piątek, 14 czerwca 2013

Weekendowy relaks

Pogoda pięknie się zapowiadała, więc postanowiłam pojechać z chłopcami i rodzicami do naszego domku holenderskiego nad morze. Spędzamy tam wakacje od wielu lat i kiedy zaczyna się sezon wyruszamyu na niektóre weekendy. Mąż zawsze jest pokrzywdzony, bo praca zobowiązuje i może jedynie do nas dojechać. Weszłam do domku po rocznej nieobecności. Zapachniało latem:) Domek ma ok 40 m2, salonik z aneksem, 3 sypialnie, wc i natrysk. Jest funkcjonalnie skonstruowany tak, jak Szwedzi potrafią zaproponować wystroje małych mieszkanek w IKEA. Zawsze ich za tę wizję podziwiałam. Dlatego często spędzamy tu czas całą rodziną 9 osobową + 2 pieski:) Weszłam do naszej sypialni rozpakować rzeczy. Pierwszą rzeczą, na którą się natknęłam, było turystyczne łóżeczko Marysi. :(
Spała tam co roku przy mnie. Łożeczko było zaścielone, leżały 2 jej podusie, na których spała, kocyk i dwa jej wiatraczki, które podczas spacerów radośnie kręciły się na wietrze. Dopadł mnie straszny smutek, a łzy błyskawicznie zalały mi twarz. Wiedziałam, że już nigdy jej w nim nie zobaczę. Pod łóżkiem leżał jej ulubiony wózek, w którym spędziła wiele godzin od czasu narodzin. W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę, że to ewidentny koniec, że coś na zawsze się skończyło. Że już nigdy nie zajrzę do niej  w nocy, nie zapalę lampki, nie włączę kołysnaki. Nie ucałuję na dobranoc i dzieńdobry. Marysia była częścią tego domku i miała wydzielone swoje miejsce na sofie, podobnie jak w domu. Dzisiaj to miejsce jest puste, jedynie w toaletce znajdującej sie nieopodal, swoje miejsce ma tylko JEJ fotografia. Tęsknota ściska za serce, a rozum każe rozumieć, że Bóg tak chciał....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz