Serce dostałam dzisiaj przy moim domu. :) Dziękuję kochanie!
Wiele osób zadaje mi pytanie, jak znoszę śmierć Marysi?
WIem, że Was to ciekawi, bo faktycznie trudno jest to sobie wyobrazić. Kiedy 2 miesiące przed Marysią, zmarła córeczka mojej przyjaciółki- malutka Maja, strasznie to przeżyłam. Gdybym nie była tak blisko z Kasią, mamą Mai, to nie wiem, czy miałabym odwagę do niej zadzwonić. Jednak zrobiłam to od razu po otrzymaniu smsa. Obie płakałyśmy, ale starałam się ją wspierać jak tylko mogłam, tak, jakbym chciała, aby wspierano mnie w takiej sytuacji. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, że za dwa miesiące spotka mnie to samo. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądał jej dzień - starałam sobie wyobrazić siebie i nie mogłam. Kilka lat z takim wyjątkowym dzieckiem narzuca cały rytuał dnia. Nie zjesz śniadania o której masz ochotę , bo dziecko wyznacza rytm dnia. To wydaje się okropne, prawda?, ale kiedy człowiek robi to codziennie z miłością, wszelkie te czynności stają się nawykiem, dlatego tak ciężko jest się od tego gwałtownie oderwać. To jakby narkomana odstawić od żródła upojenia - będzie czuł głód. I tak jest z nami, kiedy zabiera się człowiekowi wszystko, co wypełnia jego dzień, co nasyca serce, co karmi duszę. To jak krew tętniąca w żyłach, która nagle zakrzepła. To ból, który serce wyrywa żywcem powstrzymywane jedynie przez żebra, to złość, której nie można rozładować, to żal tego czego już nie będzie, to strach przed samym sobą, to tęsknota wygnańca, gdzie nawet owad nie zamieszka. To łzy krwią płynące.
Tak czuje się matka, która musiała pożegnać swe dziecko.
Tak czuję się, gdy myślę o tym, co było, co nas łączyło. Taką pustkę czuję, gdy układam się do snu i tylko błękitny miś czuje gorycz bicia mego serca.
Ale walczę mimo wszystko
Obiecałam Marysi, że tego dokonam, że nie będę cierpiętnicą z powodu macierzyństwa nad kalekim dzieckiem. Ona dała mi wszystko, czego potrzebowałam do życia. Dała mi miłość, dała mi siebie, dała mi świadomość i zrozumienie. Ona nauczyła mnie żyć tak, jak raj już by nastał. Ona tak wiele zmieniła... Dlatego dzisiaj, kiedy serce chce płakać - pozwalam mu, kiedy umysł chce tęsknić - pozwalam mu, kiedy dusza chce zwątpić - pocieszam ją. Wiem, że Marysia wróciła do źródła miłości, a ja zostałam po to, by kontynuować dzieło. Dlatego wstaję, za każdym razem kiedy padam , wstaję , podnoszę się i idę naprzód. W pocie czoła z krawym sercem idę ku przeznaczeniu, ku spełnieniu i miłości. Idę bo wiem, że muszę i chcę być szczęśliwa mimo wszystko. Zostałam wybrana by dosięgnąć zaszczytu macierzyństwa prawdziwego anioła i nie mogę przecież cierpieć z tego powodu. Spotkała mnie w życiu najczystsza miłość i chcę w niej pozostać....
Zostało w mym sercu na zawsze wyryte JEJ ODBICIE...
Wspaniały znak od Marysi-piękne serduszko dla kochającej i tęskniącej Mamusi!!!!
OdpowiedzUsuńAniu piszesz tak, że czuje się każdy stan, w którym przebywasz.
natychmiast widzę Cię z łzami jak grochy podczas samotnego spaceru...Ukochuję i przytulam Cię mocno!!!!!!!!!!!!!!
A mnie kręci się łezka jak czytam ten komentarz;) Bardzo dziękuję, że Jesteś ze mną;) Marysi duszyczka otacza wszystkich, którzy mają ją w pamięci. Dziękuję Moniu;) !
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, że jesteś, jak postrzegasz i za wszystkie wspaniałe mądre słowa.
UsuńCzekam na Twoją książkę. Nie mam czasu zaglądać na zaprzyjaźnione blogi codziennie, dlatego nie jestem na bieżąco, ale do Ciebie i Marysi lubię zaglądać:)
Jesteś wspaniała i bardzo, bardzo mądra!!!!!!
Moniu, naprawdę niezwykle mi miło. bardzo ci dziękuje:) zaispirowałaś mnie do tematu następnego postu, który pewnie napisze wieczorem jak wróće z angielskiego:) dziękuję!:))))
OdpowiedzUsuńAniu już niedługo będziemy mogły spotkać się, przytulić, popłakać, pośmiać i powspominać o naszych Aniołeczkach, które będą spoglądały na nas z chmurki , jak to wspomina Pszczółeczka Majeczka , Całuję Was :*
OdpowiedzUsuń