to jak je przeżyje.
Bardzo serdecznie dziękuję za możliwość poznania Pani (wirtualnie), choć to
pewnie nie przypadek, że trafiłam na Pani bloga:-) tak po prostu miało
być.
pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
Lidia Kucharzewska – Woźniak - mama Alexa
P.S TERAZ LEKTURĘ PRZEJĄŁ MÓJ MĄŻ :-)
Kochana Pani Aniu,
dziękuje za książkę z dedykacją i kamyczkiem od Marysi.
Odebrałam ją z poczty po 16,wróciłam do domu i myślę sobie tylko
kilka stron bo miałam dużo obowiązków.
Usiadłam i czytałam, czytałam i czytałam....mąż coś do mnie mówił,
nic do mnie nie docierało....o godz 22 skończyłam.
Dziękuje Pani bardzo za możliwość poznania Waszej drogi, czuje się
jakbym tam była obok. Jest Pani niewyobrażalnie silną kobietą i do tego
bardzo mądrą. Książka jest wspaniała, czyta się lekko z zapartym
tchem. Człowiek nawet sobie nie zdaje sprawy ile jest w stanie
unieść....ile wytrzymać. Absolutnie nie docenia tego co ma, wydaje mu
się to normalne, zwykłe...od wczoraj postanowiłam trochę się
zatrzymać w tym pędzie i zastanowić co jest naprawdę ważne.
Dziękuje za chwile wzruszeń, zastanowienia, przemyśleń, płynącej od
Pani mądrości życiowej...czekam na więcej
Za 2,5 tyg przyjdzie na świat moja córka...Marysia
ściskami dziękuje
Katarzyna Czaj-Trzcińska