czwartek, 4 kwietnia 2013

Pragnienie życia powoduje, że ono wciąż trwa....

Kochani! Jeszcze raz chciałam Wam podziękować za to, że jesteście z nami codziennie i tak wiele osób wspiera nas woim słowem. Dochodzą do mnie na maila wszytkie wasze komentarze, więc każdą wypowiedź czytam. Czasami łezka mi poleci , bo wasze słowa są tak wzruszające.
Jestem po rozmowie z naszą doktor, która wróciła po kilkudniowej przerwie. Stan Marysi można określić na ciężki, ale na tą chwilę stabilny.
Miała 2 załamania, momenty krytyczne, o których nie pisałam, ale teraz chyba mogę już opowiedzieć jak wyglądały. Kiedy było naprawdę źle, wyniki wyszły tragicznie, Marysia wciąż drżała, gorączka szalała, a były momenty, kiedy leżąc do niej przytulona, wsłuchiwałam się w jej ooddech, jednocześnie bacznie obserwując pulsoksymetr. W pewnym momencie akcja serca zwalaniała ze 150 do 60 a saturacja- czyli dotlenienie organizmu z prawidłowego 99 do 0. Tak do 0 i trwało to jakieś 20 srekund. Moja mama, która była również przy nas, zaczeła płakać i panikować. Ja po prostu przytuliłam Marysię i kazałam mamie ją zostawić, nie trząchać, a jedynie wyznawać jej naszą miłość. Złapałam Marysię za rączkę i mówiłam jej do uszka, że usznauję każdą jej decyzję i jeśli chce odejść, niech idzie, niech już nie cierpi. Mówiłam jej że bardzo ją kocham i pozwolę jej na podjęcie JEJ decyzji, nikogo innego. To straszne, ale tuliłam ją, łzy leciały strumieniem wprost na główkę Marysi, a ona łapała oddechy niczym ryba pozbawiona wody. Dopiero po kilkumastu minutach z trudem wzięła oddech i z jeszcze większym wysiłkiem wypuściła powietrze z płuc. Po woli parametry zaczęły wracać, a ja zaczęłam ją odzyskiewać. Jak jest dzisiaj? NIe wiem, Saturacja w miarę dobre, jednak nadal ciągle gorączkuje. Lekarze nie potrafią ocenić, czy jest to gorączka odinfekcyjna, czy już mózgowa. Strasznie cierpi. Spuchła jej prawa rączka i ataki wysysają z niej resztki sił. Poci się a oczy uciekają ku górze szukajać schronienia pod powiekami. Widzę na jej twarzy ogromne zmęczenie, i choć pragnę jej pomóc, jestem bezsilna. Mogę tylko być przy niej i prosić Boga by jej pomógł. Czsami nachodzą mnie takie myśli, że Marysia poprzez swoje cierpienie chce nam pokazać, że jeśli podejmie decyzję o odejściu, to żebyśmy nie płakali, nie ubolewali i nie cierpieli, bo jej będzie już lepiej. Mam takie wrażenie, jakby chciała nas oswoić z tą myślą, tylko daje nam czas. Gdyby odeszła nagle, czulibyśmy się zawiedzeni, bo przecież ostatni miesiąc przed trafieniem na oddział szpitalny, była w swietnej formie, uśmiechała się , zerkała na mnie, ładnie jadła  inawet machała nóżką od czasu do czasu. Nosiłam ją na rękach, całowałam i mówiłam jak ajest cudowna. Żal mnie ogarnia, kiedy pomyślę, że może to być nasz ostatni radosny czas, zarejestrowany jedynie w formie wspomnień. Cała rodzina jest rozdygotana jak stary rozrusznik. Dzieci się buntują, młodszy synek płacze codziennie przed pójściem do przedszkola, mówi ze chcę go tam zostawić i że chce być ze mną, niemal siłą muszę go zostawić w przedszkolu. Chociaż wie, że Marysia jest chora, ale on zbyt często mnie tracił, zbyt wiele razy miesiącami byłam w szpitalu w różnych miejscowościach z dala od domu. Wiem, że mnie potrzebuje. Zastanawiamy się co zrobić, bym mogła także jemu poświęcić swój czas, tylko jemu, żeby on także czuł, że mama jest z nim stale przez jakiś czas, a nie tylko w przelotach między szitalem i snem w domu.. To trudne chwile. ALe oczywiście musimy znaleźć rozwiązanie na wszelkie trapiące nas problemy. A jak to w życiu jest ich znacznie więcej. Mimo to , staramy się życ normalnie, jak zawsze.
Posted by Picasa

4 komentarze:

  1. Aniu trzymajcie się dzielnie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak mówiłem. Marysia wygra tę nierówną walkę z chorobą.

    Wujek BARTEK.

    Ucałowania dla Marysi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na dalsze informacje dt. stanu zdrowia Marysi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć zalana jestem łzami po przeczytaniu Twojego posta, cieszę się że Marysia jest stabilna i głęboko wierzę, że to znak na nowe lepsze wieści.

    OdpowiedzUsuń