sobota, 27 kwietnia 2013

Mój aniołek..

Jest 6.30
Nie mogę spać.
Śniła mi się Marysia, i wiedziałam w tym śnie, że muszę jeszcze uporządkować jej szafę z ubrankami, co jest dla mnie najtrudniejsze. Śniły mi się piżamkowe spodenki w różowe paseczki, które często miała na sobie. Nie wiem jeszcze, może jest w tej szufladzie dla mnie jakiś znak od niej?
To takie dla mnie trudne. WIem , że Marysia wszystko zaplanowała najlepiej jak tylko umiała, by nie zakłócić wielu różnych uroczystości spraw i wydarzeń rodzinnych. Żegnała się z nami przez ostatni miesiąc swojego życia, pozwalając tym samym teściom odprawić uroczystą 35 rocznicę ślubu, ich wczorajszy zaplanowany dużo wcześniej wyjazd na pielgrzymkę, umożliwiła i dała nam czas, kiedy nie było jej w domu, bym każdą noc spędzała z młodszym synkiem. Teraz tez z nami śpi. Wciaż stoi Marysi łóżeczko. Zniknął tylko ze ściany drewniany aniołek z napisem Marysia, który jest teraz z nią u jej stóp. Wciąż mam jej pachnące ubranka i kosmetyczkę ze spineczkami i gumeczkami, w których są pukle włosków. Na ścianach wiszą jej fotografie, które ślą mi uśmiech z informacją, że jest szczęśliwa. Wiem, że tak jest. ALe nam pozostającym na Ziemi tak trudno się z tym pogodzić. WIem, że już  nie cierpi, nie ma szlejącej gorączki, boleści z powodu zapalenia dróg moczowych, wiem, że oddycha swobodnie i z lekkością, że nie płacze, bo nie ma już atakó padaczkowych.
Jej świadomość jeszcze za życia była podzielona. Marysia miała wcześniej kilka krytycznych stanów, gdzie saturacja przez ok 2 minut wynosiła 0 i przytuliłam ją do serca wiedząc, że może odejść. Choć człowiek ma egoistyczne odruchy, my z sercem przepełnionym miłością i bólem, mówiliśmy jej, że jeśli tego pragnie, niech idzie do domu Ojca. Tam czeka na nią orszak anielski, który da jej to wszystko, czego tu nie mogła mieć. Marysia wiedziała, że musi jeszcze poczekać, że musi nas przygotować. I chociaż lekarze powiedzieli nam już w pierwszym tygodniu pobytu w szpitalu, że to jest jej ostatni czas, my pragnęliśy wierzyć, że tak nie jest, że wyzdrowieje i wróci do domu. Marysia jednak pokazywała nam jak bardzo cierpi tu na Ziemi, jaki sprawia jej ból choroba i z jakim trudem łapie każdy oddech. Nie chciała już dłużej być spoowijana kablami. Wykonała swoje ziemskie zadanie. Tak wiele nauk nam przekazała. Poczekała, aż uwiecznie to, czego nauczyła na kartach książki, aż dojrzemy do zrozumienia, że miłość polega na tym, by potrafić pozwolić odejść najukochańszej osobie do domu Ojca, kiedy jej czas dobiega końca. Choć żaden czas odjeścia, w rozumieniu ludzkiego umysłu nie jest dobry, to ten dla Marysi był najlepszy i za to dziękuję Bogu. CHoć łzy zalewają mi oczy, serce pęka z bólu tęsknoty, to głęboko w duszy czuję wdzięczność, że Bóg ogdarzył mnie Marysią, że zesłał mi aniołka, który nas prowadził, który nie wymawiając żadnego słowa, tak wiele nauk nam przekazał. Dzięki Marysi odnalazłam Boga....
 

4 komentarze:

  1. Marysie jest już szczęśliwym Aniołkiem. Aniu ból zawsze będzie w sercu i tęsknota ogromna , alę świadomość tego,że teraz możesz prosić Marysię o łaski jest wspaniałym darem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu ,dasz radę,jesteś silną kobietą o wielkiej wierzę. Marsyia jest
    szczęśliwa u domu Pana ,patrzy na Was z góry,nie chcę abyście rozpaczali ,kiedyś nastąpi taki dzień i znów Wszyscy będziecie razem./
    Wiara,nadzieja ,miłość dają wielką siłę . Pamiętaj.
    Całujemy Cię mocno Aniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Aniu z wielka chęcią przeczytam Pani książkę ,jak tylko bedzie możliwość dostania jej od razu poproszę o to mamę,ja niestety rzadko jestem w kraju....Marysia jest teraz szczęśliwa i nie czuje bólu ,to napewno jest w pewnym sensie pocieszenie:)Wierze ,ze Ta myśl pozwoli w przetrwać te trudne chwile.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń