Jedna z naszych blogowych Marysiowych przyjaciółek poprosiła mnie o zamieszczenie pewnej informacji. Ta wiadomość jest bliska mojemu sercu. Pamiętacie, jak pisałam o tej dziewczynce, co leżała razem z Marysią w szpitalu i zaniosłam jej w prezencie sondę do karmienia, bo było to porzucone przez rodziców dziecko z Caritasu? Potem, kiedy Marysia zmarła, zebrałam się w sobie, by popakować wszystkie bliskie mojemu sercu rzeczy córeczki i zawiozłam je do sióstr zakonnych do ośrodka, gdzie przebywają właśnie takie, porzucone dzieciaczki. Tego widoku nigdy nie zapomnę. I to nie dlatego, że widziałam powykręcane dziecięce ciała leżące pozwijane jak węże, kalekie i zdeformowane sylwetki. Nie, to mnie w ogóle nie przeraża, ponieważ dziecko, które kochałam najbardziej na świecie, też miało mnóstwo takich wad, co sprawiało, że moja miłość rosła do niewytłumaczalnych rozmiarów. Wizyta w tm ośrodku uświadomiła mi, że jest tak wiele kalekich dzieci, dla których widok uśmiechającego się do nich człowieka jest spełnieniem ich najszczerszych marzeń. Moja obecność i w zasadzie monolog jaki przeprowadziłam z jedną z chorych dzieci w ośrodku, dała mi poczucie, że swoją obecnością spełniłam czyjeś marzenie i wierzcie, ale to było niemal jak dotknięcie nieba. Te dzieci swoim cierpieniem pokazały mi rówież, czego uniknęła moja córeczka. Ta wizyta, niby przypadkowa, wniosła ukojenie do mojego serca na tyle, że studziłam w sobie egoistyczną gorycz po stracie wszystkiego, co było dla mnie w życiu najwaniejsze, co kochałam szaleńczą miłością. Dzisiaj wiem jedno, że moje gorzkie żale zaznaczone cierpieniem duszy objawiły mi tajemnicę szczęścia. NIestety nie wszyscy ją znają.
WIdziecie kochani, jest taki malutki chłopczyk, WOjtus, który skończył 3 miesiące i również przebywa w takim ośrodku w Poznaniu.
Chłopczyk urodził się chory.
diagnoza:
wodogłowie, rozszczep kręgosłupa, stopy końsko-szpotawe.
Wojtuś został przekazany do Ośrodka w Poznaniu po opuszczeniu szpitala.
To niesamowite, ale on nie jest tak chory, jak była moja Marysia. Może inaczej. Wodogłowie jest znacznie łatwiej leczyć niż małogłowie, gdzie nie rośnie mózg i dziecko nie ma możliwości rozwoju. Stopy końsko-szpotawe , hmm Marysia też miała gipsowaną w Poznainiu u prof Napiątka stpę, która była co prawda odwrotnie wygięta niż szpotawa, ale leczenie jest niemal identyczne.
Zresztą to nie ma znaczenia, chciałabym tylko powiedzieć tym rodzicom, że to nic strasznego, że ich dziecko kocha ich najbardziej na świecie i że przychodząc na świat, nie chciało robić im problemu! Zapewne Wojtuś chciałby poprosić o wybaczenie, że urodził się chory, ale nie ma takiej możliwości. Czy należy winić za to rodziców? Absolutnie NIE! Ponieważ człowiek stojący obok problemu nigdy nie wie, jakby postąpił, gdyby to jemu przyszło odgrywać główną rolę. Bardzo łatwo jest krytykować kogoś nie mając pojęcia jakie emocje taragają zagubionego człowieka.
Bardzo chciałabym mieć możliwość rozmowy z rodzicami Wojtusia! Bardzo chciałabym zapoznać ich z tym co mnie spotkało, z tym, co opisałam w książce i pokazać im tę drugą stronę tego samego przecież medalu! Pragnę, aby poznali tajemnicę, którą ja odkryłam... Podarowałabym im swoją książkę Życiowa zwrotnica, i jestem głęboko przekonana, że poprowadziłaby ich niczym drogowskaz na drogę serca! Chociaż nie znam powodu, dla którego chłopiec trafił do Ośrodka, to musimy mu pomóc, jeśli jego rodzice na tą chwilę nie są jeszcze w stanie.
Kochani!
Wojtuś przebywa
w Domu Pomocy społecznej dla dzieci
ul. Św.Rocha 13
61-142 Poznań
Konto BZ WBK S.A. 3 oddział w Poznaniu
38 1090 1359 0000 0000 3501 8430
z dopiskiem dla WOjtusia
Wiem jak ciężko jest prosić o pieniądze, kiedy sa potrzebne dla dziecka, a ludzie mają przecież mnóstwo swoich wydatków, ale kochani! WIerzcie, że naprawdę każe 3-5 zł to jest to duuużżżaaa pomoc!
Jeśli nie możecie z różnych względów podarować miedziaków, to proszę przejrzyjcie szafy, zapytajcie znajomych, może macie coś po swoich dzieciach, ubranka, pampersy, które zostały, zabawki, grzechotki? Przyda się wszystko, bo w takim ośrodku np w Elblągu gdzie byłam, jest ok 60 takich dzieci małych i dużych! I potrzebne jest wszystko, leki, ubrania, płyty z wesołą muzyką, pościel, ręczniki, dokolwiek macie. Ja oddałam wszystko poza kilkoma ubrankami, które wzbudzają w mym sercu ogromny sentyment i które pachną jeszcze moim Aniołkiem. Oddałam kilka rekalamówek leków, ubrań, kocyki, wózki, zabawki, miseczki i platikowe łyżeczki, butleki, pampersy, wszystko co miałam. Jestem przekonana, że jeśli zobaczylibyście tak niebywale szczery uśmiech tego kalekiego dziecka, to nic nie miałoby w tym momencie większego znaczenia.
Wojtuś został sam. Tylko my, jako dobre wróżki, możemy mu pomóc poczuć się odrobinę lepiej.
Na wskazany adres możecie po prostu wysłać paczkę niepotrzebnych wam już rzeczy, a jakże niezbędnych dla samotnych dzieciaczków, którym mam nie kupi przecież mięciutkiej piżamki, czy kolorowej grzechotki....
Dziękuję Pani Aniu za ten apel, to bardzo ważne, aby rozgłasniać takie informacje, z pewnością znajdą się jakieś dobre serduszka.
OdpowiedzUsuńJak zwykle wzruszyła mnie Pani swoim postem.
Aniu mogłabyś mi wysłac na moją pocztę e-mail adres tego ośrodka w Elblągu-mam kilka rzeczy i zabawek do oddania po mojej 3 letniej coreczce. Moj e-mail: katarzynajedynak@wp.pl
OdpowiedzUsuńDrobna cegiełka przekazana :) Dużo zdrówka dla Wojtusia :)
OdpowiedzUsuńciężko to wszystko się czyta.. dziś poznałam historię Wojtusia i Weronisi, publikuję Ich apel u siebie i zaglądam do wszystkich co już to uczynili - wspaniałe, że jest tylu dobrych ludzi.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo z powodu utraty Pani ukochanej Córeczki.. (*)