sobota, 30 marca 2013

Melancholijny poranek

Wstałam o 6 rano, nie mogę spać. CIągle śni mi się Marysia. NIe wiem co myśleć. Z jednej strony pragnę wierzyć , że wyzdrowieje, z drugiej odnoszę wrażenie, jakby chciała się pożegnać i dlatego daje nam czas. Każda nawet najmniejsza chwila przy niej jest dla mnie na wagę złota. Już tęsknię po nocy za jej zapachem i aksamitną skórą. Brakuje mi jej uśmiechu sprzed tygodnia i machania radośnie nóżką, gdy siedziała obok mnie w wózeczku, kiedy pisałam o niej posty. Reagowała , gdy wołałam do niej Marysiu. Z trudem kierowała wzrok w moją stronę, udowadniając, że zna swoje imię i że wie, że Marysia to ONA. Teraz kiedy codziennie do niej mówię w szpitalu jej oczy błądzą pod powiekami unosząc sięniczym chmurki białkami do góry. Jest jakby nieobecna. Tak mi brakuje jej spojrzenia.. Czy zajączek jej coś przyniesie? Może ma w koszyczku głęboko ukryte odrodzenie, może w jajku niesie dla niej nowe życie, a w zasadzie powrót do niego?  Chyba jedynie Bóg wie, co będzie dalej.
Teraz jeszcze do wtorku jesteśmy zawieszeni w próżni. Jest okres świąteczny, lekarze zmianiają się jak w kalejdoskopie, a nasza doktor wraca dopiero w czwartek. CHciałabym, aby powtórzono jej TRG płuc, by określić, czy zapalenie się leczy i żeby ponownie zrobić gazometrię, by określić poziom stężenia dwutlenku węgla w organizmie.
  Moi chłopcy jeszcze śpią, Angina synka na szczęście leczy się bardzo szybko. Czas się zbierać na śniadanie do rodziców, potem szybka zmiana w szpitalu, by i Łukasz mógł zjeść święconkę. A ja siedzę i nie bardzo wiem co ze sobą zrobić. Wiem jednak, że muszę wziąć się w garść, jak robiłam to setki razy pomimo stresu znajduje czas choćby 20 minut, by oddać się medytacji. Kiedy Marysia ma stabilną saturację, ja naładowuje swoje akumulatory energetyczne poprzez głęboką relaksację. POnieważ robię to codziennie, jest mi dość łatwo wejść w trans nawet bez muzyki i lektora i już po chwili czuję przyjemne rozluśniające pulsowanie. Staram się wówczas na poziomie duszy napawac pozytywną energią, choć nie jest to łatwe dla mnie ostatnimi dniami. To jednak jedyna droga, która pozwala mi na głęboką rozmowę z Bogiem i swoim wnętrzem.
Ach, nie wiem jak się czuje dzisiaj Marysia, bo dopiero będę do niej jechała, ale oczywiście napiszę. Zyczę Wam kochani nasi blogowi przyjaciele dużo miłości ofiarowanej i zwrotnej, bo to najpiękniejsze, co może człowieka spotkać. Spokoju ducha i głebokich refleksji na Święta. Zmartwychwstanie CHrystusa jest wspaniałą nowiną, dzięki której wiem, że wszystkie dusze, także moja i mojej Marysi się kiedyś spotkają. Każdy z nas ma pewną drogę do przebycia na Ziemi i dobrze, że nie wiemy jak długą. Dlatego kroczymy nawet po wyboistych ścieżkach  przepełnienie nadzieją.

1 komentarz: