Pierwsza
wizyta u Joao…
Rankiem, wybrałyśmy się do kliniki,
zwanej Casa Dom Inacio, na spotkanie z Joao – Janem od Boga. Tłumy pielgrzymów
spokojnie podążały w kierunku Casy. Mijałyśmy po drodze różnych ludzi, którzy
byli dla nas niezwykle przyjaźnie nastawieni i pozdrawiali nas uśmiechem. To
było niesamowite uczucie, gdyż na co dzień trudno o takie doznania. Każdy pędzi
za swoimi sprawami i często nawet znajomych się nie zauważa. Natomiast tutaj,
znacząco dawało się odczuć powiew spokoju i nieopisanego uniesienia. Dotarłyśmy
na miejsce. Wewnątrz w tzw. sali głównej, jakby „poczekalni” o nazwie current,
( z j.ang. - aktualny, bieżący), było
już mnóstwo ludzi. Tam w języku angielskim i portugalskim
przekazywano pielgrzymom informacje i tłumaczono zasady panujące w Casie. Były
one również wywieszone na tablicach informacyjnych w przejściu głównym. Nie
wszystko rozumiałam, ale to nie stanowiło przeszkody, ponieważ życzliwość
zgromadzonych tam ludzi, dodawała otuchy i można było uzyskać pomoc
porozumiewając się nawet mową ciała. Ponieważ byłyśmy po raz pierwszy,
musiałyśmy stanąć w tzw. pierwszej linii. Ludzie wokół oczekiwali na swoją
kolejkę modląc się, bądź medytując. Niektórzy wytrwale stali, inni odpoczywali.
Pomimo natłoku pielgrzymów, nie odczuwało się napięcia, które zazwyczaj
towarzyszy w oczekiwaniu stojąc w kolejce. Nikt się nie przepychał, nie
denerwował. Ludzie byli uśmiechnięci i bardzo życzliwi. Przed spotkaniem z
Joao,odmawiano modlitwę do Matki Boskiej i modlitwę Pańską w języku angielskim
i portugalskim. Następnie pomocnicy – nazywani siostrami i braćmi Casy,
opowiadali o dokonaniach Joao, o roli jaką pełni wiara w życiu człowieka i o
tym niezwykłym, energetycznym miejscu. To uprzyjemniało czas oczekiwania w
kolejce i otwierało umysły na istotę
ludzkiego istnienia. Zasadą jest, że dzieci i osoby poruszające się na
wózkach inwalidzkich, wchodzą jako pierwsze, więc my miałyśmy pierwszeństwo.
Byłam zdenerwowana, bo nie wiedziałam co mnie czeka i co powie Joao. Spotkanie
z nim zazwyczaj trwa kilka sekund. Trzeba mieć wcześniej przetłumaczone na
język angielski lub portugalski trzy problemy, z którymi przychodzimy i Joao
się do nich ustosunkowuje. W zasadzie to nie Joao – bo jak twierdzi – nie on
uzdrawia, ale duchy zmarłych lekarzy i świętych, które wstępują w jego ciało.
Pamiętam, że prosiłam o uzdrowienie ze stanu padaczkowego, w którym Marysia się znajdowała, prosiłam o
moją przemianę duchową oraz o to, aby córeczka zaczęła się rozwijać. Trzymałam
kartkę w dłoni, przepełniona różnymi
emocjami szczęścia, strachu, ciekawości, nadziei oraz miłości. Wchodząc do sali
głównej, po obu stronach siedzieli ludzie z zamkniętymi oczami, którzy w pełnym
skupieniu medytowali. Panowała tam absolutna cisza, a w tle słychać było cichą modlitwę osoby
czuwającej nad pielgrzymami. To podnosiło atmosferę i czyniło to miejsce
jeszcze bardziej niesamowitym. Na końcu Sali siedział Joao w dużym drewnianym
fotelu, a przy nim stały dwa ogromne, wielkości szafy naturalne kryształy
górskie. Tę niesamowitą energię dawało się odczuwać niemal każdym atomem ciała.
Przede mną były różne osoby i po przekazaniu kartki natychmiast padało zalecenie
co dalej. Czasem były wyznaczane operacje energetyczne, innym razem zalecane
zioła lub łóżka kryształowe. Zdarzało
się także, że byt energetyczny, który w danej chwili znajdował się w ciele Jana,
nie był w stanie pomóc na dane schorzenie i wówczas wyznaczano inny termin.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Moje spotkanie trwało nieco dłużej,
ponieważ Joao uważnie wpatrywał się w Marysię, następnie spojrzał na mnie i
zalecił operację w dniu jutrzejszym. Z wytęsknieniem, ale i z lekkim niepokojem
wyczekiwałam jutrzejszego dnia. Po tym spotkaniu, miałyśmy trochę czasu na dokładniejsze
zwiedzenie Casy i odpoczynek. Podczas trzech dni w tygodniu, kiedy w Casie przebywał
Joao, pielgrzymi mogli posilić się nieodpłatną dla wszystkich, wspaniałą zupą
energetyczną. Do dzisiaj nie wiem, z czego ją przyrządzano, ale pamiętam jej wspaniały,
aromatyczny zapach,który unosił się nad
całą okolicą. Zupa była niezwykle lekka i pyszna, prawdopodobnie za zasługą tamtejszych
warzyw i owoców. Miała idealną konsystencję i wspaniały smak, którego nigdzie
wcześniej nie poznałam. Tłumy pielgrzymów codziennie ustawiali się w kolejce, by
rozkoszować się tą wspaniałą zupą.
Było tam coś jeszcze, co zapadnie w
mojej pamięci na zawsze. Jakieś 15 minut od kliniki Casa, biegła
prowadząca zboczem doliny droga, do
niezwykłego miejsca – magicznego wodospadu. Aby korzystać z jego dobrodziejstw,
musieliśmy uzyskać pozwolenie od Joao na odwiedzenie tego miejsca oraz
oczyszczającą, energetyczną kąpiel. Ponadto
należało stosować się do obowiązującego rytuału. W lekkim stanie
uniesienia, w palącym słońcu, zeszłyśmy w dół zbocza, prosząc byty energetyczne
o pozwolenie na oczyszczającą kąpiel. Zajęłyśmy miejsce przed wejściem do
wodospadu. Przed nami oczekiwało już kilkanaście osób w kolejce. Był to czas na
głęboki relaks i podziwianie niesamowitej tętniącej życiem, przepięknej przyrody.
W tymże miejscu, panował absolutny zakaz fotografowania, nagrywania oraz zrywania
kwiatów. Nie wolno było zabierać z tego miejsca niczego, co stanowiło jego
naturalną całość, chociażby kawałka
skały, kamienia, roślinności lub
czegokolwiek innego. To sprawiło, że pomimo odwiedzin tysięcy ludzi, miejsce to wciąż
jest naturalnie piękne i zachwyca nieskazitelną przyrodą.
Książka na pewno będzie miała wielkie powodzenie :)
OdpowiedzUsuń