Główną bohaterką bloga jest śp. niezwykła Marysia, która pomimo lekoopornej padaczki, małogłowia,licznych naczyniaków,znacznej skoliozy oraz wrodzonej wady przepony i stopy.. była cudownym dzieckiem, który odmienił moje życie. Blog jest poświęcony głównie Marysi, jak również innym ciekawostkom. Celem bloga jest wsparcie psychiczne i merytoryczne dla rodziców zmagających się z traumą choroby dziecka. MARYSIU! Ty nauczyłaś nas kochać w sposób, w jaki kocha tylko BÓG!
wtorek, 30 kwietnia 2013
Dziękuję!
Kochani napiszę króciutko, bardzo bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze i maile, w których pomimo iż z większością z Was się nie znamy, to czuję serdeczną bliskość i ogromne wsparcie. Tak, myślę, że Marysia pokieruje moim życiem, bym teraz ja, tak jak robiła to ona do tej pory, dawała świadectwo miłości, która prowadzi do wszelkiego spełnienia.
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Mój Aniołek pomaga innym dzieciom
Pamiętam, kiedy podczas pobytu Marysi w szpitalu, leżała obok samotnie dziewczynka z podobnymi schorzeniami do mojej córeczki. Było mi jej strasznie żal, bo nigdy nie wiedziałam przy niej rodziców. Zachodziłam do niej się przywitać i ona wtedy tak jak moja córcia łypała na mnie oczkiem, zaciekawiona moim głosem. Pielęgniarki powiedziały, że to dziecko z Caritasu, gdzie siostry zakonne opiekują się porzuconymi, niechcianymi przez ich rodziców - chorymi dziećmi. Widziałam, jak przy każdym posiłku pielęgniarki wkładały, poczym wyjmowały sondę jednorazową przez nosek dziewczynki wprost do żołądka. Wiem co to znaczy, bo kiedy Marysi zakładaliśmy sondę do karmienia, choć nie potrafiła się bronić, jej grymas twarzy i kaszel świadczył to tym, że jest to bardzo nieprzyjemne, może nawet blolesne. BYł to czas Swiąt wielkanocnych, więc postanowiłam przynieść tej dziewczynce Natalce jedną sondę silikonową, 6 tygodniową, taką, jakie mieliśy w domu dla Marysi. Różnica jest taka, że po umieszczeniu sondy w żołądku, zostaje ona tam przez 6 tygondni, jest mięciutka, elastyczna z silikonu, a nie z twardej gumy jak te badziewne jednorazowe. Wiem jaki jest problem z kupieniem tych sond, oprócz tego, że są dorgie 55 zł za szt, to jeszcze trzeba się napocić, by znaleść dystrybutora. Przekazałam sondę tej dziewczynce. Minął miesiąc od tamtego dnia, i wczoraj, Marysia przypomniała mi o tej Natalce i zapewne innych potrzebujących dzieciach z domu opieki, prowadzonego przez siostry. Zadzwoniłam i zapytałam, czy mogę przekazać trochę rzeczy. Siostry zgodziły się. Moja mama pomogła mi zapakować do samochodu Marysi wózek rehabilitacyjny, który na szczęście był wyprany, gdyż wcześniej przygotowywaliśmy go na delifnoterapię, w której Pisia miała wziąć udział.. Ok 500 sztuk cewników do ssaka, do odsysania wydzieliny z dróg oddechowych, nowe strzykawki, leki przeciwpadaczkowe, wlewki, które niedawno kupiliśmy, nowy nocniczek Marysi, na którym nie zdążyła usiąść, ssak, nową piłkę rehabilitacyjną, sondy silikownowe, bandaże, kolorowe miseczki Marysi, i inne akcesoria. Siostry przyjęły nas bardzo ciepło, były zadowolone i siostra dyrektorka usłyszawszy, że Marysia odeszła kilka dni temu, zaczęła płakać. Przytuliłyśmy się, jednak powiedziała mi bardzo ważną rzecz, którą przecież Marysia uczyła mnie od dawna; Że nic, nie dzieje się bez przyczyny, Ona ma już wesele w niebie i teraz jeszcze pomaga innym dzieciom. To Ona kieruje moimi czynami i podsuwa mi trafne decyzje. Rozmowa, choć nie była długa, bo w zadadzie powiedziałam tylko, że to Marysia nauczyła nas kochać w wyjątkowy sposób, tak jak kocha TYLKO BÓG. I to ona chciała, bym za pomocą opowieści o jej życiu przekazała to wszyskto innym cierpiącym , dlatego jakby "przypadkiem" napisałam książkę. Siostra strasznie chcę ją przeczytać i umówiłyśmy się, że jak już zakończy się proces wydawniczy, spotkamy się, siostra zaprosi mnie do podopiecznych dzieci i porozmawiamy.
To spotkanie wniosło ogromne ukojenie w moje serce i w końcu miałam odwagę zajrzeć do jej szafy, by zostawić kilka rzeczy z któymi jestem emocjonalnie związana. I wbrew pozorom wcale nie są to najładniesze ubranka, ale te sprane, te domowe, w których była najczęściej. Resztę rzeczy postanowiłam spakować i zawiozę je wszystkie do sióstr zakonnych dla tych samotnych dzieciaczków, któym nikt nie kupi nic wyjątkowego. Choć nie są to rzeczy nowe, ale dane od serca. Mam cały przedpokój ubranek, wałek rehabiitacyjny, grający stojak do łóżeczka, siatę leków, kocyki, podusie, prześcieradełka , inhalator i leki do niego i wiele innych rzeczy, które pomogą tym cudownym dzieciom. Dziękuje CI MARYSIU, że zmieniłaś moje serce. Dzisiaj już wiem, że nie wrócę do pracy jako nauczyciel, a moja droga będzie zmierzać w kierunku pomocy innym
niedziela, 28 kwietnia 2013
Znak miłości od Marysi
Nie wiem czy widzicie to serce, jest oświetlone prominieniem słońca, ja wsród tych wszytkich chmurek widziałam tylko je. To dla mnie znak, że jest szczęśliwa. CHoć serce wciąż pęka mi z tęsknoty, to pociesza mnie myśl, że Bóg wysłuchał naszych próśb i ulżył jej w cierpieniu. Pozwolił mi kochać ją tylko tak, jak kocha Bóg, i teraz chociaż wciąż czuję tę miłość, chociaż wciąż mam odrychy codziennych naszych rytuałów, chociaż wciąż chce pędzić do domu, by nie zostawiać Marysi samej, jej fizycznie tu nie ma, ale na zawsze pozostanie w naszych sercach.
sobota, 27 kwietnia 2013
Mój aniołek..
Nie mogę spać.
Śniła mi się Marysia, i wiedziałam w tym śnie, że muszę jeszcze uporządkować jej szafę z ubrankami, co jest dla mnie najtrudniejsze. Śniły mi się piżamkowe spodenki w różowe paseczki, które często miała na sobie. Nie wiem jeszcze, może jest w tej szufladzie dla mnie jakiś znak od niej?
To takie dla mnie trudne. WIem , że Marysia wszystko zaplanowała najlepiej jak tylko umiała, by nie zakłócić wielu różnych uroczystości spraw i wydarzeń rodzinnych. Żegnała się z nami przez ostatni miesiąc swojego życia, pozwalając tym samym teściom odprawić uroczystą 35 rocznicę ślubu, ich wczorajszy zaplanowany dużo wcześniej wyjazd na pielgrzymkę, umożliwiła i dała nam czas, kiedy nie było jej w domu, bym każdą noc spędzała z młodszym synkiem. Teraz tez z nami śpi. Wciaż stoi Marysi łóżeczko. Zniknął tylko ze ściany drewniany aniołek z napisem Marysia, który jest teraz z nią u jej stóp. Wciąż mam jej pachnące ubranka i kosmetyczkę ze spineczkami i gumeczkami, w których są pukle włosków. Na ścianach wiszą jej fotografie, które ślą mi uśmiech z informacją, że jest szczęśliwa. Wiem, że tak jest. ALe nam pozostającym na Ziemi tak trudno się z tym pogodzić. WIem, że już nie cierpi, nie ma szlejącej gorączki, boleści z powodu zapalenia dróg moczowych, wiem, że oddycha swobodnie i z lekkością, że nie płacze, bo nie ma już atakó padaczkowych.
Jej świadomość jeszcze za życia była podzielona. Marysia miała wcześniej kilka krytycznych stanów, gdzie saturacja przez ok 2 minut wynosiła 0 i przytuliłam ją do serca wiedząc, że może odejść. Choć człowiek ma egoistyczne odruchy, my z sercem przepełnionym miłością i bólem, mówiliśmy jej, że jeśli tego pragnie, niech idzie do domu Ojca. Tam czeka na nią orszak anielski, który da jej to wszystko, czego tu nie mogła mieć. Marysia wiedziała, że musi jeszcze poczekać, że musi nas przygotować. I chociaż lekarze powiedzieli nam już w pierwszym tygodniu pobytu w szpitalu, że to jest jej ostatni czas, my pragnęliśy wierzyć, że tak nie jest, że wyzdrowieje i wróci do domu. Marysia jednak pokazywała nam jak bardzo cierpi tu na Ziemi, jaki sprawia jej ból choroba i z jakim trudem łapie każdy oddech. Nie chciała już dłużej być spoowijana kablami. Wykonała swoje ziemskie zadanie. Tak wiele nauk nam przekazała. Poczekała, aż uwiecznie to, czego nauczyła na kartach książki, aż dojrzemy do zrozumienia, że miłość polega na tym, by potrafić pozwolić odejść najukochańszej osobie do domu Ojca, kiedy jej czas dobiega końca. Choć żaden czas odjeścia, w rozumieniu ludzkiego umysłu nie jest dobry, to ten dla Marysi był najlepszy i za to dziękuję Bogu. CHoć łzy zalewają mi oczy, serce pęka z bólu tęsknoty, to głęboko w duszy czuję wdzięczność, że Bóg ogdarzył mnie Marysią, że zesłał mi aniołka, który nas prowadził, który nie wymawiając żadnego słowa, tak wiele nauk nam przekazał. Dzięki Marysi odnalazłam Boga....
"Słoneczko już" kołysanka dla Marysi
http://www.youtube.com/watch?v=pp-2oCV2yAo
Jest to kołysanka, która towarzyszyła nam przy ostatnim pożegnaniu Marysi. Słoneczko...
Jest to kołysanka, która towarzyszyła nam przy ostatnim pożegnaniu Marysi. Słoneczko...
"Śpij laleczko" Kołysanka dla Marysi
http://www.youtube.com/watch?v=DImNCdkr_Lk
Jest to druga kołysanka, która towarzyszyła nam przy ostatnim pożegnaniu Marysi. Śpij laleczko...
Jest to druga kołysanka, która towarzyszyła nam przy ostatnim pożegnaniu Marysi. Śpij laleczko...
Znak od Marysi
PODZIĘKOWANIA
W imieniu naszej kochanej Marysi, naszym i całej rodziny, pragniemy podziękować wszystkim bliskim, przyjaciołom, znajomym, i nieznajomym, którzy przez te 4,5 roku życia Marysi wspierali nas jak tylko mogli. Na ścieżce bólu, Bóg postawił tak wielu cudownych ludzi, dzięki którym łatwiej było nam znosić cierpienie choroby córeczki. Marysia była i jest ANiołem, który zsyłał nam inne Anioły w ludzkich ciałach, by nas podnieść. Ludzie ci, choć nigdy się nie znaliśmy, wzięli mnie pod swój dach, gdy stałam w rozpaczy z dala od domu, w mrocznym korytarzu szpitala, ludzie, którzy z nami płakali i którzy się z nami bawili, by pomóc Marysi. Dziękujemy wszystkim, którzy pomagali nam przy organizacji bali charytatywnych dla Marysi, którzy w nich uczestniczyli, dziękujemy na ciepłe słowa i za wielokrotną modlitwę, gdy Marysia przebywała w szpitalach. Dziękujemy każdemu, kto stanął na naszej drodze życia, bo to nie był przypadek. Każdy człowiek odegrał bardzo ważną rolę w naszym życiu i życiu Marysi, za co z głębi serca dziękujemy!
:(
To jedno z ostatnich zdjęć Marysi zrobione w szpitalu...
W piątek chciałam zabrać ją do domu, na pewno czytaliście że jak wróci doktor porozmawiam z nią i zabierzemy Marysię do domu. Marysia jest już w domu, w piątek ostatni raz się z nią pożegnałam. Boże tak strasznie za nią tęsknię. Wczoraj była pięna pogoda, słońce świeciło i pocieszało wszystkich zgromadzonych na pogrzebie ludzi. Dzisiaj deszcz opłakuje jej grobek i wszysktie piękne kwiaty, któe otrzymała są zroszone kroplami łez. Wiatr niesie z daleka piękny zapach białych róż, pod którymi śpi Marysia. Na dzień przed pogrzebem Marysia dała nam znak, że jest już w niebie i że jest szczęśliwa, prosiłam ją o to. Kiedy późnym wieczorem odprowadzałam moją siostę i jej córeczkę Olę, po przekroczeniu progu naszego domu, Ola krzyknęła - O! biały krzyżyk na niebie!
Tej nocy była pełnia księżyca, księżyc był bardzo duży i żółty, oświetlał sąsiednie domy z ulicy obok, natomiast niebo miało kolor ciemno granatowy, nie było widać żadnej gwiazdy ani chmurki, tylko nad nasyzm domem, duży biały krzyż, taki, jak zostawiają często na niebie samoloty. To był ewidentnie znak od Marysi, że Ona już jest u naszego Ojca. Jest otoczona miłością. Wiem, że kochają ja w ten sam sposób, w któy ja ją kochałam, bo tego uczucia nie da się objąć ludzkim umysłem. Marysia dała mi poznać poznać moc miłości Boga i choć nigdy nie wymówiła do mnie żadnego słowa, tak wiele mnie nauczyła. I choć nie było z jej strony żadnych wyznań, ani zwierzeń, była moim Aniołem, i czystą energią miłości, której nigdy wcześniej nie czułam. To nie jest ziemska miłość, to coś zupełnie innego, co poznamy, gdy przekroczymy bramy niebios.
W piątek chciałam zabrać ją do domu, na pewno czytaliście że jak wróci doktor porozmawiam z nią i zabierzemy Marysię do domu. Marysia jest już w domu, w piątek ostatni raz się z nią pożegnałam. Boże tak strasznie za nią tęsknię. Wczoraj była pięna pogoda, słońce świeciło i pocieszało wszystkich zgromadzonych na pogrzebie ludzi. Dzisiaj deszcz opłakuje jej grobek i wszysktie piękne kwiaty, któe otrzymała są zroszone kroplami łez. Wiatr niesie z daleka piękny zapach białych róż, pod którymi śpi Marysia. Na dzień przed pogrzebem Marysia dała nam znak, że jest już w niebie i że jest szczęśliwa, prosiłam ją o to. Kiedy późnym wieczorem odprowadzałam moją siostę i jej córeczkę Olę, po przekroczeniu progu naszego domu, Ola krzyknęła - O! biały krzyżyk na niebie!
Tej nocy była pełnia księżyca, księżyc był bardzo duży i żółty, oświetlał sąsiednie domy z ulicy obok, natomiast niebo miało kolor ciemno granatowy, nie było widać żadnej gwiazdy ani chmurki, tylko nad nasyzm domem, duży biały krzyż, taki, jak zostawiają często na niebie samoloty. To był ewidentnie znak od Marysi, że Ona już jest u naszego Ojca. Jest otoczona miłością. Wiem, że kochają ja w ten sam sposób, w któy ja ją kochałam, bo tego uczucia nie da się objąć ludzkim umysłem. Marysia dała mi poznać poznać moc miłości Boga i choć nigdy nie wymówiła do mnie żadnego słowa, tak wiele mnie nauczyła. I choć nie było z jej strony żadnych wyznań, ani zwierzeń, była moim Aniołem, i czystą energią miłości, której nigdy wcześniej nie czułam. To nie jest ziemska miłość, to coś zupełnie innego, co poznamy, gdy przekroczymy bramy niebios.
piątek, 26 kwietnia 2013
Ostatnia droga...
Na wstępie mszy odczytałam słowa, które wczoraj umieściłąm w poście, choć to zaledwie kropla w oceanie mojej miłości do niej. Dziękuje Bogu, że wybrał mnie na jej matkę, ale z jej odejściem me serce krwawi tryskającym i nieopisanym bólem. Nikogo nigdy bardziej nie kochałam. Choć mam dzieci i kocham je strasznie mocno, to Marysia była Aniołem, wobec której czułam i czuję miłość, jaką nie da określić słowami. Jestem przekonana, że tak właśnie wygląda miłość Boga do nas. Bez względu na wygląd, charakter, cechy fizyczne, bez względu na wszystko miłość jest tak ogromna, że wielokrotnie płakałam z radości i szczęścia, gdy na mnie spojrzała. Nawet dzisiaj, gdy tuliłam ją w trumience, miała lekko otwarte oczka, które ukradkiem spoglądały na mnie, jakby chcąc powiedzieć, mamusiu, nie płacz, jestem szczęśliwa, nie widzisz? Ogrzałam jej zmarzniętą rączkę i chciałam zabrać do domu. Wziąć na ręce, przytulić. Nieustannie powtarzałam jej jak bardzo ją kocham. ale moje słowa nie są wystarczające by wyrazić ogrom uczucia.
Dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli uczestniczyć w ostatniej drodze Marysi. Dziękuje również tym , którzy nie mogli przyjechać, jednak sercem byli blisko.
Podczas ceremonii pochówku, leciały 3 cudowne kołysanki, mówiące, spij córeczko niech wiatr wplata w wakoczyki kolorowe sny.
Boże nie mogę się pozbierać! NIe byłam świadoma tej ogromnej pustki. Choć boska miłość do Marysi pozbawiona egoizmu pozwalała jej odejść, choć mówiłam jej , żeby się nie bała, że jeśli zdecyduje, niech idzie do Pana. Tam nie będzie cierpieć. Tak bardzo pragnęłam , by nie cieerpiała. Przygotowywałą nas bardzo długo na swoje odejście, ale żaden czas nie jest dobry, kiedy kogoś kocha się w tak niewyobrażalny sposób.
Płakałam, kiedy urodziła się chora, bo moje serce rozrywał żal, że moje dziecko nie jest doskonałe. NIe zdawałam sobie wtedy sprawy, że ona właśnie była doskonała. Była czystą postacią Boga, któy zechciał do mnie przyjść, by tak wiele mnie nauczyć. Wiem, że dzięki niej jestem lepszym człowiekiem i że świat dzięki takim aniołom staje się lepszy. WIerzę głęboko, że kiedyś się spotkamy w Domu Ojca. bo gdyby nie ta świadomość, pękłoby mi serce z bólu po jej stracie.
czwartek, 25 kwietnia 2013
Dla mojej kruszynki.
To kilka słów, które i tak nie oddają ogromu miłośći do mojej kruszynki. Jeśli będę w stanie odczytam jutro te kilka słów na mszy Św.
Czymże jest miłość?
To takie trudne pytanie.
Miłości nie da się zdefiniować, ani wcisnąć w ciasne ramy ludzkiego umysłu.
Miłość to prawdziwy dowód na istnienie Boga.
Miłość nie zna egoizmu, nie dba o własne interesy, nie troszczy się o Ego.
Miłość nawet w bólu niesie ukojenie, bo Bóg jest miłością.
Dziękuję Ci Panie za Marysię. To ona niczym ANIOŁ zstąpiła z Nieba, by
obdarzyć nas czymś najpiękniejszym - tchnieniem TWOJEJ! BOSKIEJ miłości!
To Ona naczyła nas kochać prawdziwie, na zawsze, bezwarunkowo i ponad
wszystko.
To Ona Była najpiękniejszym darem z niebios, jaki mogliśmy od Ciebie otrzymać.
Choć nigdy nie powiedziała "mamo", tak wiele słów przekazała.
Choć nigdy mnie nie objęła, tak wiele miłości mi dała.
Tak wiele serc rozpaliła i ludzkich istnień zmieniła.
To Ona PANIE, jest wszystkim, ku czemu człowiek zmierza... Bezkresem TWOJEJ
miłości...
Dziękuję Ci, że to właśnie mnie wybrałeś na jej matkę.
Czymże jest miłość?
To takie trudne pytanie.
Miłość to prawdziwy dowód na istnienie Boga.
Choć nigdy mnie nie objęła, tak wiele miłości mi dała.
Tak wiele serc rozpaliła i ludzkich istnień zmieniła.
MÓJ ANIOŁEK

środa, 24 kwietnia 2013
:(
Nie wiem jak wyrazić wszystkie napływające mi do głowy myśli. Przede wszystkim bardzo wam dziękuje za piękne I szczere wyrazy smutku. Jesteście rodzicami, a tylko wtedy można ocenić siłę uczucia, które żywi sie do własnego dziecka. Marysia była , jest i zawsze będzie dla mnie prawdziwa częścią Boga. Nie jestem w stanie opisać sily miłości , której dzięki niej doswidczylam. Boże tak bardzo mi jej brak. Tak bardzo...
Ostatnie pożegnanie
Ostatnie pożegnanie naszej najukochańszej Marysieńki w piątek 26.04.2013 na cmentarzu Agrikola. Msza św o godz 11.00 w kościele Wszystkich Świętych przy cmentarzu.
już nigdy wiecej:(

MARYSIA ODESZŁA WCZORAJ
JEST W NIEBIE
ZASILILA GRONO ANIOŁKÓW;(
Przepraszam, ale na razie nie jestem w stnaie więcej nic napisać.
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
bez zmian

Nadal słabo...
niedziela, 21 kwietnia 2013
Niedzielne przytulanki

sobota, 20 kwietnia 2013
Nasza Pisia
III fragment mojej książki
Jest wyrwany z kontekstu, ale uchyli pewien rąbek tajemnicy
Pierwsza
wizyta u Joao…
Rankiem, wybrałyśmy się do kliniki,
zwanej Casa Dom Inacio, na spotkanie z Joao – Janem od Boga. Tłumy pielgrzymów
spokojnie podążały w kierunku Casy. Mijałyśmy po drodze różnych ludzi, którzy
byli dla nas niezwykle przyjaźnie nastawieni i pozdrawiali nas uśmiechem. To
było niesamowite uczucie, gdyż na co dzień trudno o takie doznania. Każdy pędzi
za swoimi sprawami i często nawet znajomych się nie zauważa. Natomiast tutaj,
znacząco dawało się odczuć powiew spokoju i nieopisanego uniesienia. Dotarłyśmy
na miejsce. Wewnątrz w tzw. sali głównej, jakby „poczekalni” o nazwie current,
( z j.ang. - aktualny, bieżący), było
już mnóstwo ludzi. Tam w języku angielskim i portugalskim
przekazywano pielgrzymom informacje i tłumaczono zasady panujące w Casie. Były
one również wywieszone na tablicach informacyjnych w przejściu głównym. Nie
wszystko rozumiałam, ale to nie stanowiło przeszkody, ponieważ życzliwość
zgromadzonych tam ludzi, dodawała otuchy i można było uzyskać pomoc
porozumiewając się nawet mową ciała. Ponieważ byłyśmy po raz pierwszy,
musiałyśmy stanąć w tzw. pierwszej linii. Ludzie wokół oczekiwali na swoją
kolejkę modląc się, bądź medytując. Niektórzy wytrwale stali, inni odpoczywali.
Pomimo natłoku pielgrzymów, nie odczuwało się napięcia, które zazwyczaj
towarzyszy w oczekiwaniu stojąc w kolejce. Nikt się nie przepychał, nie
denerwował. Ludzie byli uśmiechnięci i bardzo życzliwi. Przed spotkaniem z
Joao,odmawiano modlitwę do Matki Boskiej i modlitwę Pańską w języku angielskim
i portugalskim. Następnie pomocnicy – nazywani siostrami i braćmi Casy,
opowiadali o dokonaniach Joao, o roli jaką pełni wiara w życiu człowieka i o
tym niezwykłym, energetycznym miejscu. To uprzyjemniało czas oczekiwania w
kolejce i otwierało umysły na istotę
ludzkiego istnienia. Zasadą jest, że dzieci i osoby poruszające się na
wózkach inwalidzkich, wchodzą jako pierwsze, więc my miałyśmy pierwszeństwo.
Byłam zdenerwowana, bo nie wiedziałam co mnie czeka i co powie Joao. Spotkanie
z nim zazwyczaj trwa kilka sekund. Trzeba mieć wcześniej przetłumaczone na
język angielski lub portugalski trzy problemy, z którymi przychodzimy i Joao
się do nich ustosunkowuje. W zasadzie to nie Joao – bo jak twierdzi – nie on
uzdrawia, ale duchy zmarłych lekarzy i świętych, które wstępują w jego ciało.
Pamiętam, że prosiłam o uzdrowienie ze stanu padaczkowego, w którym Marysia się znajdowała, prosiłam o
moją przemianę duchową oraz o to, aby córeczka zaczęła się rozwijać. Trzymałam
kartkę w dłoni, przepełniona różnymi
emocjami szczęścia, strachu, ciekawości, nadziei oraz miłości. Wchodząc do sali
głównej, po obu stronach siedzieli ludzie z zamkniętymi oczami, którzy w pełnym
skupieniu medytowali. Panowała tam absolutna cisza, a w tle słychać było cichą modlitwę osoby
czuwającej nad pielgrzymami. To podnosiło atmosferę i czyniło to miejsce
jeszcze bardziej niesamowitym. Na końcu Sali siedział Joao w dużym drewnianym
fotelu, a przy nim stały dwa ogromne, wielkości szafy naturalne kryształy
górskie. Tę niesamowitą energię dawało się odczuwać niemal każdym atomem ciała.
Przede mną były różne osoby i po przekazaniu kartki natychmiast padało zalecenie
co dalej. Czasem były wyznaczane operacje energetyczne, innym razem zalecane
zioła lub łóżka kryształowe. Zdarzało
się także, że byt energetyczny, który w danej chwili znajdował się w ciele Jana,
nie był w stanie pomóc na dane schorzenie i wówczas wyznaczano inny termin.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Moje spotkanie trwało nieco dłużej,
ponieważ Joao uważnie wpatrywał się w Marysię, następnie spojrzał na mnie i
zalecił operację w dniu jutrzejszym. Z wytęsknieniem, ale i z lekkim niepokojem
wyczekiwałam jutrzejszego dnia. Po tym spotkaniu, miałyśmy trochę czasu na dokładniejsze
zwiedzenie Casy i odpoczynek. Podczas trzech dni w tygodniu, kiedy w Casie przebywał
Joao, pielgrzymi mogli posilić się nieodpłatną dla wszystkich, wspaniałą zupą
energetyczną. Do dzisiaj nie wiem, z czego ją przyrządzano, ale pamiętam jej wspaniały,
aromatyczny zapach,który unosił się nad
całą okolicą. Zupa była niezwykle lekka i pyszna, prawdopodobnie za zasługą tamtejszych
warzyw i owoców. Miała idealną konsystencję i wspaniały smak, którego nigdzie
wcześniej nie poznałam. Tłumy pielgrzymów codziennie ustawiali się w kolejce, by
rozkoszować się tą wspaniałą zupą.
Było tam coś jeszcze, co zapadnie w
mojej pamięci na zawsze. Jakieś 15 minut od kliniki Casa, biegła
prowadząca zboczem doliny droga, do
niezwykłego miejsca – magicznego wodospadu. Aby korzystać z jego dobrodziejstw,
musieliśmy uzyskać pozwolenie od Joao na odwiedzenie tego miejsca oraz
oczyszczającą, energetyczną kąpiel. Ponadto
należało stosować się do obowiązującego rytuału. W lekkim stanie
uniesienia, w palącym słońcu, zeszłyśmy w dół zbocza, prosząc byty energetyczne
o pozwolenie na oczyszczającą kąpiel. Zajęłyśmy miejsce przed wejściem do
wodospadu. Przed nami oczekiwało już kilkanaście osób w kolejce. Był to czas na
głęboki relaks i podziwianie niesamowitej tętniącej życiem, przepięknej przyrody.
W tymże miejscu, panował absolutny zakaz fotografowania, nagrywania oraz zrywania
kwiatów. Nie wolno było zabierać z tego miejsca niczego, co stanowiło jego
naturalną całość, chociażby kawałka
skały, kamienia, roślinności lub
czegokolwiek innego. To sprawiło, że pomimo odwiedzin tysięcy ludzi, miejsce to wciąż
jest naturalnie piękne i zachwyca nieskazitelną przyrodą.
piątek, 19 kwietnia 2013
Malusia poprawa

czwartek, 18 kwietnia 2013
NIestety znowu regres:(
Marysia

Rączka nadal spuchnięta. Ani lepiej ani gorzej. Stan bez zmian. Marysia ma lepsze kolorki ale nadal się trochę atakuje i sporo śpi. NIe miała jeszcze kontrolnych wyników, więc nie wiadomo czy krew pomogła i na ile. Pobrano jej wyniki ogólne, to potas nadal słaby, pomimo przetoczenia krwi. Może w sobotę w końcu nas wypiszą??? To już kolejny 4 tydzień a sytuacja nadal się nie zmienia za bardzo. Nasza dokrot jest albo chora albo ma wolne, bo od lekarzy dyżurnych nie wiele się dowiemy.
środa, 17 kwietnia 2013
Ulubione śniadanko Marysi
Krew podana
wtorek, 16 kwietnia 2013
Mamy krew

poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Krew w produkcji
Ach, tęsknię za tymi oczkami. Marysia teraz więcej śpi, jakby chciała odespać te wszystkie stany targających ją konwulsji. Jest bladziutka i bardzo potrzebuje tej krwi. Obawiam się tylko jednego, w jaki sposób przetoczą jej tą krew, skoro są tak duże problemy z założeniem wkucia. Ostatnie 20 krotne próby positkowały jej osłabione ciałko a przecież to trwa kilka godzin i nie ma możliwości, aby wkucie się zepsuło. Wkucie centralne do żyły głównej, też Marynia miała już zakładane kilkakrotnie i rónież są zrosty. Przy ostatniej próbie na OIOM-ie anestezjolog powiedziała, że to może ostatni raz kiedy się udaje, gdyż i tym razem były problemy i trafiła w tętnicę , co spowodowało krwotok. No cóż, zobaczymy....Dam znać kochani. Jeśli dzwonicie do mnie, to przepraszam, ale mam na razie niesprawny telefon., coś się zadziało jak mi spadł i nie mogę odbierać przychodzących połączeń. Także proszę zrozumienie i ewentualny kontakt na maila lub za pomocą komentarzy - czytam wszystko, więc odpiszę;)
Czekamy///

niedziela, 14 kwietnia 2013
Rotawirus

pomysł na niedzielne popołudnie
Potrzebna krew
Subskrybuj:
Posty (Atom)