poniedziałek, 17 czerwca 2013

Znak miłości od Marysi

Wczoraj w nocy, kiedy pisałam  wiersz do mojej córeczki, niebo przybrało barwy ciężkiego srebra i ołowiu. Ogarnął mnie wielki smutek. Zawsze,  kiedy moje serce przepełnia dusząca tęsknota, pdaję temu upust. Nawet kiedy mój smutek staje się publiczny, widzą go dzieci, mąż, nieznajomy przechodzień na ulicy, po prostu płaczę. Jeśli czuję, że żal ściska mnie za gardło, pozwalam mu odejść. To oczyszcza me serce z nagromadzonych toksyn. Marysia zawsze to wyczuwa. Wczorajszej nocy źle spałam, a w zasadzie nie mogłam spać, bo myśli o córeczce, o tym, że tak dobrze znane mi jej ciałko spoczywa samotnie w tym ciemnym dole, a ja choć otoczona rodziną, tkwię także samotna w swojej tęsknocie. Każdej nocy przeżywam jej pogrzeb na nowo. NIechciane myśli napływają mi do głowy, a w uszach brzęczą kołysanki ostatniego pożegnania. Słyszę głuchy ciężar białej róży, którą powstrzymała kopuła trumienki. Widzę swoje dziecko, które mi odebrano. Wyrwane z mych ramion żegna mnie ostatnim spojrzeniem martwych oczu. I właśnie wtedy dociera świadomość, że już nigdy więcej nie złożę pocałunku na jej czole, już niegdy nie poczuję przyjemnego cięzaru tulonego ciała, nie usłyszę tego wzdechnięcia, a serce me nie wzrośnie na widok jej krótkiego spojrzenia. W takich chwilach proszę Marysię o wsparcie. O znak ! I zawsze go dostaję.:)
Dzisiejszego ranka, dzień zaczął się jak zwykle. Wyszłam na taras. Słońce radośnie ogrzewało otaczającą mnie zieleń, a ja z rozkoszą poddałam się swojej praktyce medytacyjnej. Uwielbiam ten stan, kiedy moje ciało jest głęboko zrelaksowane. Leżąc na ogrodowej bujawce wsłuchałam się w głos otaczającej mnie przyrody i całą uwagę skierowałam wgłąb siebie. Rozmyślałam o swoim życiu, o tym, czym chcę się zająć, o tym jak bardzo potrafię cieszyć się z tego, że mogę dać innym jakąś część siebie. Ogarnęło mnie silne uczucie wdzięczności i radości. Widziałam ludzi, którzy zrozumieli podobnie jak ja ideę szczęścia. Dziękowałam Marysi, że w swoim krótkim życiu zabrała mnie w tak niesamowitą podróż wewnętrzego zrozumienia. Kiedy skończyłam, otworzyłąm oczy i pierszą rzeczą, którą ujrzałam wprost nad moim wzrokiem było:

 
Powiedziałam tylko : dziękuję Marysiu, kochanie!
chwyciłam za telefon, by uwiecznić ten moment.
Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale zawsze, gdy zrobię zdjęcie, znak się rozmywa. Jest to zastanawiające szczególnie dzisiaj, kidy niebo wydaje się być spokojne niczym uśpione jezioro. Chmury jak na obrazku zdają się stać w miejscu, a wiatr odpoczywa gdzieś w cieniu drzew. Tym bardziej się dziwię, że ten znak trwa tak krótko. Pojawia się i znika i po kilku sekundach, niebo znowu wygląda zwyczajnie:
 
To niesamowite uczucie, kiedy spojrzę w niebo nie szukając tam niczego, to w takich momentach Ona daje o sobie znak. Koi ból mego serca i ociera łzy. Przywraca uśmiech:) Wiem, że jest blisko i wspiera mnie, gdy tego potrzebuję.
Dziękuje kochana córeczko!
 

2 komentarze:

  1. Aniu znów łzy płyną po moim policzku, wszystko co piszesz, dotyczy również i mnie. Wiesz o tym doskonale. A znaki od mojej Majusi są tak samo piękne i tak samo znikają szybko, bo należą tylko do nas. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję kochana:) To pozwala mi wierzyć, że cudowne dzieci, które z misją wypełniły swoje krótkie życie, są szczęśliwe i mogą robić wszystko, czego nie mogły robić tutaj...

      Usuń